Studia MBA są po to, żeby otworzyć perspektywy
Tomasz Ludwicki, dyrektor Programu Executive MBA na Uniwersytecie Warszawskim. / fot. mat. pras.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2024 (108)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Czy jako osoba zarządzająca programem MBA, czyli de facto mająca zadania menedżerskie, przenosi pan swoje doświadczenia zawodowe np. na program albo na to, czego uczycie w czasie zajęć?
Rzeczywiście trochę jest tak, że uczymy zarządzania, więc jeśli sami nie potrafilibyśmy zarządzać, to dalibyśmy najgorsze świadectwo z możliwych dla tego, co robimy [śmiech]. Często zdarza się, że jakieś moje doświadczenia zawodowe wpływają na to, co dzieje się na programie. Musimy trochę spojrzeć na specyfikę programu MBA. Bo my, szukając prowadzących, staramy się znaleźć ludzi praktycznie niemożliwych do znalezienia. Potrzebujemy bowiem ludzi, którzy są naukowcami, którzy wiedzą co się dzieje w świecie nauki, ale jednocześnie mających praktyczne i aktualne doświadczenia. Potrzebujemy więc kogoś takiego, kto nie tylko przeczytał o zarządzaniu, ale też wie o tym, jak pewne rzeczy funkcjonują w praktyce. Dlatego mogę śmiało powiedzieć za siebie, ale też za innych wykładowców MBA na UW, że wszystkie narzędzia i metody, których uczę na zajęciach, przynajmniej raz wykorzystałem w praktyce w prawdziwych organizacjach.
Jesteście też poddawani ocenie, bo przecież na sali siedzą też osoby, które mają konkretne doświadczenia.
Dokładnie, to prezesi, przedsiębiorcy, menedżerowie… Oni mają olbrzymie doświadczenie i sztuką jest sprawienie, by pomimo to poczuli się zaangażowani, by pozyskali nową wiedzę. Pamiętajmy, że proces przekazywana wiedzy podczas programu MBA nie jest taki jak na typowej uczelni, czyli jednostronny. Potrzebna jest dwustronna wymiana doświadczeń. Co też jest wyzwaniem, bo jeśli weźmiemy grono ponad 1500 absolwentów naszego programu, to wielu z nich pracuje w topowych polskich i zagranicznych firmach. Nie wszyscy mogą, czy też chcą, dzielić się doświadczeniami. To też sztuka dla prowadzących, by ich zaangażować w program. To też wyzwanie przy poszukiwaniu prowadzących, którzy powiedzą o konkretach, a nie o ogólnikach, bo przecież mają podpisane NDA.
Jeśli ktoś chce posłuchać ogólników, to wejdzie na Linkedin, a nie zapłaci naprawdę sporą kwotę za takie zajęcia.
Dokładnie. Jak widać, połączenie tych wszystkich czynników to wielkie wyzwanie. Stąd też zarządzanie programem MBA to nieustanny proces, bo cały czas szukamy prowadzących, dostosowujemy programy do nowych potrzeb. Ale też cały czas się uczymy.
Jak rzeczywiście zapewnić najwyższą jakość aktualnej wiedzy?
Podam konkretny przykład. Kilka lat temu prowadziłem projekt doradczy dla firmy Vive Textile Recycling z branży recyklingowej. W tym czasie była to jedna z trzech największych firm zajmujących się sortowaniem odzieży i wprowadzaniem jej w drugi obieg. Poznałem wtedy od zaplecza całą specyfikę gospodarki obiegu zamkniętego. Dzięki temu dziś, kiedy mam na zajęciach dyskusję chociażby na temat case'ów modowych, to mogę na konkretnym przykładzie opowiedzieć, co się dzieje z odzieżą, dlaczego takie firmy mają problem ze śladem węglowym i co robią, by ten problem rozwiązać. To samo dotyczy innych prowadzących. Teraz widać to np. po fali sztucznej inteligencji. Już teraz, bazując na takich praktycznych aspektach wdrożeń AI, wprowadzamy je do programu zajęć.
Czyli będziecie uczyli, jak wdrażać AI?
Tak, ale studia MBA nie są dobrym miejscem do tego, by w pełni uczyć uczestników o tym, czym jest AI. To trochę jak z Excelem. Studia nie powinny być od tego, by uczyć jak korzystać z tego narzędzia, ale muszą je uwzględniać, bo jest fundamentem dla biznesu. Pamiętajmy, że Uniwersytet Warszawski to jedna z najlepszych uczelni w kraju. Mamy olbrzymie zasoby wiedzy i doświadczenia. Korzystamy z nich, bo przecież mody przychodzą i odchodzą. Nie zawsze trzeba być najszybszym i najnowszym, tylko elastycznie dostosowywać się do tego, co dzieje się na rynku. Profesor Henry Mintzberg, klasyk świata zarządzania z Kanady, powiedział w odniesieniu do swojego programu, że wystarczy, że jego program jest dobry, bo wśród najlepszych jest zawsze największa konkurencja. Myślę, że my podążamy za tą myślą. Lepiej uczyć rzeczy sprawdzonych i aktualnych w perspektywie pięciu czy dziesięciu lat, niż takich, które są modne, ale za dwa lata będziemy o nich mówili jak o pomyłce czy bocznym nurcie w nauczaniu.
