Nie spłacajcie tych wszystkich długów
© Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2016 (8)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Tymczasem dzisiejszy inwestycyjny las pełen jest trendów, które już dawno urosły za wysoko i grozi im w każdej chwili załamanie. A drzewem, które dominuje nad wszystkimi innymi i obok którego nie wolno przechodzić obojętnie, jest zadłużenie najbogatszych gospodarek.
Jakiś czas temu umówiliśmy się, po analizach, że bezpieczny poziom zadłużenia Skarbu Państwa w przypadku rozwiniętych gospodarek, liczony jako odsetek dochodu narodowego, wynosi ok. 60 proc. Jednak w 2010 r. Carmen M. Reinhart i Kenneth S. Rogoff mocno tę poprzeczkę obniżyli. Przekonywali nas w swej głośnej i bardzo wówczas kontrowersyjnej publikacji, że zadłużenie rządu nieprzekraczające poziomu 90 proc. dochodu narodowego nie wpływa negatywnie na wzrost gospodarczy.
Jednak potem minęło kilka lat pokryzysowego popuszczania pasa i wiele ważnych gospodarek znalazło się w tej ulgowej strefie zadłużeniowego zagrożenia: Japonia (230 proc.), Włochy (133 proc.), USA (103 proc.), Hiszpania (101 proc.), Francja (96 proc.), strefa euro (94 proc.), Wielka Brytania i Kanada (po 87 proc.).
A to dopiero początek. W celu spłaty zadłużenia rządy nie dysponują pełną wartością dochodu narodowego, lecz jedynie jej częścią opodatkowaną. Okazuje się, że jeśli przeliczymy zobowiązania skarbowe w stosunku do rzeczywistych dochodów państwa, Japonia jest już na poziomie ok. 900 proc.! A za nią mamy Grecję (475 proc.), USA (408 proc.) oraz Islandię, Portugalię i Włochy (od 300 do 310 proc.).
Prawdziwy horror statystyczny zaczyna się jednak, gdy na zadłużenie danego państwa spojrzymy pod kątem jego przyszłych zobowiązań zdrowotnych i emerytalnych. Bo wtedy USA, chociaż wciąż „tylko” na trzecim miejscu, dobijają do 688 proc.
Możemy też połączyć w jednym wskaźniku zobowiązania rządu z długiem prywatnym. A wtedy poziom USA to 370 proc., strefy euro – 460 proc., Chin – 300 proc., a Japonii – lidera w starzeniu się populacji i tempie zadłużania się – 650 proc. I pomyśleć, że rynek obligacji, ze względu na ujemne stopy procentowe nowych 10-letnich papierów, dopłaca dzisiaj rządowi w Tokio za prawo do pożyczenia mu swoich wolnych środków!
Jednym słowem, coraz bardziej i szybciej zadłużamy nasze gospodarki, finansując w ten sposób dotychczasowy styl życia. A zważywszy na skalę zjawiska – dług ten jest niespłacalny. Pamiętajmy bowiem nie tylko o starzeniu się społeczeństw, lecz także o postępującej globalizacji czy wreszcie o rosnących przyszłych kosztach obsługi długu, jeśli bankom centralnym uda się przywrócić inflację.
Co w tej sytuacji? Ano, możemy być strusiem i udawać, że nie ma problemu. Możemy też sięgnąć po akademicką wymówkę i obiecać, że spokojnie to wszystko spłacimy, gdy tylko wróci szybszy wzrost gospodarczy. Możemy wreszcie ogłosić rządową upadłość, ale wtedy ucierpią inwestorzy posiadający nasze obligacje skarbowe, co doprowadzi do bankructwa lokalne fundusze emerytalne i nie tylko.
Dlatego, drodzy Prezydenci i Premierzy najbardziej zadłużonych gospodarek świata, gdybym był na waszym miejscu i naprawdę troszczył się o przyszłość obywateli, już dziś przyznałbym, przynajmniej sam przed sobą, że konieczne będzie alternatywne rozwiązanie. Ale nie martwcie się: mam dla was dobrze przemyślany gotowiec.
Od dzisiaj nowe emisje waszego skarbowego długu będą obejmowane wyłącznie przez lokalne banki centralne korzystające z przyzwolenia rynków na ich nieograniczoną monetarną agresję. Banki te finansować również będą, bez żadnych limitów, wykup wyemitowanych wcześniej obligacji, które posiadają prywatni lub instytucjonalni inwestorzy, krajowi i zagraniczni. Sięgnijcie też po dodatkowe elektroniczne pieniądze, aby sfinansować funkcję państwa opiekuńczego i zainwestujcie, oczywiście na monetarną krechę, w niezbędną infrastrukturę.
A na koniec wspaniałomyślny bank centralny za jednym naciśnięciem monetarnego klawisza umorzy te wszystkie długi, przywracając wam, z dnia na dzień, wolnorynkową zdolność kredytową. Jako efekt uboczny pojawi się tak pożądana inflacja.
Tylko błagam, nie ujawniajcie tych planów inwestorom, bo wywołacie największą w historii hossę na rynkach kapitałowych. Niby po co?
Więcej możesz przeczytać w 5/2016 (8) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.