Krokodyl na korcie

Rene Lacoste
RENÉ LACOSTE w latach 1926–1927 był pierwszą rakietą świata. Z powodu umiłowania do skórzanych akcesoriów i zawziętości na korcie nazywany był Aligatorem. Fot. shutterstock.
Wyniki w sporcie to jedno. Stworzenie własnej marki osobistej to drugie, zwykle trudniejsze zadanie. Czasem udaje się to nawet po przegranej na korcie. Którym tenisistom to się udało?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2023 (92)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Piękno wcale nie jest celem sportów wyczynowych, ale profesjonalny sport jest najlepszą sposobnością do tego, aby ukazywać piękno człowieka!” – to wzniosły fragment eseju zatytułowanego „Roger Federer jako doświadczenie religijne” Davida Fostera Wallace’a, który w 2006 r. ukazał się w prestiżowym „New York Timesie”. Postać genialnego i powszechnie uwielbianego szwajcarskiego tenisisty to najlepszy przykład na to, że sportowiec może być „medium sam w sobie”. Zbudowanie osobistej marki – opartej nie tylko na wielkim sukcesie, ale także popularności wynikającej z prezentowanego stylu i społecznego zaangażowania – pozwala do zdyskontowania swojej pozycji w biznesie. A następnie na odniesienie równie wielkiego sukcesu w zupełnie innej dziedzinie tak jak wcześniej na sportowej arenie.

Bogini kusi zwycięzców

Nike – amerykański potentat sportowy – miał w swoim teamie trzy megagwiazdy. Koszykarza  Michaela Jordana, golfistę Tigera Woodsa oraz Rogera Federera. Wszyscy posiadali swoje spersonalizowane produkty oznaczone zmodyfikowanym logo słynnej firmy z Oregonu. Trzeba pamiętać, że właśnie Nike (bogini zwycięstwa) w 1985 r. była pierwszym przedsiębiorstwem odzieżowym, które stworzyło kolekcję sygnowaną nazwiskiem sportowca. To nadal niesamowicie popularna do dziś linia butów do koszykówki Air Jordan. Była oparta na nadzwyczajnej popularności gwiazdy NBA Michaela Jordana z kultowej wówczas drużyny Chicago Bulls. Przez lata powstały aż 34 takie modele. Teraz trafiły do domu aukcyjnego. Każda para butów Air Jordan z mistrzowskich sezonów „Byków” (1991-1993 i 1996-1998) ma autograf słynnego koszykarza. „Ten zestaw to najbardziej cenna i znacząca kolekcja butów »Air Jordan«, jaka kiedykolwiek pojawiła się na rynku. Reprezentuje dziedzictwo, dominację i sławę Jordana” - napisano w oświadczeniu Sotheby’s. W skład kolekcji wchodzi sześć modeli: Air Jordan VI (1991), VII (1992), (1993), XI (1996), XII (1997) i XIV (1998). Jeden z butów ma także dodatkowy wpis koszykarza wskazujący na to, że zagrał w nim w ostatnim meczu finałów. Wartość kolekcji Jordana jest szacowana przynajmniej na 20 mln dol. 

Także Roger Federer przez ponad dwie dekady występował w strojach sportowych zaprojektowanych i wykonanych przez Nike, na których dumnie prezentował się znak RF. Jednak pod koniec swojej kariery w 2018 r. tenisista podpisał – za 300 mln dol. – nowy kontrakt z japońską firmą Uniqlo. Dopiero po kilku latach udało mu się za grube miliony dolarów odkupić od Nike prawo do używania „swojego własnego logo”. Teraz pojawia się ono na produktach, które wprowadza na rynek już emerytowany sportowiec. Przede wszystkim są to buty marki ON zyskujące teraz dodatkową wartości, gdy pojawił się na nich monogram RF. 

Słodki problem

Z Nike przez całą swoja karierę była także związana Maria Szarapowa, która jednak próbowała zaistnieć we własnym biznesie jeszcze na początku swojej wspaniałej przygody z zawodowym tenisem. W 2013 r. podczas wielkoszlemowego turnieju w US Open chciała na nim zagrać pod nieco zmienionym nazwiskiem – Sugarpova. Tak bowiem nazywała się jej firma (z logo w postaci wydatnych czerwonych ust) produkująca najróżniejsze słodycze. Sprawa nie była jednak prosta. Piękna Maria musiała bowiem złożyć wniosek o tymczasową zmianę nazwiska do stanowego sądu na Florydzie, gdzie mieszkała, a potem jeszcze poddać się obowiązującej w takich postępowaniach procedurze – zgodzić się na pobranie odcisków palców i oficjalne przesłuchanie przez sędziego. Takie sprawy trwają jednak miesiącami, a więc nie było żadnej pewności czy Szarapowa zdąży przemienić się w słodką Sugarpovą jeszcze przed rozpoczęciem US Open. Kolejnym problemem był powrót do poprzedniego nazwiska – cała procedura trwa tak samo długo – oraz możliwość przekroczenia granicy na starym paszporcie (wybierała się później na turnieje do Japonii i Chin). Dodatkowo musiałaby uzyskać jeszcze kolejne zgody od pozostałych sponsorów. Cały pomysł był z jednej strony niemożliwy do realizacji, z drugiej stanowił świetną akcję marketingową, która okazała się wielkim sukcesem. Dzięki niej, nie tylko wielcy fani tenisa usłyszeli o cukierkach, lizakach i gumie do żucia w kształcie zielonych piłeczek z gustownym napisem Sugarpova zamiast Wilson, Heat czy Dunlop. 

Krokodyla kup mi, luba

Modelową historią powstania spersonalizowanej sportowej marki była kariera francuskiego tenisisty Renégo Lacoste’a – na korcie i poza nim. Zwyciężył on w siedmiu turniejach wielkoszlemowych w grze pojedynczej – dwa razy na Wimbledonie i US Open oraz trzykrotnie w rodzinnym Paryżu. W latach 1926–1927 był pierwszą rakietą świata. W tym właśnie momencie swojej wspaniałej kariery René Lacoste pojawił się na nowojorskim korcie w zaprojektowanej przez siebie niepozornej białej koszulce z krótkim rękawem, która była wykonana ze specjalnej francuskiej bawełny - jersey petit pique. To był zupełny szok i złamanie ówczesnego modowego kodu. Podczas zawodów tenisowych obowiązywało bowiem noszenie zarówno pełnych spodni, jak i koszul z długimi rękawami. Można je było co najwyżej podwinąć. 

Pomysł francuskiego zawodnika przypadł do gustu innym zawodnikom i kibicom. Prosta rzecz zwiększała swobodę i pewność ruchów. Zaraz po zakończeniu kariery sportowej René Lacoste wraz z Andre Gillierem (największym we Francji producentem dzianin) założyli w 1933 r. firmę odzieżową. Początkowo nazywała się: La Socjete Chemie Lacoste, potem zostało już samo Lacoste. Przedsiębiorstwo potrzebowało jeszcze rozpoznawalnego znaku towarowego. Tenisista postanowił skorzystać z nadanego mu wcześniej przez prasę przydomka. Jeszcze w 1923 r. podczas meczu Pucharu Davisa, który odbył się w Bostonie, amerykańscy dziennikarze nazywali go „the Aligator”. Powodem nadania takiego przydomka była teczka ze skóry aligatora, z którą tenisista nigdy się nie rozstawał. „Aligator” spodobał się publiczności i samemu zainteresowanemu, bo dobrze oddawał najważniejsze cechy Lacoste’a na korcie tenisowym – jego zawziętość i determinację. Od tamtej pory zielony krokodyl, prezentujący się już niezbyt groźnie, sygnuje wszystkie produkty Lacoste. Dodatkowym ich sukcesem był fakt, że zaczęto je nosić również jako odzież codzienną, a marka stała się synonimem sportowej elegancji.

Po wprowadzeniu perfum oraz wyrobów skórzanych w latach 60. asortyment produktów firmy po raz kolejny powiększył się w 1981 r. o okulary przeciwsłoneczne, a cztery lata później o buty tenisowe. Dziś Lacoste to jeden z najmocniejszych sportowych i odzieżowych brendów. 

Ma on również „swoją” trybunę na centralnym paryskim stadionie tenisowym Court Philippe Chatrier (w latach 1972–1992 Chatrier kierował francuskim związkiem tenisowym). W 2008 r. każdej trybunie nadano nazwy od nazwisk słynnych tzw. Czterech Muszkieterów: Jacques’a Brugnona (A), Jeana Borotry (B), Renégo Lacoste’a (C), Henriego Cocheta (D). Borotrze nie przeszkodził nawet wstydliwy fakt, że w kolaboracyjnym prohitlerowskim rządzie marszałka Petaina był ministrem sportu. 

Bielizna Björna 

Podobną drogą jak Lacoste, choć już bez takiego spektakularnego biznesowego sukcesu, podążył inny wielki tenisista – Szwed Björn Borg. Z długimi blond włosami był ikoną nowego młodzieżowego hipsterskiego stylu na przełomie lat 70. i 80. Jego konkurent, ekscentryczny Rumun Ilie Nastase, po kolejnym przegranym meczu powiedział mu: „Wracaj na swoją planetę, z której przyszedłeś na Ziemię ku naszemu wielkiemu utrapieniu”. 

Szwed miał rzeczywiście niespotykaną cechę – puls na poziomie 35 uderzeń na minutę. Stąd przydomek „ice-berg”. Wygrał w sumie 11 turniejów wielkoszlemowych, 

na trawie Wimbledonu królował w latach 1976-1980. Karierę zakończył natomiast zupełnie niespodziewanie w wieku zaledwie 26 lat. 

Rok później powstała pierwsza kolekcja odzieży sportowej Björna Borga. Firma, mająca w nazwie jego imię i nazwisko, pojawiła się jednak znacznie później. To Björn Borg AB, która wcześniej nosiła nazwę World Brand Management (WBM). Od 1997 r. ma wyłączną licencję na znak towarowy firmy Björn Borg, która daje im legitymację do produkcji, marketingu i sprzedaży produktów sygnowanych tą nazwą we wszystkich krajach świata. Prawa do korzystania z tego znaku towarowego w 2006 r. zostało kupione za 18  mln dol. To właśnie po tej transakcji WBM zmieniło nazwę na Björn Borg AB. Główne produkty to bielizna, buty, torebki, okulary i perfumy. Najbardziej popularny stał się model bokserek Björn Borg 3201, który przyczynił się do upowszechnienia wśród panów tej części garderoby. wieniec czy skrzydła 

Własną markę stworzył niedawno także – nadal całkiem nieźle grający, choć już z metalowym biodrem – szkocki tenisista Andy Murray. Na początku swojej kariery pojawiał się na korcie w koszulce marki Fred Perry, która była także jego sponsorem. Perry był też słynnym brytyjskim tenisistą, zwycięzcą ośmiu turniejów wielkoszlemowych w grze pojedynczej, dwóch w grze podwójnej, zdobywcą Pucharu Davisa, a nawet mistrzem świata w tenisie stołowym. W 1952 r. Perry we współpracy z austriackim piłkarzem Tibbym Wegnerem uruchomił sygnowaną swoim nazwiskiem markę odzieżową, która produkowała koszulki tenisowe. Początkowo powstawały one tylko w kolorach białym i czarnym. Logo firmy – wieniec laurowy – było wzorowane na oryginalnym symbolu Wimbledonu. W 1995 r. marka została sprzedana japońskiej firmie Hit Union, jednak zachowała swoją niezależność i ciągle kultywuje tradycje rodziny Perry.

Później Andy Murray był związany z Adidasem, a następnie z brytyjską firmą Under Armour. Wtedy powstało też jego personalne logo stworzone z inicjałów Szkota i połączenia z liczbą 77. Murray był bowiem pierwszym Brytyjczykiem, który wygrał Wimbledon od 77 lat! Poprzednim był właśnie Perry, który w 1936 r. pokonał w finale Niemca Gottfrieda von Cramma, oddając mu zaledwie dwa gemy. Ten właśnie spektakularny sukces Murraya z 2013 r. miało upamiętniać logo stworzone przez firmę Aesop Agency. Szkocki tenisista teraz gra jednak w zupełnie innym stroju. Widnieje na nim skrót złożony z liter AMC oraz piękne anielskie skrzydła. Oznacza on Andy Murray Corporation Tennis Clothing. To spółka akcyjna obecnie o wartości 750 mln brytyjskich funtów. 

