Ta wojna może potrwać. Pełny obraz Kuczyńskiego
Inwazja na Ukrainę, fot. East Newsz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2022 (79)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W tych czasach każdy autor powinien na początku pisać, kiedy tworzył tekst, bo może się okazać, że to, co chciał przekazać jest już, czasem po paru godzinach, niekiedy po paru dniach, kompletnie nieaktualne. Stosując tę zasadę, proszę o wzięcie pod uwagę, że tekst był pisany 9 marca.
Na początku muszę powiedzieć, że prawie do końca, czyli do 24 lutego, nie spodziewałem się, że moje pokolenie, demograficznego boomu powojennego, przeżyje straszną wojnę w Europie. Owszem, były Bałkany, był zabór Krymu i praktyczny zabór zbuntowanych „republik” przez Rosję, ale inwazja Rosji na Ukrainę różni się od tamtych wydarzeń dramatycznie. Okazuje się, że okres blisko 77 lat względnego pokoju w Europie nie dał się przedłużyć.
Problemem dla analityka było to, że zakłada logiczne działanie analizowanego podmiotu. Ja też takie działanie ze strony Rosji i jej prezydenta zakładałem. Uważałem, że Władimir Putin jest zimnym szantażystą, ale nie szaleńcem. Przecież inwazja i sankcje powodują, że oba państwa Rosja i Ukraina są na prostej drodze do stania się państwami upadłymi, narody tych państw będą cierpiały, a część Ukraińców uciekając do innych krajów, skazuje się na dramatyczny los uchodźców, których już w innych częściach świata widzimy od dawna.
Do ostatniego tygodnia przed 24. lutego uważałem, że prawdopodobieństwo inwazji na Ukrainę jest nie większe niż 20 proc. Okazało się, że prezydent Rosji zimnym szantażystą nie jest. Czy jest szalony, czy może opętany wizją imperium rosyjskiego (w sumie na jedno wychodzi)? Nie mnie o tym sadzić, bo wiadomo, że czasem znakomite wyniki daje udawania człowieka szalonego. Jedno jest pewne – wojna uderza nie tylko w te dwa narody, ale też w cały świat, a szczególnie mocno w Polskę.
Złota przystań
Postaram się napisać o możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji, które będą miały wpływ na gospodarkę, przedsiębiorców i konsumentów. Jak pisałem na początku tekstu będzie to niezwykle trudne, bo przecież rynki są rozedrgane, a zmienność jest oszałamiająca (jednego dnia WIG20 traci ponad 10 proc., następnego zyskuje ponad osiem). Każda informacja może doprowadzić do dzikich ruchów indeksów giełdowych, kursów walut czy cen surowców.
Umiarkowanie stabilna jest chyba jedynie cena złota. Nawiasem mówiąc nie powstrzymam się przed przypomnieniem, że od kilkunastu lat, wszędzie tam, gdzie miałem szansę, mówiłem, że warto 10–15 proc. wolnego kapitału przeznaczyć na zakup fizycznego złota (nie papierowych kontraktów). Chodziło mi nie o to, żeby szybko zarobić, ale o pewną poduszkę bezpieczeństwa na wypadek jakiegoś wydarzenia typu „czarny łabędź”.
To, co obserwujemy, jest w dużej części takim wydarzeniem, ale złoto wyceniane w złotych zyskało blisko 25 proc. Radzę się zastanowić, co się stanie, jeśli np. Rosja powie, że nie będzie sprzedawała ropy, gazu i innych surowców oraz towarów rolnych za euro i dolary, bo przecież nie może ich użyć na skutek sankcji. Co by się stało, gdyby powiedzieli, że w dużych transakcjach przyjmują jedynie złoto fizyczne? Że to bardzo mało prawdopodobne? Tak, ale wojna też była mało prawdopodobna.
Są też jeszcze Chiny, które skupują po cichu złoto od wielu lat. Oficjalnie mają niecałe 2 tys. t, ale eksperci mówią, że bardziej prawdopodobną liczbą jest 20 tys. t. Od wielu lat mówię, że Chiny będą chciały zdetronizować dolara zastępując go juanem (np. cyfrowym) opartym o złoto. Zrealizowanie jakiegoś scenariusza podobnego do dwóch opisanych doprowadziłoby do potężnej eksplozji cen złota.
Nie piszę tego po to, żeby teraz zachęcać do kupna tego kruszcu. Może się bowiem okazać, że kupuje się w szczycie cen, jeśli np. zbuntowani oligarchowie, którym odebrano miliardy dolarów, odsuną Władimira Putina od władzy. Wtedy zobaczylibyśmy gwałtowny i do tego drastyczny spadek cen złota.
Czy grozi nam stagflacja?
