Trzy sposoby na kredyt

© Shutterstock
© Shutterstock 60
Kredyt w rachunku firmowym to popularny sposób na rozwiązanie czasowych problemów z płynnością i zarazem najtańszy, jeśli chodzi o bankowe pożyczki. Najlepiej jednak tej płynności nie stracić. Podpowiadamy trzy sposoby na obniżenie wydatków przedsiębiorstwa i koszty związane z niewypłacalnością odbiorców.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zacznijmy od obniżenia wydatków. Świetną metodą są zakupy robione wspólnie z innymi, także rywalami. Łączymy się, by uzyskać silniejszą pozycję przetargową w negocjowaniu warunków umów, a przy tym wyjątkowo pasuje to do sytuacji mniejszych firm w starciu z dużymi dostawcami. Oblicza się, że oszczędności z tego tytułu (które przecież dotyczą zwykle stałych, nieuchronnych kosztów, jak media, transport, telefony, półprodukty) sięgają od 10 do 30 proc. rocznie – w zależności o rodzaju „nabytku”, a także wielkości i częstotliwości zamówień. O atrakcyjności tego rozwiązania niech świadczy fakt, że nawet nieruchawa zwykle państwowa administracja od kilku lat wzięła się za wspólne zakupy. 

W przypadku przedsiębiorców grupy zakupowe to często oddolna inicjatywa w ramach danej branży (jak Organizacja Polskich Dystrybutorów Farmaceutycznych czy Składy Budowlane), pomiędzy sektorami (choćby liczne grupy kupujące energię elektryczną) albo w danym regionie kraju (np. na Podkarpaciu działają Podkarpacki Klub Biznesu czy Passa, skupiająca tamtejsze sklepy, negocjująca umowy dotyczące zakupu towarów i energii, ale także ubezpieczeń, kart płatniczych itd.). 

Korzyści, jeśli chodzi o obniżenie cen i wydłużenie terminów płatności, mogą być ewidentne, ale by w pełni je odczuć, trzeba umieć się ze sobą dogadać. Znaleźć odpowiedź na takie problemy jak reprezentacja członków stowarzyszenia na zewnątrz i koordynacja działań, akceptowalne dla wszystkich warunki zamówień, czy dotrzymywanie terminów płatności. Konflikty na tym tle to pięta achillesowa niejednej grupy zakupowej. 

Sprzedawaj, nie rozdawaj

Oczywiście, każda firma jest też sprzedawcą i musi liczyć się z tym, że ktoś jej może nie zapłacić. Są wprawdzie sposoby, by eliminować z kręgu swoich odbiorców takich niepewnych klientów, ale jeśli już mleko się rozlało, a wierzyciel jest nieduży, może stracić płynność i narazić się na problemy wynikłe z własnej niewypłacalności wobec dostawców, pracowników czy państwa, będzie też bardziej wystawiony na negatywne skutki różnic kursowych itd. Aby nie ponosić kosztu zaciągniętego kredytu, by przeczekać kłopoty finansowe, można sięgnąć po faktoring lub sprzedać „trefne” wierzytelności. Oba sposoby są warte rozważenia, ale nie zawsze lepsze. 

Faktoring pozwala otrzymać „od ręki” nawet do 90 proc. wartości wystawionych faktur. Opłaca się tak samo jak kredyt w rachunku bieżącym, a czasem jest tańszy, ale dopiero, gdy w grę wchodzą obroty firmy rzędu kilkuset tysięcy złotych miesięcznie. Faktor zajmie się jednak ponaglaniem dłużników, pilnowaniem obiegu dokumentów, a w ostateczności windykacją – na własny koszt. No i nie zadłużamy się! Jednak każdy musi to wszystko indywidualnie skalkulować, tym bardziej że najmniejsze firmy często mogą liczyć tylko na tzw. faktoring niepełny. Jeśli problemy z dłużnikiem przekroczą ramy czasowe i finansowe wyznaczone przez faktora, zaliczkę trzeba będzie mu zwrócić. 

Można też należności sprzedać (na rynku pełno jest ofert ich zakupu) lub wystawić na giełdzie wierzytelności. Lecz nabywca też chce na tym zarobić. W najlepszym wypadku, czyli przy dużych sumach i świeżo przeterminowanych płatnościach, będzie to kosztować przynajmniej 3–5 proc. kwoty długu. 

Gdy w grę wchodzi tzw. twarda windykacja, a niekiedy wręcz śledztwo (np. dłużnik ukrywa majątek), prowizja dla windykatora sięga nawet 25–35 proc. wartości należności, a w skrajnych przypadkach jej połowy. Wtedy trudno już jednak mówić o optymalizacji kosztów. To łagodzenie bolesnych strat. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