Maciej Adamaszek. Poza biznesem
Maciej Adamaszek, fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2021 (72)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Jakiej muzyki pan słucha?
Muzyka jest bardzo ważną częścią mojej codzienności, nie wyobrażam sobie np. dnia pracy bez muzyki w tle. Słucham jej w samochodzie, podczas biegu, w najróżniejszych sytuacjach. Lubię dużo gatunków, ale chyba na pierwszym miejscu plasują się u mnie stare klimaty rockowe: The Rolling Stones, Led Zeppelin, Queen, AC/DC. Świetnie wspominam ostatni koncert Stonesów na Stadionie Narodowym w Warszawie. Byłem na wszystkich koncertach tego zespołu w Polsce – oczywiście poza tym w Pałacu Kultury – ale na Narodowym po raz pierwszy podziwiałem zespół ze swoją dorosłą już córką Dominiką.
Co jest najważniejsze podczas przygotowań do triatholonu?
Trening, trening, a po trzecie – trening. Moje pierwsze zawody to „ćwiartka IM” w Piasecznie. Ten, kto tam nigdy nie startował, nie ma prawa narzekać na jakikolwiek inny akwen... Pływało się w śmierdzącym mule, przy zerowej widoczności, w maleńkim stawie. A poza tym wyszło, że tylko wydawało mi się, że potrafię pływać. Przeszedłem chrzest bojowy, opiłem się mułu, dostałem wiele ciosów. Zawody ukończyłem, a zaraz po nich zapisałem się na profesjonalny kurs pływania.
Z czego wynika zwrot ku zdrowemu trybowi życia i dobremu wyglądowi?
Nasza świadomość bardzo ewaluowała. Wiemy już, że dbanie o swoje ciało nie oznacza próżności, tylko służy wydłużaniu życia. Zmieniają się też stereotypy – zadbany, szczupły i wysportowany mężczyzna nie jest już obiektem żartów, tylko zazdrosnych spojrzeń. Na pewno ważnym elementem, który będzie ten proces wzmacniał jest demografia. Jest nas coraz mniej, coraz dłużej musimy być aktywni zawodowo czy społecznie. To wszystko powoduje, że dzisiejsi pięćdziesięciolatkowie wyglądają zupełnie inaczej, znacznie młodziej niż pokolenie urodzone 30–40 lat wcześniej. 50 is a new 40!
Jakie miejsce chciałby pan odwiedzić?
Bardzo tęsknię za nartami i jeśli miałbym powiedzieć o miejscu marzeń, w którym jeszcze nie byłem, a dużo o nim słyszałem, to są to właśnie narty w Colorado.
Co jest najtrudniejsze w rozkręcaniu biznesu w zupełnie nowej dla siebie branży?
Budowanie marki w nowym obszarze biznesowym jest trudne, ale też niesamowicie ekscytujące. Nie napotkałem jeszcze takiej przeszkody w branży kosmetycznej, z którą nie dałem sobie rady. Nie dlatego, że jestem taki wyjątkowy, lecz dlatego, że cały proces rozłożyłem na etapy, do których dobrze się przygotowałem. Mam też teorię, że w dojrzałych branżach – a taką jest branża kosmetyczna – dobrze radzą sobie nowe osoby, tzw. rookies ze świeżym spojrzeniem i niezepsutym myśleniem typu „ja wiem wszystko, ja już wszystko widziałem, to się na pewno nie uda, itp.”.
Takim właśnie rookie, którego podziwiam jest Elon Musk. On wszedł w branżę motoryzacyjną razem z drzwiami i framugą. Przez pierwsze lata „tłuste koty” z największych koncernów motoryzacyjnych naśmiewali się z jego pomysłów, a gdy zobaczyli, jak radzi sobie Tesla, jak potrafiła zbudować wokół swoich produktów „kultowość”, wpadli w panikę... Takie przypadki dzieją się co kilka, kilkanaście lat. Przecież to samo stało się, kiedy na rynku pojawił się iPhone. W tamtym czasie prezes Nokii – największego wówczas producenta komórek na świecie – powiedział, że telefon bez fizycznej klawiatury nie ma szans na sukces.
Najtrudniejszy moment w karierze zawodowej?
Wrzesień 2008 r., pęknięcie bańki hipotecznej w USA, upadek Lehman Brothers i dramatyczny spadek wartości złotego. Byłem wówczas właścicielem sieci kawiarni „W Biegu Cafe”, wszystkie czynsze płaciło się w euro, a finansowanie bankowe miałem we frankach szwajcarskich. Dostałem się w klasyczne nożyce – nastąpił wzrost kosztów operacyjnych o ok. 30 proc., a kosztów finansowych o 50 proc. Wprowadziłem plan awaryjny, byliśmy zmuszeni zamknąć kilka lokalizacji, które w nowej rzeczywistości okazały się zupełnie nierentowne.
Więcej możesz przeczytać w 9/2021 (72) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.