Europy podróż na Księżyc
Gianfranco Visentin odwiedził w tym roku Polskę. Był gościem drugiej edycji European Rover Challenge, największej imprezy robotyczno-kosmicznej w Europie, która odbyła się we wrześniu w Chęcinach.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2015 (3)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Europejskiej Agencji Kosmicznej, znanej też jako ESA, stuknęła w tym roku czterdziestka. Powstaliście, by promować współpracę pomiędzy krajami Europy przy rozwijaniu technologii kosmicznych. Co jeszcze robiliście?
Przez te lata dbaliśmy o wzrost znaczenia sektora kosmicznego w przemyśle naszych państw członkowskich, z czasem zaczęliśmy też rozwijać współpracę z innymi agencjami, np. z Europejską Agencją Meteorologiczną, której do dziś dostarczamy satelity. Nasze odkrycia w dziedzinie technologii kosmicznych często znajdowały zastosowanie w życiu zwykłego człowieka. Najgłośniejszy przykład to system nawigacji satelitarnej Galileo.
Dziś słyszymy o ExoMarsie, a nawet o wznowieniu lotów na Księżyc...
Jesteśmy zaangażowani w mnóstwo, naprawdę mnóstwo projektów związanych z eksploracją Marsa i Księżyca. ExoMars to misja sztandarowa, z którą zresztą związany jestem osobiście: jako robotycy, bardzo przyczyniamy się do jej postępów. Dzielimy ją na dwa etapy. Pierwszy zakłada wysłanie w 2016 r. orbitera na orbitę Marsa. Będzie badał gazy śladowe i zapewniał zdolność komunikacyjną. Zamierzamy również przeprowadzić testy lądownika marsjańskiego europejskiej produkcji. Natomiast w 2018 r. planujemy wysłać łazik misji ExoMars, który będzie poszukiwał śladów życia na Czerwonej Planecie. Jest niezwykle zaawansowany technologicznie. Będzie mógł wykonywać odwierty do głębokości 2 m i pobierać próbki z wielu oddalonych od siebie miejsc, analizowane następnie przez jego aparaturę. Mamy nadzieję, że będziemy mieć wystarczające narzędzia, by stwierdzić, czy było życie na Marsie. A może odkryjemy, że wciąż tam jest?
Jeśli chodzi o Księżyc, nasz nowy dyrektor generalny jest entuzjastą ponownego na nim lądowania. Planujemy poprowadzić ten projekt we współpracy z rosyjskimi naukowcami. Naszym celem byłby południowy biegun Księżyca i zbadanie na nim substancji lotnych, lodu i wody. Rozmawia się też o bazie – myślę, że warto ponownie rozpatrzyć Księżyc jako niezbędny przystanek ku dalszej eksploracji kosmosu i poligon doświadczalny dla rozwijanych przez nas technologii.
Powrót na Księżyc byłby zapewne ważnym doświadczeniem społecznym. Już teraz np., z myślą o planach agencji kosmicznych, studenci z Holandii założyli „wioskę księżycową”, symulującą pobyt na Srebrnym Globie.
Wiele analogicznych testów ma miejsce na całym świecie – na Antarktydzie, w północnej Kanadzie, w stanie Utah. Mają przygotować człowieka do życia w nieprzyjaznym, obcym środowisku, w domyśle – marsjańskim. Jestem jednak pewien, że powstanie również więcej baz na Księżycu.
Flagowe misje ESA są często realizowane razem z innymi – z NASA, z Rosjanami... chyba nie chodzi tu tylko o wspólne finansowanie?
To prawda. W danym momencie istnieją różne naukowe zapotrzebowania, które mogą się wzajemnie uzupełniać – warto łączyć je wtedy we wspólną misję. Faktem jest również, że w ten sposób realizujemy większość naszych najważniejszych projektów, jak choćby przeprowadzana razem z NASA misja sondy Cassini-Huygens, którą można uznać za udaną, odkąd parę lat temu nasz lądownik szczęśliwie znalazł się na Tytanie – jednym z księżyców Saturna. Z kolei ExoMars realizujemy we współpracy z Roskosmosem. W tej misji Rosjanie odpowiadają za lądownik, który dostarczy naszego łazika bezpiecznie na powierzchnię planety. Oni są tu bardziej zainteresowani nauką o atmosferze i przeprowadzeniem badań, które pomogą poznać własności chmur na Marsie. My – badaniem powierzchni i umożliwiającą to technologią.
