Ambitnie
Igor Zalewski. / Fot. mat. pras.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2023 (99)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Wystawcie „Boga” Woody Allena. Ja w tym grałam w swoim liceum. Fajnie nam to wyszło – zaproponowała moja żona. – Wystawcie jakąś komedię Mrożka z początków jego twórczości. To krótkie jest – dorzuciłem swoje trzy grosze. Jako jedyny w domu teatrolog, musiałem zaznaczyć, że ten teren jest kontrolowany przeze mnie. – Albo „Boga”. To też fajne – taktycznie wykonałem ukłon w stronę żony, który ona odwzajemniła. – Tak, Mrożek też jest dobry. I krótki – rzekła.
Klasa Tymona miała jednak inne plany. W przypływie ogólnej euforii postanowiono nie iść na łatwiznę i unikać artystycznych kompromisów. Podczas klasowego wiecu rzucono wiele propozycji, ale w wyniku twórczej dyskusji listę ograniczono do trzech punktów. Był to „Sen nocy letniej” Williama Szekspira, „Małe kobietki” Louisy May Alcott oraz – rezerwowo – „coś Mrożka”. Jedna dziewczyna zaproponowała także stworzenie teatralnej wersji disneyowskiego filmu „W głowie się nie mieści”, ale w toku zażartych dyskusji uznano w końcu, że to nazbyt karkołomne zadanie i – przynajmniej w pierwszej klasie – może się nie powieść.
– Ambitnie – stwierdziłem. – Ale czy „Małe kobietki” to nie jest powieść? – spytałem. Okazało się, że tak, „Małe kobietki” to jest powieść, sztandarowe dzieło literatury feministycznej, ale w klasie panuje przekonanie, że łatwo można z książki wykroić scenariusz przedstawienia. – Ambitnie – stwierdziłem po raz kolejny. Resztę swojej opinii zachowałem dla siebie, bo nie jestem taki zupełnie głupi.
W wyniku dalszych sporów kolektyw artystyczny zdecydował się na wystawienie „Snu nocy letniej”. Wkrótce okazało się, że jest mały problem. Komedia Szekspira ma 5 aktów i mówiąc prosto z mostu, jest cholernie długa. Raczej nie da się jej wystawić w 40 minut. – Co zatem zrobicie? – spytałem podczas kolejnej relacji. – Skrócimy – odpowiedział Tymon. – Szekspira będziecie poprawiać? – zdziwiłem się nico nieostrożnie i zostałem skarcony odpowiednim spojrzeniem.
Jak postanowili, tak zrobili. Elitarne komando kolektywu artystycznego zebrało się pewnej soboty w domu jednej z koleżanek. Siedzieli wiele godzin, ale skrócili. Byłem pod wrażeniem. Niestety, podczas pierwszych prób, okazało się, że krótsza wersja nie za bardzo trzyma się kupy. Po krótkiej burzy mózgów – chyba na klasowym Messengerze – zdecydowano się porzucić Szekspira. Jak w grze planszowej nastąpił powrót do miejsca startu. Trzeba było wybrać sztukę.
Przy kolejnym podejściu furorę zrobił pomysł stworzenia własnego tekstu, który płynnie przeszedł w sceniczną improwizację. Kilkudniowa euforia jednak przygasła, gdy kolektyw zdał sobie sprawę, że improwizacja nie jest taka prosta, jak się wydaje i warto mieć w tej dziedzinie jakieś doświadczenie. Przy trzecim podejściu zdecydowano się na Mrożka. A konkretnie na „Indyka”.
– Fajnie, ale to jednak też całkiem długie – stwierdziłem nieśmiało. Po jakimś czasie zauważył to i artystyczny kolektyw. Podczas kolejnych wyborów demokratycznie zatwierdzono, że klasa wystawi jednoaktówkę. – „Policję” albo „Na pełnym morzu”. Ostateczna decyzja jeszcze przed nami – obwieścił Tymon. – Świetny wybór – pochwaliłem z całego serca.
W chwili pisania tego tekstu owa decyzja nie była jeszcze znana. Ale niezależnie od wyniku kolektyw artystyczny bardzo wiele się nauczył. Nie tylko o Szekspirze czy Mrożku, ale też o tym, że czasem najprostsze rozwiązanie bywa najlepsze. Szkoda tylko, że dorośli często zapominają, czego się nauczyli w szkole.
Więcej możesz przeczytać w 12/2023 (99) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.