Monty Python znad Wisły

Marek Hucz. Fot. Materiały prasowe
Marek Hucz. Fot. Materiały prasowe 47
Marek Hucz i Janek Jurkowski z hobby i zabawy na YouTube zrobili kanał przyciągający miliony widzów, o których zaczęły zabiegać profesjonalne telewizje. Ich firma, GF Darwin, nazywana jest czasem polskim Monty Pythonem.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2017 (20)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W 2012 r. obaj kończyli studia aktorskie na krakowskiej PWST i kursowali po Polsce, grając w różnych teatrach. W czasie wolnym, trochę dla rozrywki, a trochę dla samorealizacji i treningu, robili i umieszczali w sieci, przede wszystkim na YouTube, krótkie, zabawne filmy. Zaczęli od serii „Mistrz Motyl” i „Wielkie budowle”, które okazały się niewypałem, choć ta druga zakończyła się dopiero po pięciu odcinkach. Kolejny projekt – „Wielkie pytania polskie” – także nie zdobył dużej oglądalności. Mimo to Hucz i Jurkowski nie rezygnowali: po założeniu Grupy Filmowej Darwin przenieśli się do Warszawy i dali sobie rok. 

Latem 2014 r. na YouTube pojawiła się ich kolejna seria – „Wielkie konflikty”. Tym razem był to strzał w dziesiątkę. W pół roku zebrali 35 tys. subskrypcji. Od razu poszli za ciosem i sprofesjonalizowali ofertę: w lutym 2014 r. utworzyli kanał „GF Darwin”, grupując w nim swoje dawniejsze audycje jako „Archiwum Darwina”. Do końca 2014 r. widownia nowego kanału osiągnęła poziom „Wielkich konfliktów” sprzed przeprowadzki. 

Zadbali też o tzw. crossowanie. W początkach 2015 r. gościnnie zaprezentowali swoją ofertę w jednym z odcinków „Zapytaj Beczkę” – popularnego kanału Krzysztofa Gonciarza. W rezultacie mniej więcej w tydzień podwoili liczbę swoich subskrybentów. Zaraz potem, w czerwcu, Darwin pokonał kolejny ważny próg: ich teledysk „Orki z Majorki” (łączący charakterystyczny dla nich pure nonsens ze stylistyką gospel) miał milion wyświetleń. Kilka miesięcy późnej – pod koniec marca tego roku – wyświetleń było już ponad 6 mln. 

Bez przepychanki

Można powiedzieć, że bardzo im się przysłużyła pozorna słabość: zaniechali przepychanek, by zawojować najłatwiejsze i najbardziej oblegane „targety”, np. aktywnych w sieci, ale zmiennych w gustach uczniów gimnazjów i liceów. – Na początku w ogóle się nie targetowaliśmy, szliśmy na żywioł – wspomina Marek Hucz. – Nie znaliśmy się na tym, codziennie uczyliśmy się czegoś nowego. Nasze filmy miały się podobać przede wszystkim nam, czyli dwudziestoparolatkom. Nadawaliśmy na podobnej fali i za nic nie chcieliśmy wejść w coś, co nie byłoby z nami spójne. Unikaliśmy więc zbyt łatwych formatów, tworzyliśmy przekaz oparty na naszym osobistym kulturowym fundamencie.cie. 

I tak, niejako mimochodem, znaleźli swój  blue ocean, czyli w zasadzie niezagospodarowany, duży rynek: zaakceptowała ich grupa starsza niż youtubowy standard. Dziś 80 proc. ich widowni to osoby w wieku 18–35 lat, choć jest i sporo czterdziestolatków. Ta publiczność nie „zamawia subskrypcji”, tak jak młodzież szkolna, ale za to jest bardzo wierna. W rezultacie, inaczej niż ci, którzy tworzą dla młodszych odbiorców, Darwin odnotowuje znacznie większą liczbę wyświetleń niż subskrypcji. – Pewnie dlatego w naszej niszy na razie nie mamy w kraju większej konkurencji – zastanawia się Hucz. – Na początku nasza działalność na YouTube nie mogła być niczym innym niż zabawą. Przez pierwsze trzy lata tylko do niej dopłacaliśmy. 

Kiedy „target zaskoczył”, Hucz i Jurkowski wyciągnęli z tego wnioski: konsekwentnie robią tylko te rzeczy, na które są gotowi, nie chcąc porywać się na coś, co jest poza ich możliwościami i przez co mogliby polec. Jednocześnie, z odcinka na odcinek i z projektu na projekt, starają się iść do przodu – artystycznie i technicznie. Postawili na profesjonalistów i mają wręcz obsesję na punkcie jakości: wciąż wymieniają sprzęt na lepszy, a ich realizatorzy to czołówka polskiego rynku. 

