Najgorsze wakacje polskich founderów: Tsunami, przejęcie firmy, wybuch elektrowni jądrowej

Miał być rajski widok, było trzęsienie ziemi i tsunami - przedstawiamy wspomnienia founderów z najgorszych wakacji.
Miał być rajski widok, było trzęsienie ziemi i tsunami - przedstawiamy wspomnienia founderów z najgorszych wakacji. / Fot. shutterstock.
Tsunami, wybuch elektrowni jądrowej, próba przejęcia firmy przez kolegę – aż strach pójść na urlop. Na koniec szkolnych wakacji founderzy startupów wspominają najbardziej nieudane wczasy.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zemsta faraona po zjedzeniu lodów z orientalnej Mediny, spóźnienie na „final call” po utknięciu w kolejce do kontroli bezpieczeństwa na lotnisku, a może tydzień bezwzględnej ulewy podczas urlopu nad morzem? To nic w porównaniu do doświadczeń polskich startuperów. Jak nikt inny wiedzą, że wakacje potrafią zamienić się w koszmar, co boli szczególnie wtedy, kiedy dni wolnych mamy, jak na lekarstwo.

Jak mawia angielskie przysłowie: „disappointment is the best adventure”. Historie, które najchętniej wpisalibyśmy do księgi reklamacji i zażaleń to pierwsze opowieści, które snujemy przed znajomymi, gdy wracamy z wakacji. W końcu musimy podzielić się wrażeniami – a te niemiłe pierwsze cisną się na usta. Czasem absurdalne, niekiedy niebezpieczne, irytujące a nawet gorszące, po latach wywołują uśmiech na ustach. A o ten zazwyczaj trudno na koniec szkolnych wakacji, kiedy pojawia się nostalgia za odchodzącym w niebyt latem. Dlatego zachęcamy do zapoznania się z nieco humorystycznymi wspomnieniami founderów, czyli założycielami innowacyjnych biznesów.

Biedronka odnosi się do sprawy metrowych paragonów [TYLKO U NAS]

Najgorsze wakacje Foundera: Tsunami i wybuch elektrowni jądrowej

Pierwszą historią dzieli się z nami Wojciech Buła, CEO medtechowych startupów Orthoget i Cofounder Immunotronics. Obie firmy mają szansę uratować życie i zdrowie milionów pacjentów na całym świecie. Podczas jednego z urlopów Wojciech Buła może i nie potrzebował ratunku, ale został uratowany na siłę przez pracodawcę. I trudno oskarżyć tego ostatniego o „nadopiekuńczość” bo nie na każdych wakacjach dochodzi do tsunami, a w konsekwencji awarii reaktora jądrowego.

To były „wakacje” 2011 roku. Wakacje w cudzysłowie, gdyż było to połączenie podróży poślubnej z pięciomiesięcznym kontraktem, tzw. płatnym urlopem sabatowym (sabbatical leave) na Uniwersytecie Hiroszimy. Planowaliśmy wyjazd życia. Na miejscu okazało się, że drobne kieszonkowe, które miałem otrzymywać podczas pobytu, przewyższa moją ówczesną holenderską pensję z Uniwersytetu Twente. Zaczęliśmy planować zwiedzanie Japonii w iście japońskim stylu - w tygodniu praca i wyjścia do lokalnych restauracji w gronie współpracowników, w weekendy zwiedzanie wszystkiego, co się da; w końcu nigdy nie wrócimy do Japonii. Tournée z wykładami, wizyty w ośrodkach badawczych Hitachi - chłoniemy Japonię pełnymi piersiami.

W czwartkowy wieczór 10 marca 2011 roku, uczestniczymy w oficjalnej kolacji powitalnej w mojej grupie naukowej. Dzień później mamy jechać Shinkansenem do Tokio na spotkanie z Hitachi. W drodze na stację, o 14:46 dowiadujemy się, że w Tohoku miało miejsce trzęsienie ziemi o magnitudzie 9 – najsilniejsze od 140 lat. W TV nadawane są automatyczne informacje alarmowe, Shinkanseny nie jeżdżą, w Tokio wybuchają pożary, pierwsze filmy ze stolicy mrożą krew w żyłach, wschodnie wybrzeże Japonii oczekuje trzydziestometrowych fal tsunami. W Hiroszimie jest bezpiecznie, to 1000 kilometrów dalej. 12 marca śledzimy wiadomości - w TV pokazują wybuch budynku reaktora elektrowni atomowej w Fukushimie, do którego doszło o 15:36. Nie rozumiemy japońskiego, ale to już druga elektrownia atomowa w moim życiu – nie trudno zrozumieć, co oglądamy i przewidzieć konsekwencje.

