Raport Skąd pieniądze na biznes. Nowi na rynku
fot. Adobe Stockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2020 (62)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Sytuacja MSP, jeśli chodzi o możliwości dofinansowywania swojej działalności pieniędzmi z zewnątrz, zmieniała się już od kilkunastu miesięcy, najpierw wskutek spodziewanej recesji, a następnie kryzysu wywołanego epidemią koronawirusa. Ogólnie rzecz biorąc, zmieniała się na gorsze – zwłaszcza w przypadku biznesów, które dopiero startują.
Wsparcie w starcie
Przede wszystkim zaczęły się kłopoty z jednym z najbardziej popularnych źródeł pieniędzy, czyli kredytami. Na przykład w zasadzie wszystkie banki wycofały się w ostatnich miesiącach z oferowania komercyjnych kredytów i pożyczek „na start”. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że wcześniej też nie było różowo. Większość banków zawsze przecież podchodziła ostrożnie do nowych przedsiębiorstw. Ze względu na obowiązujące je przepisy wolą pożyczać tym, którzy nie stwarzają nadmiernego ryzyka albo mają zabezpieczenie, co najmniej w formie poręczenia osoby trzeciej, a najlepiej – w postaci nieruchomości. Nawet bardzo młody wiek przedsiębiorcy może być przeszkodą w tym, by udzielić mu finansowania.
Mimo wszystko ponad dwa lata temu zaczęły się pojawiać propozycje dla debiutantów bez stażu i zabezpieczeń, jak np. pożyczki niezabezpieczone mBanku, udzielane od pierwszego dnia działalności (gdzie można było dostać do 30 tys. zł nawet na siedem lat) czy kredyt Idea Banku (do 60 tys. zł na maksimum pięć lat). Dziś, jeśli chodzi o komercyjne pożyczki i kredyty dla tych, którzy zakładają biznes, pozostają tylko te z zabezpieczeniem. Jeśli jest nim atrakcyjna z punktu widzenia banku działka czy inna nieruchomość, można liczyć na kwoty do 100–150 tys. zł, nawet na 10 czy 12 lat.
Dla startujących firm są także pożyczki pozabankowe, które generalnie dostać jest łatwiej, bo przedsiębiorcy nie muszą spełniać tak ostrych „bezpiecznościowych” warunków. Jednak są one dużo droższe, zaś okres ich spłaty jest często krótszy. Poza tym ostatnio kosztują jeszcze więcej i na dodatek spadła ich podaż, gdyż część pożyczkodawców zawiesiła tego rodzaju finansowanie. Na co można liczyć? Na przykład z firmy Aasa Biznes dostaniemy pieniądze już od pierwszego dnia działalności (do 20 tys. zł) i to nawet na trzy lata. Powiedzmy, że bierzemy na taki okres 15 tys. zł. Zapłacimy za to aż 75,5 proc. pożyczonej kwoty. Trochę mniej, bo 62,5 proc., jeżeli identyczną sumę weźmiemy po prostu jako klient indywidualny (w tym wypadku górny pułap to właśnie 15 tys. zł).
Na szczęście jest jeszcze dofinansowanie w ramach programów prowadzonych przez Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Sprawdźmy choćby, czy akurat w naszym województwie nie oferuje się bardzo tanich (koszt poniżej 2 proc., a często 1 proc. w skali roku ) unijnych mikropożyczek na rozpoczęcie działalności gospodarczej. W ten sposób można zdobyć do 80–100 tys. zł. Jednak jest to propozycja przede wszystkim dla bezrobotnych lub znajdujących się w szczególnie trudnej sytuacji na rynku pracy (jak kobiety, osoby z niepełnosprawnościami, 50+, zatrudnieni na umowach cywilno-prawnych itp.), bądź dla tzw. ubogich pracujących zarabiających najwyżej minimalną krajową. Warunki w każdym województwie są nieco inne.
