Mistrzostwa okiem buchaltera
Fot. ShutterstockOrganizacja dużej imprezy sportowej to gigantyczne przedsięwzięcie logistyczne i finansowe. Wydane miliardy często się nie zwracają, choć przykład Polski i Euro 2012 pokazuje, że jest to możliwe. Czy uda się w Rosji? Wątpliwości jest wiele.
Zacznijmy od kosztów. Według najnowszych wyliczeń analityków Nordea Markets na organizację mundialu Rosja wyda ok. 13 mld dol. (jakieś 687 mld rubli – lub więcej, zważywszy na zmienność tej waluty). Budżet imprezy był już kilka razy zwiększany, a próby jego ścięcia, szukanie oszczędności w 2015 r., okazały się nierealne. Nie dość, że pieniędzy na inwestycje trzeba więcej i więcej, to jeszcze osłabianie się rubla zapowiada, że zarobki uzyskane już w czasie samej imprezy będą mniejsze.
Dwie trzecie się nie zwróci
Mecze w Rosji zostaną rozegrane w 11 miastach na 12 stadionach. Koszty budowy i modernizacji tych ostatnich stanowią nie lada problem. O ile obiekty w Soczi i Kazaniu są całkiem nowe, bo niedawno gościły duże imprezy, to już moskiewskie Łużniki oraz stadion w Jekaterynburgu należało przerobić. Natomiast areny w Wołgogradzie, Samarze, Sarańsku, Rostowie nad Donem i w Niżnym Nowogrodzie budowano od zera, często znacznie przekraczając założony budżet.
Najgorzej jednak wypada stadion w Petersburgu, którego budowę rozpoczęto w 2007 r., czyli kilka lat przed przyznaniem Rosji organizacji mundialu, a zakończono ją dopiero w zeszłym roku. Po drodze kilkakrotnie zmieniano projekt, naprawiano m.in. cieknący dach czy gnijącą murawę. Stadion ten, mieszczący 68 tys. osób, nazywany jest przez rosyjskie media „pomnikiem korupcji”. Według początkowych założeń jego budowa miała kosztować 6,7 mld rubli, a ostatecznie mogła pochłonąć nawet 48 mld – siedem razy więcej. Aleksiej Nawalny, rosyjski polityk i opozycjonista stojący na czele Fundacji na rzecz Walki z Korupcją, podliczył, że w ciągu 10 lat budowy petersburskiego stadionu skradziono nawet 30 mld rubli, czyli prawie dwie trzecie wartości całej inwestycji.
Drogie obiekty sportowe to jeden problem. Drugi – to ich przyszłość. Już teraz pojawiają się sygnały, że lokalnych władz i drużyn piłkarskich nie będzie stać na ich utrzymanie. To nie dziwi, zważywszy, że czołowe drużyny z Wołgogradu, Kaliningradu, Niżnego Nowogrodu czy Samary grają w najlepszym razie w drugiej lidze, a na ich mecze na własnym boisku przychodzi najwyżej od 1 do 5 tys. widzów. Klub z Sarańska jest trzecioligowy, a w Soczi nie ma żadnego, który w ogóle by się liczył. Niewiele lepiej jest zresztą w przypadku zespołów pierwszoligowych. Np. spotkania drużyn z Jekaterynburga czy Rostowa ogląda od 4,5 do 9 tys. widzów, a to za mało, by pokryć wysokie koszty utrzymania ogromnego, nowoczesnego stadionu. Wiele wskazuje więc na to, że w przyszłości te mniejsze i większe „pomniki korupcji”, które pochłonęły ogromne pieniądze, będą świeciły pustkami.
Nordea Markets oblicza, że wydatki na budowę i modernizację mundialowej infrastruktury sportowej w Rosji (poza stadionami to także boiska i bazy treningowe dla poszczególnych reprezentacji) wyniosą łącznie ok. 4,1 mld dol., czyli prawie jedną trzecią całkowitego budżetu imprezy. Zdecydowanie większą kwotę – mniej więcej 6,8 mld dol. – pożarły bowiem inwestycje związane z poprawą transportu, głównie kolejowego i lotniczego. Za te pieniądze zbudowano m.in. pasy startowe na podmoskiewskich lotniskach Szeremietiewo i Domodiedowo. Powstał też zupełnie nowy port lotniczy Platov International Airport w Rostowie nad Donem. Resztę pieniędzy, czyli też niebagatelne 2,1 mld dol., skierowano na działania wspierające, takie jak modernizacja bazy hotelowej czy rozbudowa sieci internetowej.