A potem świat przyspieszył – kolejne wybuchy, świat zachodni zaczyna panikować, zachodnie firmy i dyplomaci ewakuują się z Tokio, brakuje samolotów. Po kilku dniach dzwoni do mnie sekretarka z Holandii, czy wszystko w porządku i czy potrzebuję pomocy. Nie, u nas wszystko w porządku, z wyjątkiem przejścia w tryb oszczędzania energii - Hiroszima jest daleko od Fukushimy - może tabletki z jodem by się przydały, na wszelki wypadek? Tego samego dnia, o 19:00 wieczorem, dostajemy oficjalny nakaz ewakuacji, bilet już kupiony, wracamy o 9:30 następnego dnia, nie ma dyskusji, że u nas bezpiecznie i że zostajemy. Dzwonię do japońskiego szefa – przychodzi z atlasem prawdopodobieństwa wystąpienia trzęsienia ziemi – twierdzi, że Hiroszima jest bezpieczna. Jest, wierzę mu, ale nie mam wyboru. Mieliśmy wizę jednokrotnego wjazdu, nie zdążyliśmy jej zmienić w urzędzie imigracyjnym - spotkanie było ustalone w kolejnym tygodniu. Zostawiamy większość naszych rzeczy w mieszkaniu. Planujemy wrócić jak najszybciej.

Dzień później odlatujemy z Hiroszimy do Amsterdamu, przez Seoul. Ze łzą w oku żegnamy się z Japonią. Sayōnara!

Na lotnisku w Europie obsługa w pełnym HAZMAT skanuje pasażerów pod kątem promieniowania. Skąd przylecieliście? – Z Seoulu; - Ok, idźcie do kontroli paszportowej. Dzień później prosimy administrację uniwersytetu w Japonii o wystawienie dokumentów do kolejnej wizy. Po kilkunastu dniach dostajemy certyfikat od japońskiego MSZ-etu. Wyprawa na drugi kraniec Holandii do ambasady. A potem druga po odbiór wizy. Po miesiącu jesteśmy z powrotem w Japonii. Tadaima!

Zostaliśmy do 2023 roku; w Tokio urodził nam się syn. O-tsukare-sama, Japonio! Będziemy wracać – kwituje niezrażony promieniowaniem Wojciech Buła.

Przeczytaj historię Wojciecha Buły: Sztuka ujeżdżania chaosu. Zaklinacz medtechów

„Nawet najgorsze wakacje są lepsze niż żadne”

Urlop foundera to zazwyczaj przedłużony weekend z citybreakiem. Natłok obowiązków, cięcie kosztów, a przez to za mały zespół sprawiają, że CEO startupu niejednokrotnie odpowiada za zbyt wiele rzeczy na raz. Brak szefa na pokładzie może wywołać pewne perturbacje. Z relacji wielu founderów wynika, że wakacje niekiedy muszą poczekać, by po osiągnięciu pewnych kamieni milowych pozwolić sobie na dłuższy wyjazd. Taka historia spotkała Michała Cyrankiewicza, z nagradzanego i powszechnie uznanego startupu SeaSoil. Polskiego kandydata na jednorożca z zielonym rozwiązaniem w tle: pierwszą na świecie, tak tanią, alternatywą dla twardego plastiku.

Od pięciu lat nie byłem na urlopie i już nawet najgorsze wakacje byłyby lepsze niż ich brak. A na wakacjach nie byłem, bo zawsze musiałem pracować i zawsze było coś do zrobienia. Nigdy nie pracowałem tylko na jednym etacie, zawsze próbowałem rozwijać jakieś swoje projekty, więc urlop z etatu był brany wtedy, kiedy musiałem robić pilne rzeczy u siebie w startupach. Tym sposobem nigdy nie miałem na tyle urlopu, aby gdzieś wyjechać – tłumaczy Michał Cyrankiewicz.

Efekty braku urlopu są widoczne, o czym świadczy m.in. I miejsce dla SeaSoil w tegorocznym międzynarodowym konkursie Infoshare Startup Contest. Jednak czytelnikom radzimy „nie róbcie tego w domu” – odpoczywajcie, choćby dla zdrowia. Michałowi życzymy, żeby znalazł czas na wakacje zanim działalność firmy wejdzie w masowe tryby. I żeby podczas urlopu nie zdarzyła mu się żadna historia przedstawiona w tym artykule.

Historia Michała Cyrnakiewicza: Z McDonalds do jednorożca? Ekoplastik z paszczy mikroba

Wakacje z noworodkiem: nie najlepszy pomysł w mieście, które nigdy nie zasypia

Ostatni dni przed powrotem do szkoły uczniowie, szczególnie ci starsi, raczej chcieliby wydłużyć w nieskończoność. We wrześniu pogoda dopisuje, a siedzenie w klasach, kiedy na zewnątrz panuje upał nie należy do najprzyjemniejszych pomysłów na lato. Co innego w dorosłym życiu, kiedy jako rodzice wyczekujemy pierwszego apelu, by wysłać latorośle do placówek oświaty i w końcu mieć w domu trochę spokoju (szczególnie w przypadku pracy zdalnej). Wakacje z dziećmi – choć na pewno cieszą nas i zostawią wspomnienia na całe życie mają swoje plusy i minusy. O tych drugich, z przymrużeniem oka opowiada Mariusz Pitura, Cofounder Pogaduszek, startupu, który zamienia trudne ćwiczenia logopedyczne w sprzyjającą dziecku, interaktywną rozrywkę gamingową za sprawą AI.

