Wszystko co trzeba wiedzieć o kryzysie energetycznym
Kryzys energetyczny ma długofalowe konsekwencje dla gospodarek, fot. ShutterstockWiktor Cyrny: Podwyżki cen energii rząd zgania na efekt wojny w Ukrainie. Jednak podobna narracja dotyczy inflacji i trudno oprzeć się wrażeniu, że to wygodny sposób zbywania pytań obywateli. Jak jest naprawdę?
Michał Stajniak, analityk w XTB: Znalezienie źródła potężnych podwyżek cen energii w Europie oraz na całym świecie nie jest takie oczywiste. W przypadku Europy należy zwrócić uwagę na wieloletnie zaniedbanie związane z bezpieczeństwem energetycznym. Niemcy korzystały gospodarczo na bardzo tanim rosyjskim gazie, co doprowadziło do mocnej przewagi konkurencyjnej w przemyśle na tle całej Europy oraz również całego świata. Z drugiej strony niskie ceny doprowadziły do uzależnienia oraz braku chęci do dywersyfikacji, a nawet zmniejszanie dostępności źródeł energii. Ze względu na długotrwałą, choć niewytłumaczalną niechęć do atomu, Niemcy od dłuższego czasu wygaszały swoje elektrownie, choć moment kulminacyjny przyszedł w najgorszym możliwym czasie.
Drugim ważnym czynnikiem, który doprowadził do wzrostu cen energii była pandemia. Na początku mocna redukcja aktywności gospodarczej doprowadziła do zmniejszenia się popytu, co doprowadziło z kolei do wyłączenia niektórych szlaków dostaw. Z kolei mocne ożywienie stymulowane przez politykę monetarną oraz fiskalną doprowadziło do potężnego wzrostu zapotrzebowania na energię, której podaż była oczywiście ograniczona. Nie należy również zapominać o bardzo mroźnej zimie w pierwszej fazie pandemii, która doprowadziła do wydrenowania zapasów gazu, węgla i innych paliw.
Ostatnim i najbardziej oczywistym poziomem jest oczywiście sama wojna. W tym wypadku jest to związane z niepewnością i używaniem surowców energetycznych jako broni. Rosja zamknęła już możliwość dostaw gazu do niektórych krajów europejskich, a same kraje UE szukają źródeł w innych częściach świata, tym samym podbijając popyt tam, gdzie rynek był zbilansowany i nie był w stanie dostarczyć większej ilości podaży.
Nie należy zapominać o samej zielonej agendzie w Europie, która też ma wpływ na tę sytuację.
Z pewnością zielona agenda ogranicza możliwość wykorzystywania tańszych źródeł energii, choć oczywiście mniej emisyjnych. Największym problemem dotychczasowej polityki była niechęć do atomu i jednoczesne preferowanie gazu jako paliwa przejściowego, w oczekiwaniu na budowę większej ilości “zielonych elektrowni”, czyli farm wiatrowych czy solarnych. Oczywiście sama polityka nie jest zła, ale tempo wprowadzania zmian jest bardzo wysokie, na czym korzystają gospodarki, w których zielona agenda nie jest kluczowym tematem (m.in. Chiny czy Indie).
Jak rosnące ceny energii wpływają na inflację? Co musi się stać, aby zakończyć tę spiralę? Czy wszelkie programy pomocowe dla Polaków nie przedłużają tylko rozpędzonej inflacji, która uderza w polskie firmy?
W długim terminie ceny surowców, w tym energetycznych mają ograniczony wpływ na inflację. Niemniej w momencie, kiedy producenci nie są w stanie kompensować wysokich cen surowców poprzez efekt skali, zaczyna pojawiać się inflacja surowcowa. Kluczowym surowcem, który powoduje wzrost ogólnej inflacji jest ropa naftowa. Z drugiej strony kluczowy jest również węgiel i gaz. Ze względu na spore ograniczenie dostaw z Rosji, ich ceny pozostają wysokie. Właśnie dlatego, jeśli inflacja ma wpaść w trend spadkowy, potrzebujemy spadku lub stabilizacji cen surowców energetycznych. Drugim potrzebnym czynnikiem jest ograniczenie popytu konsumenckiego. Oczywiście to najprawdopodobniej doprowadzi do spowolnienia lub nawet recesji, ale firmy nie będą mogły już podwyższać cen produktów lub usług, licząc na wciąż silną postawę konsumentów. Spółki będą musiały szukać oszczędności w innych miejscach, m.in. poprzez ograniczenie zatrudnienia, aby móc zaoferować niższe ceny swoich produktów czy usług.
Zapowiadane nowe taryfy dla przedsiębiorców przewidują kolejne ogromne podwyżki. Jakie natomiast są perspektywy rynkowe? Czy spodziewamy się kolejnych rekordów cen surowców energetycznych? A może już jest jakaś perspektywa stabilizacji?
