Food crime

Wiesław i Regina S. sprzedawali galaretę wieprzową, która okazała się zabójcza.
Wiesław i Regina S. sprzedawali galaretę wieprzową, która okazała się zabójcza. / Fot. mat. pras.
Słodzone miody, rozcieńczone alkohole, podejrzane mięso… Jedna trzecia żywności trafiająca na rynek jest fałszowana.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2024 (104)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Śmiertelne zatrucie galaretą kupioną na targu w Nowej Dębie! Ta informacja trafiła do wszystkich polskich serwisów informacyjnych. Hodowcy trzody chlewnej – Wiesław i Regina S. prosto z samochodu sprzedawali własne wyroby garmażeryjne. Kilka godzin po zjedzeniu galarety wieprzowej 54-latek zmarł. Miał pecha, bo po ciężkim przejściu covidu mężczyzna zupełnie utracił smak. Dwie pozostałe osoby, które także skosztowały mięsa zorientowały, że coś jest nie tak. Z objawami ciężkiego zatrucia trafiły do szpitala, ale udało się im przeżyć.

Prokuratorzy badający sprawę ustalili, że narzędzia wykorzystywane do tej domowej produkcji nie były dezynfekowane, warunki w pomieszczeniu, w którym przerabiano mięso określono jako skandaliczne – straszny brud, brak ciepłej wody i zardzewiałe noże. Podejrzewano, że wyroby garmażeryjne były skażone salmonellą albo jadem kiełbasianym. Przyczyna śmierci była jednak inna – to ogromna ilość azotynu sodu, czyli konserwantu używanego w przetwórstwie mięsnym. Norma została przekroczona 100 razy!

Tragiczne zdarzenie wcale nie jest jednak takie wyjątkowe. Około 20 proc. kupowanego przez nas jedzenia pochodzi z szarej strefy – wynika z szacunków Polskiej Federacji Producentów Żywności.

We współczesnym świecie konsumenci przyjmują za pewnik, że kupowana przez nich żywność jest bezpieczna – nie zagrozi ich zdrowiu, a surowce użyte przy jej produkcji będą spełniały najwyższe standardy jakości przewidziane zasadami higieny i przepisami prawa. Takie oczekiwania nierzadko są jednak wystawiane na próbę, bowiem proceder fałszowania produktów spożywczych oraz umieszczaniu nieprawdziwych i nierzetelnych informacji na etykietach jest dość powszechny.

Eksperci szacują, że ok. 30 proc. żywności, która trafia na rynek jest fałszowana, a to powoduje straty rzędu 40 mld dol. rocznie. Takie działania w anglojęzycznej literaturze przedmiotu są określane jako food crime.

Woda do wina, kreda do śmietany

Przestępczość występująca na rynku żywności jest stara jak świat. Już bowiem w starożytności odnotowywano różnego rodzaju „ulepszenia” żywności. Kodeks Hammurabiego zawierał przepisy o karach nakładanych na fałszerzy piwa – najczęściej stosowaną było odcięcie ręki.

W Grecji i Rzymie zakazy dotyczyły podrabiania wina. „Czy jest coś, co bardziej się fałszuje od niego?”- pytał Pliniusz Starszy w księdze o botanice.

W starożytnych Indiach obowiązywały zakazy podrabiania tłuszczów i oliwy, które mieszano z ich tańszymi odpowiednikami. Popularną praktyką było dodawanie wody w celu zwiększanie objętości produktów. Dotyczyło to przede wszystkim wyrobów alkoholowych, mięsa i mleka.

W średniowieczu nagminnie fałszowano przyprawy dalekowschodnie będące oznaką statusu, oraz kawę i herbatę. W XVIII w. w Anglii, podobnie jak w starożytnym Rzymie, używano ołowiu do barwienia produktów – alkoholi, cukierków czy chleba. Różnica sprowadzała się do świadomości, że ołów jest toksyczny. W Polsce lepszą gęstą śmietanę otrzymywano poprzez dodanie kredy.

