Na nasz rachunek: Łączenie kropek z Bartkiem Lipnickim

"Na nasz rachunek" nowy cykl w My Company Polska. Zabieramy przedsiębiorców do ich ulubionych knajp.
"Na nasz rachunek" nowy cykl w My Company Polska. Zabieramy przedsiębiorców do ich ulubionych knajp. / Fot. Kuba Dobroszek.
Nowa rubryka w miesięczniku „My Company Polska”! To przestrzeń, gdzie biznes spotyka się z rozkoszami podniebienia. Co miesiąc zapraszamy czołowych przedsiębiorców na lunch, aby w swobodnej atmosferze porozmawiać o ich drodze do sukcesu, wyzwaniach, a także pasjach. Przy sałatce fatoush, falafelu i humusie rozmawiamy z Bartkiem Lipnickim, szefem Endeavor Poland.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2024 (106)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Każdy, kto wie o mnie cokolwiek więcej niż to, że uwielbiam „The Office” i Oasis, doskonale zdaje sobie sprawę z mojej kiepskiej orientacji w terenie. Na spotkanie z Bartkiem Lipnickim przychodzę spóźniony – pomyliłem drogę, choć umówiliśmy się w ścisłym centrum Warszawy. – Spokojnie, poczekam. Zresztą i tak musimy zmienić miejsce, bo tam, gdzie mieliśmy usiąść, jest jakaś firmowa impreza – uspokaja mnie przez telefon Bartek.

Na spotkanie wybraliśmy Fabrykę Norblina – to wielofunkcyjny kompleks z największą w Warszawie strefą gastronomiczną, BioBazarem, luksusowym kinem oraz muzeum. Jak co dzień po terenie kręci się mnóstwo ludzi, ale Bartka dostrzegam bez problemu – z tłumu wyróżnia go zdecydowanie nieprzeciętny wzrost. Ubrany w sportową kurtkę z Patagonii i dżinsy, czeka tam, gdzie się umówiliśmy. Na nowe miejsce spotkania wybiera pobliską Amar Beirut, libańską restaurację. W lokalu wolnych stolików jest całkiem sporo, choć nie możemy usiąść na tarasie – ten również jest zarezerwowany na firmowy event. No cóż, chyba taki okres. – Szkoda, pewnie jest fajny widok – kwituje mój rozmówca.

W Amar Beirut obaj jesteśmy pierwszy raz. „Będzie okazja do spróbowania czegoś nowego” – myślę, przeglądając menu i próbując wywnioskować, czym są dania opisane w karcie. Na rozmowę mamy niewiele ponad godzinę – o 13 Bartek ma ważne spotkanie, z kolei następnego ranka leci do Rzeszowa na Carpathian Startup Fest, czyli jedną z największych w naszym kraju imprez startupowych. Zresztą z nim raczej niełatwo się umówić – to spotkanie ustalamy z kilkunastodniowym wyprzedzeniem, po jednej zmianie daty. – Mam za sobą megaaktywne tygodnie, dopiero co wróciliśmy z eventów w Gdańsku i Poznaniu. Trochę testujemy różne konferencje, trochę staramy się wychodzić z Endeavorem do ludzi – mówi Bartek.

Człowiek zajęty, ale tym, co mnie w trakcie rozmowy pozytywnie zaskoczy, będzie fakt, że ani razu nie zerknie na telefon – choć ten będzie wibrował co kilkanaście minut.

Wolne miasto

Bartek Lipnicki to przedsiębiorca i inwestor, który jakiś czas temu sprowadził do Polski Endeavor, czyli wywodzącą się ze Stanów Zjednoczonych, a obecną już na ok. 40 rynkach organizację non profit, której celem jest wspieranie founderów startupów technologicznych. W jaki sposób? Przede wszystkim poprzez budowę ekosystemu przedsiębiorców i założycieli firm mających aspiracje tworzenia i rozwijania globalnych spółek.

Na pokładzie rodzimego Endeavora są topowi menedżerowie, m.in. Marcin Żukowski (współzałożyciel Snowflake), Wiktor Schmidt (założyciel Netguru) czy Maciej Noga (współtwórca grupy Pracuj).

Bezpośrednim pretekstem do spotkania jest publikacja raportu „Endeavor Mapping Poland’s Tech Sector” zawierającego m.in. mapę powiązań polskich founderów oraz wnioski, w jaki sposób się wspierają, tworząc sieć biznesowych relacji. Jednak bardziej zależy mi chyba na poznaniu historii Bartka, która w naszym kraju jeszcze dostatecznie nie wybrzmiała. A to przecież człowiek, który ma za sobą międzynarodowe doświadczenie oraz pracę w najróżniejszych organizacjach: korporacji, startupie i firmie rodzinnej. Miks doświadczeń – jak określa swoją zawodową karierę Lipnicki – w gigantycznym stopniu ukształtował go jako przedsiębiorcę.

Do jedzenia zamawiamy „Business Bistro” – czyli po prostu zestaw lunchowy - za 65 zł. Danie główne smakuje raczej zwyczajnie, za to dodatki są dosyć specyficzne. – Najbardziej lubię chyba hiszpańskie knajpy, ponieważ bardzo podoba mi się koncept dzielenia się jedzeniem – mówi Bartek.

- Od czego zacząłbyś opowieść o sobie? – pytam po złożeniu zamówienia.

- Od Gdańska. Od najmłodszych lat powtarzano mi: pamiętaj, jesteś z Gdańska, czyli z wolnego miasta! Tym, którzy się tutaj wychowywali, wydaje się, że mogą wszystko – odpowiada bez wahania mój rozmówca.

Lipnicki pochodzi właśnie z Trójmiasta. Dorastał w przedsiębiorczej rodzinie - kiedy miał kilka lat, jego ojciec założył firmę. Jak słyszę, zarabiającą w zasadzie od pierwszego dnia funkcjonowania. – Wychowywałem się w takiej trochę komunie, gdyż tata pracował jednocześnie na Politechnice Gdańskiej. Jako dzieci profesorów tworzyliśmy dosyć zamknięte, hermetyczne środowisko, gdzie każdy każdego znał – wspomina.

Pierwsze przedsiębiorcze szlify zbierał więc w firmie ojca, którą rozwijał na globalnych rynkach. Zanim Lipnicki w ogóle zacznie mówić o innowacyjności podmiotu, wskazuje podejście ojca do biznesu. – Myślę, że od najmłodszych lat doświadczyłem pozytywnych wzorców, ponieważ dla taty najważniejsi zawsze byli ludzie. Potrafił nie dopiąć jakiegoś dealu, gdyż bał się o to, czy jego podopieczni nie stracą pracy.

Przedsiębiorstwo – funkcjonujące zresztą do dziś – zajmuje się tworzeniem przemysłowych rozwiązań dla sektora energetycznego. – To mało sexy, totalnie niesoftware’owe deeptechowe tematy, ale się przyjęły. Ojciec chciał, bym pozostał w firmie, jednak mnie interesował wyłącznie jej międzynarodowy rozwój, później wolałem zająć się czymś innym. Obserwowałem z bliska, jak ciężką pracą jest rozkręcanie własnego biznesu, ale zupełnie mnie to nie zniechęciło – wspomina Bartek. I dodaje: – W pewnym momencie dostałem się na program menedżerski w Ericssonie, dzięki któremu nie tylko poznałem pewne procesy biznesowe, ale również sporo pojeździłem po świecie. W tamtym okresie mieszkałem łącznie w sześciu krajach, co było fantastycznym doświadczeniem.

Najbardziej barwne wspomnienie?

– Chyba epizod na Filipinach, gdzie dołączyłem do zespołu i od razu dostałem całkiem sporą sprawczość. Moim tamtejszym szefem był Brazylijczyk, który już pierwszego dnia zaproponował mi wspólny kurs nurkowania: z nim i z jego żoną. Przez kilka miesięcy, nawet dwa razy w tygodniu, wyjeżdżaliśmy na spoty nurkowe oddalone jakieś dwie godziny jazdy od Manili. Dojazd nie był przesadnie utrudniony – szkoła, w której pobieraliśmy lekcje, przeszkoliła wcześniej prezydent Filipin, która z wdzięczności wybudowała drogę dojazdową – śmieje się Bartek. Od tamtego czasu nurkował może kilka razy, czyli nie okazało się to pasją na całe życie. Choć zapewne nie miałby problemu z ponownym zanurzeniem, gdyż, jak słyszę, z nurkowaniem jest trochę jak z jazdą na rowerze – tego się nie zapomina.

– Polacy są podobno bardzo mile widziani na Filipinach – ze względu na to, że to katolicki kraj, którego mieszkańcy mają ogromny szacunek do Jana Pawła II – zauważam.

– Totalnie tak! Pierwsze pytania, jakie otrzymujesz od lokalsów, to czy jesteś katolikiem, czy masz żonę oraz czy grasz w koszykówkę. Filipińczycy uwielbiają grać w kosza! – wskazuje mój rozmówca.

W Ericssonie Lipnicki działał w zespołach odpowiedzialnych m.in. za walkę z fraudami finansowymi. I tutaj przechodzimy do pierwszego łączenia kropek.

Podróż i cel

Łączenie kropek to – jak sam zauważa Bartek – motyw przewodni naszej rozmowy.

