Kraj to za mało
© ReporterNajwyraźniej dla polskich przedsiębiorców kraj to za mało: swoje wyroby i usługi eksportuje już ponad 60 tys. naszych firm, a do organizacji eksporterów należą też takie instytucje, jak założona przez prof. Zbigniewa Religę zabrzańska Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii czy Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”.
Poruszają się na rynku, który jest swoistym żywym organizmem i – jak każdy inny – ewoluuje: jedne tendencje się nasilają, inne zanikają albo rodzą się nowe trendy. – Nic dziwnego, że i struktura naszego eksportu w ciągu ostatniego ćwierćwiecza bardzo się zmieniła i nadal się zmienia – mówi Edward Długaj, prezes Izby Gospodarczej Eksporterów i Importerów z Mysłowic. – Kiedyś mieliśmy ogromne firmy specjalizujące się w eksporcie, takie jak Węglokoks, Kopex czy Stalexport. Wysyłaliśmy za granicę nie tylko surowce, ale także maszyny i urządzenia. Były one naszymi eksportowymi hitami, bo na świecie podobnej klasy sprzętu nie było za dużo.
Teraz światowy popyt na takie produkty, w związku ze zmianami technologicznymi i proekologicznymi tendencjami, jest znacznie mniejszy niż kiedyś. Ponadto naszych wytwórców z ich dawnych rynków zbytu wypierają konkurenci. – W krajach postradzieckich bardzo skutecznie działają Chińczycy, którzy znacząco poprawili jakość swojej produkcji. Dziś zaplecze gospodarcze i potencjał tamtejszych firm są zdecydowanie większe niż naszych – tłumaczy prezes Długaj i dodaje, że w efekcie dawne polskie hity eksportowe poszły w zapomnienie i dziś mamy już zupełnie inne.
Czołówka: żywność, meble i części zamienne
Andrzej Łyko, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Importerów, Eksporterów i Kooperacji, wśród największych z tych hitów wymienia, oprócz oczywiście artykułów rolno-spożywczych i żywności (o czym piszemy w dalszej części raportu), także produkty szeroko rozumianej branży motoryzacyjnej i transportowej oraz meble.
Statystyki to potwierdzają. Nie każdy w kraju zdaje sobie na przykład sprawę, że jeśli chodzi o meble, Polska jest w gronie czterech największych ich eksporterów z ok. 6,5-procentowym udziałem w globalnym rynku. W ciągu 25 lat wartość naszego eksportu w tym segmencie wzrosła 10-krotnie.
Z kolei fabryki motoryzacyjne eksportują przede wszystkim części i akcesoria – silniki, skrzynie biegów, układy chłodnicze i klimatyzacyjne, przewody do wspomagania kierownicy, poszycia foteli, zagłówki, podłokietniki, absorbery energii, aluminiowe felgi itd. Za granicę trafia ponad połowa ich produkcji, a wyroby te można znaleźć prawie we wszystkich popularnych markach samochodów. Jak zauważa Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych, części te powstają w prawie 1 tys. zakładów, a łączna wartość produkcji w tym segmencie jest niemal połowę wyższa niż w przypadku gotowych samochodów.
– To, że wytwarzamy głównie półprodukty, a nie towary finalne, stanowi jednak pewien problem. Bo to końcowe wyroby przynoszą większą marżę, a ich wytwórcy są mniej uzależnieni od kondycji konkretnych odbiorców – zauważa Edward Długaj.
Zastanawia się też nad tym, co mogłoby z czasem dołączyć do grona naszych największych eksportowych hitów. W jego ocenie spory potencjał tkwi np. w branży medycznej, a szczególnie obiecująco wyglądają tu perspektywy producentów sprzętu i urządzeń.
Z rozmaitych analiz wynika też, że szanse na potężny, może nawet zwalający z nóg podbój innych rynków, o ile będziemy potrafili wykorzystać przełomowe osiągnięcia polskich naukowców, mają nasze rozwiązania z dziedziny fotoniki (fotowoltaika i światłowody).
Jeszcze inne hity
Na tym nie koniec, jeśli chodzi o eksportowe osiągnięcia. Polską specjalnością staje się np. produkcja stoczniowa, ale zupełnie inna niż ta z czasów PRL. Już teraz jesteśmy największym na Starym Kontynencie wytwórcą łodzi motorowych z tzw. silnikiem zaburtowym. Co druga tego typu jednostka wyprodukowana w Europie pochodzi znad Wisły (na świecie wyprzedzają nas tylko USA). Nasze jachty i łodzie (motorowe i żaglowe) trafiają przede wszystkim do odbiorców w „Starej Unii”, jak Holandia, Francja, Niemcy, oraz do Norwegii. GUS podaje, że w 2015 r. na każdy z tych rynków sprzedaliśmy je za grubo ponad 100 mln zł, a do Holandii nawet za ponad 200 mln. Tacy polscy producenci luksusowych łodzi, jak Delphia Yachts czy Sunreef Yachts, mają odbiorców na całym świecie od Azji Południowo-Wschodniej poprzez Bliski Wschód i Afrykę po obie Ameryki. Wszędzie są rozpoznawalni i śmiało wyznaczają w swej branży nowe kierunki.