Władze w Moskwie zapewniają, że organizacja mistrzostw będzie miała dla Rosji długofalowe, pozytywne efekty gospodarcze. Czy rzeczywiście? W każdym razie w 2018 r. cała impreza wygeneruje według Nordea Markets 0,3 proc. tamtejszego PKB.
Ale to optymistyczny scenariusz. Prezydent Putin wydał bowiem dekret, zgodnie z którym, ze względu na środowisko i bezpieczeństwo, władze mogą, na czas imprezy, zażądać wstrzymania produkcji w ok. 200 zakładach, m.in. z sektora metalurgicznego i petrochemicznego. Gdyby do tego doszło, mogłoby to kosztować tyle, ile wyniosą wydatki zagranicznych kibiców, którzy przyjadą na mistrzostwa.
Rosjanie liczą, że ci zostawią ok. 3 mld dol. Tu szacunki częściowo się zgadzają. Analitycy Nordea Markets uważają, że turystów będzie 0,5 mln, ale wydadzą od 2,5 do 4 mld dol. Lecz nawet ta górna kwota w niewielkim stopniu zrekompensuje poniesione koszty.
Jednorazowe fajerwerki
Poprzednie piłkarskie mistrzostwa świata pokazały, że nie jest łatwo na nich zarobić czy choćby zbilansować koszty. Brazylia, gospodarz mundialu w 2014 r., na jego przygotowanie wydała blisko 12 mld dol. – 4-krotnie więcej niż planowano. Korzyści okazały się mizerne. Według agencji ratingowej Moody’s mistrzostwa nie wpłynęły i nie wpłyną na poprawę tamtejszej gospodarki, gdyż kraj jest zbyt duży, a impreza była za krótka. Zdaniem agencji w latach 2010–2019 PKB Brazylii wzrośnie łącznie raptem o 0,4 proc.
Niektóre z mundialowych wydatków wciąż odbijają się jej czkawką, jak choćby stadion Arena de Amazonia w mieście Manaus (czyli w środku amazońskiej dżungli), gdzie nie ma silnej drużyny futbolowej i obiekt jest bezużyteczny.
Niepotrzebne, puste stadiony to także krajobraz po mundialu w RPA w 2010 r. Na jego organizację wydano znacznie mniej niż w Brazylii czy Rosji – bo prawie 4 mld dol. Efekt dla gospodarki nie był zbyt imponujący. PKB zwiększył się w tym samym roku tylko o 0,5 pkt. proc. A jeszcze kilka miesięcy przed mistrzostwami szacowano, że będzie to dwa razy tyle.
Sukces Polski na dorobku
Jednak czasem pozytywne efekty organizacji wielkich imprez sportowych mogą być nie tylko wizerunkowe, ale również całkiem wymierne, czego dowodzi przykład Polski i Euro 2012.
Z raportu firmy doradczej Deloitte wynika, że na przygotowania do mistrzostw nasze miasta-gospodarze Euro (Gdańsk, Poznań, Wrocław i Warszawa) wydały w sumie 195 mln zł. Na tę kwotę złożyły się wydatki m.in. na organizacje stref kibica oraz promocję. Oczywiście to jedynie część kosztów. Tylko na budowę lub modernizację stadionów poszło ponad 4,3 mld zł. Najwięcej, bo ok. 65 mld, pochłonęły jednak inwestycje w infrastrukturę transportową, czyli m.in. budowa dróg ekspresowych i autostrad, modernizacja dworców kolejowych (np. Centralnego i Wschodniego w Warszawie) czy rozbudowa lotnisk (m.in. nowy terminal we Wrocławiu czy hala przylotów w Gdańsku). To oczywiście wydatki, które i tak zostałyby kiedyś poniesione. Organizacja mistrzostw je przyspieszyła.
– Polska udowodniła, że pieniądze wydane na organizację imprezy sportowej mogą być traktowane jako inwestycja. Nasz przypadek stanowi wyjątkowy przykład, że to możliwe. Euro 2012 było dla nas dźwignią rozwojową, głównie dlatego, że byliśmy krajem na dorobku. Gdybyśmy organizowali ten turniej, mając PKB i infrastrukturę na poziomie np. Austrii, to korzyści byłyby niemal żadne – mówi dr Jakub Borowski, ekonomista z SGH i jeden z głównych autorów raportu na temat efektów, jakie przygotowania do Euro 2012 i organizacja tych mistrzostw wywarły na polską gospodarkę.
Z opracowania tego wynika, że ów wpływ może się przełożyć na wzrost naszego PKB o 1,3 proc. w latach 2008–2020 (czyli łącznie o ponad 21 mld zł).
