Złodziejski sojusz robotniczo-chłopski

Złodziejski sojusz robotniczo-chłopski
Największego skoku na bank w PRL dokonali w niewielkim Wołowie kompletni amatorzy: elektryk, taksówkarz, magazynier, ślusarz oraz rymarz ze szwagrem. Pod względem złodziejskiej profesji okazali się jednak tak genialni, że milicja przez długie miesiące nie mogła ich namierzyć.

Hasło napadu rzuca podczas gry w karty Mieczysław  F., 38-letni elektryk, który w Wołowie naprawiał radia, telewizory i sprzęt AGD. Kilka lat wcześniej, jako szanowany fachowiec, pomagał w miejscowym banku montować instalację grzewczą (według innej wersji – alarmową). Robili wtedy jakieś przekopy i właśnie wtedy przyszła mu myśl, że podkopanie się do skarbca nie byłoby wcale takie trudne.

Jego towarzysz, Józef S., z zawodu rymarz, początkowo myśli, że propozycja włamania do banku to żart.

Taksówkarz Wiktor K., (na co dzień jeździł w Wołowie warszawą M-20) ma akurat problemy z odzyskaniem pieniędzy od swojego dłużnika. Kilka dni wcześniej pokłócił się z nim o zwrot pożyczki, wierzyciel krzyknął do niego: „Skąd mam wziąć te pieniądze? Przecież na bank nie napadnę!”. Wiktor K. przed sądem zezna później, że w wyniku tamtej rozmowy zaczęła mu kiełkować w głowie myśl o napadzie.

Wymieniona trójka znajomych jest mózgiem operacji, ale z czasem dochodzą oni do wniosku, że potrzebują większej liczby wspólników. Udaje im się pozyskać Jana J., mechanika samochodowego i ślusarza z pobliskich Obornik Śląskich, a także 35-letniego Rudolfa D., skarbnika z banku, który nawet nie skończył podstawówki. Jest ojcem ośmiorga dzieci i nigdy nie starcza mu do pierwszego. – Mam dla ciebie zlecenie. Wiem, że cienko przędziecie, zarobiłbyś parę groszy – zagaja go pewnego dnia Mieczysław F.

Po długich namowach na udział decyduje się też Alfred, młodszy brat Mieczysława F., a także Mikołaj K., szwagier rymarza, z zawodu magazynier.

Gdy planują akcję, nie mają pojęcia, że dokonają największego w historii PRL rabunku w banku, który zostanie okrzyknięty przez prasę „napadem stulecia”. Dochodzi do niego w nocy z 11 na 12 sierpnia 1962 r. Złodziejom udaje się ukraść 12,5 mln zł. Średnia pensja wynosi wtedy 1680 zł. Dziennikarze wyliczą, że łup to ponad 7 tys. pensji, na które statystyczny Polak musiałby pracować 621 lat.

Żaden ze sprawców nigdy wcześniej nie miał problemów z prawem. To jest ich pierwsze przestępstwo w życiu.

Kot jest w worku

W ramach przygotowań do napadu członkowie grupy oglądają amerykańskie filmy gangsterskie. Dowiadują się z nich, że kluczowe jest rozpoznanie terenu, co może im zapewnić tylko osoba z wewnątrz banku. Dlatego postać Rudolfa D., skarbnika, jest dla nich tak ważna. To on pomaga złodziejom zrobić odcisk klucza do sejfu, udziela szczegółowych informacji dotyczących tego, o której godzinie z banku wychodzi sprzątaczka, a o której zaczyna swoją zmianę kolejny strażnik. Szajka wynajmuje też położony vis-à-vis banku garaż, z którego prowadzi obserwację.

W Wołowie wszędzie jest blisko. Także do jedynego w mieście banku mieszczącego się w poniemieckim budynku przy ulicy Hugona Kołłątaja. To zarówno ułatwia, jak i utrudnia przygotowania do napadu. Najgorszy jest brak anonimowości. Z Wiktorem K., jednym z dwóch taksówkarzy...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 12/2023 (99)

Więcej możesz przeczytać w 12/2023 (99) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