Przyszłość pod lupą optymistki
© Wojtek Krzywkowskiz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2016 (15)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Dlaczego społeczne i gospodarcze prognozy budzą tyle emocji?
Mamy tendencję do patrzenia na przyszłość pod kątem tego, jaką chcemy, aby była, często traktując ją zresztą jako przedłużenie najświeższej przeszłości i teraźniejszości. Ktoś powie, że nie zgadza się z daną prognozą, zignoruje ją, bo nie traktuje jej jako jednego z wielu możliwych scenariuszy. Na przyszłość trzeba tymczasem patrzeć w sposób obiektywny i wielostronny, co jest trudne. Bez oceniania, czy to, co może się wydarzyć, jest dobre albo złe, wygodne czy nie. Prognozując, analizuje się obiektywne czynniki, które, o ile zaistnieją, mogą spowodować w konkretnej perspektywie fundamentalne konsekwencje. Dopiero potem, np. jako firma, możemy oceniać, czy jesteśmy w stanie przygotować się na dane zmiany.
W swoim raporcie na temat przyszłości pracy rozważa pani różne scenariusze. Ludzie zwykle skupiają się na takich czynnikach jak technologia i demografia. Pani bierze pod uwagę aż pięć, w tym klimat, politykę...
To prawda, o przyszłości biznesu i pracy mówi się zwłaszcza w kontekście czynnika technologicznego. W końcu każde przedsiębiorstwo musi dziś technologię uwzględniać w swoich działaniach. Lecz należy patrzeć szerzej. Weźmy na przykład czynniki polityczne i transparentność. Ta ma ogromny wpływ na funkcjonowanie firm. Muszą one działać w rzeczywistości, w której mamy internet i media społecznościowe, i każda rzecz może być łatwo upubliczniona. Formą transparentności jest dialog z użytkownikami, oczekiwanie na odzew z ich strony. Trendy są dziś napędzane przez potrzeby użytkowników. Albo weźmy wynagrodzenia. Jesteśmy nauczeni, że nie zdradzamy, ile zarabiamy. Ale widać już nasilający się odwrotny trend, żeby wynagrodzenia ujawniać, i to nie tylko na poziomie organizacji. Badania pokazują bowiem, że osoby, które wiedzą, ile zarabiają ich koledzy, są bardziej zmotywowane do pracy, a firmy przejrzyste w zakresie wynagrodzeń przyciągają więcej talentów.
Takie zmiany oznaczają większą uczciwość wobec pracowników...
Na przykład wobec kobiet. Wiemy, że zarabiają zdecydowanie mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach, wyłącznie przez płciową dyskryminację, a nie dlatego, że mają mniejsze kompetencje. A na rynku startupów zobaczymy, że biznesy zakładane przez kobiety są mniej dofinansowane niż te zakładane przez mężczyzn. I to mimo że badania pokazują, iż startupy kobiet częściej odnoszą sukces.
W trend transparentności wpisuje się narzędzie przygotowane na zlecenie Ministerstwa Finansów, które umożliwia, na podstawie danych z firmy, ocenić, czy różnice płac wynikają w niej z kompetencji czy z płci albo wieku danych osób. Transparentność pomoże zlikwidować różnice, których nie powinno być.
Zdaje się być pani optymistką w tym widzeniu przyszłości.
Zakładam też oczywiście różne negatywne skutki, niemniej optymizm bardziej do mnie przemawia. Jeśli spojrzymy na jakość naszego życia 100 lat temu, to widać, że się poprawia, człowiek żyje dłużej, potrafi leczyć więcej chorób, mamy nieograniczony dostęp do wiedzy, łatwiejszą komunikację, szybciej się przemieszczamy...
Nie zawsze jednak tak jest. Czasami robimy krok wstecz. Np. zmiany klimatu już wywołują megasusze i z czasem mogą doprowadzić do ucieczki milionów ludzi z zatapianych wybrzeży, a my, Polacy, stawiamy na węgiel i dobijamy energetykę wiatrową.
