Chińska gospodarka w odwrocie. Technologiczni giganci przeniosą fabryki?

zero covid chiny
Rzeka Jangcy w Chinach, 2022 r. Sternik w kombinezonie PPE kieruje statkiem handlowym. Z powodu polityki zero-covid fabryki w całym kraju są zmuszone wstrzymać produkcję. Fot. shutterstock.
Ostatnia fala protestów, wprowadzenie zasady zero COVID, łamanie praw pracowników i brak stabilności militarnej spowodowały, że coraz więcej firm myśli o opuszczeniu Chin. Zyskać mogą na tym inne azjatyckie rynki - mówi się szczególnie o Wietnamie oraz Indiach.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Wiktor Cyrny: W ostatnim czasie coraz częściej słyszymy o przenoszeniu fabryk z Chin do innych krajów. Ten temat wraca w chwili przesilenia polityki zero-covid. Jakie jeszcze czynniki wpływają na ten fakt.

Eryk Szmyd, analityk finansowy XTB: Katalizatorem decyzji związanych z przenoszeniem produkcji z Chin było w tym roku kilka kluczowych kwestii: obawy o autorytarne i imperialne zapędy Xi Jinpinga wybranego na kolejną kadencję, potężne spowolnienie gospodarcze w Chinach, restrykcje związane z polityką Covid Zero (przestoje produkcji, niepokoje społeczne), rosnące wymagania płacowe chińskich pracowników, niejednoznaczna polityka wobec działań Rosji oraz przede wszystkim wzrost napięć wokół Tajwanu, który Chiny uważają za integralną część swojego państwa. Wyspa jest światowym liderem produkcji najbardziej zaawansowanych półprzewodników. W efekcie chińskich imperialnych zapędów Stany Zjednoczone odcięły Chiny od dostaw najnowszych technologii, w tym chipów paraliżując ich rozwój technologiczny, ponieważ w tym aspekcie Chiny wciąż nie są wystarczalne. Wobec tego część zachodnich firm może obawiać się chińskiej odpowiedzi w postaci restrykcji uderzających w koncerny prowadzące działalność w Chinach. Ciężko wykluczyć taki scenariusz jeśli kryzys na linii Waszyngton - Pekin miałby się pogłębiać.

Wyjaśnijmy dlaczego biznes wraz z rządami zachodnich państw zaczyna myśleć o większej niezależności od Chin.

Przenoszenie fabryk z Chin wydaje się jedną z oznak ponownej polaryzacji Zachodu i Wschodu. W tym roku jest ona szczególnie widoczna, a wojna w Ukrainie wciąż uwypukla te różnice. Stanowiła pewnego rodzaju zapowiedź “zmierzchu globalizacji”. Postępującą deglobalizację będącą efektem geopolitycznych tarć jako “nową normalność” podkreślał również Laurence Fink, CEO BlackRock. Tak więc w 2022 roku geopolityka ma bardzo istotny wpływ na decyzje strategiczne, w tym na wzrost ryzyka prowadzenia biznesów w Chinach. Jak wiemy Państwo Środka, rządzone przez Xi Jinpinga, w dużej mierze oddala się od poprzednio prowadzonej polityki “otwartych drzwi”, dzięki której stało się zachodnim hubem produkcyjnym. Globalne koncerny otwierały fabryki w Chinach szukając oszczędności i bezpiecznej lokalizacji. Chiny przez dziesięciolecia postrzegane były jako sojusznik Stanów Zjednoczonych. Dziś wiemy, że sytuacja się odwraca - Chiny rozwijają własny program kosmiczny, chcą tworzyć równoważny system dla zachodniego systemu finansowego.

I wygląda na to, że zapłacą za to wysoką cenę. Na początku rozmowy zasugerowałem, że temat opuszczania Chin wraca, ponieważ mówiło się o tym już w prognozach w 2020 roku. Wówczas ogłoszono, iż jednym z beneficjentów może być region Europy Centralnej. Nic takiego się nie wydarzyło, a jedynie kilka krajów Azjatyckich na tym zyskało. Czy teraz będzie podobnie?

Wydaje się, że Europa Centralna naturalnie mogłaby stać się beneficjentem gdyby nie niestabilne ceny energii i wzrost ryzyka geopolitycznego w tej części świata. Dodatkowo, rosnące wymagania płacowe pracowników, problemy z podażą pracy, niskie bezrobocie i relatywnie niewielka populacja sprawiają, że lokalizacja produkcji w tej części świata nie jest obecnie rozwiązaniem idealnym biznesowo - znaczy to, że są lepsze.

Gdzie wielki biznes ulokuje swoje fabryki?

Koncern Apple przenosi część produkcji flagowych produktów do Wietnamu i Indii. Przypomnijmy, w fabryce Apple w Zhengzhou pracuje około 300 000 pracowników, którzy zwykle mieszkają w aglomeracji zbudowanej na terenie zakładu. Nie bez powodu nazywa się ją “iPhone City”. W Polsce budowa tej skali wydaje się abstrakcją. Abstrakcyjne w porównaniu z Indiami byłyby również koszty jej utrzymania. W Wietnamie czy Indiach budowa fabryk mających zatrudnić 50 000 czy 70 000 ludzi okaże się tańsza. Pozyskanie takiej liczby wolnych pracowników w tych krajach prawdopodobnie nie będzie stanowiło bardzo istotnego problemu. Wymagania płacowe krajów azjatyckich są wciąż nieporównywalnie niższe od europejskich, a koncerny przenoszące produkcje chcą zachować wysoką marżowość działalności. Mimo to część firm, w tym Apple, wciąż nie przekreśla ekspansji do Europy jednak na tę chwilę perspektywy są mgliste i konkretów wciąż brak. Trudno się dziwić, jeśli popatrzymy na kryzys energetyczny, który dla potężnych fabryk stwarzałby asymetryczne ryzyko inwestycyjne. Ceny energii mają znaczenie.

Skąd taka dominacja Azji? Chodzi tylko o niski koszt zatrudnienia? Wiele z tamtejszych krajów, poza Chinami, ma problemy czy to z niestabilnym prawem, czy też malejącym potencjałem siły roboczej. Naprawdę nie ma alternatyw w innych regionach?

Potencjał siły roboczej w Azji wciąż jest ogromny a praca w fabrykach zachodnich gigantów jest dobrze postrzegana przez wielu Azjatów. Oczywiście niestabilne prawo, szczególnie w Indiach może stanowić problem aczkolwiek nie jest to sprawa nie do przeskoczenia dla olbrzymich koncernów z potężnym zasobem gotówki. Liczą się koszty. Niższe koszty materiałów, niższe ceny energii, niższe koszty pracowników stanowią wystarczającą zachętę do ekspansji na azjatyckie rynki. Dodatkowo Ocean Spokojny wciąż jest “globalną autostradą”, przez którą przebiegają kluczowe morskie szlaki handlowe, a łatwiejszy dostęp do frachtu może obniżać koszty zarządzania logistyką.

Przeniesienie produkcji w przypadku międzynarodowych koncernów to również ogromne wyzwanie logistyczne. Czy ewentualne przeprowadzenie tych ruchów będzie oznaczać problemy podażowe technologicznych gigantów? A może są sposoby, aby temu zaradzić?

Zgadza się, cała operacja przypomina trochę wymianę silnika samolotu w locie. Nie ma jednak idealnego rozwiązania ani genialnego sposobu by przeskoczyć problem jaki tworzą dziś Chiny. Najlepszym rozwiązaniem byłaby zmiana władzy lub narracji obecnych rządzących, ale obecnie to szalenie mało prawdopodobne. Chiny nie są dziś tym samym państwem, którym były jeszcze na początku poprzedniej dekady. Przypomnijmy, napięcia na linii USA - Chiny nie powstały w tym roku, i były widoczne już wiele lat temu jeszcze w czasie kadencji Baracka Obamy.

Możemy być jednak pewni, że potężne koncerny wszystko przeliczą. Nawet jeśli przeniesienie produkcji spowoduje nagły wzrost kosztów, firmy prawdopodobnie będą skłonne je zaakceptować. Patrząc na obecną skalę strat spowodowanych polityką Zero-Covid niemal każda lokalizacja wydaje się być potencjalnie lepsza od Chin. Choć w ostatnim czasie Państwo Środka ugięło się pod naciskiem społecznym i zdecydowało na luzowanie niektórych obostrzeń, ryzyko powrotu restrykcji wciąż istnieje. Dodatkowo, w każdej chwili możemy być świadkami kryzysu militarnego w Cieśninie Tajwańskiej, który mógłby sparaliżować globalne łańcuchy dostaw. Nie mówiąc już o konsekwencjach dla zachodnich biznesów w Chinach.

Jaka jest skala strat dla biznesu?

Choć Chiny wciąż próbują grać i “głaskać” zachodnich producentów po głowie, analitycy biznesowi muszą brać pod uwagę wszystkie możliwe scenariusze i przede wszystkim unikać ryzyka. Problemy podażowe na pewno się pojawią, już teraz wspomniany wyżej Apple szacuje, że dostawy iPhone 14 mogą spaść o 15 mln sztuk. Tesla z kolei planuje potężne cięcia produkcji w fabryce Szanghaju w tym miesiącu. Produkcja modeli Y może spaść o nawet blisko 50%, z 39 000 sztuk w listopadzie do 20 000 zgodnie z szacunkami Reutersa.

Obecnie za problemy z podażą odpowiada głównie polityka Covid Zero, która uderza w fabryki jednak intensywne działania związane z przekierowywaniem produkcji zdecydowanie mogą być dodatkowym czynnikiem nasilającym skalę tego problemu. Tegoroczne przestoje w chińskich fabrykach mogą kosztować Apple około 8 mld USD. Patrząc więc na tę skalę ciężko oprzeć się wrażeniu, że przeniesienie produkcji musi być brane pod uwagę. Co więcej, prawdopodobnie bez względu na koszty, ponieważ w długim terminie przekierowanie produkcji i tak okaże się opłacalne. W tym roku szef CIA, William J. Burns, informował, że w miarę trwania obecnej dekady chiński apetyt na Tajwan będzie tylko rósł. Oznacza to prawdopodobnie, że w miarę upływu lat produkcja w Chinach będzie topniała, a zasilane kapitałem będą mniejsze gospodarki.

Ile potrwa takie przenoszenie produkcji do innych krajów? Z tego co pan mówi wynika, że takie biznesowe „przeprowadzki” mogą być dużą szansą także dla nowych firm.

Szansa dla nowych marek to bardzo duże słowo, konsumenci przywiązali się do flagowych produktów i prawdopodobnie z nich nie zrezygnują. Powiedzmy sobie też jasno, mimo problemów z lokalizacją fabryk produkcja wciąż będzie trwała. W najlepszym interesie koncernów jest by odpowiadać na popyt podażą. Kwestią czasu jest jednak powrót do normy ponieważ proces przenoszenia produkcji może trwać latami. Obecnie rynek europejski nie jest konkurencyjny i nie daje szansy na powstanie marek zdolnych konkurować z największymi koncernami technologicznymi, tym bardziej w otoczeniu rosnących kosztów produkcji i drożejącego przez podwyżki stóp procentowych pieniądza.

Czy te globalne roszady odbiją się w najbliższym czasie na klientach?  

Możemy spodziewać się, że w najbliższych latach niewiele się dla konsumentów zmieni poza ograniczoną dostępnością niektórych produktów i możliwymi podwyżkami ich cen, jeśli równowaga popytu i podaży znów zostanie poważnie zachwiana. Widzimy zatem, że niestety problemy z podażą spowodowane przekierowywaniem i przestojami produkcji mogą okazać się czynnikiem podsycającym globalną inflację. Ponieważ producenci nie będą mogli sprzedawać tak wielu towarów jak wcześniej, będą oferować ich mniej, po wyższych cenach by utrzymać przychody. Społeczeństwa w takim przypadku będą musiały wyznaczyć “próg bólu”, który są skłonne znieść przepłacając za słabiej dostępne produkty. W bogatszych państwach, w których rynek pracy pozostaje mocny, a firmy jak Apple mogą przerzucać koszty na klientów nierównowaga popytu i podaży może stanowić dodatkowy czynnik ryzyka i utrudnić bankom centralnym osiągnięcie celu inflacyjnego.

ZOBACZ RÓWNIEŻ