Byliśmy z żoną i rocznym dzieckiem na wakacjach w Nowym Jorku. Gdzieś przeczytaliśmy, że małe dziecko nie może za długo być w nosidle, tylko musi spać w łóżeczku, bo kręgosłupek rośnie, a jak rośnie, to musi to robić prosto. Finał taki, że biegaliśmy po mieście jak wariaci, żeby przed zachodem słońca dotrzeć do hotelu, bo dziecko musi zasnąć. Stolica wszystkiego budziła się do życia, a my, szliśmy do hotelu spać. Nie były to wakacje najgorsze, ale na pewno najbardziej stresujące, bo nikt, naprawdę nikt, z taką prędkością nie zwiedzał the Met, MoMa, Guggenheim, Whitney, etc. jak my. Nawet Japończycy kiwali z podziwem – żartuje Mariusz Pitura.

Cofounder Pogaduszek poruszył dosyć istotną kwestię. Mianowicie tempo w jakim zwiedzamy atrakcje. Kiedy urlop jest krótki i chcemy zobaczyć jak najwięcej – możemy liczyć na murowaną katastrofę lub, w najlepszym razie, odsypianie wakacji po powrocie z urlopu. O tym, że na wczasach warto zwolnić przypomina Paulina Walkowiak, CEO CUX.io, startupu specjalizującego się w wykorzystywaniu uczenia maszynowego do analizy predykcyjnej i jakościowej. Opracował pierwsze w historii narzędzie do automatyzacji UX.

Moje najgorsze wakacje, to wieczne FOMO! Zwiedzanie, odhaczanie punktów z listy, ciągła gonitwa. Męczy mnie samo wspominanie, jak kiedyś starałam się zobaczyć więcej, szybciej, bardziej, gubiąc po drodze spokój, szukając coraz więcej bodźców. Obecnie FOMO zamieniłam na JOMO, spędzam lato w środku lasu i niczego nie żałuję – rekomenduje Paulina Walkowiak.

cux.io jednym z kluczowych graczy na rynku analityki produktowej. W planach spółki kolejna runda

Najgorsze wakacje: Próba przejęcia firmy przez kolegę

Czasem urlop to niezbyt dobra strategia. Szczególnie kiedy w biznesie dzieje się nie najlepiej, choćby z powodu problemów z finansowaniem. Przekonał się o tym Edward Puławski, założyciel i CEO OwlSentry, firmy, która przy wykorzystaniu AI oraz Internetu Rzeczy automatyzuje zwalczanie szkodników.

- Od kilku lat wakacje spędzam w pracy, głównie ze względu na rozwijanie Owl Sentry. Szczególne wakacje tego typu miałem w zeszłym roku. W środku lata firmie skończyło się finansowanie: nie wydarzyło się nic szczególnego, taka często jest codzienność – byliśmy po prostu startupem w drodze na rynek, jeszcze bez przychodów. Nie było na wypłaty dla pracowników, a do tego… dobry “kolega” próbował dokonać przejęcia. Była to prawdziwa próba, a sytuację w ostatniej chwili uratował inwestor prywatny, co pozwoliło nam przetrwać. Co jest kluczowe? Te ciężkie doświadczenia udało się przekuć w pozytywy oraz punkt zwrotny dla firmy. Zespół się wzmocnił, nabraliśmy jeszcze większej determinacji. Dlatego były to bardzo trudne, ale jednocześnie wyjątkowe wakacje, dzięki którym dzisiaj jesteśmy tu, gdzie jesteśmy – mówi Edward Puławski, CEO Owl Sentry,

Owl Sentry - szczurołap przyszłości. Polski startup rewolucjonizuje walkę ze szkodnikami

Żaden urlop, nawet ten najgorszy, nie może się udać jeśli nie porzucimy komputera, służbowego telefonu i skrzynki mailowej. W ostatni dzień pracy, jak przystało na dawnego urzędnika, należy trzasnąć szufladą i ustawić autoresponder w outlooku. Przypomina o tym Mateusz Zimoch CEO Trasee, startupu, który zatrudnia AI w służbie etyki i opatentował technologię chroniącą nasze dane (m.in. w nagraniach kamer przemysłowych).

Najgorsze wakacje to te, na których głowa została w pracy, a tylko reszta ciała wyjechała na urlop. Nie ma gorszej rzeczy niż odpisywanie na maila podczas plażowania czy zwiedzania muzeum. Z takim wakacji wracasz bardziej zmęczony niż na nie jedziesz. Pamiętaj - na wakacje zawsze zabierz również głowę, a zostaw służbowego maila i laptopa, wtedy skorzystasz na tym i Ty, i Twoja firma – kwituje Mateusz Zimoch.

Gallio Pro. Sztuczna inteligencja, która pomaga chronić nasze prawa