Niestety na ten moment nie widać żadnego powiewu optymizmu. Ceny energii elektrycznej na giełdzie towarowej czy ceny gazu na giełdach europejskich rosną w astronomicznym tempie i są nawet kilkukrotnie wyższe niż przed okresem pandemii czy wojny. Taka sytuacja może doprowadzić do znacznych zwyżek cenowych, nie tylko w przyszłym roku, ale nawet w roku bieżącym. Oczywiście wciąż najbardziej chronioną grupą będą ostateczni konsumenci, czyli gospodarstwa domowe. Tam podwyżki cen prądu czy gazu od przyszłego roku powinny być najmniejsze, ze względu na działania URE. Niemniej zwiększone koszty energii dla przedsiębiorców i tak będą odczuwane w cenach produktów czy usług. Oczywiście ceny energii elektrycznej nie powinny reagować tak mocno na zmieniającą się sytuację, jak było to w trakcie początkowej fazy wojny.
Od lat mówiono nam, że polska gospodarka stoi węglem, ale kiedy nadszedł kryzys energetyczny okazuje się, że potrzebujemy węgla taniego, a nie polskiego. Czy może pan wyjaśnić dlaczego sprowadzamy węgiel z innych krajów?
Całe zapotrzebowanie na węgiel w Polsce jest zabezpieczone dostawami z polskich kopalni. Oczywiście koszty ich działalności rosną, ale jednocześnie elektrownie nie muszą martwić się dużymi zwyżkami cen na giełdach zagranicznych. W tym wypadku największy problem mają ciepłownie czy elektrociepłownie, które w dużej mierze bazowały na węglu zagranicznym, głównie z Rosji.
A jak wygląda teraz sytuacja z gazem? Czy zimą Rosja będzie znów szantażować Europę?
W przypadku cen gazu sytuacja w Polsce powinna być lepsza niż w Europie, choć ceny sięgają już poziomów 200 EUR/MWh. Gazprom wznowił dostawy gazu do Europy, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Co więcej, w dalszym ciągu trwa “telenowela” związana z turbinami czy innymi częściami potrzebującymi konserwacji. Może dojść do sytuacji w której Rosja kolejny raz wykorzystuje surowce energetyczne jako broń w najgorszym możliwym momencie, czyli w trakcie szczytu sezonu grzewczego.
Czy niemoc złotego względem głównych walut tylko potęguje problem rosnących kosztów? I jak wygląda nasza sytuacja na tle innych krajów Europy?
Niemoc polskiego złotego nie jest niczym nadzwyczajnym na tle europejskim. Oczywiście obserwujemy słabość złotego do euro czy do franka szwajcarskiego, ale ogólnie waluty europejskie znajdują się pod presją ze względu na potencjalny kryzys energetyczny. Dodatkowo złoty znalazł się pod obstrzałem spekulantów ze względu na wywyższone oczekiwania dotyczące dalszych podwyżek. Chociaż te w Polsce najprawdopodobniej powinny być wyższe to jednak bank centralny zdecyduje się na ich ograniczenie, gdyż bardzo duża część czynników odpowiadających za inflację jest związana z czynnikami zewnętrznymi.
Warto przywołać tutaj przykład Węgier, gdzie uzależnienie od rosyjskiego gazu czy ropy sięga niemal 100%. Tam bank centralny decyduje się na zdecydowanie większe podwyżki, co ma na celu zatrzymać uciekający kapitał z kraju. Na ten moment nie widać dużych sukcesów i waluta jest w dalszym ciągu wyprzedawana. W Czechach sytuacja wygląda nieco inaczej, choć tam bank centralny decyduje się na stabilizację waluty poprzez interwencje walutowe. Sytuacja Polski jest nieco lepsza, nie tylko ze względu na wysokie rezerwy walutowe, ale również ze względu na względne bezpieczeństwo energetyczne. Blackout raczej nie powinien nam grozić, ale nieco niższe temperatury w domach najprawdopodobniej tak.
Jakie są perspektywy na następne miesiące? Co musiałoby się wydarzyć, aby ceny energii wróciły do poprzednich wartości? Czy perspektywa (powiedzmy roczna) to tylko “zagryzanie zębów” i “ocieplanie domów” jak radzą politycy PiS?
Ceny energii najprawdopodobniej nie powrócą do “normalnych” poziomów przez najbliższe kilka lat. Na ten moment najprawdopodobniej jedynym ratunkiem Polski czy Europy jest inwestycja w alternatywne źródła energii, czyli oczywiście zielona energia, której dalszy rozwój czy to podażowy czy technologiczny zapewnia w dalszym terminie dostęp do tańszej energii, czy w końcu energia atomowa. Paliwa pozostaną drogie, dopóki nie dojdzie do totalnej deeskalacji sytuacji pomiędzy Rosją i Ukrainą, a na to szanse są raczej nikłe.
Co więcej, duża część wzrostów cenowych na wielu rynkach jest związana z napiętymi łańcuchami dostaw, głównie za sprawą Chin. Napięty łańcuch dostaw to niestety spuścizna pandemii, która w dalszym ciągu na świecie nie została zakończona. Jeśli Chiny nie zdecydują się na zmianę podejścia, może dojść do sytuacji w której na jesień i w I kwartale przyszłego roku będziemy mieć tak napięte łańcuchy, że nie tylko będą rosnąć ceny, ale również dojdzie do znacznego spowolnienia aktywności gospodarczej, ze względu na brak potrzebnych półproduktów.