Obecnie trzon GF Darwin stanowią cztery osoby:  Marek Hucz (odpowiada za pierwsze wersje tekstów), Janek Jurkowski (druga redakcja, reżyseria i montaż), Karol Pupiec (operator kamery i pozostałego sprzętu) oraz Marek Wodziński (grafika i efekty specjalne), którego pojawienie się otworzyło przed grupą zupełnie nowe możliwości. 

Darwinowe uniwersum

Ponieważ widzów przybywało z każdym odcinkiem, stworzyli dla nich nową serię „Shorty Darwina”, kontynuując zarazem „Wielkie konflikty”. Z tego wszystkiego coraz wyraźniej wyłaniało się „darwinowe uniwersum”. Wtedy też zostali zauważeni nie tylko przez internautów – zdobyli ważne nagrody branżowe: Grand Video Awards 2015 miesięcznika „Press” za debiut i tzw. entertainment, a po roku – ponownie nagrodę „Press”. 

Skoro tak, przyszła też pora na ofertę dla partnerów biznesowych. W maju 2016 r. pojawił się pierwszy odcinek kolejnej serii, „Zakazane spoty Darwina”, tworzonej pod konkretne marki, z myślą o reklamodawcach. Zaczęli od zwariowanego spotu promującego konferencję programistów, właściwie po kosztach, żeby wejść na ten perspektywiczny rynek. Wkrótce w sieci pojawił się ich kolejny projekt – zamówiony przez Ikeę. 

– Wszystko to się na siebie ponakładało i zaowocowało skokowym wzrostem popularności – opowiada Hucz i dodaje: – Na razie zrealizowaliśmy może 15 proc. naszych zamierzeń, ale nie mamy strategii typu: „musimy zrobić to i to, żeby podbić liczbę widzów”. Jeśli tworzymy jakąś nową postać, na przykład Szatana Sławka, to potem konsekwentnie ją „ciągniemy” przez następne odcinki serii. 

Czerpią ze sprawdzonych wzorów: podobnie, choć oczywiście na o wiele większą skalę, robi np. firma Marvel, rozwijając portfolio swoich postaci. – Naszą dewizą jest: „kontent musi być dobry!” – mówi Hucz. – Dlatego pewne serie kończymy, gdy już je wyeksploatujemy, np. w tym roku chcemy zakończyć „Wielkie konflikty”. 

Kiedy zdobyli liczącą się grupę subskrybentów, wyszli z ofertą do kodowanych kanałów telewizyjnych. Od 2016 r. GF Darwin zaczęła robić program „Wielkie teorie Darwina” dla VOD Player PL Grupy TVN. Umowa została przedłużona na kolejny sezon – pod koniec lipca ukażą się ich nowe programy. – Oprócz jakości stacja kupuje od nas przede wszystkim zaangażowanych widzów, czyli nasz zasięg. To jest nasz podstawowy atut – mówi Hucz. – Kanał VOD pozyskał w ten sposób 300 tys. naszych subskrybentów. Przez cały rok obserwujemy tę migrację fanów. Ruch naszej widowni pokazał, że takie mechanizmy w Polsce już funkcjonują, że odbiorcy szybko idą za tym, co im się podoba. 

Zdecydowanie nie zmarnowali tego, że nieświadomie odkryli niezagospodarowaną niszę, pasującą w dodatku do ich modelu biznesowego, w którym liczy się jakość i ogromna koncentracja na ofercie. Chociaż obaj są współtwórcami GF Darwin, formalnie firma jest jednoosobową działalnością gospodarczą Hucza. – Na początkowych etapach działalności taka forma jest o wiele bardziej opłacalna niż spółka, choć z czasem pewnie i na nią przyjdzie pora – zauważa Hucz. 

Na samym YouTube – przy milionie wyświetleń miesięcznie – mieli może 200 zł na miesiąc z reklam. Dziś jest to ok. 1,5 tys. zł. Na pierwszym sezonie „Wielkich teorii Darwina” też właściwie kokosów nie zarobili. Produkcję wzięła na siebie stacja, a oni – scenariusz, obsadę aktorską, montaż, postprodukcję itd. Dopiero drugi sezon przyniósł zmianę na lepsze. – Powoli zaczynają się z tego robić sensowne kwoty – mówi Hucz, który tylko z firmy utrzymuje się dopiero od roku. Jurkowski pracę w niej łączy z występami na scenie. 

Teraz, gdy zaczęli iść mocniej w górę, muszą tym bardziej uważać na rafy. Taką pułapką mogą być... kolejne pomysły mające zastąpić „Wielkie konflikty”. Bez nowych, równie dobrych, a właściwie to nawet lepszych postaci, błękitny ocean, po którym dziś płyną, może stracić swój lazur. Ale takie wyzwania to ich żywioł. 

My Company Polska wydanie 5/2017 (20)

Więcej możesz przeczytać w 5/2017 (20) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie