Mitsubishi Eclipse Cross PHEV. Gra, która wciąga cię dopiero po jakimś czasie
Mitsubishi Eclipse Cross PHEVJestem wielkim fanem gier video. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że konsolowego pada po raz pierwszy chwyciłem w życiu wcześniej niż długopis.
W kwestii gier jestem jednak dosyć wymagający. Niechętnie tracę czas przy kiepskich tytułach, bo przecież wokół czeka mnóstwo innych ciekawych zajęć. Zazwyczaj kilkadziesiąt minut rozgrywki wystarczy mi, by stwierdzić czy z daną grą się polubimy.
Ale niedawno w mojej konsoli wylądowała produkcja Hideo Kojimy - "Death Stranding". Bardzo cenię tego twórcę, uważam - co nie jest przesadnie oryginalną tezą - że to jeden z najwybitniejszych autorów gier w historii. Bardzo więc podekscytowany uruchomiłem właśnie "Death Stranding".
Co mnie przywitało? Rozczarowanie! Nie przypadła mi do gustu rozgrywka, a historia niespecjalnie wciągnęła. Byłem bliski rezygnacji, jednak wytrwałem przy konsoli. To była świetna decyzja - im bardziej zagłębiałem się w produkcję, tym więcej frajdy mi sprawiała. Sądzę, że to czołówka gier, w jakie przyszło mi grać.
Z Mitsubishi Eclipse Cross PHEV jest podobnie. To samochód, którego nie wielbisz od pierwszego wejrzenia - zakochujesz się dopiero po kilkuset przejechanych kilometrach.
Mitsubishi Eclipse Cross PHEV potrzebuje czasu
Mitsubishi Eclipse Cross PHEV miał trochę łatwe, a trochę trudne zadanie, by skraść moje serce. Bezpośrednio przed tym modelem testowałem auto elektryczne konkurencyjnej marki, które pod względem designu absolutnie zachwycało. Pojeździłem różnymi samochodami, jednak ludzie na żaden pojazd nie reagowali tak entuzjastycznie, jak na ów elektryka. Był po prostu przepiękny.
Problemy zaczynały się na trasie. Mam rodzinę na Śląsku, którą postanowiłem odwiedzić w ramach weekendowego tripa (samochód odbierałem w Warszawie). Infrastruktura w naszym kraju nie jest jeszcze odpowiednio przygotowana na podróże elektrykami, przez co jazda do Cieszyna zajęła mi znacznie więcej czasu, niż zakładałem. A więc piękność, która męczy.
Kilka dni później zjawił się Eclipse. To oczywiście kwestia gustu, ale pierwsze wrażenie było dosyć negatywne - przypominał mi boomboxy szczególnie popularne w latach 90. I to wnętrze wyjęte jakby z modelu sprzed kilku epok... Byłem wręcz zszokowany, że współczesny samochód może w środku wyglądać tak marnie. To tym bardziej dziwne, gdyż do naszej redakcji trafiła wersja z opcjonalnym pakietem Ralliart, czyli stylistycznie było bardziej "na bogato".
Natomiast trasa - no tu już była inna rozmowa. Mitsubishi również zabrałem na Śląsk. Pamiętajmy, że ten model to hybryda plug-in - wolnossącą jednostkę benzynową o pojemności 2.4 l i o mocy 98 koni mechanicznych wspomagają dwa silniki elektryczne, co oznacza, że model dysponuje napędem na wszystkie koła. Specyfikacja na papierze nie wygląda przesadnie ekscytująco, natomiast w czasie jazdy sprawdza się świetnie. Zawieszenie jest raczej miękkie, za to zapewnia dobrą amortyzację nierówności. Układ hybrydowy działa bardzo płynnie, to gigantyczna zaleta.
Najwięcej uwag miałbym do niezwykle mało pojemnego bagażnika - to coś, na co każdy, kto oglądał testowany model zwracał uwagę. Jak informuje producent, pojemność wynosi niespełna 360 l.
Mitsubishi Eclipse Cross PHEV da się lubić
I tu dochodzimy do sedna. Im dłużej użytkowałem Eclipse - w mieście i poza nim - tym mocniej się z nim zaprzyjaźniałem. Jestem starej daty - wolę cofać "na lusterkach" - mimo to chętnie korzystałem z kamer. Zmiana trybów jazdy (są trzy) naprawdę odpowiadała na moje aktualne potrzeby, a układ hybrydowy zasługuje na zdecydowany plus. Przestał mi nawet przeszkadzać "odpustowy" (jak w pierwszym momencie określiłem Eclipse) design pojazdu i marnej jakości wykończenia wewnątrz, wręcz przeciwnie. Tylko ten bagażnik nie dawał rady zarówno w pierwszych godzinach użytkowania, jak i ostatnich - trudno mi sobie np. wyobrazić sytuację, w której czteroosobowa rodzina jedzie tym samochodem na wakacje.
Wystarczył weekend z Mitsubishi Eclipse Cross PHEV, bym niechętnie się z nim żegnał. Ten model jest jak gra, która zachwyca, choć nie od pierwszego momentu. Samochód nie jest może w osobistej ścisłej czołówce, ale na pewno chciałbym jeszcze zasiąść za jego kierownicą.