Dolce far niente, czyli laba na żądanie
Amalfi to włoskie miasteczko, w którym czas się zatrzymał. A przynajmniej tak wydaje się turystom, którzy nie umieją cieszyć się dolce far niente / Fot. Shutterstock.Amalfi to włoskie miasteczko wczepione w strome skały, ze zwisającymi z nich kolorowymi willami i piętrowo rosnącą zielenią. Prosto z turkusowego morza wystają potężne kamienne mosty z łukami przypominającymi rzymskie akwedukty. Ulice są na tyle wąskie, że kierowcy ostrzegają o swoim przybyciu klaksonem przed każdym zakrętem. To tam po raz pierwszy usłyszałem hasło Dolce far niente! rzucone przez Włocha wręczającego mi orzeźwiający sorbet o smaku limoncello w wydrążonej cytrynie. Połamanym włoskim z duolingo zapytałem, co to znaczy. Odpowiedź nie do końca zrozumiałem, ale na plaży szybko nadrobiłem zaległości.
Dolce far niente, dosłownie „słodkie nicnierobienie”, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych włoskich filozofii życiowych. Od wieków stanowi nieodłączny element włoskiej kultury, której podstawą jest celebrowanie chwili i cieszenie się życiem bez presji produktywności czy pośpiechu. Dolce far niente to podejście, które, choć na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z lenistwem, kryje za sobą głębokie przesłanie – umiejętność bycia obecnym i czerpania radości z prostych przyjemności życia.
Błogosławiona beztroska
Dolce far niente to sztuka bycia „tu i teraz”, a nie koncentrowania się na przeszłości czy przyszłości. W tym kontekście Małgorzata Lewandowska, italianistka z Uniwersytetu Warszawskiego dostrzega wpływ dolce far niente na podejście Włochów do planów. – Naturalne dla nich jest wyjście z domu wieczorem, odstrojonym od stóp do głów bez konkretnego celu. My zawsze gdzieś lub do kogoś idziemy, oni zostawiają sobie margines spontaniczności. To jest ich czas, z góry zaplanowany na „słodkie nicnierobienie”, który może przynieść coś ciekawego – wyjaśnia italianistka i dodaje, że słownik języka włoskiego termin dolce far niente tłumaczy, jako synonim „stanu błogosławionego nicnierobienia, stan beztroski”.
Jak zauważa Roberto Peressin, włoski filolog i adiunkt na wydziale nauk humanistycznych UKSW korzenie tej filozofii sięgają prawdopodobnie starożytności. – Porównywalne z dolce far niente jest rzymskie pojęcie otium. Należy jednak doprecyzować, że otium wcale nie oznaczało czasu poświęcanego bezużytecznej bezczynności. Był to czas wolny od obowiązków, zwłaszcza politycznych, który można było wypełnić bardziej szlachetnymi i przyjemnymi zajęciami, takimi jak zajmowanie się filozofią, literaturą, zwłaszcza poezją czy pisaniem wspomnień. Koncepcja ta jest wyraźnie obecna na przykład w pismach Cycerona – tłumaczy ekspert. Podkreśla, że dolce far niente nie jest prawdziwą filozofią, lecz raczej sposobem bycia, i to bardzo instynktownym.
Giuseppe Giusti, włoski barman, którego poznaję w pizzerii Francuccio na wyspie Capri, uważa, że „słodkie nicnierobienie” jest potrzebne dla naszego zdrowia psychicznego. Jednak do jego zaistnienia potrzebna jest akceptacja odpoczynku, jako wartości samej w sobie. – We współczesnym świecie, gdzie króluje...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 12/2024 (111) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.