Jak budować językowe mosty

Język inkluzywny ma też coraz większe znaczenie w biznesie / Shutterstock
Język inkluzywny ma też coraz większe znaczenie w biznesie / Shutterstock
Język inkluzywny buduje włączającą kulturę organizacji, ułatwia komunikację i sprawia, że w firmie wszyscy czują się jak u siebie. Jak sprawić, by język (także biznesowy) budował mosty, a nie mury?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2024 (107)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Język kształtuje rzeczywistość – może prowadzić do pogłębiania dyskryminacji lub jej przeciwdziałać. Język inkluzywny (włączający) ma też coraz większe znaczenie w biznesie. Pozwala bowiem budować kulturę organizacji, w której każda osoba może się poczuć jak u siebie. Wiele międzynarodowych raportów, m.in. autorstwa firm Deloitte czy McKinsey, dowodzi, że równość, różnorodność i inkluzywność w firmie zwiększa jej innowacyjność, pomaga pozyskiwać talenty i przyczynia się do lepszych wyników finansowych. Włączający język poprawia też i usprawnia komunikację. Zacznijmy jednak od ustalenia, czym on tak naprawdę jest. Postanowiłem o to zapytać najlepszych specjalistów.

Inkluzywny, czyli empatyczny

Maciej Makselon, polonista, redaktor literacki, nauczyciel akademicki, a także współautor opracowanego przy współpracy z IKEĄ „Leksykonu dobrego języka”, pytany czym jest „język inkluzywny”, odpowiada, że wyrażenie to można by zastąpić określeniem „język empatyczny”. – To język, który stara się nie wykluczać. Który tworzy bezpieczną przestrzeń, dzięki czemu otwiera i usprawnia komunikację – wyjaśnia. I choć wiele osób uważa, że używanie języka inkluzywnego wymaga wiele wysiłku i nadzwyczajnej uważności, Makselon przekonuje, że to nieprawda. – W rzeczywistości bardzo niewielkie zmiany potrafią uczynić ogromną różnicę. Zresztą, gdyby język inkluzywny miał wywracać dotychczasową polszczyznę do góry nogami, nie byłby wcale inkluzywny. Stałby się przecież ponad miarę skomplikowany, trudny do zrozumienia, a przez to utrudniałby komunikację. To byłoby zaprzeczenie idei inkluzywności – uspokaja sceptyków.

Z kolei zdaniem drki Sandry Frydrysiak, socjolożki i kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS, język inkluzywny to taki, który jest wolny od uprzedzeń. Nie jest wyrazem stereotypów ani ich nie powiela. – Ponadto jest wolny od dyskryminujących wyobrażeń o mężczyznach, kobietach i innych osobach. Unika krzywdzących, choć powszechnie stosowanych określeń i sformułowań, w tym form o charakterze etnocentrycznym i rasistowskim – przekonuje.

Dla Ygi Kostrzewy, działaczki andydyskryminacyjnej, współautorki poradnika „Jak pisać i mówić o osobach LGBTQIAP+” – który właśnie miał swoje nowe wydanie i jest do bezpłatnego pobrania w sieci – język inkluzywny cechuje brak uprzedzeń i dyskryminacji. uwzględniający wszystkie grupy społeczne. – Dzięki niemu możemy wyrazić otwartość na różnorodność i szacunek wobec każdego człowieka – mówi.

Biznes narzuca standardy

Kostrzewa podkreśla, że właśnie świat biznesu może stać się miejscem kształtowania pozytywnych standardów w tej dziedzinie. – Język jest bardzo ważny, to nasza codzienność. Jeśli możemy do kogoś zwracać się z większą uważnością, aby go nie krzywdzić, to dlaczego mamy tego nie robić? W biznesie również ludzie są, albo przynajmniej powinni być, najważniejsi – przekonuje. I podaje przykład. – Na co dzień wyświetla mi się w internecie i mediach społecznościowych sporo reklam zawierających tęczowe elementy, więc idzie za tym jakaś komunikacja, język, który potem się niesie w społeczeństwie. To ważne, aby również w biznesie myśleć o tym, jakim językiem operujemy – dodaje Kostrzewa.

