2016: w poszukiwaniu bezpiecznej przystani dla pieniędzy
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2016 (4)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W minionym roku decyzje inwestycyjne były podporządkowane informacjom napływającym z trzech globalnych potęg gospodarczych: Stanów Zjednoczonych, strefy euro i Chin. W 2016 r. będzie podobnie, co wcale nie oznacza, że inwestorzy powinni postępować tak jak do tej pory...
W przypadku USA kluczowe były szykujące się podwyżki stóp procentowych, jeśli chodzi o Europę – dalsze luzowanie polityki monetarnej, a w Chinach – transformacja tamtejszej gospodarki z nastawionej mocno na inwestycje, na ukierunkowaną przede wszystkim na konsumpcję. Adam Lipka, zastępca dyrektora ds. klientów instytucjonalnych w Union Investment TFI, zauważa: – Wszystkie te czynniki będą miały kolosalny wpływ na zachowanie się cen akcji, obligacji, walut i surowców nie tylko w kolejnych miesiącach, ale nawet latach.
Tu pojawiają się zasadnicze pytania: Co konkretnie mogą oznaczać dla polskiego przedsiębiorcy takie lub inne decyzje amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed)? Jakie znaczenie będzie miało dla niego to, co postanowi Europejski Bank Centralny (EBC)? W jaki sposób powinien interpretować kolejne dane makroekonomiczne napływające w najbliższych kilkunastu miesiącach z Państwa Środka?
Dolar jeszcze zdrożeje
– Fed to obecnie jedyny bank centralny na świecie, który może podnieść stopy procentowe – ocenia Christopher Dembik, ekonomista z Saxo Banku. Dlatego dla sporej grupy obserwatorów rynku właśnie podwyżki stóp za oceanem będą pretendentem do tematu roku 2016. Duża część analityków gotowa jest zakładać się, że usztywnianie amerykańskiej polityki pieniężnej (Fed, chcąc ożywić gospodarkę, od kilku lat stosowała poluzowanie monetarne, wykupując ogromne ilości amerykańskich obligacji skarbowych, co utrzymywało stopy procentowe w USA na skrajnie niskim i nienormalnym poziomie) nastąpi jeszcze przed sylwestrem. Ale są i tacy, którzy stawiają na termin po Nowym Roku. Niezależnie od tego, za którym scenariuszem się opowiadają, eksperci zgadzają się co do jednego. – Podwyżek stóp w Stanach Zjednoczonych uniknąć się nie da, ale będą one powolne – mówi Marek Rogalski, główny analityk walutowy Domu Maklerskiego BOŚ. Powszechne jest przekonanie, że podniesienie ich będzie jednorazowym posunięciem i przez resztę 2016 r. pozostaną już niezmienione. Łukasz Lefanowicz, prezes firmy doradczej Gerda Broker, mówi, że kolejnego ruchu w górę należy się spodziewać, gdy amerykańska gospodarka zacznie trwale przyspieszać, czyli za kilkanaście miesięcy. Zdaniem Christophera Dembika nie tylko tempo, ale i rozmiary usztywnienia polityki monetarnej za oceanem będą niewielkie. – Stopy raczej nie powrócą szybko do poziomu sprzed światowego kryzysu finansowego, bo zbyt wysoki ich poziom może wywołać falę upadłości w najbardziej zadłużonych sektorach gospodarki – uzasadnia ekonomista z Saxo Banku, mając na myśli m.in. spółki, które w ostatnich latach, korzystając z niskiego oprocentowania, sprzedawały ochoczo swe obligacje, korzystając z taniego dofinansowania.
Czy nie należy się obawiać podobnych skutków już w przypadku najbliższej podwyżki stóp? Marek Rogalski uważa, że rynek zinterpretuje pierwszy, niewielki ruch w górę jako potwierdzenie tego, że w amerykańskiej gospodarce dzieje się dobrze. – To będzie sygnał typu: podnosimy stopy i nie boimy się załamania koniunktury – wyjaśnia. Inwestorzy od dawna się tego drgnięcia spodziewają i zdążyli wkalkulować je w swoje decyzje. Według Rogalskiego w połowie roku nie można wykluczyć kolejnej decyzji, ale na tym Fed poprzestanie – za oceanem nadal królować będzie luźna polityka monetarna. A Adrian Apanel, zarządzający w MM Prime TFI, dodaje, że jedna podwyżka nie zatrzyma rozpędzonej amerykańskiej gospodarki i nawet kolejny, podobny ruch za jakiś czas nie zaszkodzi hossie. Przy stopach rzędu 0,25 proc. czy nawet 0,5 proc. koszt finansowania przedsiębiorstw nie powinien się istotnie zmienić.
