Nie stać nas na nierówności
dr Paweł Bukowski / Fot. materiały prasoweJest pan współautorem książki, z której wynika, że w Polsce mamy problem z nierównościami ekonomicznymi. Jednak statystyki mówią co innego. Kto więc ma rację?
Rzeczywiście, jeśli spojrzymy na dane GUS i Eurostatu, to na tle Europy nierówności u nas nie są duże. W dodatku od połowy lat 2000. właściwie nie wzrastają. W książce udowadniamy, że to jednak nieprawda.
Dlaczego?
Oficjalne dane bazują na informacjach ankietowych i z różnych powodów nie uwzględniają wystarczająco najbogatszych. W efekcie statystyki od lat fałszywie pokazują, że nierówności w Polsce były i są umiarkowane. Bardziej miarodajne są informacje z urzędów skarbowych, ale te z kolei nie do końca biorą pod uwagę najbiedniejszych, zwłaszcza tych, którzy nie płacą podatków. Wyjściem z kłopotu jest połączenie ankiet, które dają dość dobry obraz sytuacji osób biedniejszych i średniozamożnych, z danymi skarbowymi, które z kolei dosyć trafnie pokazują poziom zamożności najbogatszych. Dzięki takiej metodologii możemy uzyskać bardziej kompletny obraz polskich nierówności.
Jaki to obraz?
U progu transformacji byliśmy jednym z najbardziej „równych” krajów Europy. W ciągu 20-30 lat, czyli w trakcie aktywności zawodowej jednego pokolenia, staliśmy się jednym z najbardziej „nierównych”. Do tej pory ten problem nie był aż tak bardzo uciążliwy, bo nasza gospodarka ciągle się rozwijała. Sęk w tym, że w najbliższych latach te nierówności będą coraz większym kłopotem.
Dlaczego?
We wczesnym okresie transformacji kluczowym czynnikiem polskiego wzrostu gospodarczego był kapitał fizyczny. Ale w dojrzałym kapitalizmie zmieniają się determinanty wzrostu. Coraz mniejszą rolę odgrywa kapitał fizyczny, a coraz większą – ludzki. Mniej się liczy tania siła robocza, a bardziej innowacje. W tych nowych okolicznościach wpływ nierówności na rozwój bardzo wzrasta.
Z drugiej strony Polska ciągle się rozwija. Może więc nie ma co przesadzać ze złymi wróżbami?
Owszem, jesteśmy jednym z europejskich liderów wzrostu i doganiamy Zachód, ale nie wynika to bynajmniej z niespotykanego tempa naszego rozwoju, lecz długotrwałego wyhamowania gospodarki najbogatszych krajów kontynentu. To zjawisko określa się mianem secular stagnation. A przecież kraje Zachodu miały też okres spektakularnego prosperity po II wojnie światowej. Możemy więc przypuszczać, że Polskę również czeka mocne hamowanie. Może warto się więc uczyć na cudzych błędach? Jeśli ktoś dziś mówi, że nie stać nas na walkę z nierównościami, to trzeba mu odpowiedzieć, że raczej nas nie stać na tolerowanie dużych nierówności.
Prof. Leszek Balcerowicz, ojciec polskiej transformacji, miał inne priorytety niż walka z nierównościami. Słusznie?
Poniekąd było to zrozumiałe. W 1989 r. wychodziliśmy z koszmarnie nieefektywnego gospodarczo komunizmu, który miał na sztandarach hasła równości. Pierwsze lata przemian siłą rzeczy nie sprzyjały temu, by mówić o nierównościach. Powtarzano zresztą, że są one naturalną konsekwencją wzrostu gospodarczego, że motywują do pracy, a tak w ogóle to najważniejsze, byśmy doganiali Zachód. Nie zastanawialiśmy się, czy...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 10/2024 (109) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.