Antena Krzyku!!!
Arek Marczyński / Fot. Tomasz BronowskiArkadiusz Marczyński przychodzi na świat we Wrocławiu w połowie lat 60., jako syn małżeństwa geodetów. Ojciec w późniejszym okresie zajmuje się formalno-prawną obsługą inwestycji, a mama realizuje się jako inżynierka. Jak przystało na rodzinę inteligencką, rodzice przekazują mu przede wszystkim pasję do kultury. – Tata prawie się nie rozstawał z książką – wspomina Arek Marczyński. – Pragnienie dostępu do sztuki, szczególnie tej, od której obywatele PRL byli sztucznie separowani, to coś, co wyniosłem z domu już we wczesnym dzieciństwie – konkluduje przedsiębiorca.
Punk rock w klasztorze
Szybko zyskuje muzyczną świadomość. To zostaje zauważone na lekcjach muzyki, gdzie już w podstawówce prowadzi kilka zajęć, podczas których prezentuje ulubione kapele. Pierwszą płytą winylową kupioną przez niego jest album zespołu Bee Gees. – Gdy pojawił się punk, podobało mi się w tych artystach, że byli inni. Zupełnie jak ja i moi rówieśnicy. My też byliśmy i czuliśmy się inni. Zachwyciła mnie ich świeżość i oderwanie od naszego szarego świata. Bo nas z artystami z Zachodu wiele łączyło. To zauroczenie wynikało ze wspólnego buntu – tyle że oni protestowali przeciwko ich rzeczywistości, a my przeciwko naszej. Mieliśmy wspólne wartości, a nic nie jednoczy bardziej niż one w połączeniu z muzyką – opowiada właściciel Anteny Krzyku.
Jak na rockandrolowca Arek Marczyński jest wyjątkowo spokojnym nastolatkiem. Nie wpada w bagno nałogów, które wtedy są prostą odskocznią od trudnej rzeczywistości. Koledzy mówią o nim czasem „młody-stary”, bo rzeczywiście jest dosyć poukładany. Chce robić to, co kocha najbardziej, a wejście w przemysł muzyczny wymaga dużego ogarnięcia.
Pochłania go muzyka i to jej oddaje się bez reszty. Fascynuje go, wkręca, elektryzuje. Odkrywa zagraniczne rynki i szuka wszystkiego co nowe. To, co dziś jest dostępne w telefonie, wtedy wymaga nie lada ekwilibrystyki. Pisania listów, przemycania winyli przez granicę, wymian z kolegami z różnych stron Polski. Arkadiusz w muzyce szuka czegoś nienazwanego, nowego lub ikonicznego, co sprawia, że już po chwili wie: „to będzie hitem” albo „tego będą słuchać dziwacy”. Ten szósty zmysł wkrótce się przyda.
Jego wytwórnia powstaje pod wpływem fali punkrocka ogarniającej Polskę na przełomie lat 70. i 80. Nad Wisłę ten styl dociera głównie drogą radiową m.in. przez Radio Luxemburg. Antena Krzyku rodzi się w 1984 r. z pasji melomanów, którzy marzą o świecie, gdzie dzielenie się swoimi zainteresowaniami będzie legalne i niecenzurowane. Zaczynają od nagrywania muzyki poprzez wielokasetowy magnetofon Arka. Następnie przechodzą do jej dystrybucji.
– To, oczywiście, było wtedy nielegalne. Mieliśmy potrzebę dzielenia się naszą pasją, pokazywania, co nas jara. Zaczęliśmy od kaset, a potem przeszliśmy do trzecioobiegowych gazet i płyt. To był trochę bunt wobec wszystkiego. Byliśmy przeciw ówczesnej władzy, ale niekoniecznie utożsamialiśmy się z polityczną opozycją. Oczywiście mieliśmy...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 12/2024 (111) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.