Premier Tusk, wicepremier Hołownia, a może prezydent Szydło? Oto polityczne prognozy na 2023 r.
Donald Tusk, Szymon Hołownia i Beata Szydło (fot. Shutterstock, flickr.com)Po pierwsze – się odbędą
Na początku warto uspokoić rozgrzane do czerwoności emocje u tych, którzy boją się o same wybory. Otóż jesienią 2023 r. odbędą się w Polsce wolne wybory. Choć kampania wyborcza nie będzie równa ze względu na uprzywilejowany dostęp partii rządzącej do mediów publicznych. Fakt ten będzie budził liczne wątpliwości, m.in. OBWE, która wytknie go w swoich raportach. Mimo to nikomu nie przyjdzie do głowy kwestionować wyborczego wyniku, choć głosy o możliwych fałszerstwach w przegranym obozie tu i ówdzie się pojawią.
Po drugie - ostra kampania wyborcza
Tuż po Nowym Roku zacznie się w Polsce kampania wyborcza. Niby już trwa od dawna, ale teraz zacznie się na dobre. Jej przejawem będą głównie wzajemne ataki PiS-u na Platformę i odwrotnie.
Pozostałe ugrupowania na razie pozostaną w cieniu tego konfliktu, co będzie zarówno ich błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Z jednej strony nie będą bowiem bezpośrednio narażone na atak, z drugiej – będą pozostawały na marginesie kampanii, co sprawi, że ich notowania nie będą spektakularnie rosły.
Aż do wakacji nie będzie pewne, czy opozycja pójdzie do wyborów rozbita czy z jedną listą wyborczą. Jaka decyzja ostatecznie zapadnie? To jedyna rzecz, której – proszę mi wybaczyć – nie odważę się w moich przewidywaniach rozstrzygnąć. Powód? Prawdopodobieństwo obu wariantów wydaje się dziś mniej więcej takie samo. Ostateczny rezultat tego sporu w znacznej mierze będzie zależał od emocjonalnego stanu liderów poszczególnych ugrupowań politycznych. A to rzecz w znacznej mierze wymykająca się racjonalnej analizie.
Po trzecie – remis ze wskazaniem
Notowania opozycji jesienią tego roku, a więc pod koniec kampanii wyborczej, będą zbliżone do obecnych. Owszem, Koalicja Obywatelska w większości sondaży będzie przekraczała 30 proc., ale niezbyt spektakularnie. Marzenia o wysokim i zdecydowanym pokonaniu PiS-u w wyborach będzie trzeba włożyć między bajki.
Mimo to Platforma zachowa swój hegemoniczny status w obozie opozycji. Cała kampania wyborcza, łącznie z przekazem telewizji publicznej, będzie skoncentrowana na ataku wobec Donalda Tuska. Zapowiada się jazda bez trzymanki, prawdziwy wymierzony w lidera PO przemysł pogardy. Zaprzęgnięte zostaną do niego służby, propisowskie media oraz politycy. Tusk będzie więc z jednej strony nienawidzony, a z drugiej hołubiony, niemal jako męczennik. Zwłaszcza że po opozycyjnej stronie nie znajdzie się dla niego realna alternatywa.
Aż do dnia wyborów w sondażach PiS będzie toczył w miarę wyrównaną walkę z Platformą. Ostatecznie na obie partie zagłosuje powyżej 30 proc. głosów. Która wygra? Tak naprawdę nieważne. PiS utraci bowiem większość w nowym parlamencie. Nawet jeśli dostanie więcej głosów niż PO, nie będzie w stanie utworzyć rządu.
Po czwarte – rząd Tuska
Koalicyjny rząd premiera Tuska (i prawdopodobnie wicepremiera Szymona Hołowni) będzie rządem słabym, permanentnie skonfliktowanym z prezydentem. Andrzej Duda pozostanie prezydentem mocno powiązanym z obozem prawicy, jednak od czasu do czasu będzie podejmował ruchy politycznego arbitra, stając momentami po stronie zbudowanego wokół Platformy obozu rządzącego. Wszystko to sprawi, że z wielkich zapowiedzi rozliczeń PiS-u niewiele zostanie – po prostu nowy rząd, chcąc mieć wpływ na rzeczywistość, nie będzie mógł iść na totalną wojnę z przeciwnikami.
Na marginesie dodajmy, że przegrany obóz prawicowy zacznie się mocno sypać. Rozpocznie się też wojna o schedę po Jarosławie Kaczyńskim, gdyż jego przywództwo po raz pierwszy zostanie wprost zakwestionowane. Głównymi aktorami tego spektaklu będą Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro i… prezydent Andrzej Duda. Swoją rolę do odegrania będzie też miała Beata Szydło, która rozpocznie zabiegi o start w wyborach prezydenckich.
Po piąte – z gospodarką nie tak źle
O ile nie uda się to PiS-owi, nowy rząd odblokuje wreszcie środki z Funduszu Odbudowy. W dodatku - wbrew pozorom - opozycja przejmie rządy w momencie, gdy polska gospodarka zacznie się wyraźnie odbijać od dna. I choć wzrost gospodarczy nie będzie imponujący, wyraźnie zmaleje inflacja, umocni się też złoty. Powoli zaczną się poprawiać nastroje społeczne. W przeciwieństwie do nastrojów polityków nowej władzy. Uświadomią sobie oni bowiem, że przy stosunkowo niskiej większości w parlamencie (takiej, która ani nie jest w stanie obalić prezydenckiego weta, ani zmienić Konstytucji) ich wymarzone od lat rządy skazane są raczej na administrowanie sprawami kraju, niż realne, sprawcze działania. I choć Polska wróci na ścieżkę dobrych relacji z Unią Europejską, poszanowania praw człowieka i praworządności, za rok wielu Polaków zada sobie pytanie: Jak wiele musiało się zmienić, żeby wszystko mogło pozostać po staremu.