Według Business Insider w 2022 r. najczęściej podrabiano miód. Na dwa różne sposoby. Po pierwsze, przez dodanie syropu cukrowego i odrobiny barwnika. Co ciekawe jest to zupełnie legalne, pod warunkiem wyraźnego zaznaczenia tego na etykiecie. Po drugie, oszuści sprzedają niskiej jakość produkt w opakowaniach produktu jakościowego. Słój może zawierać tylko część miodu opisanego na etykiecie zmieszanego z tańszym lub poddanym silnej obróbce termicznej i filtracji.

Drugie miejsce, w tym niechlubnym rankingu, zajmuje oliwa z oliwek, której najwięcej fałszuje się w Hiszpanii. Najczęściej rozcieńcza się ją tańszym olejem albo dodaje oliwę gorszej jakości. Główną przyczyną takiego postępowania jest to, że podczas butelkowania oliwy niezwykle ciężko jest określić jakie jest jej prawdziwe pochodzenie.

„Na podium” znalazło się również mleko wraz z jego przetworami, głównie masłem. Producenci dodają zatem do niego np., tłuszcz palmowy, olej rzepakowy lub słonecznikowy. To samo dotyczy serów – podróbki pełne są wypełniaczy i dodatków tłuszczowych mających na celu obniżenie kosztów produkcji.

Pod względem geograficznym żywność z Włoch jest na świecie najczęściej podrabiana – chodzi w tym przypadku o rynek wart 90 mld euro. Kupując produkty z Półwyspu Apenińskiego konsumenci powinni zachować szczególną uwagę i sprawdzać czy produkt, który wkładają do koszyka, ma oryginalny certyfikat pochodzenia. Włoscy producenci stawiają bowiem na certyfikację jako gwarancję doskonałej jakości ich produktów. Na tym zresztą opiera się ich sztuka kulinarna. Oszuści z kolei podszywają się pod autentyczne produkty (italian sounding) z wykorzystaniem kolorów czerwono-biało-zielonej flagi albo włosko brzmiących nazw. Mają wprowadzać w błąd.

A w Polsce? Inspektorzy PIH zakwestionowali niedawno „pasztet z zająca” z uwagi na to, że w jego składzie w ogóle nie było mięsa z zająca. Producent znalazł jednak w swoim zakładzie technologa żywności o nazwisku Zając. On potwierdził, że osobiście opracował recepturę produktu i firmuje go swoim nazwiskiem. Wystarczyła więc mała korekta nazwy wyrobu i na półki sklepowe trafił „Pasztet Zająca”.

Koński przełom w prawie

W 2013 r. Europą wstrząsnął skandal związany z fałszowaniem produktów wołowych. Irlandzcy inspektorzy żywności odkryli, że sprzedawane w hipermarketach mięso jako „wołowe” zawiera znaczne ilości koniny (podobny przypadek zdarzył się także w Niemczech). Przeprowadzono wówczas prawie 15 tys. kontroli na terenie całej Unii Europejskiej i w ponad 300 próbkach znaleziono końskie DNA.

Ta afera stała się swoistym punktem zwrotnym w walce z oszustwami żywnościowymi – utworzono wówczas Sieć Przeciwdziałania Oszustwom Żywnościowym (EU Food Fraud Network) oraz rozpoczęto poważne prace nad stworzeniem i synchronizacją przepisów mających na celu zapobieganie tego typu działalności.

Przed skutkami podrabianej żywności mają nas chronić przede wszystkim przepisy oraz inicjatywy podejmowane przede wszystkim na szczeblu wspólnotowym. Podstawą prawną dla przepisów krajowych są rozporządzenia, (przede wszystkim nr 178/2002), w którym wyraźnie wskazano, że prawo żywnościowe ma na celu ochronę interesów konsumentów i powinno stanowić podstawę dokonywania przez nich świadomego wyboru związanego ze spożywaną żywnością.

