Nowe rozdanie

Fot. Getty Images
Fot. Getty Images 34
4 mln zł na stworzenie prototypu sztucznego oka dostała firma Toucan Eye. Największy fundusz unijny finansujący średniaków wprowadził kilka znaczących zmian. To szansa dla firm spoza Mazowsza.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

4 mln zł na stworzenie prototypu sztucznego oka dostała firma Toucan Eye. Największy fundusz unijny finansujący średniaków wprowadził kilka znaczących zmian. To szansa  dla firm spoza Mazowsza. 

Toucan Systems oferuje muzeom, centrom nauki czy agencjom eventowym interaktywną oprawę ekspozycji, w tym m.in. audiodeskrypcje. Są to opisy filmów dla osób niewidomych i niedowidzących. Trzy lata temu firma postanowiła stworzyć rozwiązanie, które, wykorzystując sztuczną inteligencję, umożliwiłoby robienie takiej audiodeskrypcji na bieżąco. Radosław Zdunek, prezes Toucan Systems, wspomina, jak ze swoim pomysłem udali się do Polskiego Związku Niewidomych, aby go skonsultować, i okazało się, że wymyślili coś, co jest w zasadzie bezużyteczne. Przy okazji dostali jednak parę wskazówek, jak zmienić swoje rozwiązanie, żeby odpowiadało na konkretne potrzeby ludzi, którzy mają problemy ze wzrokiem. I tak narodziła się koncepcja Toucan Eye, narzędzia, nad którym prace właśnie się kończą. Ułatwia ono niedowidzącym funkcjonowanie w przestrzeni publicznej. Przeczyta np. numer nadjeżdżającego autobusu czy tablicę informacyjną w urzędzie, a przy tym nie stygmatyzuje swojego użytkownika. Przypomina zwykłą słuchawkę Bluetooth, przez którą słychać syntezator mowy, a zamontowana w niej kamera komunikuje się bezprzewodowo z komputerem wielkości smartfona. 

Na wart mniej więcej 6 mln zł projekt „oka” firma pozyskała w 2017 r. ok. 4 mln zł dotacji z Programu Operacyjnego Innowacyjny Rozwój (POIR), w ramach tzw. szybkiej ścieżki. Urządzenie jest jeszcze na etapie prototypu, ale jego wejście na rynek zaplanowano w ostatnim kwartale tego roku. 

Na pomysły w rodzaju Toucan Eye będzie teraz łatwiej otrzymać pieniądze, bo w 2019 r. w kilku poddziałaniach POIR wyodrębniono osobne budżety na projekty produktów czy usług pomagających niepełnosprawnym. Mają zachęcić firmy, aby się takimi rozwiązaniami zainteresowały. 

W przypadku „szybkiej ścieżki” może nie jest to bardzo duża pula (50 mln zł na łącznie 2,25 mld), ale już w ramach poddziałania „Badania na rynek” (gdzie dofinansowanie można zdobyć na wdrożenie) zarezerwowano dwa razy więcej, bo 100 mln zł na 1,5 mld. Do tego dochodzą mniejsze kwoty w dwóch innych działaniach. 

Zmiany lepsze i gorsze

Nawet pomimo tych nowinek, gdyby spojrzeć wyłącznie na harmonogram tegorocznych konkursów POIR, ktoś mógłby uznać, że program pozostał niemal taki sam, jak był. Nic bardziej mylnego. Pojawiła się choćby istotna zmiana – i kolejna w sztandarowej „szybkiej ścieżce”: teraz w jej ramach o pieniądze mogą się ubiegać konsorcja firm i jednostek naukowych. Do tej pory taką możliwość miały tylko przedsiębiorstwa, a instytucje naukowe mogły być wyłącznie ich podwykonawcami. 

Ten układ będzie zapewne nadal funkcjonował w przypadku większości wnioskodawców, ale zmiana ułatwi życie tym, którzy np. razem z jakąś uczelnią pracują nad wspólnym wynalazkiem. 

Żeby nie było tak różowo: dużym (ale spodziewanym) minusem nowego rozdania POIR jest to, że nie ma już w nim żadnych pieniędzy na projekty realizowane w województwie mazowieckim. To cena ekonomicznego sukcesu – przede wszystkim Warszawy. Województwo to, jako jedyne w Polsce, ma bowiem PKB wyższy niż średnia UE. W związku z tym pulę środków na prowadzone w nim przedsięwzięcia w całym programie z góry ograniczono. Jednocześnie popyt na dotacje był tu na tyle wysoki, że „koperta mazowiecka” już się wyczerpała. 