Maciej Makselon, pytany o rolę języka włączającego w biznesie, podkreśla, że nie jest specjalistą od robienia pieniędzy. – Dlatego trudno mi się wypowiadać na ten temat. Zajmuję się językiem, narracją, komunikacją. Ale... chyba z nich również korzysta się w biznesie, prawda? – pyta retorycznie. I wymienia m.in. teksty PR, marketingowe, kampanie reklamowe czy komunikację wewnętrzną. – Wrażliwa i otwarta komunikacja buduje wrażliwe i otwarte środowisko, również biznesowe. Dobrym przykładem może być chociażby IKEA, która od lat dba również o warstwę językową. Taką, która buduje atmosferę bezpieczeństwa i wzajemnej uważności. A to najzwyczajniej w świecie ułatwia komunikację – mówi, podsumowując swoją współpracę z meblarskim gigantem przy „Leksykonie dobrego języka”. – Pamiętajmy również o tym, że język inkluzywny pozwala po prostu lepiej zrozumieć różne potrzeby różnych grup społecznych – zaznacza. A to przecież w biznesie bardzo ważne.

Czy włączanie może wykluczać

Niestety, wiele osób sprowadza język inkluzywny do listy wyrażeń zakazanych i nakazanych. Ale to nadużycie. Znacznie ważniejsza jest empatia. Bez niej język włączający może się stać zaprzeczeniem idei, która mu przyświeca, a nawet maczugą na inaczej myślących. Językoznawcy coraz częściej zwracają wręcz uwagę, że „język inkluzywny” może wykluczać.

Mateusz Adamczyk, polonista, autor książki „Płeć w polszczyźnie", członek Zespołu Retoryki i Komunikacji Publicznej Rady Języka Polskiego, zajmuje się m.in. szkoleniami z języka włączającego. Przyznaje, że w ich trakcie często słyszy wypowiedzi typu: „Wie pan, ja nie mam nic przeciwko feminatywom. Sama kilku używam, mam wiele koleżanek, które mówią o sobie «prezeska», ale ja jakoś tego nie czuję. Wolę być «panią prezes». Ale niech mi pan powie, bo ostatnio usłyszałam, że to błąd. Że tu się rodzaj nie zgadza. I wolę się upewnić. Bo nie chcę źle mówić”.

– Szlag mnie trafia! – mówi o tym nowym zjawisku Adamczyk. I tłumaczy: – Powtarzanie głupot o niezgodności rodzaju, o „nienaturalności” i „groteskowości” form typu „pani prezes”, nazywanie ich „protezami językowymi” i „komunistycznym wymysłem” zaczyna zbierać żniwo w postaci wykluczania tych osób, które żeńskość chcą wyrażać nie tylko za pomocą feminatywów. I mają do tego prawo. Ośmieszanie czyjegoś języka jest wykluczające. Bo czym niby różni się rechot z feminatywów („hehe, kierownica”) od rechotu z form „pani…” („hehe, to może jeszcze pani piosenkarz?”)? Podpowiem: niczym. Co gorsza, takie podejście nie tylko nie pomaga feminatywom, ale też zaostrza spór i sprawia, że formy żeńskie stają się orężem. A przed orężem trzeba się bronić – ostrzega językoznawca.

Mateusz Adamczyk chciałby jednak wierzyć, że, mimo wszystko, nie o walkę tu chodzi. – Ale skoro jedna strona wysyła drugą do psychiatry, żeby leczyć „lewackie urojenia o dyskryminacji”, a druga wysyła tę pierwszą do logopedy „skoro tak trudno wymówić «chirurżka»”, to może wyłącznie na tym nam zależy? – pyta retorycznie. – Ja wiem, że to dopieszcza bańkę, daje lajki i fejm. Ale to akurat jest proste. Łatwo coś obśmiać, na coś się oburzyć. Ale może lepiej będzie, gdy pośmiejemy się wspólnie, a nie wykluczająco? – uściśla.

Specjalista podkreśla również, że w świecie nierówności posługiwanie się feminatywami to wciąż przywilej. – Jeśli np. robi to osoba w przeszkolonej korporacji, to prawdopodobnie nic jej to nie kosztuje. Jeśli jednak jest to osoba pracująca w mniej otwartym środowisku – naraża się na wykluczenie. Nie mamy prawa wymagać od niej aktywizmu – zauważa. – Zresztą używania form „pani…” nie powinno się w ogóle uzasadniać. Podobnie jak używania feminatywów. Bo język inkluzywny to różnorodność i wybór – twierdzi zdecydowanie.

Maciej Makselon jest optymistą. – Na szczęście, prowadząc językowe szkolenia dla biznesu, coraz częściej dostrzegam otwartość, która opiera się właśnie na fundamencie empatii - podkreśla. – Nie ukrywam jednak, że dostrzegam również lęk i irytację, choć one najczęściej wynikają z niezrozumienia. Dlatego tak ważne jest, by otwarcie rozmawiać. Również o tym, czego się boimy lub co nas irytuje – dodaje. Yga Kostrzewa uspokaja, że wątpliwości, a także pomyłki czy nawet gafy zawsze mogą się zdarzyć. – Najprościej jest zwracać się do ludzi tak, jak sobie tego życzą. W razie wątpliwości – dopytajmy. Zrobienie błędu nie jest jakimś wyrokiem, ważna jest też reakcja drugiej strony na pomyłkę. Dawajmy więc sobie feedbacki oraz kredyt zaufania – apeluje.

Jak mówić, żeby nie wykluczać?

Biorąc to wszystko pod uwagę, warto przeanalizować najważniejsze zasady, jakimi powinniśmy się kierować, mówiąc o osobach z poszczególnych grup społecznych, w tym mniejszościowych.

Osoby LGBT+

Generalnie istnieją trzy „złote zasady” zwracania się do osób LGBT+, zwłaszcza transpłciowych i niebinarnych. Są one niezwykle proste.

1. Jak się zwracać do takich osób? Tak, jak sobie tego życzą.

2. Skąd wiedzieć, jak się do nich zwracać? Najlepiej po prostu je o to zapytać.

3. Co zrobić, gdy omyłkowo użyjemy niewłaściwej formy? Po prostu przeprosić. Osoby transpłciowe i niebinarne na ogół rozróżniają świadome użycie niewłaściwego zwrotu od pomyłki.

A jakich form unikać? Homoseksualizm, biseksualizm, transseksualizm. Nie są to słowa obraźliwe, ale uchodzą za przestarzałe. Choćby dlatego, że się kojarzą z chorobą i medykalizacją (alkoholizm, reumatyzm, artretyzm), patologią (wandalizm, rasizm) albo ideologią (liberalizm, marksizm). Znacznie lepiej brzmi: homoseksualność, biseksualność, transpłciowość.

Homoseksualista, biseksualista, transseksualista – to także słowa, których należy unikać. Formy rzeczownikowe kojarzą się z etykietą redukującą osobę do jednej cechy – orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej. Znacznie przyjaźniejsze są wyrażenia przymiotnikowe: osoba homoseksualna, biseksualna czy transpłciowa.

Związek homoseksualny, małżeństwo homoseksualne, homozwiązek, homorodzina, homomałżeństwo – to także określenia niefortunne. Lepiej mówić: związek jednopłciowy, małżeństwo jednopłciowe, relacja jednopłciowa, związek osób tej samej płci. Dlaczego? Bo po pierwsze, nigdy nie wiemy, czy w związku dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet obie osoby są homoseksualne (mogą być np. biseksualne). Po drugie, angielskojęzyczne określenie same-sex couple nie wiąże się bezpośrednio z seksem, lecz z płcią (sex = płeć). W języku polskim brzmi to inaczej. 

Zmiana płci, była kobieta, urodzony jako mężczyzna – tego typu wyrażenia też powinno się odstawić do lamusa. Poprawnie jest: korekta płci, uzgodnienie płci, tranzycja, trans kobieta, trans mężczyzna (pisane oddzielnie, bo w znaczeniu przymiotników). Przyjmuje się bowiem, że w określeniu płci decydujące znaczenie ma tożsamość płciowa. Tak więc osoba, która się czuje mężczyzną – jest mężczyzną, a kobieta, która się czuję kobietą – po prostu jest kobietą. 

Nigdy nie używaj deadname’u (nekronimu), czyli „martwego imienia” nadanego po urodzeniu i właściwego płci przypisanej przy narodzinach, ale nie tożsamości danej osoby. Dla większości osób transpłciowych używanie deadname’u (a czasem też starej formy nazwiska) wiąże się z dużym dyskomfortem, a nawet traumą. Często podejmują one decyzję, by nie ujawniać, jakiego imienia używały kiedyś. Należy to uszanować!

Osoby z niepełnosprawnością

Unikaj form rzeczownikowych określających niepełnosprawność czy chorobę. „Tak, jak o osobie chorej na grypę, nie mówimy »grypowicz«, na osobę doświadczającą schozofrenii nie mówimy »schozofrenik«” – radzą autorzy „Leksykonu dobrego języka”. Podobnie nie należy mówić autystyk, border, kaleka czy inwalida!

Osoba niepełnosprawna – ta forma, niegdyś uważana za elegancką, dziś jest wypierana lepszym określeniem osoba z niepełnosprawnością. Podobnie nie mówimy osoba upośledzona.

Nie mów na ty do dorosłej osoby z niepełnosprawnością. Niestety, zdarza się to całkiem często, szczególnie w przypadku niepełnosprawności intelektualnej.

Głuchoniemy to także niewłaściwa forma. Lepiej powiedzieć głuchy (lub Głuchy, gdy dana osoba utożsamia się ze społecznością i kultura Głuchych).

Osoba chora psychicznie – nie jest to wprawdzie obraźliwe, ale niestosowne i nieprecyzyjne. Granice zdrowia psychicznego są płynne, dlatego lepiej jest mówić o osobie w kryzysie zdrowia psychicznego albo np. osoba z diagnozą schizofrenii.

Mniejszości narodowe, etniczne i religijne oraz osoby z doświadczeniem migracji

Nie mów Murzyn! Wprawdzie to słowo w wielu słownikach określane jest jako neutralne, jednak dziś uchodzi za obraźliwe. Lepiej powiedzieć osoba czarna.

Cygan – w języku polskim, niestety, słowo to nabrało negatywnych konotacji. Poprawniej jest zatem mówić Rom. 

Indianie, Eskimosi – to narzucone kolonialnie nazwy. Lepiej mówić o rdzennych mieszkańcach lub Innuitach (w przypadku drugiej kategorii).

Fala uchodźców, napływ emigrantów – to określenia kojarzące zjawiska migracji czy uchodźctwa z groźnymi katastrofami naturalnymi. Nie używaj ich!

Kraje Trzeciego Świata – to z kolei przestarzałe określenie, budzące skojarzenia z zacofaniem i biedą. Dziś mówimy raczej o krajach Globalnego Południa.

Lepiej jest powiedzieć w Ukrainie czy do Ukrainy niż na Ukrainie czy na Ukrainę. Ukraińcy (ale również np. Białorusini) Ukraińcy od lat postulują, byśmy używali formy, która podkreśla ich niezależność i niepodległość. Dla wszystkich, którzy uważają, że to zamach na polską tradycję warto przytoczyć cytat z „Dumki ukraińskiej” Juliusza Słowackiego („Kozak, zrodzon w Ukrainie / Wesołością, męstwem słynie…) lub poematu „Beniowski” („Cztery świeciły słońca w Ukrainie / Pozadnieprzańskiej”.

Unikaj nieuzasadnionych kontekstem pytań typu skąd jesteś? czy gdzie się tak dobrze nauczyłeś polskiego? w stosunku do osób, które mają czarny kolor skóry czy azjatyckie rysy. Nie wiemy przecież, czy dana osoba chce mówić o swoim pochodzeniu ani też czy w ogóle urodziła się poza Polską!

Wiek

Nie mów silver tsunami. To popularne określenie ilustrujące szybkie starzenie się społeczeństw. Nawet jeśli opisuje prawdziwe zjawisko, jest niewłaściwe, bo kojarzy się ze śmiercionośnym, groźnym zjawiskiem.

Wyrzuć ze swego słownika słowa boomer czy żółtodziób. Te negatywne określenia (odpowiednio) osób urodzonych w latach 1946-1964, a także niedoświadczonych mają silne negatywne nacechowanie stylistyczne.

Określenia silversi i seniorzy do niedawna uznawane były za neutralne, a nawet przyjazne. Słowa te uwielbiają zwłaszcza pracownicy reklamy i marketingu. Mniej lubią sami zainteresowani. Lepiej mówić o osobach dojrzałych (zwykle 50+) czy starszych (najczęściej 70 +).

Nie mów do osób starszych jak do dzieci, nie upupiaj ich (nasi kochani seniorzy). Nie zwracaj się do nieznanych sobie osób formą babciu czy dziadku, nie mów też do nich na ty.

Osoby różnych płci

Nie mów płeć przeciwna. Określenie to w niektórych przypadkach uchodzi za wykluczające. Osoby niebinarne, coraz bardziej widoczne we współczesnym społeczeństwie, dowodzą przecież, że płci jest więcej niż dwie. 

Unikaj mikroagresji w postaci zwracania się do kobiet po imieniu (często w zdrobniałej formie, np. pani Krysiu), a do mężczyzn – z użyciem stanowiska czy tytułu naukowego panie dyrektorze).

Unikaj mikrounieważniania w postaci pomijania i ignorowania (wzrokiem czy słowami) kobiety, która jest w towarzystwie mężczyzny. 

Nie bój się feminatywów (prezeska, gościni, dyrektorka) oraz osobatywów, które dodatkowo uwzględniają osoby niebinarne (osoba kliencka, osoba uczniowska itp.). Warto wiedzieć, że już w listopadzie 2019 r. Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN pozytywnie wypowiedziała się na temat używania żeńskich form nazw zawodów i tytułów. „Rada uznaje, że w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa” – napisali eksperci, życzliwie wypowiadając się także o konstrukcjach typu Polki i Polacy czy zrobiliście i zrobiłyście.

My Company Polska wydanie 8/2024 (107)

Więcej możesz przeczytać w 8/2024 (107) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