W swojej pracy mam do czynienia z wieloma firmami i często widzę to krótkowzroczne spojrzenie. Gdy trzeba rozważyć coś, co jawi się jako bardzo odległe, łatwo założyć, że to się pewnie nie zdarzy, nie widzieć swojego wpływu. Ale musimy pamiętać, że czas jest pojęciem względnym. Zawsze podaję przykład tego, co zrobił John Kennedy. W 1961 r. powiedział: do końca dekady pierwszy Amerykanin stanie na Księżycu. To się wtedy wydawało niewyobrażalne, a ostatecznie zajęło im tylko osiem lat. To jest kwestia wizji, decyzji, ogromnej determinacji i zaangażowania wszystkich zasobów. Jeżeli coś jest dla nas istotne, to jesteśmy w stanie to mocno przyspieszyć. W prognozowaniu takie rzeczy trzeba uwzględniać, rozumieć tę dynamikę. Uważa się, że procesu, który zaczął się 200 lat temu wraz z rewolucją przemysłową, nie da się już odwrócić, ale można go próbować zatrzymać, bo możliwe, że mamy na to jeszcze istotny wpływ. Dlatego Norwegia wprowadziła m.in. całkowity zakaz ścinania drzew. A u nas... rozmawiamy o gospodarczej wycince w Puszczy Białowieskiej. Krótkoterminowe i wąskie spojrzenie, tak częste u polityków, nie jest dobre, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie związane z prognozowaniem i podejmowaniem na tej podstawie ważnych długofalowo decyzji.
Wróćmy do pracy. W scenariuszach przedstawionych przez panią czas pracy może się wydłużyć, ale też skrócić.
Bywa i tak, że scenariusze się wykluczają. Dzieci urodzone po 2010 r. będą zapewne żyły ponad 100 lat. Nie ma ekonomicznej możliwości, by przez 40 lat pobierały emeryturę. Poza tym już teraz ludzie często nie chcą na emeryturę przechodzić, bo pragną czuć się potrzebni, nie chcą też drastycznie obniżać poziomu swego życia.
Jednocześnie im dłuższy czas pracy, tym większa konsumpcja, im większa konsumpcja, tym wyższe zużycie zasobów, np. energii. Żeby to wszystko chronić, być może ludzie będą musieli pracować mniej i krócej. Jest więc tendencja do skracania czasu pracy ze względu na konsekwencje środowiskowe. Ale mamy również scenariusz technologiczny, np. sztuczna inteligencja, optymalizacja pracy, spowodują, że pracy dla ludzi będzie mniej, więc będą pracowali tylko 4 godz. dziennie. Z kolei Szwecja testuje wariant 6-godzinny, bo pracownicy są wtedy bardziej kreatywni. To powinno zaciekawić przedsiębiorców.
Jest też prawdopodobny scenariusz, że będzie bardzo wysokie bezrobocie, na poziomie 40–50 proc., związane z automatyzacją.
Fundusze inwestycyjne, zachęcając do swych usług, argumentują nieraz, że na starość przyda się majątek na cuda, które będą wydłużać życie i ratować zdrowie. I że biedniejsi będą z tego wykluczeni. A teraz weźmy taki scenariusz: połowa dorosłych nie ma pracy. Większość ludzkości nie ma więc pieniędzy i przez to żyje krócej.
Może tak się zdarzyć. Już dziś widzimy duże rozwarstwienie społeczne. Ale pocieszające jest to, że technologia jest coraz tańsza. Weźmy koszty sekwencjonowania ludzkiego genomu. 15 lat temu były na poziomie 100 mln dol., dzisiaj – 1 tys. dol. Technologicznie możliwe jest zejście do 100 dol. albo i mniej. Każdy z nas mógłby wtedy tanio zbadać swoje DNA i na tej podstawie określić, na co może zachorować. I tak dalej. Jak mówiłam, jestem optymistką. Zakładam, że na rozwiązania wydłużające życie większość będzie sobie mogła pozwolić.
Gdy mowa o przyszłości pracy, zawsze pojawia się pytanie, kto ją właściwie będzie miał.
To bardzo trudne pytanie. Nie wiemy, czy jutro nie pojawi się technologia, która wywróci wszystko do góry nogami. 10 lat temu nikt z nas nie myślał, że jednym z głównych stanowisk w firmie będzie specjalista ds. social media.
Ale możemy przynajmniej podać cechy potrzebne przyszłym pracownikom, np. kreatywność.
Tak, kreatywność i elastyczność to najważniejsze cechy, które będą się sprawdzały w zawodach przyszłości. Chociaż... wiadomo, technologia ma tutaj wpływ. Wcześniej mówiono, że zawody przejdą do twórczych czy złożonych obszarów pracy z tych żmudnych, powtarzalnych, przejmowanych przez maszyny. A teraz, za sprawą sztucznej inteligencji, zagrożeni mogą być prawnicy, lekarze, ale też filmowcy i generalnie osoby kreatywne.
W różnych krajach coraz częściej mówi się o dochodzie gwarantowanym. Załóżmy, że będzie wypłacany, a przy tym życie, jak się prognozuje, może się zrobić bardzo tanie, wskutek spadku kosztów krańcowych. Jaki to mogłoby dać efekt, jeśli chodzi o styl życia, pracowania?