Kobiety sięgają po swoje

Wielkie gwiazdy światowego białego sportu – siostry Serena i Venus Williams – nie zdecydowały się natomiast na używanie swoich nazwisk w prowadzonych przez siebie licznych biznesach. Firma ELEVEN należy do Venus Williams, natomiast Serena ma własną markę Aneres oferującą odzież, torebki i biżuterię. Ma także przedsiębiorstwo inwestycyjne SV – Serena Ventures, w której można aplikować o pieniądze wypełniając formularz znajdujący się pod adresem: www.serenaventures.com/contact-sv. 

Siostry zdecydowały się natomiast na zainwestowanie w film biograficzny „Król Richard: Zwycięska rodzina” opowiadający o ich familii i pierwszych sukcesach Venus na tenisowym korcie. Odtwórca głównej postaci, a więc głowy rodziny Richarda Williamsa – aktor  Will Smith – otrzymał nawet Oscara za najlepszą rolę męską. To dzięki temu obrazowi siostry ugruntowały swój wizerunek i rozpoznawalność także poza światem sportu. 

Natomiast bardzo dobra, ale nie tak wybitna jak siostry Williams, argentyńska tenisistka Gabriela Sabatini (zwycięstwo w US Open w 1990 r.), dorobiła się niezwykle popularnej na całym świecie marki perfum, a potem całej linii różnych kosmetyków. 

Sabatini karierę sportową zakończyła, mając 26 lat, czym zaskoczyła swoich fanów. „Wreszcie poczułam się wolna” – powtarzała. Była zmęczona ciągłymi podróżami, wyczerpującymi treningami i hotelowym życiem, które wiązało się z samotnością. 

Od samego początku kariery mogła przebierać w propozycjach kontraktów reklamowych. Pierwszy sygnowany jej imieniem i nazwiskiem zapach pojawił się na rynku, gdy miała zaledwie 18 lat. Potem w wywiadzie dla argentyńskiego dziennika „La Nacion” mówiła: - Kiedy przestałam grać, promowałam moje perfumy w miejscach takich, jak Warszawa, gdzie nigdy nie byłam. Poszłam do centrum handlowego, żeby rozdać autografy, a tam czekała na mnie wielka kolejka ludzi. Niesamowite. W Budapeszcie przydarzyło mi się to samo. I w Bratysławie. (…) Ludzie znali mnie bardziej dzięki perfumom niż byciu tenisistką. To było bardzo ciekawe i zaskakujące. 

Jej wyroby są popularne na całym świecie, bo nie tylko są interesujące, ale także mają przystępną cenę. A jak pachnie Gabriela Sabatini? Opis jest porywający bowiem: „kompozycję otwierają soczyste nuty cytryny, mandarynki i bergamotki przeplatające się z akordami aldehydów. Po chwili jednak na prowadzenie wysuwa się serce perfum zbudowane wokół delikatnych kwiatów wiciokrzewu, heliotropu, róży, jaśminu oraz konwalii. Akordy drzewne z kolei wybrzmiewają w podstawie za sprawą odurzającego piżma, paczuli i drzewa sandałowego tworzącego ciekawe połączenie z odrobiną słodkiej wanilii i balsamicznego bursztynu”.  

Na najlepszej drodze na szczyt jest Iga Świątek, która stała się najbardziej na świecie rozpoznawalnym sportowcem wspierającym walczącą Ukrainę poprzez małą niebiesko-żółtą wstążeczkę przypiętą do czapeczki. I do tego ma już swoje świetne logo, które powstało, gdy stała się No. 1 na światowej liście rankingowej WTA. To po prostu 1GA.  

My Company Polska wydanie 5/2023 (92)

Więcej możesz przeczytać w 5/2023 (92) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