Ostatnie lata to także dynamiczny rozwój rodzimych gier komputerowych. Kolejne tytuły odnoszą międzynarodowe sukcesy, choć nadal nikt nie pokonał pod tym względem „Wiedźmina 3: Dziki Gon” – tylko w roku jego premiery przychody produkującej go spółki CD Projekt wzrosły z 96 do 798 mln zł. Inne gry dostrzeżone na całym globie, to np. „Painkiller Hell & Damnation” firmy The Farm 51 czy „This War of Mine” stworzona w 11 bit studios i nagradzana na prestiżowych konkursach oraz szeroko opisywana przez media nie tylko branżowe, ale też takie, jak „The Guardian”, „The Washington Post” czy „La Stampa”. W produkcji gier zajmujemy dopiero 23. miejsce na świecie, lecz rośniemy i mamy wyróżniającą się ofertę.
Hitem eksportowym, przede wszystkim w Europie Środkowej, stały się także polskie marki odzieżowe i obuwnicze, jak Reserved czy Big Star, a także CCC, Gino Rossi, Wojas i Bartek.
Naszym przebojem są też kosy i inny sprzęt ogrodniczy oraz leśniczy. Narzędzia te, choćby ze Starobielskiej Fabryki Kos, świetnie się sprzedają w Austrii, Rumunii czy w Słowenii. Przez wielu zagranicznych klientów uważane są za jedne z najlepszych na świecie.
Wreszcie bardzo dobrze sobie radzą nasze wyroby ceramiczne i bursztyn oraz wykonane z niego wyroby, a do miana eksportowego hitu kandydują również polskie instrumenty muzyczne, nuty, wózki dziecięce, zabawki czy gry dla dzieci i dorosłych. Firma Cobi z powodzeniem konkuruje np. z legendarnym duńskim Lego i niemieckim Playmobile.
Zmiana kierunku
Jednym z najistotniejszych trendów w polskim eksporcie jest zmiana jego kierunków. Nawet w „starych” branżach może to przynieść rozwój. Na przykład firma Bumech, która działa w przemyśle maszynowym i świadczącym usługi na potrzeby górnictwa, jeszcze na początku tej dekady eksportowała głównie do Rosji i, w mniejszym stopniu, do państw Ameryki Południowej. Teraz zakłada intensywną ekspansję na nowych dla siebie rynkach, jak Serbia i Czarnogóra, a także Turcja czy Iran. – Kiedyś nikt nie pomyślałby nawet o takich kierunkach jak Bałkany, ale dziś mogą być bardzo perspektywiczne – komentuje Edward Długaj. Zaś Andrzej Łyko dodaje: – Coraz bardziej zauważalny jest trend związany z wychodzeniem poza rynki europejskie. Wiele naszych firm aktywnie poszukuje kontrahentów w dalekich od Polski regionach, w Azji czy Afryce.
Pojawiliśmy się na dotychczas egzotycznych dla nas terytoriach, jak Indie, Chiny, Indonezja, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Etiopia. Część naszych eksporterów (z danych GUS wynika, że głównie handlujących żywnością, ale również maszynami, sprzętem transportowym i wyrobami przemysłowymi), skłoniły do tego także powody polityczne. Od kilku lat odnotowujemy bowiem potężny spadek eksportu do Rosji, za sprawą embarga nałożonego na polskie produkty przez Moskwę (w odpowiedzi na sankcje unijne). W 2013 r. Rosja była piątym co do wielkości odbiorcą naszych towarów, ale potem kolejne kraje ją wyprzedzały – najpierw Włochy, potem Holandia. Jeśli do końca ubiegłego roku utrzymała się tendencja widoczna w nim od stycznia do września, to Rosja jest obecnie dopiero ósmym partnerem handlowym naszego kraju i wyprzedziła ją też Szwecja.
