Ludzkie oblicze ideału
Fot. Materiały prasoweChoć mowa tu zwykle o najnowocześniejszych i rozpędzonych technologiach, to w ich centrum stoi człowiek. W kilku rolach. Jako pomysłodawca, twórca, członek zespołu, inwestor, odbiorca.
Przykłady z innych, bardziej od nas zaawansowanych startupowych rynków, zwłaszcza z USA, Izraela, Wielkiej Brytanii, ale też ze Szwajcarii czy Finlandii pokazują, że wyjątkowo ważne są dwie rzeczy: udana współpraca między ludźmi na różnych poziomach oraz innowacja, która odpowiada na autentyczne, a nawet codzienne, potrzeby. Można powiedzieć, że im więcej człowieka w startupie, tym lepsze widoki tego ostatniego na wzrost i sukces.
FOMO i kapitał społeczny
W głównych amerykańskich hubach technologicznych, np. w Dolinie Krzemowej czy w Nowym Jorku, szczególnie docenia się znajomości. Dąży się do poznawania nowych ludzi i pielęgnuje kontakty. Zupełnie jak w Hollywood. Ukuto nawet pojęcie FOMO (od fear of missing out), które oznacza strach przed przegapieniem czegoś ważnego. Początkujący przedsiębiorca lęka się, czy przypadkiem nie ominęło go jakieś ważne środowiskowe wydarzenie, a inwestor – że straci możliwość ulokowania kapitału w złotodajnym biznesie. Wszyscy mogą być sobie potrzebni, wymieniać się przysługami, informacjami itp.
Jednocześnie startupowe środowisko z prawdziwego zdarzenia nie stawia granic. Nie zamyka się w sobie, a ludzie nie ukrywają przed innymi swoich pomysłów, tylko liczą, że ci pomogą im je ulepszyć. Jest też otwarte na zdolnych obcokrajowców, na jak najwięcej okazji do znalezienia wielkich talentów.
Czyli, podsumowując, jeśli chodzi o kulturę, jako kluczowy element startupowego ekosystemu, jej idealne cechy to praca w grupie, rozwijanie kontaktów i wzajemna pomoc – a za tym wszystkim stoi zaufanie.
W Polsce zaufania brak
A jak jest z kulturą startupową w Polsce? Raport z badania Deloitte „Diagnoza ekosystemu startupów w Polsce” (przeprowadzonego w latach 2016 i 2017) też potwierdza, że w tym środowisku efektywniej pracuje się w grupie niż indywidualnie oraz że im bardziej sobie pomagamy, tym więcej możemy osiągnąć. Ludzie zdolni do wspólnych inicjatyw, a do takich należą projekty startupowe, mają do siebie zaufanie i skuteczniej osiągają wyznaczone cele. – Jest to oczywiste, ale trzeba o tym przypominać, zwłaszcza w kontekście spadającego w Polsce wskaźnika kapitału społecznego. W 2016 r. wynosił on 1,5 stopnia (4 stopnie oznaczają dojrzałość – od red.), a po upływie półtora roku, gdy przygotowywaliśmy aktualizację naszego raportu, już tylko 1,35 – mówi Julia Patorska, lider zespołu ds. analiz ekonomicznych w Deloitte.
To poniżej średniego poziomu dotyczącego 40 najbardziej rozwiniętych rynków świata. A przecież kapitał społeczny to spoiwo międzyludzkich relacji. Trudno jednak o nim mówić, gdy ludzie kryją się przed sobą ze swymi pomysłami, startupowcy nie ufają inwestorom, inwestorzy nie wierzą w zespoły, które finansują itd. itp.
Kobiety dają przykład
Tego, aby towarzyszyły nam otwartość i zaufanie, musimy się najczęściej uczyć od innych. Choć nie wszędzie jest aż tak źle, zaś szczególnie dobrze wypada środowisko startupów kobiecych.