Z punktu widzenia polskiego inwestora najważniejszy możliwy skutek tych działań to umocnienie się amerykańskiej waluty. Jesienią praktycznie każdy sygnał, który można było interpretować jako zbliżanie się decyzji Fed o podwyżce stóp, powodował mniej lub bardziej gwałtowne skoki dolara w górę. – Dlatego również w 2016 r. rynek będzie z pewnością żywo reagował na każde wystąpienie Janet Yellen, w którym szefowa Rezerwy Federalnej sugerowałaby jakikolwiek tego rodzaju ruch – uważa Jarosław Przybył, menedżer inwestycyjny w Banku Citi Handlowym. Choć – jak twierdzi Łukasz Lefanowicz – ta tendencja umacniania się dolara nie musi być bardzo dynamiczna.
W każdym razie przestroga analityków jest taka, że nawet bardzo niejasne słowa Fed są interpretowane przez inwestorów jako sugestie i dlatego każda wypowiedź Yellen może spowodować wahania kursów walut. Przestrogę tę powinny sobie szczególnie wziąć do serca osoby działające na rynku Forex lub inwestujące w inne niż amerykańska waluty. Zaleca się różnicowanie portfela zarówno pod względem rodzajów aktywów, jak i w ramach ich poszczególnych grup, takich jak choćby właśnie waluty.
Potencjalne wahania wywołane przez sygnały z Fed skłaniają również do aktywniejszego – co oczywiście nie oznacza pochopnego – inwestowania. Popularne jeszcze niedawno inwestowanie pasywne – naśladujące zachowanie wybranego indeksu giełdowego – w tak dynamicznych czasach, jakie mogą nas wkrótce czekać, może odejść do lamusa – przypuszczają profesjonaliści. A to dlatego, że huśtawek na rynkach inwestorzy mogą nerwowo nie wytrzymać i nie dadzą rady wytrwać przy biernym, długoterminowym podejściu, w wielu wypadkach ze szkodą dla swoich długoletnich, średnich zwrotów.
Ryzykowne rynki rozwijające się
Jarosław Przybył uczula na jeszcze jedno: – Podwyżki stóp w Stanach były zwykle wyzwaniem dla krajów wschodzących bazujących na tanim kapitale zagranicznym. – Dlatego warto ostrożnie podchodzić do inwestycji w akcje spółek z krajów, które mają problem z deficytem budżetowym i rachunkiem obrotów bieżących, czyli takich jak Turcja, Brazylia, RPA i Indonezja, oraz uważać na rynki długu w tych krajach – mówi Jarosław Przybył. Przed inwestycjami w Turcji przestrzega również analityk z DM BOŚ. – Uważałbym bardzo na ten kraj, bo tam duży wpływ na kursy ma polityka, a to zawsze jest czynnik zwiększający ryzyko – wyjaśnia Marek Rogalski.
Te uwagi adresowane są głównie do inwestorów, którzy lokują swoje pieniądze na bardziej egzotycznych rynkach – np. za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych.
A polskie TFI oferują instrumenty nastawione wybiórczo właśnie na kraje Ameryki Południowej czy Turcję. W razie windowania stóp za oceanem staną się coraz bardziej ryzykowne. Inwestorzy, którzy stawiają na spokój i stabilność, powinni więc pilnie śledzić wypowiedzi Fed, by w porę przerzucić się na bardziej bezpieczne aktywa. Choć nie zapominajmy, że, jak zawsze, zalecane jest opanowanie emocji i kierowanie się swym długoterminowym celem inwestycyjnym w postaci średniego, planowanego rocznego zwrotu w ciągu wielu lat, oraz unikanie strat spowodowanych paniką.
Mniej narażone na konsekwencje działań Fed są kraje wschodzące z niskimi potrzebami pożyczkowymi, które są eksporterami netto, czyli większość państw Azji. Z kolei podwyżki amerykańskich stóp miały też tendencję do spychania w przepaść rynków krajów rozwijających się, których wycena była stosunkowo wysoka. Jakie z tego wnioski dla polskich inwestorów? – Bezpieczniejsze niż drogi Meksyk czy Indie mogą być tańsze rynki takie jak choćby chiński Hang Seng – uważa Jarosław Przybył.
