Przestrzeń i luksus
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2022 (86)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W ostatnich latach SUV-y to najchętniej kupowany rodzaj samochodów, ale te największe pozostają jednak rynkową niszą. Według danych z pierwszej połowy tego roku takie pojazdy to ok. 4 proc. rynku. Niewiele, ale w przeliczeniu na sztuki oznacza to ponad 8 tys. aut, które zwykle kosztują dużo, a więc zapewniają też producentom solidną prowizję. Warto więc je sprzedawać. Na naszym rynku dostępnych jest nieco ponad 30 dużych SUV-ów. Niektóre marki, zwłaszcza te premium, proponują po kilka różnych modeli. I w większości przypadków nie są to auta, które pod maską mają oszczędne silniki. Ktoś, kto kupuje dużego SUV-a, chce mieć też odpowiednio mocny napęd.
Wielka trójka z Niemiec
Długą listę dużych SUV-ów znajdziemy w cennikach niemieckich producentów aut klasy premium, czyli Audi, BMW oraz Mercedesa. Nie są to tanie samochody. Bez 300 tys. zł, i to ze sporym zapasem, nie ma co myśleć o zakupie takiego modelu, i to w podstawowej wersji, zatem z niezbyt mocnym silnikiem i bez licznych dodatków. A wiadomo przecież, że sprzedawcy luksusowych modeli oferują setki dodatków, które mogą wywindować cenę do poziomu dwukrotnie wyższego niż ta podstawowa, z cennika.
Przykładem może być choćby Mercedes GLE – model chętnie kupowany, oczywiście jak na auto tej klasy. Cena podstawowej wersji to 338 tys. zł, ale wybór koloru nadwozia innego niż biały oznacza dopłatę niemal 5 tys. zł, panoramiczny dach – ponad 9 tys. zł, adaptacyjne zawieszenie – przeszło 10 tys. zł, tempomat z radarem – 5 tys. zł, HUD pokazujący podstawowe dane na linii wzroku kierowcy na przedniej szybie – przeszło 6 tys. zł, a najlepszy system audio firmy Burmester – ponad 27 tys. zł. Zliczając koszty tych dodatków, łatwo zauważyć, jak szybko może rosnąć cena SUV-a klasy premium.
Co ciekawe, klienci najczęściej decydują się na zakup najtańszej wersji, tej z 2-litrowym dieslem o mocy 272 KM oraz nieco droższej odmiany z 3-litrowym silnikiem wysokoprężnym o mocy 330 KM – to już 384 tys. zł. Zdawałoby się, że w dzisiejszych czasach więcej nabywców powinny znajdować modne hybrydy ładowane z gniazdka, które w dzisiejszych czasach każda szanująca się marka powinna mieć w ofercie. Tymczasem nabywcy tych dużych i drogich samochodów wolą lać do ich zbiorników olej napędowy niż korzystać z ekologicznych aut, które potrafią kilkadziesiąt kilometrów przejechać bez włączania spalinowego napędu.
Oczywiście Mercedes, nabywcom modelu GLE, proponuje też bardzo mocne wersje benzynowe – w tym i z 4-litrowym silnikiem V8 o mocach 571 lub 612 KM. W obu przypadkach to auta ze słynnym logo AMG, które wskazuje na sportowy charakter dużego SUV-a. A cena? Cóż, minimum to 639 tys. zł, ale za dużą moc i paliwożerny silnik zawsze trzeba było sporo zapłacić.
Oprócz modelu GLE Mercedes ma też w ofercie GLE Coupé – nieco ładniejsze (bo o bardziej opływowym nadwoziu), ale i sporo droższe – cena podstawowego modelu to 385,9 tys. zł. Jest też potężny model GLS, o rekordowej długości 5,2 m, z ogromnym bagażnikiem i możliwości przewiezienia siedmiu osób. To SUV, którego nawet Amerykanie nazwaliby dużym. I oczywiście można go mieć albo w usportowionej wersji AMG – z 612-konnym silnikiem V8. Cena? Aż 805 tys. zł. Druga ekskluzywna opcja to auto w szczególnie luksusowej wersji sygnowanej nazwą „Maybach”. W tym przypadku wyjściowa cena to 855 tys. zł, ale kolejne setki dziesiątki lub nawet setki tysięcy złotych można wydać, dodając kolejne opcje, łącznie ze znakomitym sprzętem audio, kieliszkami do szampana i stosowną lodówką oraz luksusowymi siedzeniami w drugim rzędzie. Cena szybko przekroczy milion złotych. Podobne oferty mają też Audi oraz BMW.
