Ekosystem na trójkę

Fot. Shutterstock
Fot. Shutterstock 46
Najsłabsze obszary polskiego ekosystemu startupowego to niewystarczający kapitał i nieumiejętność współpracy. Za plus należy za to uznać otoczenie instytucjonalne.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Czego potrzebuje dobry ekosystem startupowy? W przypadku tak wielowymiarowego tworu, na który składają się ludzie, instytucje, wiedza i kapitał, moglibyśmy rzec, że wszystkiego – od chętnych do zakładania biznesu począwszy, na cenach wynajmu mieszkań skończywszy. 

Jest jednak kilka elementów, które mają kluczowy wpływ na to, na ile duży i „żyzny” jest taki ekosystem. To przede wszystkim wysoki poziom kształcenia akademickiego, z naciskiem na możliwości jego wykorzystania w biznesie, wysokie nakłady na badania i rozwój  w stosunku do PKB, zdolność do komercjalizacji innowacji powstających na uczelniach, gęsta sieć otoczenia instytucjonalnego (jak parki technologiczne, inkubatory, akceleratory), łatwy dostęp do wiedzy eksperckiej, mentorów i wreszcie – aktywni inwestorzy, przede wszystkim w postaci funduszy venture capital i aniołów biznesu. Nie bez znaczenia są też odpowiednie regulacje prawne ułatwiające rozwój ekosystemu, poczynając od czasu, jaki jest potrzebny na zarejestrowanie spółki,  a kończąc na opodatkowaniu i ułatwieniach wizowych dla zagranicznych talentów. 

Według raportu Deloitte „Diagnoza ekosystemu startupów w Polsce”, najsłabiej u nas rozwinięte obszary tego ekosystemu to finansowanie i kapitał społeczny, które wraz z kapitałem ludzkim, otoczeniem instytucjonalnym i regulacjami prawnymi są podstawowymi składowymi dobrze funkcjonującego środowiska startupowego. Dużo lepiej wypadamy, jeśli chodzi o instytucje i przepisy, a stosunkowo nieźle w przypadku kapitału ludzkiego. Gdyby wyciągnąć z tego wszystkiego średnią ocenę, w skali 1–4 dostalibyśmy dwójkę z niewielkim plusem. Przekładając to na szkolne noty, jesteśmy trójkowiczem, gdzieś w połowie drogi między raczkowaniem a pełną dojrzałością charakterystyczną dla USA, Izraela czy Wielkiej Brytanii. 

O tym, że polski ekosystem, nawet jeśli szybko rośnie, wciąż jest na wczesnym etapie rozwoju, świadczy też to, że na jeden startup przypada u nas 15 tys. mieszkańców. A np. w Dolinie Krzemowej – 500. – Gdybyśmy mieli się porównywać wyłącznie na tle europejskim, jesteśmy 10 lat za ekosystemem brytyjskim, natomiast takie kraje, jak Rumunia, Bułgaria czy Litwa wyprzedzamy o pięć lat – mówi Borys Musielak, współzałożyciel i wiceprezes akceleratora ReaktorWarsaw. 

Anioły biznesu

Pieniądze (inteligentne)

W Polsce na milion obywateli przypada czterech aniołów biznesu, a w Wielkiej Brytanii – 66. Towarzyszy temu niedostatecznie rozwinięty obszar finansowania, przez wielu wskazywany jako najsłabszy element rodzimego ekosystemu. Niestety, jako naród mamy bardzo niski poziom oszczędności. I choć dochód rozporządzalny rośnie, a grupa najzamożniejszych się powiększa, mało komu chce się inwestować w ryzykowane przedsięwzięcia, jakimi są startupy. Do aniołów zaczynają jednak dołączać najbogatsi Polacy, w tym Sebastian Kulczyk i Krzysztof Domeradzki, którzy założyli stosowne fundusze. W ubiegłym roku powstał też pierwszy polski fundusz typu Corporate Venture Capital – PGE Ventures. 

Z raportu „Polskie Startupy 2017” fundacji Startup Poland wynika, że ciągle większość (62 proc.) młodych firm finansuje się u nas poprzez własne oszczędności  i reinwestowanie przychodów. Nic dziwnego – udział inwestycji venture capital w rodzimym PKB wynosi 0,005 proc., podczas gdy w Niemczech jest blisko 5-krotnie wyższy, a lider – Izrael – przebija nas kilkadziesiąt razy. 

Ogromną barierą w rozwoju, na którą często wskazują startupowcy, jest przy tym brak dostępu do tzw. smart money, czyli finansowania, za którym idzie wiedza ekspercka.