Weźmy dotychczasowe cztery edycje programu akceleracyjnego Biznes w Kobiecych Rękach realizowanego w ramach Sieci Przedsiębiorczych Kobiet (powstały dzięki niemu 164 firmy, w tym część w oparciu o nowe technologie). Tu wsparciem dla startuperek są mentorki i uczestniczki wcześniejszych edycji. – Podczas spotkań wrze. Pozytywnie. Widać chęć bezinteresownego wsparcia – mówi Katarzyna Wierzbowska, m.in. inicjatorka Sieci Przedsiębiorczych Kobiet i współzałożycielka Klubu Inwestorek Indywidualnych Black Swan. – Dziewczyna, która doświadczyła tej pomocy, już jako mentorka pragnie oddać to, co kiedyś dostała. Bezpośrednie kontakty, networking i mentoring są naszym kapitałem społecznym i nie wydaje mi się, żeby jego poziom spadał. Przeciwnie, w naszym środowisku widzę coraz większą wzajemność.
Dopełnieniem tego podejścia jest Black Swan Fund – koncept zachęcający liderki biznesu do inwestowania w przedsiębiorstwa w istotny sposób zarządzane przez kobiety. – Nie szukamy w Polsce milionerek. Obniżamy próg wejścia do 50 tys. zł i stymulujemy inwestowanie w syndykatach po siedem–dziewięć osób – wyjaśnia Wierzbowska.
Inna historia
Od najbardziej innowacyjnych krajów różni nas wiele, zarówno twarde czy policzalne elementy (o czym piszemy w następnym artykule), uwarunkowania polityczne bądź geograficzne, jak i historia, mentalność oraz związane z tym czynniki kulturowe. Przy czym nie chodzi tylko o niski poziom zaufania i kapitału społecznego. – Mamy też np. tendencję do spłaszczania i szybkiego definiowania. A ekosystem to skomplikowane środowisko, które wymaga pogłębionej analizy – podkreśla Julia Patorska.
W USA władze już od lat 50. XX w. wspierały małą przedsiębiorczość. Od pokoleń przekazywany jest tam gen prywatnej inicjatywy gospodarczej. Finlandia z kolei wiele lat temu postawiła na autorski system edukacyjny, który kształci młodzież otwartą na pomysły, niezestresowaną ciągłym „punktowaniem” (niemal przez całą szkołę nie dostaje się ocen), wychowaną na historycznym sukcesie Nokii. Izrael ma tak wielki potencjał m.in. dlatego, że Żydzi, w ciągu swych niełatwych dziejów, nauczyli się ciągłej mobilizacji, dyscypliny i zarządzania. Ich kultura zachęca też do kontestacji, a to pobudza wyobraźnię, stwarza pożywkę dla nowych pomysłów i – startupów.
W Polsce układało się to wszystko inaczej, a nasze ogólne podejście znalazło też swój wyraz w zachowaniu inwestorów i kolejnych rządów w ostatnich kilkunastu latach. Ci pierwsi szukali najczęściej pewnych inwestycji – co jest sprzeczne z samą koncepcją startupu – i tym samym stali się słabym ogniwem ekosystemu. A rządy nie do końca pojmowały, czym ekosystem w ogóle jest. Dziś wydaje się, że jest nieco lepiej – vide inicjatywy Polskiego Funduszu Rozwoju, by łączyć państwowe pieniądze i akceptację ryzyka z doświadczeniem i biznesowym zmysłem inwestorów prywatnych, oraz wspieranie w tym wszystkim podejścia mentorskiego, networkingowego, a nie nastawienia tylko na zysk. Nadal jednak nasze władze uważają, że np. powodem do chwały jest to, iż finansują wyjazdy startupowców na ważne wydarzenia za oceanem. Oczywiście, taka pomoc jest cenna, lecz to ledwie niezbędne minimum. Rodzime placówki rządowe za granicą powinny pamiętać o FOMO, organizować networking, ułatwić młodym przedsiębiorcom i inwestorom z Polski ważne spotkania, lansować ich. Ideałem, do którego należałoby tutaj dążyć, są choćby szwajcarskie ambasady technologiczne na świecie.
Nie ma się co łudzić, bez rządu i jego przemyślanej, konsekwentnej postawy nie da się zbudować lepszej kultury startupowej w Polsce, a w efekcie – stworzyć prężnego ekosystemu. Zmiana mentalności idzie jednak z oporami, a spadek kapitału społecznego niepokoi. Dlatego, przynajmniej od tej strony, do świata nam ciągle daleko.