Uwaga na bańki spekulacyjne
Eksperci zachęcają również do zachowania ostrożności wobec wysoko wycenianych rynków kapitałowych. Powód? Cechą podwyżek stóp jest to, że lubią przekłuwać bańki spekulacyjne, a te narosły, wskutek luzowania monetarnego, na wielu aktywach. – Kiedy zaczyna brakować taniego pieniądza, bańki pękają. Z reguły do ich przebicia potrzebne są przynajmniej dwie, trzy podwyżki stóp – wyjaśnia Jarosław Przybył. W jego ocenie sektorem, który mógłby stać się ofiarą tej sytuacji, jest choćby biotechnologia. – Wyceny amerykańskich spółek z tego sektora, mimo że te odnotowują narastające zyski, znacznie odchyliły się już od historycznych norm – przestrzega.
Ten kłopot może dosięgnąć i polskiego inwestora, który wcale nie ma w portfelu amerykańskich akcji. Gdyby bowiem za oceanem faktycznie doszło do załamania sektora biotechnologicznego, bezpieczne nie byłyby także podobne spółki z innych rynków. Na warszawskim parkiecie notowanych jest np. kilkanaście podmiotów z tej branży (większość na alternatywnym rynku NewConnect). A zatem, w razie sygnałów o możliwych kolejnych podwyżkach stóp w USA, nasi inwestorzy powinni czujniej przyglądać się aktywom związanym z biotechnologiami.
Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że opinie co do ewentualnych bąbli inwestycyjnych, które mogłyby pęknąć, są podzielone. – Nie widzę w Ameryce żadnej sektorowej bańki, której groziłaby w najbliższym czasie eksplozja – mówi Adrian Apanel z MM Prime TFI. Według niego w grę mogą wchodzić jedynie mocniejsze korekty wycen akcji. – Obawy może za to budzić rynek obligacji korporacyjnych w Stanach Zjednoczonych, przede wszystkim zaś opłacalność przedsięwzięć biznesowych niektórych emitentów w sytuacji, gdy stopy procentowe idą w górę – dodaje Apanel.
Euro w dół
Analitycy zgodnie za to uważają, że w 2016 r. kursy amerykańskiej i europejskiej waluty się zrównają, a później dolar przeskoczy euro. Ostatni raz z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w grudniu 2002 r. Oczywiście do zmiany wzajemnych relacji tych walut przyczyniać się będzie luzowanie ilościowe prowadzone przez EBC – to drugi czynnik na naszej liście. Marek Rogalski przypomina, że Mario Draghi, szef europejskiego banku, wyraźnie zasygnalizował, że nie zakończy tego typu polityki monetarnej we wrześniu 2015 r. – Słabe euro to dla Europy korzystny scenariusz, dla USA już niekoniecznie – zauważa główny analityk walutowy DM BOŚ, wskazując tym samym na inwestycyjną atrakcyjność firm-eksporterów ze Starego Kontynentu, w tym również polskich (o czym szczegółowo za chwilę).
– EBC będzie działał w tym kierunku, dopóki sytuacja w strefie euro nie będzie dobra i stabilna. To oznaczać może, oprócz osłabienia euro wobec innych głównych walut, także dalszą poprawę sytuacji w realnej gospodarce krajów strefy euro oraz wzrosty na zachodnioeuropejskich giełdach – podsumowuje Mateusz Adamkiewicz, analityk finansowy w HFT Brokers.
Chiny – twarde lądowanie, a może nie
Chiny w świecie inwestycji mogą odegrać w najbliższych miesiącach rolę szwarccharakteru. Zdaniem Adamkiewicza stanowić będą największe zagrożenie zarówno dla światowej hossy giełdowej, jak i dla realnej gospodarki. Chodzi oczywiście o skutki spowolnienia gospodarczego w Państwie Środka. – Będziemy się musieli przyzwyczaić do znacznie niższego niż kiedyś tempa wzrostu chińskiego PKB. To kraj na tyle już zindustrializowany, że teraz musi się nastawiać na inne segmenty gospodarki. Jak długo w końcu można tylko budować. Pora na oparcie jego ekonomii w większym stopniu na konsumpcji – wyjaśnia Adrian Apanel. Analitycy zauważają jednak, że Pekin ma bogate zasoby kapitałowe i jest w stanie walczyć z kryzysem, co może oznaczać, że spowolnienie nie musi być bardzo głębokie, a jedynie umiarkowane. To państwo, którego władze stosują w praktyce instrumenty nieużywane nigdzie indziej na świecie, choćby próby centralnego sterowania giełdą, co może zaprocentować.
