Czy podniesienie podatków spowodowałoby ucieczkę firm za granicę?
© Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2017 (17)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Szymon Murawski, prawnik i doradca podatkowy Tax Matters
Pomysł podwyżki podatków od osób fizycznych przemknął przez media. Co prawda w końcówce roku rząd się z niego wycofał, ale nie można wykluczyć ponowienia takiej próby za rok. Zakładając zatem progresywną podwyżkę dla tzw. lepiej zarabiających, należy przyjąć, że przełożyłoby się to na podatkową emigrację tych osób, które zostaną najbardziej dotknięte zmianą. Nie wszystkich i nie w sytuacji, gdy podwyżka byłaby niewielka, ale spójrzmy na fakty.
Kiedy pojawiły się wspomniane doniesienia, najczęstszym wstukiwanym w Google pytaniem było: „jak przenieść firmę do Czech?”. Niegdyś zadawano je sporadycznie, teraz jest cała fala takich zapytań – co wiem z własnego doświadczenia oraz tego, co usłyszałem od zaprzyjaźnionych doradców podatkowych i księgowych. Stawiają je nie tylko osoby fizyczne, ale także firmy obawiające się podwyżki kosztów pracy i emigracji młodych, uzdolnionych ludzi. Coś więc jest na rzeczy, chociaż jest to bardziej skomplikowana sprawa, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Po pierwsze, nie wiemy, jaki jest próg wytrzymałości polskich podatników. Zapewne podniesienie danin o kilka punktów procentowych nie spowoduje dużej fali emigracji. Niemniej może wywołać niezadowolenie, gdyż w powszechnej świadomości 19-procentowy podatek liniowy jest po prostu fair. Jednak znaczna podwyżka spowoduje, że ludzie będą wyjeżdżać. Najbardziej podatni na exodus będą młodzi, wykształceni, wykonujący wolne zawody: programiści i informatycy, graficy komputerowi i wszyscy z nowych technologii, gdzie liczy się kreatywność, a nie siedzenie przy biurku. Ponadto często zmieniają miejsce zamieszkania ludzie bogaci, będący właścicielami dużych grup spółek.
Wiemy, ile osób wyjechało „za chlebem” do Wielkiej Brytanii. Czemu więc nie mieliby wyjeżdżać do krajów oferujących przyjaźniejsze podatki, a do tego miłych do życia, jak Malta czy Cypr? Koszty utrzymania są tam porównywalne. Inne ciekawe i bliższe nam kierunki to Czechy, Litwa, Łotwa czy Estonia. Zwłaszcza dla osób z terenów przygranicznych.
Dzisiaj nie ma problemu, by wynająć mieszkanie w Ostrawie czy Czeskim Cieszynie. W najbardziej popularnych ostatnio Czechach PIT wynosi 15 proc., a do tego istnieją zryczałtowane formy opodatkowania i można sprowadzić efektywne stawki do 6 proc. Z preferencyjnych form może też korzystać dużo szerszy krąg podatników.
Podobnie Wielka Brytania. Choć życie jest tam znacznie droższe, to i zarobki wyższe, a kwota wolna od podatku to 13,5 tys. funtów, czyli ok. 71 tys. zł. Zatem zaczyna się płacić PIT na poziomie, na którym w Polsce nieomal wpada się w najwyższy próg podatkowy. Ponadto Wielka Brytania przewiduje ciekawe rozwiązania dla ludzi naprawdę bogatych – nowi rezydenci mogą być opodatkowani tylko od dochodów, które zostaną przesłane do tego kraju. Tak samo jest na Cyprze, Malcie, w Szwajcarii i Portugalii.
Jednocześnie należy podkreślić, że aby skorzystać z preferencji, należy faktycznie przenieść działalność za granicę i stamtąd ją stale prowadzić. Jeśli jest to fikcyjne, można się narazić na bolesne sankcje. Komuś, kto np. prowadzi sklep w Warszawie lub jeździ taksówką po Łodzi, rejestracja firmy poza Polską nic nie da. Są rodzaje działalności przypisane do miejsca (fabryki, sklepy stacjonarne, kiedy potrzebne są częste spotkania z klientem). Jednak już sklepy internetowe mogą się zastanawiać nad zmianą siedziby.
