Afera skórzana, czyli stryczek za przedsiębiorczość
Afera skórzana, fot. materiały prasoweWystarczy jak powiesimy kilku aferzystów, a afery gospodarcze się skończą – miał, według relacji ówczesnej minister sprawiedliwości Zofii Wasilkowskiej, powiedzieć pod koniec lat 50. ówczesny przywódca PRL Władysław Gomułka. Pierwszy sekretarz miał powody do zdenerwowania. Z każdym rokiem jego rządów okazywało się bowiem, że coraz więcej Polek i Polaków „okrada” własne państwo. Skąd się to brało?
Zapoczątkowana w 1956 r. gomułkowska odwilż to koniec stalinowskiego terroru, ale też wzrost nadziei na nieco normalniejszy kraj i lepsze warunki życia. Jednak sytuacja gospodarcza Polski Ludowej w latach 60. jest fatalna – w sklepach nieustannie brakuje towarów. To wtedy pojawia się hasło: „Za Gomułki puste półki” i dowcipy w stylu: „Jasiu, jaka jest liczba mnoga od rzeczownika: człowiek?”. „Kolejka, panie profesorze”.
Jednocześnie ludzie już się nie boją władzy tak jak za Stalina. Kto może (a więc właściwie każdy), ten kombinuje. Ludzie masowo wynoszą dobra konsumpcyjne z zakładów pracy i wcale nie uważają tego za kradzież. Robotnicy w godzinach pracy robią „fuchy”, czyli zlecenia na lewo, najczęściej przy użyciu narzędzi i materiałów wziętych z państwowej fabryki. – Mienie społeczne uważano za niczyje. Stąd łagodne traktowanie złodziei mienia społecznego przez większość obywateli. W latach 60. i później popularne było nawet powiedzenie zaczerpnięte z ruchu hippisowskiego na Zachodzie: „Żyj i pozwól żyć innym”. Podczas gdy długowłosym pacyfistom chodziło jednak o życie w zgodzie z naturą, w Polsce...
Więcej możesz przeczytać w 7/2022 (82) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.