Inwestorzy powinni wiedzieć, że bezpośrednio narażeni na negatywne skutki wolniejszego tempa wzrostu w Chinach będą posiadacze jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych specjalizujących się w lokowaniu pieniędzy na dalekowschodnich rynkach. O zaleceniach dla inwestorów posiadających takie aktywa pisaliśmy już wcześniej.
Słabszy złoty, czyli stawiajcie na eksporterów
Zdaniem Adama Lipki z Union Investment TFI na sytuację polskich inwestorów znacznie bardziej niż globalne wpływać będą wydarzenia wewnątrzkrajowe i to one mogą się stać większym zmartwieniem.
Istotny wpływ na system bankowy w Polsce będzie miała zmiana składu Rady Polityki Pieniężnej. – Będą to najprawdopodobniej zmiany „gołębie”, a to może oznaczać cięcie stóp procentowych – mówi Mateusz Adamkiewicz. Scenariusz, za którym opowiada się Adam Lipka, to co najmniej pozostawienie przez RPP stóp na obecnym niskim poziomie. – To w oczywisty sposób przełoży się na oprocentowanie lokat. W takich okolicznościach każdy procent, a nawet ułamek procenta zyska na znaczeniu. Można się spodziewać, że przedsiębiorcom będzie się opłacało przenieść część środków do funduszy pieniężnych, które, poprzez aktywne zarządzanie na rynku obligacji skarbowych i korporacyjnych, będą potencjalnie oferowały wyższy potencjał zwrotów przy zachowaniu relatywnie wysokiego bezpieczeństwa ulokowanych środków – ocenia.
Fakt, że rządy przejął PiS, może oznaczać także inne istotne zmiany – m.in. wprowadzenie podatku bankowego. – Jestem przekonany, że znaczna część kosztów ponoszonych przez banki zostanie wtedy przerzucona na klientów – mówi ekonomista i analityk rynków finansowych Marek Zuber, przypominając, że tak właśnie stało się na Węgrzech, gdzie wprowadzono podobny podatek. To oznaczałoby mniej atrakcyjne warunki, na jakich inwestorzy mogliby powierzać swoje pieniądze bankom. Lokaty, i tak bardzo nisko oprocentowane, straciłyby jeszcze na atrakcyjności. Przedstawiciele TFI sądzą, że w tej sytuacji właściciele małych i średnich firm mogliby się zwrócić, w większym niż dotychczas stopniu, właśnie do ich funduszy. – Niewielu przedsiębiorców wie, że lokując nadwyżki firmowe w takiej instytucji jak nasza, można zastosować blokadę lub zastaw na jednostkach uczestnictwa danego funduszu na poczet zabezpieczenia transakcji handlowej lub kredytu. O ile oczywiście druga strona umowy akceptuje taką formę zabezpieczenia – przypomina Adam Lipka.
Słabszy, na skutek poczynań RPP, złoty oznaczać będzie utrzymanie się korzystnych tendencji w eksporcie. Postawienie na przedsięwzięcia eksportowe wydaje się rozsądnym posunięciem, zwłaszcza że spodziewać się należy zwiększenia konsumpcji w Europie (byłby to efekt podnoszenia stóp przez EBC), co sprzyjać może także polskim przedsiębiorstwom. Maciej Jędrzejak, dyrektor zarządzający w Saxo Bank Polska, zwraca uwagę na jeszcze jeden czynnik wpływający na naszą walutę: – Demontaż programu Otwartych Funduszy Emerytalnych doprowadzi do spadku obrotów zarówno na rynku giełdowym, jak i obligacyjnym, co z kolei będzie osłabiało złotego.
Inwestorom należy więc zwrócić uwagę, że na naszej giełdzie notowanych jest wiele spółek, które znaczną część przychodów wypracowują dzięki sprzedaży eksportowej, zwłaszcza tej na rynki dolarowe. Szczególnie warte polecenia byłyby akcje tych, które w produkcji bazują na surowcach kupowanych za złote, ewentualnie za euro.