Ten fragment tekstu o złocie jest tylko wstępem do powiedzenia o tym, co dzieje się na całym rynku surowcowym. Ropa najdroższa od kilkunastu lat, miedź najdroższa w historii, gaz sporo droższy od szczytu z grudnia 2021 r., gwałtownie drożejące inne surowce i zboża, a co za tym idzie produkty żywnościowe. Już obecnie to, co mówiono przed wojną o możliwej stagflacji, co uważałem za dużą przesadę, staje się bardzo realne.
Oczywiście pod warunkiem, że te ceny utrzymają się lub wzrosną. W Polsce dochodzi jeszcze rynek walutowy, czyli osłabienie złotego, który w stosunku do euro i dolara stracił ok. 10 proc., a do franka kilkanaście procent. Eksporterzy się cieszą, ale importerzy i konsumenci płaczą, a inflacja szaleje. Co prawda budżet na inflacji zyskuje, ale co zyska to wyda na politykę migracyjną.
Lawinowy napływ uchodźców doprowadzi w końcu do napięć politycznych. Nie da się bowiem utrzymać przez wiele miesięcy tak wspaniałego zrywu społeczeństwa polskiego. A mierzyć musimy siły na przynajmniej miesiące, jeśli nie lata. Spektrum możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji jest bowiem bardzo szerokie. Z jednej strony tego spektrum mamy scenariusz pozytywny, czyli przejęcie władz w Rosji przez przeciwników wojny, z drugiej scenariusz z wojną nuklearną Rosji z NATO, a w środku wiele odcieni szarości i czerni.
Sprzężenie zwrotne dodatnie
Pamiętać trzeba, że to, co widzimy na rynkach jest bardzo podobne do tego, co można było zaobserwować w latach 2008–2009, czyli podczas kryzysu finansowego rozpoczętego w USA przez nieodpowiedzialne firmy udzielające kredytu hipotecznego, a potem resztę zrobiły fundusze inwestycyjne i generalnie rynki finansowe.
Upadek indeksów giełdowych skierował kapitały na surowce i towary rolne, ceny wręcz eksplodowały. Czy to miało sens? Nie miało, ale takie są rynki – kapitał idzie tam, gdzie widzi trend wzrostowy podkręcając ten trend. Klasyczne sprzężenie zwrotne dodatnie. Teraz też to widzimy. Czy złoty zasłużył na takie lanie? Nie, bo co prawda gospodarka polska ucierpi, ale jeśli nie dojdzie do wojny z Rosją to złoty powinien być o wiele silniejszy. Szczególnie, że obecna sytuacja w Europie przyspieszy według mnie napływ środków unijnych, które podobno mają być wymieniane przez rynek.
Odcienie szarości
Nie jestem w stanie postawić wiarogodnej prognozy rozwoju sytuacji. Chyba zresztą nikt odpowiedzialny tego zrobić nie jest w stanie. Mogę jedynie spróbować zastanowić się, co stałoby się w globalnej gospodarce w przypadku pozytywnego, negatywnego i środkowego scenariusza.
Wszyscy trzymamy kciuki za scenariusz pozytywny. Zmiana władzy w Rosji na taką, którą świat zaakceptuje, owocowałaby równie gwałtowną zmianą sytuacji na rynkach i w gospodarce, jaką obecnie obserwujemy, tyle że kierunek by się zmienił. Złoty by się umocnił ropa drastycznie staniała, euro by się umocniło, złoto staniało itp. Scenariusza z drugiego krańca spektrum (wojna nuklearna) nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Byłby to koniec świata, jaki znamy (o ile byśmy mieli szansę to zobaczyć). Zakładam, że nawet szaleniec musiałby się cofnąć przed realizacją takiego scenariusza.
Nie wiem jak bardzo prawdopodobny jest scenariusz z jakimś odcieniem szarości. Długotrwała wojna, okupacja Ukrainy i od czasu do czasu gwałtowny wzrost napięcia, podczas którego rynki znowu reagują gwałtownie. Tyle tylko że ludzie się dość szybko przyzwyczają – również do złego. Podczas II wojny światowej indeksy w USA rozpoczęły hossę w maju 1942 r., kiedy daleko było do końca wojny, a USA ponosiły ciężkie straty. Wtedy właśnie kupował akcje bardzo młody inwestor giełdowy Warren Buffett, który i obecnie mówi, że posiadanie gotówki jest błędem, bo warto kupować akcje dobrych spółek. Ma rację, ale to rada przede wszystkim dla młodych ludzi i zarządzających funduszami. Seniorzy mogą nie doczekać solidnego zwrotu z inwestycji.
Więcej możesz przeczytać w 4/2022 (79) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.