Widać jednak światełko w tunelu, bowiem w ciągu ostatnich dwóch lat fundusze VC ponad 2-krotnie zwiększyły poziom inwestycji na późniejszych etapach rozwoju startupów (średnio z 900 tys. euro do 1,8 mln), co ułatwia skalowanie i międzynarodową ekspansję. Sytuację finansową wielu innowacyjnych młodych firm mogą  w najbliższej przyszłości zmienić fundusze PFR Ventures z publiczno-prywatnym kapitałem. Od tego roku przystępują do inwestowania w startupy we wszystkich fazach rozwoju. 

Rozkwita także nowoczesne finansowanie społecznościowe, w tym polskie platformy crowdfundingu udziałowego czy ICO (Initial Coin Offering) na platformach blockchainowych. 

Kobiety w startupach

Nauczyć się współpracy

Jeśli chodzi o instytucjonalne otoczenie startupów, mamy powody do zadowolenia. Sieć inkubatorów, parków technologicznych i akceleratorów jest całkiem gęsta, a zakres usług dla lokatorów parków nie odbiega od tego w USA. 

Według Borysa Musielaka jesteśmy na takim etapie, że dotarcie do kogoś, kto poświęci nam czas, oceni, czy nasz pomysł ma sens, doradzi, co robić dalej, pomoże  w dopracowaniu modelu biznesowego, jest coraz łatwiejsze. – Jeśli jesteś w miarę otwarty i zorientowany, szybko dotrzesz do ludzi, którzy popchną cię we właściwym kierunku – mówi Musielak, który jeszcze kilka lat temu błądził we mgle, zakładając swój pierwszy biznes. 

Jego zdaniem największym problem polskiego ekosystemu nie jest brak funduszy, tylko kapitału społecznego, a zwłaszcza nieumiejętność współpracy i tworzenia interdyscyplinarnych zespołów. Chodzi o trudność w nawiązywaniu relacji pomiędzy osobami z wiedzą branżową, biznesową i techniczną. – Bez współpracy z ludźmi o odmiennych kompetencjach nigdy nie osiągniemy sukcesu – przestrzega i zauważa, że cykliczne spotkania w ramach takich imprez, jak Startup Weekend, to za mało. Potrzebne są rozwiązania systemowe. 

Być może w większym zakresie będziemy się uczyć tworzenia relacji od innych, kiedy powstaną regulacje lepiej nas włączające w światową rywalizację o „mózgi i pieniądze”. Co prawda, mamy tu wreszcie dobry początek: w ramach projektu Poland Prize będą ułatwienia wizowe dla talentów spoza strefy Schengen.

Nauka przekuta w biznes

Polski ekosystem zyskałby z pewnością, gdybyśmy przeznaczali więcej kapitału na badania i rozwój w odniesieniu do PKB oraz zmienili strukturę jego dystrybucji. Obecnie jest ona mocno scentralizowana (średnia dla UE to 12 proc, a w Polsce – 24 proc.). Brakuje też uczelni, w których innowacyjność i przedsiębiorczość byłyby dyscypliną naukową, a także studiów MBA  w tym zakresie. Problemy zaczynają się zresztą wcześniej – polskie szkoły ciągle są nadmiernie nastawione na indywidualne osiągnięcia. Powinny więcej uwagi zwrócić na uczenie przedsiębiorczości i współpracy, na przekładanie własnych dobrych wyników na wartość, którą można zaoferować innym. 

Słabo wygląda również współpraca naszych uczelni z biznesem, choć to się poprawia – po obu stronach. A generalnie, dla akademików z całego świata wzorem do naśladowania jest Izrael, gdzie uniwersytety zakładają własne firmy zajmujące się komercjalizacją opracowywanych przez siebie innowacji. Pierwsza z nich powstała już pod koniec lat 50. XX w. Prym na tym polu wiedzie Yissum należąca do Hebrajskiego Uniwersytetu w Jerozolimie, która ma na koncie ponad 9 tys. patentów i współpracę z gigantami, jak Intel czy Google. Transfer technologii odbywa się w niej nie tylko na zasadzie udzielenia licencji globalnym firmom. Sama zakłada spółki typu spinn-off, co roku ok. 10, które wchodzą na rynek z nowymi rozwiązaniami (jedną z nich, Mobileye, wycenia się na 9 mld dol.). 60 proc. zysku przeznacza oczywiście na prace badawczo-rozwojowe. 

Mozolnie stawiamy pierwsze kroki w tym kierunku. Od 2012 r. można powoływać takie spółki poza wewnętrznymi strukturami uczelni, zgodnie z kodeksem handlowym, a nie, jak wcześniej – w oparciu o prawo finansów publicznych. To znacznie ułatwiło współpracę z biznesem. Sprawę popchnęła też do przodu nowa ustawa z 2016 r., która zobligowała uczelnie do tworzenia spółek celowych. 

Czyli – dzieje się. Na czoło wysuwają się instytucjonalne rozwiązania, za nimi, znacznie wolniej, podąża mentalność. Ale może za kilka lat będziemy już mieli ekosystem na czwórkę?

 Startupy

ZOBACZ RÓWNIEŻ