Nawet multimilionerzy zwykle pracują, bo mają taką potrzebę. Sadzę, i potwierdzają to eksperymenty prowadzone w Europie, że wprowadzenie dochodu gwarantowanego da taki efekt, że tylko niewiele osób przestanie pracować, natomiast reszta będzie dla siebie szukać obszarów dających im poczucie sensu, radość z podążania za swymi zainteresowaniami, inspiracjami, talentami.
Mogą też nastąpić inne zmiany. Dzisiaj, gdy się poznajemy, często pytamy: „Co robisz, czym się zajmujesz?”, mając na myśli wykonywaną pracę we współczesnym rozumieniu, jako przeciwieństwo wypoczynku. W scenariuszu, z bezrobociem na poziomie 50 proc., będziemy musieli jakoś inaczej się tożsamościowo określać, uwzględniając dużą ilość wolnego czasu. Pytałam w badaniu, co by było, gdyby człowiekowi udało się wyeliminować choroby, starzenie się i moglibyśmy żyć 1000 lat. Odpowiadano mi, że wtedy ludzie dzieliliby sobie te 1000 lat na setki i każdą przeznaczaliby na coś innego: na podróże, potem na pracę, potem na rodzinę. To można przenieść na różne płaszczyzny. Coraz rzadsze będą przecież sytuacje, że człowiek w jednej firmie czy zawodzie będzie pracował przez długie lata. A pracodawcy pracującej połowy stanęliby przed dużo większym niż dziś wyzwaniem, jak przyciągnąć i zatrzymać talenty...
Co pani sądzi o obecnej modzie na degradowanie znaczenia humanistów? W Japonii na uczelniach zamyka się wydziały humanistyczne...
Poruszyły panie bardzo istotną kwestię. Zupełnie się nie zgadzam z twierdzeniem, że humaniści się nie sprawdzają. To kolejny przejaw krótkowzroczności. Podejście humanistyczne daje nam to niezbędne, szerokie spojrzenie. Wychodzi od potrzeb człowieka, zamiast skupiać się tylko na technologii, bo to prowadzi do ekscytacji technologią, a nie do tego, czego naprawdę potrzebujemy... i wszystko się wali. Oczywiście brakuje nam kadr i ludzi wykształconych w naukach przyrodniczych, technologiach, lecz z drugiej strony, bardzo mocno potrzebujemy też humanistów patrzących wnikliwie, z dystansu, dalekowzrocznie.
Przyjrzyjmy się prognozowaniu zjawisk gospodarczych. Kryzys finansowy z 2007 r. skompromitował powszechnie stosowane, oparte na statystyce, matematyczne modele ekonometryczne, które tego kryzysu nie przewidziały. A po czasie można było stwierdzić, że było wiele sygnałów, które świadczyły o nadciągającym „czarnym łabędziu”, jednak trzeba było mieć szersze spojrzenie ogarniające złożoność gospodarki, w której tak istotny jest przecież czynnik ludzki. Musimy pamiętać, że jeśli chodzi o prognozowanie przyszłości, stosuje się metody ilościowe, ale one nie do końca się sprawdzają, bo zakładają na podstawie danych historycznych, że trend będzie trwał. To powoduje problemy, bo zawsze mogą wydarzyć się rzeczy, które wszystko wywrócą do góry nogami.
Co by pani poradziła osobom, które odpowiadają za naszą przyszłość?
Cokolwiek zrobicie, bierzcie pod uwagę wiele różnych czynników i patrzcie na konsekwencje w perspektywie przyszłych pokoleń, z myślą o tym, co im zostawimy. Starajcie się mieć nie tylko szeroko otwarte oczy, ale też głowy.
Natalia Hatalska
Analityk trendów, założycielka i CEO instytutu badań nad przyszłością – infuture hatalska foresight institute.
Autorka bloga Hatalska.com, uznawanego za jeden z najbardziej wpływowych blogów w Polsce, i bestsellerowej książki „Cząstki przyciągania”.
Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego i Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.
Członek Rady Marek w konkursie Superbrands oraz Rady Ekspertów Think Tank.
Jako stypendystka prestiżowego programu Joseph Conrad Scholarship studiowała również w London Business School w Wielkiej Brytanii.
Pomysłodawczyni wielu kampanii opartych na niestandardowych działaniach reklamowych i nagrodzonych w konkursach reklamowych.
Nagrodzona przez Geek Girls Carrots Srebrną Marchewką za bycie wzorem kobiety zajmującej się nowymi technologiami.
Więcej możesz przeczytać w 12/2016 (15) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.