Co może być dowodem na to, że dany program MBA ma wysoką jakość?
Zacznę może od procesu rekrutacji studentów. Dobry program to nie jest takie miejsce, w którym wystarczy zapłacić określoną kwotę i już. Nie. Kluczem jest to, co sobą reprezentuje kandydat czy kandydatka. Jaką ma wiedzę, doświadczenia i kompetencje. Weryfikujemy to na wiele sposób, mamy testy egzaminacyjne, analizujemy szczegółowo dokumentację, listy referencyjne, czasami też dzwonimy, żeby sprawdzić te informacje. Chcemy dobrać taką grupę ludzi, którzy będą stanowili bazę do dobrego programu. Studenci to dla nas nie są klienci, ale wspólnicy w tworzeniu programu. Przykładowo, tradycją u nas jest jeżdżenie po firmach naszych studentów. Odwiedzamy np. fabrykę prowadzoną przez firmę jednego z uczestników. Widzimy, z jakimi problemami się mierzy i jak można je rozwiązywać. Studia MBA właśnie są po to, żeby otworzyć te perspektywy, pokazać różne wymiary, nie tylko na zasadzie przeczytania książek, ale również fizycznego odwiedzenia miejsca w kraju czy za granicą. W czasie takich wypraw pojawiają się np. inspiracje do tego, jak można w swojej firmie coś inaczej zrobić.
Jak w ostatnich latach zmienia się podejście do programu MBA? Czy spotyka pan jeszcze osoby, które przychodzą tylko po to, by mieć „papier”?
Myślę, że my na Uniwersytecie Warszawskim jesteśmy w pewnej uprzywilejowanej pozycji, bo wszyscy z zasady wiedzą, że jesteśmy na czele rankingów, więc również i wymagamy. Dlatego mamy stosunkowo mały procent takich osób, które przychodzą tylko po dyplom. To pojedyncze przypadki, które w dodatku dość szybko „odpadają” albo zaczynają się angażować i wręcz proszą o dodatkowe możliwości rozwoju. Rzeczywiście jest tak, że prestiż dyplomu Executive MBA został w pewnym stopniu podważony. Pewni ludzie obiecywali, że jeśli wydasz jakąś kwotę na „papier”, to otworzy on różne drzwi. A to jest oszustwo. Nasza misją dziś jest tłumaczenie, że MBA to nie jest produkt, który bierzemy z półki. To jest coś, co wspólnie budujemy – i jeśli mamy partnera w postaci dobrej uczelni, świetnych wykładowców i zaangażowanych studentów i studentek, to wtedy osiągniemy sukces. Te programy, które popsuły wizerunek studiów MBA, skopiowały to, co da się skopiować, ale nie zbudowały czegoś, co rzeczywiście rozwinie menedżerów. A tu kluczowy jest np. networking.
O tym często mówią absolwenci. Ich zdaniem to właśnie kontakty z innymi studentami są najczęściej głównym atutem studiów.
Wszyscy mówią, że mają networking, ale trzeba pamiętać, że to nie działa na zasadzie „płacę i wchodzę do grupy”. MBA to nie jest bilet wstępu do jakiejś tajemniczej grupy. Powiem inaczej, my budujemy grupy, które są zróżnicowane, w których są osoby z różnych branż, z różnych stanowisk. Wciąż jednak, żeby wyciągnąć coś ze studiów, trzeba się angażować – nikt nie poprowadzi kogoś za rękę.
Co dalej czeka świat MBA?
Myślę, że obszar Executive MBA czeka świetlana przyszłość. Chociaż pamiętajmy, że rynek to także inne rodzaje studiów – to właśnie zwykłe studia MBA, będące odpowiednikiem studiów magisterskich, popsuły na świecie wizerunek tych programów. Widzimy po naszych studentach, że relatywnie mało osób to ludzie po zarządzaniu czy ekonomii. Zdecydowana większość to osoby z innych kierunków studiów, które doszły do pewnego etapu w karierze zawodowej, w którym ich wiedza już nie wystarcza do tego, żeby dalej awansować. Oni są nauczeni zarządzania w warstwie praktycznej, ale żeby pójść dalej, np. do zarządu albo na funkcję prezesa, potrzebują czegoś więcej. Muszą nauczyć się klasycznego zarządzania i zyskać szerokie horyzonty. W perspektywie lat myślę, że będzie tak, że coraz mniej będzie studentów, którzy będą przychodzili na studia zarządzania pierwszego czy drugiego stopnia, a coraz więcej osób będzie chodziło na studia Executive MBA, kiedy osiągną określony punkt w swojej karierze zawodowej. Będziemy uczyli się przez całe życie, ale ta nauka będzie dostosowana do aktualnych potrzeb zawodowych.
Więcej możesz przeczytać w 9/2024 (108) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.