Oczywiście nie tylko my sprzedajemy mniej na wschodzie. Embargo dotyczy również pozostałych państw UE. W efekcie, np. w 2015 r. eksport z Czech do Rosji zmalał o ponad 30 proc. (nasz o 27 proc.), podobnie było w przypadku Bułgarii, Słowacji, Węgier czy państw bałtyckich. Balázs Jarábik, ekspert Centrum Carnegie, stwierdził ponad rok temu na łamach „The Financial Times”, że ten spadek sprzedaży towarów z państw Europy Środkowej przyspieszył tendencję, która zarysowała się przed laty po rozpadzie Związku Radzieckiego. – W przyszłości niektóre z dawnych powiązań ekonomicznych mogą być odbudowane, ale sądzę, że na stosunki handlowe Rosji z Polską czy właśnie krajami bałtyckimi silny wpływ będzie miała polityka – dodał Jarábik.
Zdaniem ekspertów z Instytutu Jagiellońskiego szansą na poprawę handlu ze wschodnim sąsiadem może być przyszłoroczny piłkarski mundial, którego gospodarzem będzie Rosja. Przygotowanie tak wielkiej imprezy oznacza wzrost zapotrzebowania na towary z zagranicy i to głównie te, w których byliśmy na tym rynku mocni, z takich branż, jak maszynowa, komunikacyjna i spożywcza. Na razie jednak wielkiego ocieplenia stosunków handlowych nie widać.
Przed czterema laty ósmym co do wielkości odbiorcą polskiego eksportu była Ukraina. Jednak na skutek załamania jej gospodarki spowodowanego konfliktem z Rosją jej obroty handlowe ze wszystkimi radykalnie spadły. Pod koniec 2016 r. była 17. na naszej liście najważniejszych rynków zbytu.
Coraz więcej sprzedajemy za to do Europy Środkowej, m.in. do Czech (w 2010 r. czwarty odbiorca polskich towarów, dziś drugi) i Rumunii (awans z pozycji 19. na 14.).
Do Niemiec
Jak powszechnie wiadomo, od ponad ćwierćwiecza naszym największym zagranicznym partnerem handlowym są Niemcy. Trafia do nich (dane za trzy kwartały 2016 r.) aż 27,4 proc. polskiego eksportu, czyli prawie tyle samo, co razem wziąwszy do pięciu kolejnych naszych odbiorców (Czechy, Wielka Brytania, Francja, Włochy i Holandia).
Największy udział w eksporcie za Odrę mają maszyny, urządzenia i sprzęt transportowy, których udział w tej sprzedaży wynosi 35,5 proc. (dane za 2015 r.). Jednak najszybciej rośnie eksport różnego rodzaju wyrobów przemysłowych. W 2012 r. wart był 26 mld zł, a trzy lata później już 44,3 mld (udział w sprzedaży – 21,8 proc.). Z kolei coraz mniej wysyłamy do Niemiec paliw i smarów (w 2013 r. za 5,7 mld zł, w 2015 r. już tylko za 3,8 mld) i jest to jedyna kategoria, w której nastąpił spadek wartości naszego eksportu za zachodnią granicę.
Na koniec sakramentalne pytanie: czego potrzeba polskim eksporterom, aby odnosili sukcesy za granicą? Zdaniem Edwarda Długaja – odpowiedniej promocji, bo z tym nie jest najlepiej. – Proeksportowe działania musi mocniej wspierać państwo jako całość, ale również samorządy wojewódzkie – uważa. Podaje też przykład zza Odry: – Bawaria, jako jeden z niemieckich landów, ma przy Komisji Europejskiej przedstawicielstwo gospodarcze, w którym pracuje ok. 300 osób zajmujących się właśnie tego typu aktywnością. Czegoś podobnego potrzebowalibyśmy i my.
Wschodzące gwiazdy polskiego eksportu, szczególnie te działające w branżach innowacyjnych, będą też potrzebowały rozwiązania innej kwestii: braku wyspecjalizowanych kadr. Producenci gier już teraz sprowadzają informatyków z zagranicy...
Eksport przez kooperację
Część polskich firm kooperuje z innymi producentami i to jest ich sposób na eksport. Taką drogę obrała np. Grupa Organika z Malborka, trzeci co do wielkości wytwórca pianek poliuretanowych w Europie. Tego typu polimery są powszechnie używane w branży meblarskiej (przy produkcji materacy czy mebli tapicerowanych), motoryzacyjnej (siedzenia, podsufitki, zagłówki itd.) czy budowlanej (podkłady podłogowe). Pianki produkowane przez zakłady Organiki eksportowane są w gotowych wyrobach wytworzonych przez jej klientów, m.in. firmę IKEA.
Na podobnej zasadzie malborska spółka współpracuje z branżą odzieżową czy opakowaniową. Polimery znajdują zastosowanie w zimowych ubiorach czy biustonoszach, a także w opakowaniach na zegarki, porcelanę, biżuterię albo sprzęt elektroniczny. Tymczasem, jak zauważa Dariusz Kwieciński, prezes Organiki: – Nasz kraj staje się teraz zapleczem produkcji opakowań dla całej Europy.