Ekonomicznie i komfortowo

Materiały prasowe
Materiały prasowe 50
Udogodnienia, jakie towarzyszą lataniu w klasie biznes, są fantastyczne, ale – powiedzmy sobie szczerze – rzadko warte swojej ceny. Na takie podróże stać zresztą jedynie korporacje. Gdy, prowadząc własną firmę, liczymy każdą złotówkę, wybierzmy najtańszy bilet w klasie ekonomicznej. Taka podróż wcale nie musi być katorgą.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2016 (6)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Sprawa jest prosta. Niby dlaczego za lot z Warszawy do Pekinu i z powrotem mamy płacić ponad 7 tys. zł, gdy pokonanie tego samego dystansu może kosztować ponadtrzykrotnie mniej? Dla niektórych wystarczającym uzasadnieniem będzie oczywiście większa przestronność klasy biznes, lepsze fotele, które zwykle można przekształcić w płaską leżankę, oraz smaczniejsze jedzenie. Tylko czy te luksusy warte są aż tak wielkich pieniędzy? Z punktu widzenia pragmatycznego przedsiębiorcy na pewno nie. 

Zresztą, na europejskich, a zatem krótszych trasach, różnice między biletem klasy biznes a ekonomicznej (lub tanimi liniami) nie są chyba aż tak istotne. Oczywiście, docenimy większy limit bagażu, szybszą odprawę i możliwości oczekiwania na lot w specjalnym saloniku, w którym dostępne są darmowe jedzenie, napoje i czasopisma. Ale znów pojawia się pytanie: Czy warto płacić więcej za te udogodnienia? Dla przykładu: z warszawskiego Okęcia na londyńskie lotnisko Heathrow w klasie ekonomicznej można polecieć nawet za 500 zł w obie strony, a podróż „w biznesie” kosztuje co najmniej 1,5 tys. zł. Pomijając już fakt, że tanimi liniami do Londynu (na lotniska Stansted lub Luton) można dolecieć nawet za ok. 150 zł.  

Europa? Tylko w „ekonomii”

Decydując się na lot klasą ekonomiczną, warto zwrócić uwagę na to, co dana linia oferuje w zamian za najtańsze bilety. Różnice są bowiem ogromne. I to nie tylko w cenach (czasem za pokonanie tej samej trasy można zapłacić od 1,5 do 5 tys. zł), lecz także w komforcie podróżowania. Mało tego, różnice występują nawet u tego samego przewoźnika. Wszystko zależy od połączenia, które wybierzemy, oraz rodzaju samolotu, na który trafimy. Zwykle zresztą już w momencie kupowania biletu wiemy, jaki samolot obsługuje daną trasę. Można to sprawdzić np. na stronie  www.flightaware.com.

Pamiętajmy jednak, że o ile informacje te sprawdzają się zazwyczaj, gdy mowa o połączeniach długodystansowych (czyli do obu Ameryk, na Daleki Wschód czy do Australii i Oceanii), o tyle w Europie różnie z tym bywa. Czasem w ostatniej chwili podstawiany jest zupełnie inny samolot, niż podawano wcześniej w systemie informatycznym przewoźnika. Zdarza się też, że na chwilę przed odlotem trzeba dostosować wielkość maszyny do frekwencji albo zaplanowany samolot ugrzęźnie na innym lotnisku. Musimy się zatem liczyć z tym, że – spodziewając się np. wygodnego embraera 195 (z dwoma fotelami po obu stronach kabiny) – znajdziemy się nagle na środkowym miejscu w leciwym boeingu 737-400. A to już nic przyjemnego.

Tyle że w przypadku lotów trwających do 3 godz. (np. Warszawa–Londyn) albo nawet ok. 4 godz. (np. Warszawa–Lizbona) da się jakoś przetrwać nawet w upakowanym jak puszka z sardynkami samolocie Wizz Aira czy Ryanaira.

Dobry wybór na długą podróż

O ile w przypadku europejskich połączeń – biorąc pod uwagę wszystko powyższe – najlepiej zwracać uwagę na ceny, o tyle przed zakupem biletu na naprawdę daleką podróż warto dokładnie zapoznać się z ofertą przewoźnika. Jeśli, lecąc w klasie ekonomicznej, chcemy w długiej podróży dobrze zjeść, otrzymać darmowy drink, wyprostować nogi oraz aktywnie korzystać z komputera, musimy zgłębić detale i, w razie czego, pogodzić się z zakupem biletu o kilka procent droższego niż ten w najniższej taryfie.

Pierwsze pytanie, na które trzeba sobie odpowiedzieć, to czy – lecąc np. z Warszawy – kluczowe jest dla nas bezpośrednie połączenie. Jeśli tak, to skazani jesteśmy na ofertę naszego narodowego przewoźnika, który w tej chwili proponuje połączenia do Nowego Jorku, Chicago, Toronto, Pekinu i Tokio. Zwykle koszt takiego lotu jest nieco wyższy niż połączeń z przesiadką.