Ale ważny będzie nie tylko eksport. – Pierwszy odbiór poczynań PiS w gospodarce może być pozytywny, także z tego względu, że politycy tej partii zapowiadają posunięcia wspierające ożywienie konsumpcji. Zdaniem Marka Rogalskiego, tak właśnie zadziałać może dodatek 500 zł na dziecko i podniesienie kwoty wolnej od podatku. – Być może zaczną pojawiać się efekty zapowiadanych przez nowe władze działań, zmierzających do poprawy warunków działania małych firm i rozwoju przedsiębiorczości – dodaje Łukasz Lefanowicz z Gerda Broker.
Mniejsze spółki będą w cenie
– Nasza giełda pozostaje rozwarstwiona: małe i średnie spółki radzą sobie całkiem dobrze, natomiast WIG20 niezmiennie znajduje się w trendzie spadkowym. Takie tendencje powinny utrzymać się również w przyszłym roku – ocenia Mateusz Adamkiewicz. Powodów jest kilka. W skład indeksu WIG20 wchodzą głównie banki, na kondycji których odbije się wspomniany już nowy podatek. Jego część instytucje finansowe będą musiały wziąć na siebie, a ponadto nie można wykluczyć, że zmuszone zostaną do podniesienia kapitałów własnych, co także odciśnie się na kosztach. – Poza tym rynki wschodzące nadal są omijane dość szerokim łukiem przez globalnych inwestorów. A dla dużych spółek to właśnie kapitał zagraniczny ma duże znaczenie – zwraca uwagę Mateusz Adamkiewicz.
Stąd wniosek dla inwestorów, że jeśli wybierają się w 2016 r. na zakupy na GPW, to jeszcze staranniej niż dotychczas powinni selekcjonować spółki, a jeśli inwestują w indeksy, to jednak lepiej nie w WIG20, ale raczej sWIG80.
Małe i średnie firmy nie potrzebują do wzrostu dużego kapitału zagranicznego, wystarczy im utrzymująca się dobra koniunktura w gospodarce i brak paniki wśród inwestorów. – Ten segment rynku może zyskać na wzmocnieniu konsumpcji wewnętrznej i wzroście atrakcyjności polskiego eksportu – podsumowuje Adrian Apanel. A Mateusz Adamkiewicz dodaje, że GPW pozostanie dobrym miejscem do selektywnych inwestycji.
Gdzie jeszcze są te „bezpieczne przystanie”?
Za sprawą wszystkich wymienionych wyżej przyczyn do rangi jednej z nielicznych już „bezpiecznych przystani”, do których inwestorzy mogliby zawinąć w razie nieoczekiwanych zawirowań na rynkach, urasta amerykańska waluta. – W okresie napięć na rynkach trudno liczyć na tradycyjne schronienia, takie jak frank czy złoto. Szwajcarzy będą bronić się przed umocnieniem swojej waluty, a na notowania złota niekorzystnie wpływać będzie niska inflacja i silny dolar – wylicza Łukasz Lefanowicz. Inni eksperci także nie są przekonani do cennego kruszcu, przestrzegają też przed innym tradycyjnym schronieniem: roli „bezpiecznej przystani” nie będą pełnić również obligacje skarbowe, ze względu na swe bardzo niskie rentowności. Nawet słynne „bundy”, czyli niemieckie 10-latki.
Znacznie ciekawsze, jak przekonują analitycy, mogą być obligacje korporacyjne, szczególnie jeśli dokonamy wnikliwej analizy kondycji poszczególnych branż i emitentów.
Czy naprawdę nic, poza amerykańską walutą, nie będzie dawało schronienia w razie zagrożenia? Eksperci skłonni byliby wymienić tu jeszcze kilka innych walut. – Mocny powinien być funt brytyjski, bo Bank Anglii mógłby być drugim kandydatem do podwyżek stóp procentowych, a świetne dane dotyczące gospodarki na Wyspach pozwalają wierzyć, że podwyżka może nastąpić wcześniej, niż oczekuje tego rynek – uważa Mateusz Adamkiewicz. Jego przewidywania kursów na 2016 r. to ponad 4 zł za dolara i ponad 6 zł za funta (z dalszą tendencją wzrostową).
Marek Rogalski wołałby jednak postawić na koronę norweską i dolara kanadyjskiego. W tych dwóch przypadkach inwestorzy mogą jednak liczyć na umocnienie się waluty tylko wtedy, gdyby okazało się, że rynki surowców, zwłaszcza ropy naftowej i gazu, odbijają się od dna.
Surowce – kolejny rynek wart uwagi
– Surowce mogą się okazać w 2016 r. ciekawą klasą aktywów, zwłaszcza że ostatnio były niedocenione. Ten rok, po dynamicznym wzroście produkcji ropy w USA w ciągu kilku ostatnich lat, powinien przynieść spadek wydobycia. Na to wskazuje ograniczenie o niemal 60 proc. liczby aktywnych platform wiertniczych w Ameryce. Przy utrzymującej się napiętej sytuacji na Bliskim Wschodzie powinno to wspierać notowania ropy – tłumaczy Piotr Jelonek z Raiffeisen Bank Polska. I on wskazuje na konsekwencje, czyli wzrost kursów walut silnie skorelowanych z ropą, m.in. norweskiej korony, ale także rubla.
Pytanie, czy rosyjski pieniądz może być ciekawą inwestycją. Eksperci walutowi obawiają się, że jest zbyt narażony na ryzyko polityczne. – Dlatego rubla wszyscy się boją. Ponadto Rosjanie nie wydają się być specjalnie zainteresowani wzmocnieniem swojej waluty, jej obecny, niezbyt mocny kurs jest im chyba na rękę – stwierdza szef analityków z DM BOŚ.
Łukasz Wardyn, dyrektor w CMC Markets, też jest zdania, że w tym roku warto będzie obserwować surowce, zwłaszcza że dotychczas były one w większości w trendzie spadkowym lub najwyżej horyzontalnym. – Szczególną uwagę zwróciłbym na rynek miedzi. Ewentualne odwrócenie tendencji spadkowych na rynkach surowcowych może mieć początek na giełdzie metali w Londynie i być pozytywnym sygnałem m.in. dla polskiej giełdy – uważa analityk. A Marek Rogalski wskazuje konkretnie na KGHM. Bardzo dobrym sygnałem dla koncernu z Lubina mogło być zniesienie tzw. podatku od kopalin zapowiadane w trakcie kampanii wyborczej. Jednak na początku grudnia zrezygnowano z tego pomysłu. Jak szacuje kilka domów maklerskich, gdyby spełniły się powyższe scenariusze, notowania KGHM mogłyby wzrosnąć nawet o jedną trzecią, z ok. 80 zł do 107–108 zł za akcję.
Na trudne czasy jednak złoto
Christopher Dembik, ekonomista Saxo Bank
Złoto od zawsze było uważane za najbezpieczniejszą lokatę kapitału. Dopiero ostatnie czasy zachwiały tę wiarę. Być może jednak inwestorzy będą zmuszeni przeprosić się z tym kruszcem – mówi Christopher Dembik, ekonomista Saxo Bank. – Jeszcze do niedawna w środowisku ekonomistów przeważała opinia, że w 2016 r. nastąpi ożywienie światowej gospodarki. To się jednak nie wydarzy. Globalny wzrost PKB na poziomie 3,1 proc., jak prognozuje MFW, będzie można uznać za cud. Zakładanie, że ożywienie dopiero się zaczęło, jest błędem. W ostatnim 20-leciu cykle koniunkturalne uległy skróceniu i teraz zbliżamy się do końca bieżącego. Nadejście nowego globalnego kryzysu jest w nadchodzących latach nieuchronne. Jak prognozuje amerykański ekonomista Nassim Nicholas Taleb, świat może przejść bezpośrednio od deflacji do hiperinflacji bez jakiegokolwiek przystanku na inflację. W tak niepewnych okolicznościach optymalnym wyborem dla inwestorów może być złoto – zabezpieczenie na czas nadchodzącego załamania.
Czy podobną rolę może odegrać jakaś waluta? Od czasu, gdy w styczniu 2015 r. Szwajcarski Bank Narodowy nieoczekiwanie uwolnił kurs franka, ta waluta straciła opinię bezpiecznej przystani. Decyzja ta nieodwracalnie naruszyła wiarygodność tamtejszego banku centralnego, a inwestorzy zrozumieli, że nie mogą wierzyć zapewnieniom także innych jego odpowiedników. Z pewnością bezpieczną przystanią nie jest chiński juan, ale być może nadszedł czas na zainwestowanie w niego. Ma dobrą pozycję umożliwiającą wzrost jego popularności i umocnienie. Do końca 2016 r. może się stać trzecią – po dolarze i euro – najczęściej wybieraną przez inwestorów walutą na świecie.
Więcej możesz przeczytać w 1/2016 (4) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.