Co pozostaje innowacyjnym firmom z Mazowsza? Mają kilka opcji – ubiegać się o dotację w ramach ogólnounijnych programów, takich jak Horyzont 2020, starać się o niższe kwoty w mazowieckim programie regionalnym (RPOWM) albo zakładać laboratoria poza granicami województwa (liczy się to, gdzie projekt jest realizowany, a nie, gdzie jest siedziba przedsiębiorstwa). Można też nawiązywać kontakty z firmami z innych części kraju, żeby w ich projektach zostać podwykonawcą. 

W ofercie konkursowej POIR warto w tym roku zwrócić uwagę na jeszcze kilka innych rzeczy. Po pierwsze, wyczerpanie się „koperty mazowieckiej” to nie jedyny sygnał,  że program wkracza w przedostatni rok  swojego działania (zaplanowano go na lata 2014–2020, a środki muszą być rozliczone do końca 2022 r., zgodnie z unijną zasadą n+2). 

Pieniędzy w ogóle jest nieco mniej niż w 2018 r. NCBR deklaruje, że ma do rozdysponowania ponad 3 mld zł na innowacje (jednak nie tylko dla przedsiębiorców). Kolejne ok. 2,5 mld zł znajdziemy w ramach poddziałań, w których środki rozdzielają inne instytucje: PARP, MIiR i BGK. Przy czym warto odnotować, że w porównaniu do zeszłego roku zmniejsza się kwota na finansowanie projektów badawczo-rozwojowych (przede wszystkim z Poddziałania 1.1.1 „szybka ścieżka” i sektorowych programów B+R), natomiast na podobnym, a nawet ciut wyższym niż przed rokiem poziomie pozostał budżet konkursów wdrożeniowych (3.2.1 „Badania na rynek”). 

W kilku dziedzinach naborów już się nie przewiduje (np. w Poddziałaniu 3.1.5 „Wsparcie MSP w dostępie do rynku kapitałowego – 4 Stock”). Za to pojawił się nowy instrument – Poddziałanie 2.3.5 „Design dla przedsiębiorców”. Części firm jest już znany z programu Polska Wschodnia (POPW) – i dlatego z korzystania z niego wykluczone są teraz przedsiębiorstwa z tego makroregionu (pięć województw). 

Zaplanowano też konkursy w trzech programach sektorowych. Zgodnie z tym, co przewidywaliśmy na naszych łamach kilka miesięcy temu, znalazł się wśród nich „GameInn” – dla przedsięwzięć związanych z grami komputerowymi, nie ma natomiast propozycji dla takich branż, jak medycyna czy biotechnologia. W ich przypadku jednak cykl opracowania innowacyjnego produktu jest dłuższy niż przeciętna i nie starczyłoby już czasu na skończenie projektów i ich rozliczenie w obecnej perspektywie finansowej. 

Fundusze unijne

Fundusze unijne

Zabójcza innowacyjność

Bardzo ważne zmiany w POIR, tym razem nie jednorazowe, ale ewolucyjne, to coraz łagodniejsze podejście do innowacyjności projektów i coraz większy nacisk na bliską współpracę instytucji rozdzielających fundusze z tymi, którzy się o nie starają. Jest to szczególnie istotne w przypadku NCBR, ze względu na tematy konkursów, które przeprowadza. Ostatnio np. otwarto w jego siedzibie specjalny punkt informacyjny (można tam wejść z ulicy, by porozmawiać, zadzwonić czy wysłać e-mail), zaoferował on też tzw. asystenta innowacji. Jest to aplikacja online powstała z myślą o MSP, dzięki której można bezpłatnie zweryfikować założenia swojego projektu. 

Wróćmy do innowacyjności, która (obok potencjału rynkowego) jest głównym kryterium oceny wniosków złożonych w POIR. Kryterium to może być definiowane na poziomie krajowym, europejskim lub światowym. Jego waga w różnych poddziałaniach i konkursach może się różnić, niemniej co do zasady, im poziom innowacyjności wyższy, tym lepiej. Pod tym względem np. w Regionalnych Programach Operacyjnych poprzeczka jest z reguły zawieszona nieco niżej niż w POIR. 

Wyśrubowanie poziomu innowacyjności sprawia jednak, że można wylać dziecko z kąpielą. Z jednej strony, oczywiście sensowny jest wymóg, by projekt był wybitnie innowacyjny i zarazem dochodowy. A skoro tak musi być, zadaniem instytucji rozdzielającej dotacje jest umieszczenie w umowie z firmą, która zdobyła finansowanie, stosownych zabezpieczeń. Głoszą one, że jeśli beneficjent nie wywiąże się z tego, do czego się zobowiązał – zwróci otrzymane pieniądze. Inaczej NCBR czy PARP naraziłyby się na zarzut niegospodarności. 

Te zabezpieczenia mogą przybierać różne formy. Czasami zainwestowane kwoty powinny się zwrócić w ciągu kilku lat – co potwierdzi, że rzecz miała biznesowy sens. Innym razem, efektem przedsięwzięcia musi być produkt, który zostanie opatentowany – to potwierdzi światowy bądź europejski poziom innowacyjności. 

Lecz gdy w przypadku tej ostatniej poprzeczka jest zawieszona zbyt wysoko, a zabezpieczenia są nadmiernie rygorystyczne, to program osiąga efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast odsiewać słabsze projekty, odstrasza po prostu te, których autorzy odpowiedzialnie podchodzą do składanych przez siebie deklaracji. 

Potwierdza to historia Jakuba Czarnego, założyciela i szefa Instytutu Genetyki Sądowej w Bydgoszczy. Wbrew swojej nazwie Instytut to prywatna firma założona w 2005 r., zatrudniająca ok. 20 osób. W ramach „szybkiej ścieżki” opracowała nowatorską metodę wykrywania w organizmie obecności dopalaczy. Dostała na to 3 mln zł dofinansowania.

W efekcie powstał Next Generation Drug Clear Test (NGDC Test), który w ramach jednego badania wykrywa i identyfikuje we włosach, krwi i moczu ponad 500 substancji psychoaktywnych. Zarówno klasyczne narkotyki, jak i dopalacze. Te ostatnie od kilku lat są w Polsce olbrzymim problemem. A ponieważ zwykle stanowią mieszankę różnych specyfików, rozpoznanie, z czym ma się do czynienia, bywa nie lada wyzwaniem np. dla lekarza, do którego trafia pacjent po ich zażyciu, dla policjanta zatrzymującego dziwnie zachowującego się kierowcę czy dla rodzica niesfornego nastolatka. 

Projekt zakończył się w grudniu 2018 r. Praca nad stworzeniem testu trwała dwa lata i dziś jest innowacją co najmniej na skalę europejską. Jednak w momencie, kiedy firma składała wniosek o dotację, wcale to nie było takie oczywiste. – Jeżeli zażądano by wtedy ode mnie gwarancji, że będzie to innowacja na poziomie światowym, to bym się na ubieganie o te pieniądze nie zdecydował – podkreśla Jakub Czarny. I wyjaśnia: – Jeśli wiem, że są już na rynku pewne rozwiązania, a być może gdzieś przymierzają się do tego samego co ja, to mogę pomyśleć tak: mam jedno urządzenie, pięciu ludzi  i 2 mln zł. Ale jeżeli ktoś, np. w Stanach Zjednoczonych, wpadnie na ten sam pomysł i włoży w to 20 mln dol., a do pracy oddeleguje 50 ludzi, to odniesie sukces szybciej niż ja. Mimo że na pomysł wpadłem pierwszy, okaże się, że ktoś mnie ubiegł. 

Co będzie dalej? Instytucja finansująca uzna, że beneficjent nie dopełnił warunków umowy, więc po kilku latach trzeba będzie zwracać dotację i w rezultacie firma upadnie. Takiego scenariusza obawiać się może wielu pomysłodawców. Stąd tak ważne są zapisy w warunkach konkursów POIR dotyczące poziomu innowacyjności, a jeszcze ważniejsze jest to, jak są one formułowane w momencie zawierania umowy. 

NCBR, a także zarządzające POIR Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju deklarują większą elastyczność w ocenie innowacyjności projektów. Co nie zmienia faktu, że jest to coś, na co ubiegający się o dotację nadal powinni uważać.