Dźwięki sypialni. Felieton Igora Zalewskiego
Igor Zalewski. / Fot. mat. pras.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2023 (91)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Wyobrażaliśmy sobie długie wieczory spędzane pod kocem z kubkami gorącej herbaty w rękach. Mieliśmy słuchać muzyki albo czytać, albo oglądać jakieś seriale. I w dużej mierze wizja się zrealizowała. W bonusie od upływających lat otrzymaliśmy nawet Spotify i Netfliksa. Ale nie przewidzieliśmy jednego. Chrapania.
Z chrapaniem zetknąłem się po raz pierwszy jako nastolatek. Podczas jakiejś wakacyjnej eskapady, los rzucił mnie do jednego domku kempingowego z wujkiem. Wujek – jak to na urlopie – dziabnął coś tam wieczorem i bardzo szybko uderzył w kimono. Ja też próbowałem, ale niestety – jako wyrostek nie spożywałem alkoholu, więc nie odpłynąłem. Musiałbym zresztą być pijany jak bela, żeby przedrzeć się do krainy snu, przez potworny mur charczących dźwięków, jakie wydobywały się z gardzieli wujka. To był koszmar. Nie śmiałem wujka szturchać, więc jedynie gwizdałem od czasu do czasu, co podejrzałem we wspaniałym serialu „Wojna domowa” Jerzego Gruzy. I faktycznie – jakimś cudem gwizdanie działało. Ale jedynie na rozpaczliwie krótki moment. To szczerze mówiąc, było jeszcze gorsze, bo budziło moją nadzieję, że chrapanie ustanie. A potem, po kilkunastu sekundach napięcia, rzężenie powracało, a nawet wydawało się wzbogacone świstaniem. Jakby wujek odpowiadał na moje gwizdanie.
Przeczytaj także: Fotka się nie poddaje
To była jedna z najdłuższych nocy w życiu. Potem jeszcze kilka razy trafiły mi się podobne przygody. Każdy, kto spędził noc w jednym pokoju ze swoim ojcem albo wiekową ciotką, wie o co mi chodzi. Straszliwy jest ten moment, kiedy nagle zdajesz sobie sprawę, że poduszkę, którą zatykasz swoje uszy możesz wykorzystać inaczej… Że możesz przytknąć ją do tych parskających w wydechu ust, z których dobywa się ten piekielny dźwięk. A potem tylko docisnąć, przytrzymać i będzie cicho. Swoja drogą to zadziwiające jak mało morderstw zostaje popełnionych przez doprowadzonych do szaleństwa małżonków chrapaczy. To musi być dowód na to, że człowiek jest z natury dobry.
Ponieważ, jak zaznaczyłem na początku, lata lecą szybko, a wraz z nimi przybywają kilogramy i ja stałem się osobą chrapiącą. Rzecz jasna nie był to dla mnie problem, lecz dla mojej żony – i owszem. Nieco burzył naszą wizję spokojnej jesieni życia. Bo w małżeńskim łożu słyszałem ciągle: nie chrap, nie śpij na wznak, ułóż się inaczej, połóż się na boku. Wstyd przyznać, ale i mnie w końcu zaczęto gwizdać nad uchem. Bywało, że przenosiłem się na kanapę, by ulżyć nieco ukochanej, która za nic nie mogła usnąć.
Szczęśliwie – choć nie wiem, czy to odpowiednie słowo – kilka lat później i moja żona zaczęła chrapać. Nastąpił przynajmniej swoisty symetryzm. A ponieważ to z reguły ja się kładę później, to ja częściej pogwizdywałem, potrząsałem i sugerowałem zmianę pozycji. Przy czym, o ile ja pokornie zmieniałem pozycje, a nawet łóżko, moja żona z reguły się wykłóca, że wcale nie chrapie i w ogóle nie śpi. Po czym za chwilę śpi i chrapie.
Zobacz również: Stacje Moya na fali
Pojąłem przynajmniej, dlaczego ludzie w jesieni życia przenoszą się na wieś. Wcale nie chodzi o bliskość natury czy świergot ptaków o poranku. Tak naprawdę ludzie kupują domy z ogrodem po to, żeby mieć kilka sypialni. Każdy małżonek ma swoją i dzięki temu ludzie się nie rozwodzą. Na pewno lepsze to niż kanapa w salonie.
Więcej możesz przeczytać w 4/2023 (91) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.