Dodatkowym atutem LOT-u są nowoczesne boeingi 787 dreamliner. Przy okazji jedno wyjaśnienie: nie wierzmy plotkom, że to zawodne i niewygodne samoloty. Prawda jest taka, że dreamlinery są ciche i relatywnie przestronne, z wygodnymi siedzeniami w klasie ekonomicznej. Co więcej, pasażerowie mogą skorzystać z dwóch rodzajów gniazd: USB i prądu zmiennego. Podczas długiej podróży nie ma więc problemu wyczerpującej się baterii smartfona, tabletu lub laptopa. Brakuje jeszcze tylko pokładowego Wi-Fi. Siedzenia w dreamlinerze ustawione są w konfiguracji 3-3-3, mają 43 cm szerokości, a odległość między oparciami foteli to 81 cm (o tym, jak wartości te przedstawiają się na tle konkurencji, za chwilę).

Niemiecka alternatywa

Najważniejszym rywalem dla LOT-u jest Lufthansa – jedna z największych linii lotniczych na świecie. Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że lata niemal wszędzie, w tym także do miast, które LOT obsługuje swoimi dreamlinerami. Wybierając Lufthansę, musimy jednak pogodzić się z jedną, podstawową niedogodnością: trzeba się przesiadać. Najczęściej we Frankfurcie, w Monachium, Hamburgu lub Düsseldorfie. Od wiosny do jesieni najlepiej wybrać Monachium: to znakomite lotnisko, z dobrze oznakowanymi terminalami i wyjściami do samolotów, dobrymi i relatywnie niedrogimi restauracjami oraz darmową kawą i herbatą dla wszystkich podróżnych. Zimą jednak, ze względu na częste śnieżyce, lepiej z niego zrezygnować. To wysoko położony port lotniczy, w którym opady śniegu mogą być tak duże, że powodują gigantyczne opóźnienia, a nawet odwoływanie lotów. Od grudnia do lutego możemy w zastępstwie wybrać choćby Frankfurt.

Lufthansa ma ogromną flotę samolotów długodystansowych: airbusy A330 i A340 w różnych wariantach, gigantycznego A380 oraz niewiele mniejsze boeingi 747 kilku generacji. Pytanie tylko, czy ich komfort jest na tyle duży, żeby zrekompensować konieczność przesiadek? I czy w samolotach tych, w klasie ekonomicznej, jest więcej miejsca niż w dreamlinerze LOT-u?  Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z jednej strony szerokość siedzeń – w zależności od modelu samolotu – to 43–44,5 cm, ale miejsca na nogi zwykle jest o 2 cm mniej (wbrew pozorom to sporo). Na możliwość podładowania laptopa możemy zaś liczyć tylko w najnowszych samolotach Lufthansy, czyli boeingach 747-400 i 747-8. W tych ostatnich jest również dostępne płatne Wi-Fi uruchamiane po osiągnięciu przelotowej wysokości.

A jak w porównaniu z dreamlinerami wypadają inni europejscy przewoźnicy? Weźmy Air France. Siedzenia w większości szerokokadłubowych samolotów tych linii mają te same parametry, co flagowe maszyny LOT-u (43 cm szerokości, 81 cm od oparcia do oparcia), ale francuskie linie, wraz z będącym z nimi w koalicji holenderskim KLM-em, słyną z mało porywającego cateringu. Z kolei British Airways odstrasza ciasno ustawionymi fotelami – odległość między oparciami w większości dużych samolotów tej linii to zaledwie 76 cm. Cóż, ciasne miejsca na europejskich trasach to nie problem, ale już podczas podróży z Londynu do Los Angeles kilka centymetrów naprawdę robi dużą różnicę. 

Wschodnia jakość

Na dalekich trasach dużą konkurencją dla europejskich przewoźników są firmy rodem z Dalekiego oraz Bliskiego Wschodu. W Warszawie coraz większą popularność zyskuje linia Emirates, która pasażerów przewozi do Dubaju gigantycznym boeingiem 777-300ER (zdolnym pomieścić ponad 400 osób). Stamtąd dostępnych jest mnóstwo połączeń do Afryki oraz krajów Azji i Pacyfiku (można lecieć np. na Mauritius lub Seszele, do Kapsztadu, ale też do wielu miast w Indiach, Chinach, Japonii oraz Australii).

Wielki 777 w najnowszej wersji to bardzo wygodny samolot z fotelami w klasie ekonomicznej o szerokości 43 cm (czyli przeciętnej), ale z odległością między oparciami od 84 do 86 cm. Tak duża ilość miejsca to rzadkość w przypadku europejskich przewoźników. Poza tym Emirates serwuje dobre jedzenie, a do dyspozycji każdego pasażera jest świetny system multimedialny z mnóstwem filmów i seriali. Każdy fotel ma też wbudowane gniazdo prądu zmiennego 110V. Na dodatek Emirates proponuje konkurencyjne ceny, np. lot z Warszawy do Hongkongu (w obie strony) może kosztować ok. 2,5 tys. zł. Z Lufthansą lub Air France polecimy wprawdzie o 200 zł taniej, ale jakość klasy ekonomicznej jest nieco gorsza.