Drugim celem tych regulacji jest zapobieganie oszukańczym lub podstępnym działaniom, fałszowaniu żywności oraz wszelkim innym praktykom mogącym wprowadzić konsumenta w błąd.

W Polsce, odpowiedzialność za produkcję i wprowadzanie do obrotu zafałszowanej żywności jest egzekwowana poprzez ustawę z 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Przewiduje ona odpowiedzialność karną – zgodnie z art. 97 ust. 1 za produkcję lub wprowadzenie do obrotu zepsutego lub zafałszowanego środka spożywczego. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Jeżeli sprawca dopuszcza się jednak tego przestępstwa w stosunku do środków spożywczych o znacznej wartości podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat trzech. Przepisy uprawniają również organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej i Państwowej Inspekcji Handlowej do przeprowadzania kontroli przedsiębiorstw produkujących żywność oraz do nakładania kar administracyjnych w razie wykrycia nieprawidłowości.

Nie pierwszej świeżości

Najstraszniejsza historia wydarzyła się na początku XX w. w małej śląskiej miejscowości Ziębic (wówczas był to niemiecki Münsterberg). Mieszkający tam Karl Denke zwabiał do domu włóczęgów, żebraków i prostytutki. Oferował im pomoc, aby później ich zabić i przerobić swoje ofiary na „peklowaną wieprzowinę bez skóry”, którą handlował na hali targowej we Wrocławiu. Szacuje się, że kanibal zamordował nawet 40 osób. Po odkryciu tych morderstw w okolicy wybuchła panika. Splajtowała miejscowa wytwórnia konserw Seidla, gdyż uważano, że dokonywała zakupów w „rzeźni” Denkego.

Współcześnie nadal najpoważniejszym problemem jest właśnie „mięso drugiej świeżości”. Zwłaszcza przeznaczone na kebab. A to ulubiony fast food Polaków. Każdego dnia sięga po niego niemal 5 mln naszych rodaków. Jest popularny, bo jest tani. A jest tani, bo zawiera złej jakości mięso. Standardem jest wykorzystywanie przez kebabownie kupowanych w hurtowniach „gotowców”, w których mięso stanowi czasami tylko 50-60 proc. składu. Reszta to wypełniacze – łój wołowy, białko sojowe czy skrobia ziemniaczana, a także mięso oddzielone mechanicznie (MOM), czyli po prostu odpady – ścięgna, chrząstki, tłuszcz, błony, rozdrobnione kości, a niekiedy nawet pióra i pazury.

Nagminność przeróżnych podróbek w całej branży spożywczej sprawiła, że na rynku pojawił się tester żywności Ecovisor. To małe urządzenie daje możliwość precyzyjnego zbadania każdego produktu pod kątem obecności w nim azotanów. A to one właśnie są kluczowym czynnikiem odpowiadającym za jakość wyrobów spożywczych.

Dzięki szybkiemu pomiarowi otrzymujemy w ten sposób precyzyjną informację o tym, co tak naprawdę zawiera pierś z kurczaka, kawałek ryby czy papryka.

Takim urządzeniem nie zbadamy jednak tego z jakiego chowu kur pochodzą jajka. Kolejne cyferki stanowiące oznaczenie bardzo łatwo bowiem sfałszować. Często zatem się zdarza, że jajka z fermy sprzedawane są na targu jako pochodzące od szczęśliwych, wolno sobie biegających kurek. Na jednym takim jajku można w ten sposób zarobić nawet złotówkę.

Wielka taka afera wybuchła w Niemczech. Blisko 200 producentów, głównie z Dolnej Saksonii, nie przestrzegało obowiązujących norm, a kury nie miały odpowiednio dużych wybiegów. Narzędziem długotrwałego i skutecznego oszustwa w „przerabianiu” zwyczajnych jaj na ekologiczne jest tzw. kurzeniec, a więc ptasie odchody. Wysmarowane nim jajka mają bowiem wyglądać jak pochodzące z chłopskiej zagrody, a nie przemysłowej fermy.

Na zdrowie!

Produkowana w Czechach śmiertelna śliwowica zawierająca alkohol etylowy spowodowała przed laty wprowadzenie na Słowacji zakazu importu wszelkich alkoholi z tego sąsiedniego kraju. Były to działania prewencyjne władz, które dowiedziały się, że sieci handlowe zamierzały rozpocząć wyprzedaż czeskiego alkoholu po zaniżonych cenach. Panikę wywołały liczne zgony osób, które zatruły się alkoholem metylowym znajdującym się w kupowanej w internecie czeskiej śliwowicy. W wyniku zatrucia tym trunkiem zmarło 20 osób, dziesiątki hospitalizowano.

Dwa lata temu w Polsce odnotowano 16 zgonów osób, które wypiły skażony denaturat. Jeden z legalnych producentów wypuścił bowiem na rynek partię zawierającą ponad 70 proc. alkoholu metylowego, zdecydowanie ponad normę. Denaturat nie jest oczywiście przeznaczony do spożycia, jednak normalnie jego wypicie nie powinno prowadzić do ciężkiego zatrucia, lecz do torsji i bólu głowy. To dramatyczne zdarzenia. Inne fałszerstwa alkoholi mają na szczęście zupełnie inne skutki. Gorsze gatunki piwa posiadają swój charakterystyczny goryczkowy posmak nie dzięki drogiemu chmielowi, ale poprzez tanią sproszkowaną żółć bydlęcą dodawaną podczas procesu produkcji.

Przed laty Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych stwierdziła w jednej czwartej kontrolowanych przypadków, że piwo nie spełniało wymogów w zakresie swoich parametrów fizykochemicznych, w tym także fałszowanych składników.

Najbardziej popularnym alkoholowym przekrętem jest fałszowanie znaków towarowych i oznaczeń geograficznych mających ogromne znaczenie dla pozycjonowania producentów na rynku. Nieuczciwi konkurenci, używając bezprawnie tych oznaczeń, szkodzą renomie uprawnionych i ich produktów, co czasem powoduje też zagrożenie dla zdrowia.

Już w 1820 r. niemiecki chemik Friedrich Accum poinformował opinię publiczną, że wino jest jednym z produktów, które jest bardziej podatne na zagrożenie podrobieniem niż inne trunki. W 1833 r. brytyjski pisarz Cyrus Redding ponownie alarmował o działaniach „lekarzy winnych” dodających do szlachetnego trunku różnych świństw. W 1889 r. rząd francuski stworzył prawną definicję ulubionego trunku swoich rodaków. Wprowadził także – już za Napoleona I – skomplikowany system apelacji mających stanowić gwarancję jakości produkowanego wina.

Najczęściej fałszowane są zatem drogie i rzadkie trunki ze starych roczników poszukiwane przez konsumentów, inwestorów i kolekcjonerów. Na przykład Wielkie Wina z bordoskiego regionu Médoc. Taki przekręt daje największe zyski. Najgłośniejszą była afera Rudy’ego Kurniawana, nazywanego „Dr Conti”, który w latach 2000–2012 sprzedał tysiące fałszywych butelek z Burgundii i Bordeaux, które kupili bogaci amerykańscy kolekcjonerzy. Kurniawan został potem skazany na 10 lat więzienia i 28 mln dol. grzywny. Fałszywy, aczkolwiek pozornie wykwintny, bukiet tych win doskonale komponował się z dziwnym smakiem galarety wieprzowej nafaszerowanej azotynem sodu.

My Company Polska wydanie 5/2024 (104)

Więcej możesz przeczytać w 5/2024 (104) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie