Opinia: PiS dąży do Polexitu? Nie wprost, ale próbuje Polakom "obrzydzać" UE

Antyunijny baner w Rzeszowie / Fot. Rzeczow.wyborc
Antyunijny baner w Rzeszowie / Fot. Rzeczow.wyborcza.pl, RB
W wielu miejscach w Polsce pojawiły się antyunijne billboardy. Ich cel zdaje się być taki: przekonywać Polaków, że winę za podwyżki cen energii ponosi UE. W praktyce jednak to propaganda, w dodatku z naszych (podatników) pieniędzy.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W wielu miastach w Polsce zobaczymy od kilku dni billboardy, które informują, że przyczyną gwałtownego wzrostu cen energii w Polsce jest polityka klimatyczna Unii Europejskiej. 

Billboardy sponsoruje Stowarzyszenie Polskie Elektrownie, w którego skład wchodzi 12 spółek wytwarzających energię, w tym Tauron, PGNiG, Enea oraz PGE. Kampania jest realizowana od 24 stycznia do 28 lutego br. 

Celem kampanii jest "informowanie społeczeństwa o strukturze kosztów produkcji energii elektrycznej w Polsce". Problem w tym, że informacje te są przekłamane. 

Na billboardy zareagowała już Komisja Europejska, informując na Twitterze: "Polityka UE nie jest odpowiedzialna za 60% rachunków za energię. Europejski system opłat za emisję gazów cieplarnianych odpowiada za ok. 20% rachunków za energię. Pieniądze z tych aukcji pozostają w Polsce. Tylko w 2021 r. do polskiego budżetu wpłynęło z tego tytułu 28 mld zł".

Dodatkowo Komisja dodała na Twitterze wypowiedź Fransa Timmermansa:

Redakcje zapytały ekspertów rynkowych o opinię. I tak,  Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego portalu Energetyka24.com, w wywiadzie dla WP.pl mówi: "To manipulacja. (...)  To, co widnieje na plakatach, to koszty generacji energii, które dotyczą spółek energetycznych. Wpływ tego, co nazywamy unijną polityką klimatyczną na rachunkach dla odbiorców indywidualnych to około 20 proc., czyli trzykrotnie mniej niż wskazują na to plakaty. Ten znak równości między unijną polityką klimatyczną a drogą energią jest kompletnie dezinformujący".

PiS, nie chcąc brać odpowiedzialności za drożyznę w kraju, szuka winnych. I uznał najwyraźniej, że najlepiej zrzucić winę na Unię Europejską. 

Tymczasem Polska miała kilka lat, aby dostosować się do zaleceń unijnych. W ciągu ostatnich 10 lat nie zrobiliśmy jednak za wiele i rząd m.in. wstrzymał budowy elektroni wiatrowych na lądzie, nie rozwijał w wystarczającym stopniu sektora fotowoltaicznego, czy też elektrowni na morzu. Gdyby to robił, rachunki Polaków byłyby teraz niższe. Brak tego typu prac sprawił, że wygenerowanie 1 kWh energii elektrycznej wymaga aż trzy razy większej emisji CO2 niż w przeciętnym kraju UE, ponieważ nasz sektor elektro-energetyczny jest w aż 70% uzależniony od węgla.

Przez to, że ignorujemy politykę klimatyczną, pojawiają się coraz większe problemy w kraju związane z wysokimi cenami energii. Inaczej mówiąc, wysoka emisja to jeden z najważniejszych powodów, przez które energia jest droga pod rygorami unijnej polityki klimatycznej. 

Polska jest mocno uzależniona od węgla i tego nie zmienia ani rząd PiS, ani nieszczególnie zmieniły poprzednie rządy. Problem polega jednak na tym, że politycy podają nieprawdziwe informacje, twierdząc że winę za wysokie ceny energii w 60% ponosi Unia. 

Potrzebne jest większe doprecyzowanie. Np. masz gotowy przykład cen energii na Litwie - gdzie inwestycje w OZE doprowadziły do obniżenia cen. Poza tym trzeba dodać, jak się zmienił mix energetyczny w ciągu ostatnich 10 lat w Polsce w porównaniu do np. Czech czy Litwy. 

 

TVN24 przerwał transmisję konferencji

Dziś (10.02) politycy PiS próbowali zrzucić odpowiedzialność za wysokie ceny energii na Unię Europejską. Telewizje przerwały transmisje z konferencji prasowej, by następnie prostować nieprawdziwe tezy. 

"Panowie mówią o tym, co wywiesili na plakatach, gdzie pokazano, że 60% kosztów energii elektrycznej to koszty narzucone przez Unię Europejską, o czym specjaliści mówią, że to nieprawda, że to 23%" - powiedział prowadzący program na żywo w TVN24 Robert Kantereit. TVN24 przerwała transmisję. 

Polsat News również sprostowała nieprawdziwe tezy głoszone przez posłów PiS. Zrobil to prezenter Igor Sokołowski.

Tymczasem publiczna telewizja TVP Info dalej transmitowała konferencję.

Kilka godzin po pierwszej konferencji prasowej trzej posłowie zwołali drugą. Tym razem towarzyszyła im rzeczniczka PiS Anita Czerwińska, która poinformowałą o złożeniu skargi do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji na przerwanie transmisji i komentarz, na który pozwoliła sobie telewizja TVN24.

Polexit, czyli do czego możę prowadzić taka polityka rządu 

"Polexit to fake news i ordynarne kłamstwo. Tak jak nie powinniśmy dyskutować, czy istnieje yeti albo potwór z Loch Ness, tak nie powinniśmy dyskutować o polexicie" - mówił w Sejmie premier Mateusz Morawiecki w ubiegłym roku, w październiku.

Oficjalnie nie ma takich informacji i działań, które mówiłyby wprost, że rząd dąży do Polexitu. 

Działanie z billboardami sugeruje jednak sądzić, że być może jest inaczej. Jeżeli rząd, w dodatku z naszych pieniędzy, będzie finansował takie działania, wielu Polaków zacznie wierzyć w tego typu informacje. I później, za rok, dwa czy trzy, może dojść do sytuacji, że większość obywateli będzie chciało wyjścia z Unii Europejskiej, uznając że mamy przez to same problemy.

Warto przytoczyć przykład Brexitu - w jaki sposób rozpoczęła się cała kampania i jak przebiegała. Tam były np. autobusy

 

Domysły można snuć w różne strony, ale w przypadku takich kampanii jak ta z kosztami produkcji energii trzeba nazywać rzeczy po imieniu i nie godzić się na dezinformacje. Zwłaszcza że są one finansowane z naszych pieniędzy - w przeważającej większości obywateli, którzy chcą w Unii pozostać.

Warto dodać badania poparcia dla obecności polski w UE. Nie pamiętam aktualnych, ale jakiś czas temu w Polsce było chyba najwyższe poparcie dla polityki unijnej wśród wszystkich państw członkowskich