Jaki jest poziom europejskiej robotyki na tle innych?
W aspekcie „ziemskim”, mamy w Europie olbrzymią społeczność badaczy i pod wieloma względami zajmujemy bardzo wysoką pozycję. Często to my wyznaczamy kierunek rozwoju. Jeśli spojrzymy na zastosowanie robotów w przemyśle – znów Europa wypada znakomicie. W minionym roku była druga, jeśli chodzi o ich sprzedaż, pierwsza była Azja. A aspekt „kosmiczny”? Cóż... wciąż, niestety, nie mamy europejskich robotów w kosmosie. Amerykanie oczywiście mają rozwinięte oba typy robotyki: przy pomocy robotów budowali choćby stację kosmiczną, łącząc w całość ogromne moduły. Zresztą zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie wysyłają roboty na Marsa, Księżyc. Nawet Japończycy inwestowali w przeszłości w przeprowadzenie demonstracji robotów manipulujących obiektami krążącymi po orbicie – sam brałem w tym projekcie udział. Sądzę jednak, że w dziedzinie robotyki kosmicznej niedługo doszlusujemy do najlepszych.
Ile krajów uczestniczy w pracach ESA i jak Polska tu wypada?
Agencja liczy 22 państwa członkowskie i chcemy, aby każde z nich aktywnie uczestniczyło w jej projektach. Szczególną uwagę zwracamy na nowo przyjęte kraje, aby mieć pewność, że rozwijają się w danym sektorze i w miarę możliwości włączają w trwające już projekty. Tak więc, jesteśmy w stanie sprawić, by w każdym państwie członkowskim działał dobrze rozwijający się biznes kosmiczny, który będzie przyczyniał się tam do tworzenia firm, bez powielania przy tym pomysłów.
Polska współpracowała z nami od 1994 r. – była jednym z pierwszych wschodnioeuropejskich krajów, które podpisały umowę o współpracy, następnie porozumienie PECS w 2007 r., a od niedawna jest już w ESA, co zmienia też sytuację o tyle, że teraz wpłaca składkę członkowską – 30 mln euro rocznie. Od 2002 r., kiedy rozszerzyliśmy umowę o współpracy, polskie urządzenia znalazły zastosowanie w większości sztandarowych misji badawczych Agencji, jak choćby wspomniana już Cassini-Huygens, Mars Express – nasza pierwsza misja na Marsa, satelita Integral, teleskop Herschel, Galileo, lądownik Rosetta…
Z tego, co wiem, obecnie skupiacie się na tym, by wykorzystywać w przemyśle naukowe osiągnięcia Centrum Badań Kosmicznych PAN, które zresztą w przeszłości przysłużyły się rosyjskiemu programowi kosmicznemu. Myślę, że to dobra droga.
Kiedy ESA rozwija jakieś nowe zastosowania, podejmuje się nowych misji, często łączy się to z działalnością startupów oraz z pozyskiwaniem funduszy i większym zaangażowaniem danej branży w projekt. Od 40 lat tworzymy też duże integratory, które skupiają wyspecjalizowane firmy, zazwyczaj z sektora MSP.
Co Pan sądzi o współczesnym sektorze kosmicznym w Polsce?