Widać zatem, że latanie w klasie ekonomicznej nie musi oznaczać podróżowania w marnych warunkach za niewielkie pieniądze. Wielu przewoźników bardzo się stara, by zadowolić pasażerów kupujących każdego rodzaju bilety. Cieszy też to, że LOT – choć to bardzo mała linia lotnicza w porównaniu z europejskimi i światowymi potęgami – dzięki dreamlinerom oferuje naprawdę bardzo dobry standard obsługi. Nie mamy się czego wstydzić. 

 


Między „ekonomią” a „biznesem”

Coraz więcej linii lotniczych oferuje na długich trasach klasę alternatywną dla ekonomicznej i biznesowej. Taką, która za w miarę rozsądne pieniądze pozwala podróżować w wygodniejszych fotelach i z lepszym jedzeniem. To tzw. premium economy. Podobnie jednak jak z klasą  ekonomiczną – nie u wszystkich oznacza ona to samo.

LOT

W dreamlinerach polskiego przewoźnika znajduje się 21 miejsc premium economy. Fotele w tej klasie mają niemal 49,5 cm szerokości (+6,5 cm w porównaniu z klasą ekonomiczną), a odległość między nimi to 96,5 cm (+15,5 cm). Ich oparcie odchyla się do pozycji półleżącej, a uzupełnieniem jest rozkładany podnóżek. Podróżny może liczyć też na lepsze posiłki, darmowe alkohole oraz większy limit bagażu. Różnica w cenie biletu jest jednak duża,  np. podróż w klasie ekonomicznej do Toronto kosztuje ok. 2,5 tys. zł, a w klasie premium ponad 6 tys. zł (natomiast w klasie biznes zapłacimy ponad 12 tys. zł).

Air France-KLM

Podwyższona klasa podróży u tego przewoźnika nazywa się Premium Voyageur. Wymiary siedzeń to: 96,5 cm (odległość między oparciami) oraz 48 cm (szerokość). Podróżując w tej klasie, możemy liczyć na dodatkowy ciepły posiłek, większy zestaw przekąsek (dostępnych w bufecie) oraz darmowe napoje (w tym wino i prawdziwy szampan). Air France-KLM jako jedna z niewielu linii pozwala pasażerom klasy premium economy wcześniej wejść na pokład, przejść szybszą kontrolę bezpieczeństwa i odprawić się na stanowisku dla podróżnych klasy biznes. Dopuszczalny bagaż rejestrowany to dwie walizki po 23 kg, podręczny – 18 kg. W kabinie znajdziemy panoramiczny ekran dotykowy systemu multimedialnego, słuchawki wyciszające hałas, lampkę do czytania, a także zestaw podróżny (jak w klasie biznes: pasta do zębów, szczoteczka, skarpetki, zasłonka na oczy oraz koc, poduszka i butelka wody).

British Airways

Klasa premium economy nazywa się tu World Traveller Plus. Odległości między oparciami foteli wynoszą 96,5 cm, a szerokość siedzeń to 47 cm. Posiłki w brytyjskiej klasie premium są nieznacznie okrojoną wersją oferty z klasy biznes. Napoje i przekąski – darmowe, bez limitów. Dopuszczony bagaż rejestrowany to dwie walizki po 23 kg. Dodatkowo mamy do dyspozycji dwa złącza USB, gniazdo prądu zmiennego, koc i zestaw podróżny. Każdy z pasażerów ma przed sobą 10,6-calowy ekran dotykowy systemu multimedialnego oraz słuchawki z możliwością wyciszania hałasu.

Lufthansa

Szefowie Lufthansy do niedawna twierdzili, że premium economy to dziwny produkt, dla którego nie ma przyszłości. Teraz  nie­miecki przewoźnik oferuje takie miejsca w swoich najnowszych maszynach zarówno w airbusach, jak i boeingach. Odległość między oparciami foteli w tej klasie, w zależności od modelu samolotu, wynosi od 94 do 96,5 cm, a szerokość siedzeń – od 46 do 47,5 cm. Inne udogodnienia to lepsza kuchnia serwowana na porcelanowych talerzach, darmowe napoje i przekąski bez limitów, gniazda zasilania przy każdym fotelu (w Lufthansie w klasie ekonomicznej występują w nielicznych samolotach) oraz dodatkowy bagaż rejestrowany (dwie walizki po 23 kg każda). Niestety, przed odlotem nie można korzystać z saloniku biznesowego ani z szybkiej odprawy na lotnisku. Ciekawe, że Lufthansa tuż przed startem samolotu proponuje pasażerom klasy ekonomicznej podwyższenie klasy do premium poprzez licytację. 

Premium economy u innych przewoźników

Podwyższoną klasę podróży oferuje oczywiście o wiele więcej linii lotniczych. Wśród nich znajdziemy m.in. Air New Zealand (dobre połączenie z Wellington w Nowej Zelandii z międzylądowaniem w Los Angeles), japońskich przewoźników ANA i Japan Airlines, tanią linię Norwegian czy też australijskiego Qantasa oraz doskonałe Singapore Airlines. 

My Company Polska wydanie 3/2016 (6)

Więcej możesz przeczytać w 3/2016 (6) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie