Gra w cyberbezpieczeństwo

Monachium. To tutaj, zupełnie przez przypadek, w wieku 10 lat Michał Wendrowski zaczął swoją przygodę z przedsiębiorczością. – Wiesz, co wtedy robiłem? Jechałem na fali pokémonowego szału. Zbierałem karty, godzinami grałem – i to tak bardzo, że tata musiał mnie od tego oderwać – wspomina z uśmiechem. Przezorny tata podarował synowi książkę o HTML-u. Wieczory bez Pikachu i Charizarda? Na początku to było niewyobrażalne, ale Michał z ciekawości zaczął poznawać tajniki tworzenia stron i wkrótce dołączył do szkolnego zespołu webmasterów.
Pierwsza witryna, którą stworzył, opowiadała o nim samym. Druga – o Pokémonach. – Stworzyłem Pokédex: listę stworków, którą potem rozbudowałem dla całej społeczności z forum. Podglądałem, jak inni prowadzą podobne strony, i wdrażałem swoje pomysły – mówi mój rozmówca, który pewnego dnia zorganizował konkurs. Niespodziewanie wygranym okazał się właściciel firmy hostingowej, który… zaproponował mu współpracę. – Płacił mi za każde tysiąc wyświetleń. Z dnia na dzień zobaczyłem, że można na tym zarabiać! – mówi Michał, wspominając reklamy Burger Kinga czy innych wielkich marek pojawiające się na jego portalu.
Ambicja rosła w siłę. Potem powstał portal dla sympatyków anime – animeforum.de, które później sprzedał. Był też epizod z Yu-Gi-Oh! (gra karciana na podstawie komiksu). Po rocznym pobycie w Stanach, gdzie komputerowe hobby nie było mile widziane przez organizację wymiany uczniów, postanowił wrócić do kolekcjonowania kart. – Zobaczyłem niemiecką stronę o Yu-Gi-Oh! i pomyślałem: „Zróbmy coś lepszego”. To już był rozbudowany portal, z wyszukiwarką kart oraz panelem użytkownika umożliwiającym dokumentowanie swojej kolekcji kart. Dzięki temu nauczyłem się programować w PHP i JavaScript, zarządzać serwerami Linux oraz tworzyć bazy danych SQL. Warto o tym wspomnieć, gdyż bez tych narzędzi projekt nie osiągnąłby sukcesu. Następnie uruchomiłem polską wersję yugioh.pl, gdzie również zbudowałem społeczność i dzięki temu nauczyłem się pisać w języku polskim. Wypozycjonowałem te strony w Google’u na pierwsze miejsce, a do tego sprzedawałem karty na eBayu. Z reklam internetowych wpłynęło kilkaset euro dziennie – tłumaczy Michał.
Coraz poważniej
Z czasem Michał odkrył także świat domen. Na początek niemieckich, później – polskich, które odradzały się po wygaśnięciu: – Współpracowałem wtedy z firmą mojego ojca w Zielonej Górze. Udało mi się uzyskać bezpośredni dostęp do systemów NASK, więc budowałem bazę wygasających domen „pl”. Zgarnąłem adresy takie jak „telewizja.pl” czy „samochód.pl”. Portfolio rozrosło się o „porada.pl”, „tatuaże.pl” i wiele innych – tłumaczy Michał. Czy można zarabiać na tym pieniądze? Owszem, i to całkiem dobre. Na przykład domena „play.pl” została sprzedana na rynku za 2 mln zł.
Wkrótce Michał rozpoczął studia inżynierskie na Uniwersytecie Technicznym w Monachium z zarządzania i technologii. Potem krótko studiował w Krakowie na Uniwersytecie Ekonomicznym. – W końcu zrozumiałem, że chcę się skupić na biznesie internetowym. Zawsze widziałem w nim ogromne możliwości. Choć...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Więcej możesz przeczytać w 6/2025 (117) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.