– Dodatkowy wzrost wynika przede wszystkim z przyspieszenia inwestycji w infrastrukturę transportową, które zwiększyły wydajność naszej gospodarki – zauważa dr Borowski. Jego zdaniem przyspieszenie to wynosi od trzech do pięciu lat, a w przypadku infrastruktury sportowej – aż pięć do dziesięciu.
Z raportu wynika także, że skorzystaliśmy na wzroście turystyki. Podczas mistrzostw Polskę odwiedziło blisko 700 tys. zagranicznych gości, którzy zostawili tu ponad 1 mld euro. Było ich nieco mniej, niż wstępnie zakładano, ale za to ich wydatki były o 33 proc. wyższe od prognozowanych. Co ważne, większość z nich bardzo dobrze oceniła organizację Euro, a ponad 90 proc. podkreślało, że poleci wizytę w naszym kraju swoim znajomym.
Dane Ministerstwa Sportu i Turystyki z kolejnych lat pokazują, że poczta pantoflowa zadziałała. Tylko w roku mistrzostw Polskę odwiedziło 14,8 mln zagranicznych turystów, czyli o 1,4 mln więcej niż rok wcześniej. A w 2016 r. ich liczba przekroczyła 17,5 mln.
Coraz lepiej radzą sobie też zarządcy sportowych aren. Na przykład zbudowany za 2 mld zł Stadion Narodowy w pierwszych latach przynosił ponad 1 mln strat rocznie, ale od 2015 r. jest już nad kreską.
– W 2015 r. zyski wyniosły ponad 2 mln zł brutto. W 2016 r., dzięki licznym wydarzeniom, a także realizacji szczytu NATO, zanotowano dużo wyższy wynik finansowy, wynoszący ponad 19 mln brutto zysku. W kolejnym roku wynik ten przekroczył 10 mln zł brutto – wylicza Magdalena Nawara, menedżer ds. relacji publicznych PGE Stadion Narodowy i wyjaśnia, że było to możliwe dzięki jednoczesnemu, równomiernemu zarządzaniu wszystkimi liniami biznesowymi, na które dziś składają się tzw. wydarzenia całostadionowe, działalność biznesowa B2B, komercjalizacja powierzchni oraz oferta B2C. W ubiegłym roku stadion odwiedziły ponad 2 mln osób, z czego ponad 343 tys. stanowili uczestnicy specjalnych wycieczek.
Nawara dodaje, że jeszcze lepszy powinien być 2018 r., a to za sprawą wielu komercyjnych imprez. – Będą to koncerty gwiazd światowej sławy, jak Beyoncé i Jay-Z, The Rolling Stones, Ed Sheeran. Nie zabraknie też wydarzeń sportowych. Gościmy mecz finałowy Pucharu Polski, Boll Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland, Boxing Night, 14. Narodową Galę Boksu oraz mecz reprezentacji Polski w piłce nożnej – wylicza. Według niej sama tylko wartość medialna marki PGE Narodowy w 2017 r. przekroczyła 44 mln zł.
Katalizator zmian
Jakub Borowski zauważa, że miliardy wydane na budowę stadionów zapewne nigdy się bezpośrednio nie zwrócą, ale można je traktować jako konieczną inwestycję, na którą należy patrzeć w szerszej perspektywie. A czy Rosja może skorzystać na mundialu tak jak my na Euro? Co do stadionów, istnieją obawy, że pozostaną puste. Ale co z infrastrukturą drogową? Zdaniem dr. Borowskiego kraj ten nie zyska równie mocno na przyspieszeniu jej rozwoju, bo tam odległości zmuszają do podróży samolotami. Większą szansę stwarza turystyka.
– Rosja może pokazać turystom, że ma wiele pięknych miejsc, które warto odwiedzić, ale by wystąpił tzw. efekt barceloński, musi być otwarta na przyjezdnych. Trudno obecnie ocenić, czy mundial będzie w tym względzie przełomem. Sporo będzie zależało od sytuacji geopolitycznej – twierdzi dr Borowski.
Jak będzie, dowiemy się za kilka miesięcy. Jednak może być coraz trudniej zarobić na tego typu wydarzeniach. Ich organizacja jest coraz droższa. Wiadomo już, że piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze w 2020 r. mają kosztować 200 mld dol. Choć oczywiście wiele zależy od tego, czym dany gospodarz mundialu dysponuje w punkcie wyjścia, z jakimi trudnościami się zmaga po drodze, a nawet czym chce zaimponować. Korupcja też dorzuca swoje trzy grosze.