Sportowa konkurencja
BMW tak bardzo promuje sport, że stworzyło nawet osobny model o nazwie XM, czyli sportowego SUV-a, ale na miarę naszych czasów. Mamy zatem ogromne felgi, bardzo charakterystyczną przednią część oraz zderzaki, które jasno wskazują, że ten SUV ma pod maską bardzo mocny napęd. Tyle że nie jest to tak lubiany przez klientów diesel, lecz układ hybrydowy – połączenie 4,4-litrowego V8 na benzynę z silnikiem elektrycznym. Łącznie do dyspozycji mamy 653 KM. To oznacza świetne osiągi, mimo że auto waży ponad 2700 kg, czyli więcej niż niejeden duży dostawczak. To wina ciężkich baterii, które gromadzą energię pozwalającą przejechać kilkadziesiąt kilometrów bez włączania spalinowego V8.
Sportowy charakter swoich dużych SUV-ów podkreśla też Porsche. Są to Cayenne, już trzeciej generacji, oraz Cayenne Coupé, czyli usportowiona wersja tego modelu. Porsche proponuje także swoje hybrydy, które można ładować z gniazdka, ale w praktyce nie są to najchętniej kupowane modele. Aut z dieslem Porsche nie ma w ofercie, klienci najczęściej więc wybierają najtańszy wariant benzynowy. W przypadku tej marki oznacza to jednak, że i tak mamy do dyspozycji 340 KM, a pod maską silnik 6-cylindrowy. Cena? Minimum 400 tys. zł.
Jeśli jednak dla kogoś osiągi są najważniejsze, a cena nie gra roli, Porsche ma w swojej ofercie coś szczególnego: model Cayenne Coupé Turbo GT – to auto z 640-konnym silnikiem na benzynę za ponad milion złotych. Cenę częściowo uzasadnia wyposażenie: tylna skrętna oś, pneumatyczne zawieszenie, komplet systemów zwiększających stabilność auta oraz bezpieczeństwo jazdy i mnóstwo sportowych akcentów: od spoilerów po kierownicę i siedzenia. I choć hybrydowe Cayenne Coupé ma 680 KM, to jednak rozpędza się wolniej. Po prostu jego napęd i baterie ważą więcej. Krótko mówiąc, wspomniana wersja Turbo GT to chyba najbardziej dopracowany, sportowy SUV dostępny w Polsce.
Rodem z Ameryki
Ciekawą kategorią SUV-ów dostępnych w Polsce są te o amerykańskim rodowodzie. Najbardziej znany to oczywiście Jeep Grand Cherokee, kiedyś dostępny w ciekawych wersjach z mocnymi silnikami V8. Obecnie chętni do zakupu tego kultowego niegdyś modelu muszą zdecydować się na auto z niezbyt amerykańskim napędem, bowiem pod maską „granda” umieszczono 2-litrowy silnik na benzynę, o czterech cylindrach. Dodatkowych koni dostarcza zaś silnik elektryczny czerpiący energię z baterii, które można ładować z gniazdka. Łącznie napęd ten ma wprawdzie aż 381 KM, ale – powiedzmy sobie szczerze – nie są to te same konie, jakie pochodziły z niegdyś stosowanego w Grand Cherokee 6,4-litrowego V8 o mocy 468 KM. Cóż, czasy się zmieniają. Jedno pozostaje jednak niezmienne: Jeep Grand Cherokee to nadal duże, przestronne auto o charakterystycznej sylwetce, na dodatek bogato wyposażone.
Od niedawna rywalem dla Jeepa może być amerykański Ford Explorer, którego marka ta zdecydowała się wprowadzić także do polskiej oferty. U nas, jak w przypadku Jeepa, sprzedawana jest tylko hybryda plug-in, ale pod maską zamiast 4-cylindrowego silnika, ma napęd bliższy amerykańskim standardom, czyli 3-litrowe V6. Łącznie silnik spalinowy i elektryczny dają 457 KM. To na pewno wystarczająco dużo dla masywnego SUV-a, który waży niemal 2 t. Ta duża masa wynika oczywiście z faktu, że na pokładzie mamy baterie o pojemności 13,1 kWh, które pozwalają – przynajmniej teoretycznie – przejechać bez uruchamiania spalinowego V6 ok. 50 km. W praktyce jest to zwykle nieco mniejsza liczba. Wadą hybrydowego Explorera jest to, że baterie zajmują cześć przestrzeni ładunkowej i wymuszają zastosowanie relatywnie niedużego, 68-litrowego zbiornika paliwa. Plusem jest zaś to, że w aucie tym mamy w standardzie siedzenia dla siódemki podróżnych.
Siedem osób pomieści też najtańsza w tym gronie i dobrze znana w USA Toyota Highlander. Auto japońskiego producenta to zresztą najciekawsza i najatrakcyjniejsza cenowo oferta (od 242 tys. zł), o ile ktoś potrzebuje dużego SUV-a. W tym przypadku również nie mamy wyboru, jeśli chodzi o napęd, bo standard to hybryda (ale bez możliwości ładowania), której napęd daje nam łącznie 247 KM. To niewiele, zważywszy na gabaryty samochodu, lecz z drugiej strony Highlander nie ma na pokładzie ciężkich baterii, więc waży 2 t, czyli zdecydowanie mniej niż pozostali dwaj rywale rodem z USA.
Jeśli ktoś obecnie poszukuje dużego, pakowanego SUV-a, to niestety nie da się już znaleźć auta, które kosztowałoby poniżej 200 tys. zł. Jeszcze kilka lat temu było to możliwe. Można było kupić relatywnie niedrogie Volvo XC-90 czy podstawowe warianty Jeepa Grand Cherokee. Dziś ciężko znaleźć tej wielkości model, który by kosztował mniej niż 300 tys. zł. Wielkość, wyposażenie, napęd – to wszystko musi sporo kosztować. A trudno oczekiwać cudów, gdy nawet taki samochód jak Škoda Octavia, w podstawowej wersji kosztuje niemal 100 tys. zł.
------------------------------------------------
Elektryczne SUV-y – to nie są oszczędne auta
Duże gabaryty, zwykle ponad 5 m długości, obszerne wnętrze, a do tego jeszcze baterie o pojemności, która pozwoli przejechać sensowną odległość. To wszystko sprawia, że w 100 proc.elektryczne SUV-y to bardzo ciężkie samochody, których masa w każdym przypadku przekracza 2,5 t. Oznacza to, że do poruszania się potrzebują sporo energii i na pewno nie należą do kategorii aut ekonomicznych.
Nie są też tanie. Synonimem elektrycznego samochodu jest na pewno Tesla, która ma w ofercie Model X. To auto z elektrycznym napędem o łącznej mocy... 1020 KM, które teoretycznie przyspiesza do 100 km/godz. w 2,6 sek. i może jechać nawet 262 km/godz. Oczywiście przy takich przyspieszeniach i prędkości zużycie prądu jest tak ogromne, że energia zgromadzona w bateriach o pojemności 95 kWh uciekałaby szybko jak powietrze z przedziurawionego balonika. Aby uzyskać deklarowany przez producenta zasięg rzędu 500 km, trzeba jeździć o wiele wolniej. Cena Tesli Model-X to teraz niemal 700 tys. zł.
Swoje elektryczne, luksusowe SUV-y mają też także niemieccy producenci. Wśród nich największy jest Mercedes EQS SUV, który dostępny jest w wersjach z silnikami na prąd o mocach 360 lub 544 KM. Ceny? Od 590 tys. zł. To wóz mierzący ponad 5,1 m długości o masie niemal 2,7 t. Te gabaryty znajdują jednak swoje odzwierciedlenie w kabinie, która jest bardzo przestronna, a do dyspozycji pozostaje jeszcze 645-litrowy bagażnik. A przecież w nadwoziu trzeba było też zmieścić dużą baterię o pojemności 108 kWh, którą – jeśli tylko gdzieś znajdziemy 150-kilowatową ładowarkę – można naładować w ok. 40 min. Jako ciekawostkę warto dodać, że ładowanie tak dużej baterii ze zwykłego gniazdka w ścianie trwałoby... ponad dwie doby. Producent twierdzi, że EQS może przejechać bez ładowania grubo ponad 600 km. To wynik możliwy do uzyskania tylko w bardzo sprzyjających warunkach i przy spokojnej jeździe.
Nieco mniejsze i tańsze są Audi e-tron oraz BMW iX. Oba również w 100 proc. na prąd, dostępne z silnikami od ok. 300 do nawet 600 KM. Audi można kupić za 310 tys. zł (wersja 313-konna), BMW natomiast za 409 tys. zł (wariant o mocy 326 KM).
Więcej możesz przeczytać w 11/2022 (86) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.