– Kilku moich najbliższych współpracowników z tamtego okresu założyło startup, do którego również dołączyłem. Na podstawie wyniesionego doświadczenia stworzyliśmy niejako konkurencję dla Ericssona, która szybko nawiązała współpracę z kluczowymi graczami technologicznymi. To była unikalna lekcja, zakończona na Nasdaq – opowiada.

W tamtym okresie Lipnicki poznał wielu czołowych przedsiębiorców, m.in. Daniela Eka, który dopiero rozpoczynał globalny rozwój Spotify. – Niejako szkolił nas z budowania produktu. To było superinspirujące, spotykaliśmy się z wybitnymi ludźmi w tak luźnej atmosferze, jak teraz spotykam się z tobą – dodaje mój rozmówca. Bartek nie jest w stanie wybrać jednego najbardziej przełomowego spotkania z tamtego okresu, pamięta jedynie, iż wpajano im, żeby pamiętać nie tylko o celu, ale też przykładać należytą uwagę do całej podróży. – Doświadczenia, jakie zbierasz, są równie ważne jak realizacja celów. To się teraz fantastycznie łączy z przekazem, jaki puszcza w świat Endeavor. Jakiś czas temu przeanalizowaliśmy ok. 200 globalnych jednorożców i jednoznacznie nam wyszło, iż zdecydowana większość founderów, którzy odnieśli sukces, ma za sobą epizod pracy poza ojczyzną. Mało kto wybierał drogę na skróty, zwycięstwo poprzedza ciężka praca – tłumaczy.

Kolejnym etapem w zawodowym życiu Lipnickiego było założenie funduszu vc Alfabeat. – To był moment, kiedy moje dotychczasowe doświadczenia okazały się przydatne w zupełnie innych segmentach. Na rynkach o zgoła odmiennej dynamice i specyfice. Znów kropki zaczęły się łączyć – mówi Bartek.

Kiedy fundusz ruszał, mój rozmówca – jak wspomina – nie miał pojęcia o inwestowaniu.

– Skąd więc pomysł akurat na venture capital? – dopytuję.

– Zaczęło się od założenia, wspólnie z Fundacją Przedsiębiorczości Miasta Gdańsk, miniinkubatora z siedzibą w zabytkowej, odrestaurowanej dzielnicy miasta, czyli Wrzeszczu. W loftowych wnętrzach z cegły dostaliśmy do dyspozycji 16 mikrokawalerek oraz przestrzeń coworkingową, gdzie rozmawialiśmy z klientami o ich pomysłach biznesowych. Mnóstwo osób, które ówcześnie konsultowaliśmy, dostało się później do prestiżowych akceleratorów, np. w Ameryce Łacińskiej. Wspominam ten czas jako kolejny świetny okres, jednak po jakimś czasie zorientowałem się, iż wnosimy niemałą wartość, za to nie mamy odpowiedniego modelu biznesowego – wspomina Lipnicki. Następstwem refleksji było powstanie Alfabeat, to był 2016 r.

Główny cel nowego funduszu? Wspieranie rodzimych founderów startupów technologicznych w odnoszeniu globalnych sukcesów. Jak zdradza mój rozmówca, przez kilka lat działalności fundusz zebrał ok. 10 mln dol., na jakie złożył się zarówno kapitał publiczny, jak i prywatny. Pierwszą inwestycją Alfabeat było wsparcie startupu Daily z raczkującej wówczas branży new delivery, który później został przejęty przez fińskiego giganta – firmę Wolt.

Inną ciekawą inwestycją funduszu założonego przez Lipnickiego było PerfectGym, które także zaliczyło niedawno udany exit. O spółce Bartek dowiedział się przypadkiem – w samolocie do Londynu, podczas rozmowy ze znajomym inwestorem.

Grillowanie Endeavora

Endeavor to efekt kolejnego łączenia kropek. – Działalność w ramach venture capital jeszcze raz uświadomiła mi, iż rodzimym founderom brakuje przede wszystkim dobrych wzorców. Brakuje tego, żeby mój czy twój ziomek zbudowali jednorożca, a następnie sprzedali go za nieprzyzwoitą sumę pieniędzy. Gdybyśmy na imprezach rozmawiali o tym, jak do takich momentów się dochodzi lub co można byłoby zrobić lepiej, ekosystem zdecydowanie szybciej by się rozwijał – mówi Lipnicki. I dodaje: - Bez międzynarodowych doświadczeń i kontaktów nie zbuduje się międzynarodowego przedsiębiorstwa.

Kiedy w ogóle pojawiła się możliwość sprowadzenia Endeavora do Polski, wydawała się ona Bartkowi – jak sam przyznaje – kosmiczna. Po długich rozmyślaniach skontaktował się ze znajomą coachką, która zadała mu wyłącznie jedno pytanie: Co byś zrobił jako vc? „Zrobiłbym due diligence!”. – Efektem tej myśli było kilkumiesięczne grillowanie Endeavora, podczas którego chciałem zrozumieć, czym dokładnie jest ta organizacja, jak działa, jakie wartości wnosi – uśmiecha się mój rozmówca. To też był okres, jak wspomina, zaskoczeń – np. wtedy, kiedy zorientował się, iż w ramach irlandzkiego zespołu Endeavor prężnie działa The Edge, gitarzysta U2, a jednocześnie aktywny inwestor.