Działa w nim już kilkadziesiąt przedsiębiorstw, przede wszystkim małych i średnich, jest też kilka instytutów badawczych, na czele z Centrum Badań Kosmicznych PAN, jest wiele grup naukowców na uczelniach. Poza tym, bardzo prężni są studenci, a młodzi polscy robotycy kosmiczni mają znakomitą renomę – widać duże zainteresowanie moją dziedziną. Entuzjazm wobec kosmosu jest w ogóle ogromny. Niektóre firmy są bardzo szybkie w dostarczaniu nam rzeczy, których potrzebujemy, inni się jeszcze zastanawiają, nad czym mogliby pracować. A mówiąc o konkretach, podam może kilka ciekawych przykładów: tzw. odbiorniki czasu firmy Piktime Systems są stosowane w systemie Galileo we Włoszech. Inna firma, Creotech Instruments, która realizowała już niejednokrotnie projekty dla ESA, otworzyła w tym roku sterylną halę do montażu elektroniki, o bardzo wysokiej niezawodności, na powierzchni urządzeń kosmicznych – pierwszą w Polsce. Z kolei Astronika, która w ramach kontraktu z nami pracuje już nad mechanizmami trzymająco-zwalniającymi, zgłosiła bardzo interesujący projekt skaczącego robota do eksploracji trudno dostępnych rejonów na innych planetach.
Dodam, że kiedy ESA rozwija jakieś nowe zastosowania, podejmuje się nowych misji, często łączy się to z działalnością startupów oraz z pozyskiwaniem funduszy i większym zaangażowaniem danej branży w projekt.
Od 40 lat tworzymy też duże integratory, które skupiają wyspecjalizowane firmy, zazwyczaj z sektora MSP.
Polska liczy na to, że rozwój przemysłu kosmicznego będzie jednym z motorów jej innowacyjności, z korzyścią dla gospodarki...
Z pewnością są na to duże szanse. Nie znam badań pokazujących, jaki wpływ wywiera na polską gospodarkę rozwój przemysłu kosmicznego, ale wiem, że np. w Wielkiej Brytanii każdy funt wydany na ten przemysł oznacza 2,2 funta przychodu w tym sektorze i branżach z nim powiązanych. Ten wskaźnik osiąga podobną wielkość także w innych krajach.
Obecnie Polska skupia się na tym, by wykorzystywać w przemyśle naukowe osiągnięcia Centrum Badań Kosmicznych PAN, które zresztą w przeszłości przysłużyły się rosyjskiemu programowi kosmicznemu. Myślę, że to dobra droga.
Jak długo trwa projekt kosmiczny?
To zależy, jaka jest definicja jego zakończenia, a to się zmienia. Powiedziałbym, że projekty kosmiczne w ESA są bardzo wymagające. Najpierw studiujemy temat, dowiadujemy się, z jakimi problemami przyjdzie się zmierzyć i czy są rozwiązywalne. Kiedy zaczynamy rozumieć ich istotę, układamy program technologiczny. Badania nad misją stają się bardziej zaawansowane, skupiamy się na jej poszczególnych elementach. Na koniec wpływają fundusze. Zajmujemy się nowymi misjami tylko, jeśli kraje członkowskie zdecydują, że chcą je poprzeć. Reprezentanci ESA przekonują władze w swoich krajach. Trzeba udowodnić, że nowy projekt jest potrzebny. To wszystko nigdy nie zajmuje mniej niż siedem lat, a zazwyczaj ok. 10, ale kiedy już taka misja wystartuje, to zwykle na bardzo długo. Niektóre trwają od 20 lat i wciąż zbierają dane. Jeśli masz wydać setki miliardów, żeby eksplorować kosmos, musisz mieć pewność, że misja będzie kontynuowana, aby inwestycja zwróciła się tak, jak to tylko możliwe.
Co jest w tym całym przedsięwzięciu, związanym z podbojem kosmosu, największym wyzwaniem?
Jak zawsze – ludzie. W projektach uczestniczą tysiące inżynierów. Oczywiście, są bardzo dobrzy w rozwiązywaniu problemów, ale nieszczególnie sobie radzą z komunikacją i współpracą. Czyli to jest właśnie największe wyzwanie: tworzyć z nimi duże projekty dla wspólnych, wielkich celów. Czekam zwłaszcza na rok 2018 i realizację ExoMars. Wylądowanie na Marsie będzie próbą europejskiej robotyki.
Więcej możesz przeczytać w 3/2015 (3) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.