Stawiających pierwsze kroki w biznesie może także zainteresować zarządzany przez BGK program „Pierwszy biznes – wsparcie w starcie”. To bardzo tania i stosunkowo łatwa do uzyskania pożyczka na podjęcie działalności (do 100 tys. zł) lub na zatrudnienie pracownika (do 30 tys. zł). Przy okazji można skorzystać z bezpłatnego doradztwa i biznesowych szkoleń. Przyznawaniem tej pożyczki zajmują się działający w całej Polsce pośrednicy (głównie różne fundacje). Jednak mogą ją dostać tylko bezrobotni, studenci ostatnich lat studiów i absolwenci szkół i uczelni – do czterech lat od ukończenia nauki.
Oprócz tanich pożyczek są także dotacje, których plusem jest to, że nie trzeba ich zwracać, jeśli, prowadząc firmę, spełnimy wszystkie wymogi związane z danym wsparciem. Aby się o nie ubiegać, można, po pierwsze, skontaktować się z powiatowym urzędem pracy i próbować zdobyć pieniądze z unijnego Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój lub z Regionalnych Programów Operacyjnych – ale to są fundusze tylko na założenie jednoosobowej działalności gospodarczej. Można otrzymać maksymalnie równowartość 6-krotności przeciętnego wynagrodzenia (ok. 31 tys. zł). Lecz znów, jest to propozycja głównie dla zarejestrowanych bezrobotnych lub absolwentów Centrum Integracji Społecznej. Poza tym nie można prowadzić działalności gospodarczej w ciągu roku od dnia, w którym złożyliśmy wniosek o dotację. Są jeszcze inne wymogi zmieniające się zależnie od powiatu, np. w jednym pieniądze te przewiduje się dla młodych do trzydziestki, w innych właśnie dla starszych albo tylko dla kobiet itd. Czasami musimy także mieć wkład własny, ale rzadko. Jednak lepiej zawsze go mieć, choćby laptop czy drukarkę, bo to podniesie nasze szanse w ostrej zwykle rywalizacji o tę dotację.
W wojewódzkim urzędzie pracy także można zapytać o środki unijne (dostępne tylko w niektórych regionach), rozdzielane najczęściej przez firmy szkoleniowe i różne fundacje. Również tu dostaniemy najwyżej równowartość 6-krotności przeciętnego wynagrodzenia i trzeba mieć status bezrobotnego lub być ubogim pracującym.
Mieszkańcy wsi i miast liczących do 20 tys. mieszkańców, którzy w takiej miejscowości chcą założyć firmę, mają z kolei szansę na pieniądze z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Są to choćby premie w ramach inicjatywy LEADER, najczęściej od 50 do 100 tys. zł. Wnioski o nie można składać poprzez Lokalne Grupy Działania, akredytowane przez dany Urząd Marszałkowski. O te fundusze może się ubiegać każdy, kto w swoim przyszłym biznesie zamierza stworzyć choć jedno miejsce pracy i nie jest ubezpieczony w KRUS, ale potrafią się też pojawić dodatkowe, specyficzne warunki. Wszystko zależy od konkretnej LGD.
Można też próbować znaleźć pieniądze ze źródeł alternatywnych dla kredytu, zwłaszcza takich jak leasing czy wynajem długoterminowy. Co więcej, tego typu finansowanie, o ile ktoś je oferuje debiutantom, jest przyznawane łatwiej niż kredyt, głównie dlatego, że przedmiot leasingu pozostaje własnością leasingodawcy (w przypadku wynajmu czy najpopularniejszego wśród MSP leasingu finansowego). Niestety, firmom bez stażu na rynku mało kto takie wsparcie proponuje i zwykle dotyczy ono tylko wybranych tzw. środków trwałych. Najmniej problemów jest z leasingiem samochodów osobowych i dostawczych do 3,5 t. Na przykład PKO Leasing oferuje uproszczoną procedurę finansowania takich aut o wartości do 150 tys. zł już od pierwszego dnia działalności gospodarczej. Jednak trzeba mieć 15 proc. wkładu własnego.
W pozytywnym rozpatrzeniu wniosku o leasing może pomóc przedstawienie dodatkowego zabezpieczenia, ale nawet jeśli je mamy, nie każda firma chce się angażować w jego ustanawianie. Jeśli jednak leasingodawca jest skłonny je uwzględnić, można liczyć na sfinansowanie także nietypowych środków trwałych i na znaczne zmniejszenie wkładu własnego lub nawet jego brak. Na tym tle pozytywnie wyróżnia się Millennium Leasing, który dzięki współpracy z funduszami doręczeniowymi z wkładem kapitałowym BGK uruchomił program leasingu z poręczeniem na sfinansowanie maszyn i urządzeń.
Podobnie jest z faktoringiem, który umożliwia zabezpieczenie się na wypadek zwlekającego z zapłatą klienta i pozwala na długo przed terminem płatności uwolnić „zamrożoną na fakturze” gotówkę. Większość faktorów nie ma bowiem oferty dla kompletnych nowicjuszy, choć niektórzy zostawiają furtki. – Do dopiero startujących biznesów podchodzimy wybiórczo. Jesteśmy w stanie je finansować, bazując na doświadczeniu osób stojących za powstającym biznesem oraz przede wszystkim na ryzyku związanych z odbiorcami naszego potencjalnego klienta. Każdy tego typu przypadek jest analizowany indywidualnie i jeżeli np. startup posiada dobrych w naszej ocenie dłużników, będziemy gotowi go finansować – zapewnia Wojciech Dąbrowski, menedżer ds. projektów strategicznych w Pekao Faktoring.
Dla każdego nowicjusza jest natomiast dostępny mikrofaktoring (który w dodatku jest usługą świadczoną całkowicie przez internet), gdzie „odmraża się gotówkę” w przypadku należności nieprzekraczających zwykle kilkuset czy tysiąca złotych i ryzyko faktora jest mniejsze.
Startupom łatwiej
W lepszej sytuacji niż ogół startujących przedsiębiorców są założyciele startupów, zwłaszcza z innowacyjnymi, możliwymi do skomercjalizowania pomysłami. Po pierwsze, chętniej są wspierane przez fundusze unijne (więcej piszemy o tym w tekście „Europejskie ostatki”). Na przykład Program Operacyjny Polska Wschodnia (obejmuje województwa: warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, świętokrzyskie i podkarpackie) uwzględnia dotacje dla startupów zakładanych w ramach tzw. platform startowych prowadzonych m.in. przez parki naukowo-technologiczne czy inkubatory przedsiębiorczości. Do 30 grudnia 2021 r. trwa m.in. nabór wniosków w konkursie, w którym można dostać nawet 1 mln zł.
Inna możliwość to ubieganie się o wsparcie kapitałowe w programie „Bridge Alfa”. Jest ono finansowane wspólnie przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) i inwestorów prywatnych. Utworzone dzięki temu fundusze obejmują w danej firmie udziały, inwestując w nią najczęściej do 1 mln zł lub, dużo rzadziej, do 3 mln zł, gdy w grę wchodzi bardzo kapitałochłonny projekt.
Na podobnej zasadzie działa finansowanie, o które można się ubiegać w PFR Starter FIZ. Tu z kolei w startupy, razem z prywatnymi funduszami zalążkowymi czy aniołami biznesu, inwestuje Polski Fundusz Rozwoju.
Tak oto przeszliśmy do źródła pieniędzy na start, jakim są inwestorzy, którzy dają swój kapitał obiecującym, innowacyjnym przedsiębiorcom, w nadziei na szybki wzrost ich firm i zgarniane dzięki temu zyski. Na najbardziej początkowym etapie mogą to być właśnie fundusze zalążkowe (jak Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości, Hardgamma Ventures, Silesia Fund i kilkadziesiąt innych) oraz aniołowie biznesu (jest ich u nas ok. 2 tys.). Jednak mogą to być także inwestorzy społecznościowi, którzy zasilają pieniędzmi nowe projekty poprzez platformy crowdfundingu inwestycyjnego, zwanego także udziałowym. Platform tego rodzaju jest już w Polsce ok. 10, w tym nowa u nas polsko-szwedzka Fundedbyme.com.
Od funduszu czy anioła można dostać najczęściej kilkadziesiąt tysięcy do 100 tys. zł, jak np. w AIP (w zamian za 15 proc. udziałów), choć oczywiście wszystko zależy od indywidualnych okoliczności. Poza tym można liczyć na wsparcie merytoryczne – co prawda nie wszędzie jest ono wysokich lotów – oraz na rekomendacje biznesowe czy udostępnienie sieci kontaktów. Jeśli chodzi o rodzime platformy crowdfundingu udziałowego, pozyskiwane na nich kwoty potrafią już przekraczać 4 mln zł.
Za jakiś czas (najprawdopodobniej od 2022 r.) będzie jeszcze łatwiej o duże pieniądze z crowdfundingu i o zachęconych „crowdinwestorów”, bowiem 5 października nowe rozporządzenie UE podwyższyło limit tego rodzaju zbiórki bez konieczności przygotowania kosztownego prospektu emisyjnego. Limit ten wzrósł z równowartości 1 mln euro do 5 mln (i pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu wynosił ledwie 100 tys.). – Rozporządzenie to pomoże podjąć decyzję o realizacji kampanii na platformie crowdfundingowej kolejnym podmiotom z nowych branż, a także biznesom szybko rosnącym, dla których emisja akcji do 1 mln euro jest niewystarczająca do realizacji celów – przewiduje Marcel Rowiński, dyrektor operacyjny w spółce Crowdway.
Kilka miesięcy na rynku
Nasza sytuacja zmienia się na lepsze, gdy działamy już przynajmniej od pół roku. Łatwiej jest choćby o kredyt inwestycyjny czy obrotowy albo o pożyczkę na firmowym koncie. Jeśli potrzebny nam jest nieduży kapitał, warto po pierwszych kilku miesiącach sprawdzić, czy bank, w którym mamy rachunek, przygotował dla nas finansową ofertę, co zdarza się dość często. Jeżeli jednak chcemy uzyskać większą kwotę, trzeba będzie się udać na spotkanie z jego przedstawicielem. Zada nam np. pytania związane z przedmiotem i wartością naszej inwestycji, a wśród najważniejszych czynników wpływających na decyzję o udzieleniu nam finansowania będzie nasza historia kredytowa. Dlatego tak dobrze jest mieć w tym względzie chociaż półroczną przeszłość, korzystając przynajmniej z firmowej czy nawet prywatnej karty kredytowej, spłacając ją w terminie i prezentując się jako wypłacalny, wiarygodny dłużnik. Kolejnym ważnym czynnikiem branym pod uwagę jest regularność obrotów danej firmy i jej przychód. Przy kredytach inwestycyjnych wymaga się też wkładu własnego, który potrafi być bardzo różny, zależnie od banku i konkretnego finansowego produktu.
Firmy z pewnym stażem mogą też oczywiście skorzystać z tanich pożyczek w ramach programów prowadzonych przez BGK, np. z pożyczek inwestycyjnych, gdy chcą wdrażać innowacyjne technologie, zwiększyć liczbę zatrudnionych, działają w branży ekologicznej itp. Niestety, nadal o wiele więcej propozycji jest dla tych, którzy mają już za sobą co najmniej dwa lata działalności – np. łatwiej im wtedy o niedrogą pożyczkę płynnościową na sfinansowanie bieżącej działalności.
W przypadku leasingu półroczny staż na rynku i regularne dochody otwierają w zasadzie wszystkie drzwi, choć wciąż, jeśli chodzi o pełny wybór dzierżawionych maszyn i urządzeń, warto istnieć chociaż 12 miesięcy.
Jeśli chodzi o faktoring, też jest lepiej, przy czym faktorzy pozabankowi są zazwyczaj bardziej przychylni młodziutkim firmom, niż typowi bankowi. Stosują bowiem inny model oceny ryzyka: tu zabezpieczeniem są wystawione faktury, a nie np. hipoteka czy inne twarde zabezpieczenia. W efekcie ocenia się przede wszystkim sprzedaż danej firmy, perspektywy jej rozwoju i wiarygodność kontrahentów. Między innymi o możliwości udzielenia finansowania decyduje powtarzalność sprzedaży.