– „Kosmiczna opcja” nie brzmi nazbyt optymistycznie – zauważam.

– Rzeczywiście musiałem dobrze poznać tego Endeavora, ale to kolejny dowód na to, jak w życiu ważne jest łączenie kropek. Niedawno połączyliśmy jednego z przedsiębiorców z Michaelem Douglasem. Takie kroki byłyby dla mnie dużo trudniejsze, gdybym wcześniej nie doświadczył globalnych struktur – przyznaje Lipnicki. I dodaje, iż każde aranżowane spotkanie musi mieć sens: to nie mogą być rozmowy dla samych rozmów.

Jak idzie realizacja misji Endeavora?

– To, co robimy, porównuję do rozwoju startupu. Sądzę, że jesteśmy blisko zbudowania Product Market Fit. Częścią organizacji jest już kilka fantastycznych spółek – na czele z Booksy czy Silent Eight – ale oczywiście chciałbym na pokład wciągnąć kolejne wartościowe firmy. Jako że jesteśmy organizacją non-profit, udaje nam się nawiązywanie partnerstw z kolejnymi podmiotami – przyznaje Lipnicki.

Bartek nie jest zwolennikiem tezy, iż każdy startup powinien działać globalnie. – Choć oczywiście to wskazane, że skoro próbujemy rozwiązać ogólnoświatowy problem, to wychodzimy poza nasz kraj. Fajnie, kiedy przedsiębiorcy rozwijają się za granicą, a następnie reinwestują pieniądze oraz wspierają wiedzą i doświadczeniem kolegów po fachu w Polsce. Wydaje mi się, że o to w tym wszystkim chodzi – deklaruje.

Opublikowany niedawno raport „Mapping Poland’s Tech Sector” to próba wymiernego zmierzenia dotychczasowej działalności polskiego oddziału Endeavor.

– Połączenia między najważniejszymi founderami to naszym zdaniem świetna weryfikacja sprawności całego ekosystemu. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi – by łączyć kropki – tłumaczy Bartek Lipnicki.

Nie dla plaży w Grecji

– Jasne, że potrzebujemy w Polsce więcej kapitału, gdyż jest go relatywnie mniej niż w innych krajach, ale moim zdaniem najlepszy kapitał to środki founderów po exicie, którzy po sprzedaży firmy najczęściej albo zakładają kolejne spółki, albo zostają angel inwestorami. Tak reinwestowane pieniądze przynoszą ekosystemowi mnóstwo korzyści – uważa mój rozmówca.

– Dużo było o tym, czego brakuje rodzimym founderom. A co robią wyjątkowo dobrze? – pytam Bartka, kiedy ten zerka na zegarek. Dochodzi 13, czyli zbliża się kolejne spotkanie.

– Potrafią się wspierać, interakcja między founderami jest naprawdę nieprzeciętna. Poza tym mamy w kraju świetnych fachowców od tworzenia technologii – już syntezator mowy Ivona, przejęty później przez Amazona, pokazał, że zagraniczni przedsiębiorcy mogą się od nas wiele nauczyć. Jesteśmy kilkanaście lat od stworzenia tamtego syntezatora i ponownie pojawiła się dwójka Polaków, którzy zamieniają tekst na mowę, rewolucjonizując całą branżę. Są po zagranicznych uczelniach, nie czekają na to, aż ktoś ich poklepie po ramieniu, tylko zakładają globalny biznes i nie boją się go rozwijać – tłumaczy Lipnicki. Mowa oczywiście o ElevenLabs, który – wedle doniesień samego startupu – zyskał niedawno miliardową wycenę.

– Co byś robił, gdybyś zarobił fortunę i był absolutnie niezależny finansowo? – pytam na zakończenie.

– I tak rozwijałbym Endeavor w Polsce. To świetne uczucie, misja. Na razie nie interesuje mnie leżenie w kapeluszu na plaży w Grecji – podsumowuje Lipnicki.

Umawiamy się na kolejne spotkanie, tym razem już raczej prywatne, następnego dnia w Rzeszowie, także rzucone na koniec „do zobaczenia” brzmi tym razem wyjątkowo prawdziwie.

Czy doszło do skutku? Jak to mawiają:

co się dzieje w Rzeszowie, zostaje w Rzeszowie.

My Company Polska wydanie 7/2024 (106)

Więcej możesz przeczytać w 7/2024 (106) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