Podsumowując: młodzi, wykształceni ludzie, którzy są mobilni, źli na polski system podatkowy, szukają przygód – najprawdopodobniej spakowaliby walizki i pojechali do innego kraju. Podobnie byłoby z osobami naprawdę bogatymi, dla których zakup domu w ciepłym kraju nie stanowi problemu. To się naprawdę może ziścić, jeśli podatki wzrosną.
Prof. Witold Modzelewski, prezes zarządu Instytutu Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy Sp. z o.o.
Masowe przenoszenie się niewielkich przedsiębiorców poza Polskę wskutek podniesienia im podatków, zwłaszcza tych prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, uważam za problem znacznie wyolbrzymiony. Oczywiście zawsze istnieje jakiś „wyciek” podatników za granicę, niemniej zjawisko to jest bardziej złożone i zależy od kilku współdziałających ze sobą czynników.
Ostatnio rodzimi podatnicy są pod presją pewnych sygnałów, głównie medialnych, które niepotrzebnie są utożsamiane z działaniami rządu. Mimo to za każdym razem podnosi się wrzawa, która wielu potrafi nastraszyć. Jednocześnie jako remedium wskazywane są niższe daniny płacone u naszych sąsiadów. Tymczasem to nic nowego. Świadome działanie ze strony państw ościennych, mające zachęcić przedsiębiorców za pomocą przywilejów podatkowych i innych udogodnień, by przenosili swoje siedziby na ich terytorium, to praktyka znana od lat. Mówiąc wprost, państwa prowadzą wobec siebie politykę wojny podatkowej, a od dawna bryluje w tym zwłaszcza Luksemburg. Często chodzi o działania czysto formalne, ale akceptowane przez tamtejsze jurysdykcje. W ten sposób kraje te poszerzają bazę swoich podatników.
Wobec Polski zachodniej postępują tak landy niemieckie (szczególnie Meklemburgia, Saksonia i Brandenburgia). Wobec południa kraju – robią to Czesi. Niemniej nigdy nie są to działania, które powodują masowe przenosiny. Inna sprawa, że nasze państwo zupełnie nie umie na to reagować: to nasz grzech zaniechania. W naturalny sposób wszystko to podsyca różne medialne zapowiedzi, co dodatkowo bardzo szkodzi naszemu wizerunkowi. Samozatrudnieni padają ofiarą niepotrzebnego zamieszania.
Pamiętajmy jednak, że to grupa bardzo złożona. Wśród nich są firmy zatrudniające pracowników. Ale większość to tzw. liniowcy, ok. 600 tys. osób, korzystający z przywilejów podatkowych. Czy wręcz zwykli, szeregowi pracownicy z wielu względów, głównie z konieczności, prowadzący taką działalność. Dla zdecydowanej większości z nich żadne przeniesienie miejsca zamieszkania nie wchodzi w grę, bo obecności tutaj wymaga ich praca lub biznes, a działania pozorowane nie dadzą skutku. Albo inaczej – dadzą efekt odwrotny do zamierzonego.
O ile bowiem siedzibę osoby prawnej jest w miarę łatwo zmienić, o tyle ustalenie rzeczywistej rezydencji „liniowca” nie jest trudne. Stosując jedynie rutynowe metody, organ podatkowy jest w stanie, wszczynając postępowanie, ustalić jego rzeczywiste tzw. centrum interesów życiowych i opodatkować go tak, jak tego wymagają przepisy.
I tu pojawia się główne ryzyko dla samozatrudnionych. O ile w Polsce podatki wcale nie są znacząco wyższe niż w państwach ościennych, o tyle takie podwójne funkcjonowanie może mieć nieobliczalne skutki. Przy kombinowaniu ryzyko dla podatnika staje się dużo większe niż owe podatkowe oszczędności. Co gorsza, może ono dać o sobie znać nawet po pięciu latach, ze skutkiem sięgającym wstecz. To już nie są żarty. Zwłaszcza że stanu pozornego nie da się utrzymać w dłuższym terminie, a i czujność podatnika słabnie po jakimś czasie. Jestem przekonany, że większe znaczenie ma tu nie sam ciężar danin, ale nieprzewidywalność tego, co obowiązuje w Polsce i poza nią. To ryzyko zatrzyma tych podatników w kraju.
Więcej możesz przeczytać w 2/2017 (17) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.