Zmiany na lepsze
Mimo że pod niektórymi względami początkującym firmom, zwłaszcza niemogącym przedstawić stosownego zabezpieczenia, trudniej ostatnio zdobyć zewnętrzne finansowanie, to jednak COVID-19 przyspieszył też pewne zmiany na lepsze. O wiele więcej można załatwić przez internet (np. w maju PKO Bank Polski uruchomił wideodoradców), usługodawcy rozwijają też systemy obsługi klienta online i jego oceny za pomocą sztucznej inteligencji, a ich decyzje zaczęły zapadać szybciej. Część banków zaś integruje ze sobą różne systemy, aby zapewnić generalnie kompleksową obsługę.
– W dobie pandemii zostaliśmy poddani ekspresowej wręcz cyfryzacji. Przymusowy lockdown zwielokrotnił np. zainteresowanie naszych klientów zawieraniem umów z wykorzystaniem kwalifikowanego podpisu elektronicznego – zauważa Marcin Balicki, prezes Millennium Leasing. I dodaje, że jego firma cały czas pracuje nad rozwiązaniami nastawionymi na doskonalenie komunikacji online. – Rozwijamy naszą aplikacji eBOK Millennium Leasing, zintegrowaną z bankowym środowiskiem Millenet. Rolą naszych doradców leasingowych nie jest bowiem wyłącznie pomoc w zawarciu umowy, ale też zapewnienie kompleksowego wsparcia przez cały okres leasingowania.
Inna korzystna zmiana dotyczy finansowania w ramach programów zarządzanych przez BGK.
Weźmy gwarancje de minimis, obecne na rynku od kilku lat i świetnie znane małym przedsiębiorcom, gdyż dzięki nim w instytucjach finansowych współpracujących z BGK można zaciągnąć kredyt lub pożyczkę na preferencyjnych warunkach. W związku z pandemią, program ten w marcu został zmodyfikowany, aby jeszcze bardziej zwiększyć dostęp przedsiębiorców do kredytu, obniżyć koszty finansowania, rozłożyć spłatę zadłużenia w dłuższym okresie. Okres gwarancji wydłużono z 24 miesięcy do 39, ochrona, jaką zapewnia gwarancja, wzrosła z 60 do 80 proc. wartości udzielanego kapitału i odstąpiono od 0,5-procentowej prowizji pobieranej od klienta na rzecz BGK za każdy rozpoczęty rok ochrony.
Jest też zupełnie nowa koncepcja – program gwarancji płynnościowych, ale o tym piszemy w kolejnym artykule, podobnie jak o innych ułatwieniach dotyczących bieżącej sytuacji finansowej firm.
--
Ulubione branże inwestorów
Zarówno firmy venture capital, jak i aniołowie biznesu chętnie inwestują w wybrane branże, przy czym mamy tu do czynienia z „modami”. Jakieś siedem lat temu przebojem był sektor telekomunikacyjny, np. technologie i aplikacje mobilne. Potem przyszła pora na fintechy. Moda na nie swój szczyt osiągnęła na przełomie 2015 i 2016 r. Później to zainteresowanie słabło, a tematem numer jeden zaczęły być wirtualna i rozszerzona rzeczywistość czy technologia blockchain.
Popularnością wśród inwestorów cieszą się także dobra konsumpcyjne i sprzedaż detaliczna, biotechnologie i medycyna (co mocno się nasiliło w ostatnim roku wskutek pandemii), nowe media, przemysł growy, alternatywne źródła energii i ochrona środowiska. Obserwatorzy zauważają ponadto, że czołowe fundusze nie traktują pandemii jako dodatkowego ryzyka, ale postrzegają ją jako szansę dla elastycznych startupów w momencie, gdy niemal wszyscy boją się ryzykować.
Więcej możesz przeczytać w 11/2020 (62) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.