Po prostu Rotarscy

© materiały prasowe
© materiały prasowe 6
Firma ANRO Anny i Stefana Rotarskich to częsty w Polsce przykład skupionego na dochodowych niszach biznesu rodzinnego, który zbudowało pierwsze pokolenie właścicieli, a teraz swoje spojrzenie i energię wnoszą do niego ich dzieci. Jest to też przykład udany pod każdym względem: biznesowym i rodzinnym.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2017 (19)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W 1985 r. Stefan Rotarski, z wykształcenia technik mechanik, pracował w urzędzie miejskim i w spółdzielni Społem w Zawierciu. Ale ciągnęło go do bycia „na swoim”. Uważał, że „na posadach się bywa”, a on szukał stabilizacji oraz „jakości w pracy i w życiu”. Wtedy też zwrócił uwagę na siermiężny i mało czytelny wygląd znaków bezpieczeństwa w miejscach, w których pracował. Pomyślał, że warto sprawić, aby były lepiej widoczne, a ich przekaz natychmiast trafiał do patrzącego. Żeby właściwie spełniały swoją funkcję, a nie były, bo być muszą. 

Rowerem na pocztę

To właśnie zainspirowało go, by założyć firmę produkującą znaki bezpieczeństwa. Skłonił żonę, żeby zrezygnowała z pracy w miejscowej fabryce opakowań blaszanych, a sam, będąc jeszcze przez chwilę „na posadzie”, wsparł ją w zarządzaniu młodym przedsiębiorstwem. Bo Anna Rotarska, na którą je zarejestrowano, zajęła się sprzedażą i wysyłką. Mieli zapał, cztery ręce do pracy, dwa pomieszczenia produkcyjne o łącznej powierzchni 24 mkw. i jeden rower, którym jeździli na pocztę, żeby nadawać paczki z zamówieniami od pierwszych klientów. 

Do 1989 r. konkurencji właściwie nie mieli i pędzili do przodu, wytwarzając swoje znaki na blasze i płytkach PCV, bo taka była wówczas technologia. A potem to wszystko musiało wyhamować. Pan Stefan wspomina ten czas przełomu w rodzimej przedsiębiorczości jako „wolną amerykankę”: biznesy powstawały na potęgę, można było szybko i łatwo zarobić, a o BHP mało kto myślał. ANRO zaczęła tracić klientów, ale jakoś trwała. 

Na szczęście w 1991 r. weszły w życie nowe przepisy regulujące bezpieczeństwo w miejscu pracy i były potrzebne nowe znaki. ANRO nawet rozbudowała halę produkcyjną. Rotarski, obawiając się jednak kolejnego spadku popytu, zastanawiał się, co dalej. Uznał, że trzeba poszerzyć działalność. 

Ratunek w dywersyfikacji

Na Zachodzie był już wtedy boom na etykiety samoprzylepne. A pan Stefan razem z nastoletnią córką Magdą, która znała angielski, jeździł na targi do Niemiec, Francji, Włoch i przyglądał się nowościom. W dużej mierze właśnie poprzez nawiązane wtedy kontakty dowiedzieli się o fleksografii, niezwykle dynamicznie rozwijającej się technice druku. W 1996 r. Rotarski kupił pierwszą maszynę „flexo”, a kolejne w 2002 i 2006 r. Dziś część firmy, czyli ANRO Flexo, drukuje etykiety m.in. na papierze,  folii, lakierowane, ze specjalnym klejem. Wkrótce zostanie kupiona kolejna nowoczesna maszyna. 

Ale Rotarscy nie zapomnieli też o rozwijaniu swojej oferty związanej z BHP. W 2008 r. rozpoczęli sprzedaż i wdrażanie zabezpieczeń w postaci blokad Lockout  Tagout (kłódki, uchwyty, zapadki), które służą do odcinania energii zasilającej urządzenia produkcyjne, np. podczas ich konserwacji. 

Jakieś pięć lat temu ANRO wzbogaciła się też o trzecią „nogę biznesową” – studio druku wielkoformatowego o nazwie Proofanacja. Jego możliwości obejmują m.in. druk na drewnie, pleksi, szkle, metalu, tkaninach, papierze. – Konkurencja rośnie i wymagania klientów są coraz większe, technologia ciągle idzie do przodu. Kto się nie rozwija, powinien kończyć działalność – mówi Rotarski. 

Przed firmą wdrożenie strategii na najbliższe dwa lata. ANRO dąży do wzrostu w każdym obszarze swojej działalności. – Trudno faworyzować jedną część przedsiębiorstwa. Każdy jego wydział pracuje efektywnie – mówi Łukasz Rotarski, syn Stefana, a od niedawna wiceprezes rodzinnej spółki. 

Jeśli chodzi o znaki bezpieczeństwa, coraz  bardziej będzie się dla ANRO liczyć zagranica  (wysyła je m.in. do Niemiec, Holandii, Szwajcarii, Czech, Irlandii, krajów nadbałtyckich, skandynawskich i Rosji). Eksport w tym wypadku wynosi 30 proc. jej sprzedaży, ale wkrótce może to być połowa, bo polski rynek powoli się nasyca. 

Energia młodego pokolenia

W 2015 r. ANRO przekształciła się z jednoosobowej działalności w spółkę z o.o. Pan Stefan planuje niebawem przekazać udziały dzieciom. Łukasz już od kilku lat związany jest z firmą. Obie córki państwa Rotarskich w tej chwili bardziej skupiają się na swoim życiu prywatnym, ale w miarę możliwości pomagają w sprawach kadrowych, administracyjnych czy związanych z obsługą zarządu. 

Nieco ponad 30-letni Łukasz nazywa siebie „czwartym dzieckiem w rodzinie”, bo na świecie najpierw pojawiły się jego siostry, potem firma, a on – kilka miesięcy po niej. Rósł razem z nią i przy niej: biegał w pobliżu zakładu, przypatrywał się produkcji. Gdy poszedł na studia (skończył w Krakowie zarządzanie i międzynarodowe stosunki gospodarcze), próbował zrealizować różne własne pomysły biznesowe, bo chciał się sprawdzić jako przedsiębiorca, ale po roku był już w ANRO. Samodzielne doświadczenia nie dawały mu satysfakcji. W tym czasie wziął też udział we wspólnym projekcie Inicjatywy Firm Rodzinnych i PARP i zrozumiał, jak wielką wartością jest rodzinny biznes. 

Młodym, którzy wahają się, czy w taki biznes wchodzić, czy raczej wybrać pełną niezależność, radzi, by wcześniej poszerzyli swoją wiedzę i praktykowali w rozmaitych miejscach przez minimum dwa, trzy lata. Sprawdzanie się w różnych warunkach jest najlepszą lekcją. Można też docenić to, co się ma. Łukasz, choć znacznie szybciej, przetestował to na sobie. Często pojawia się wtedy chęć przejęcia dzieła przodków i dobudowania do niego kolejnych pięter. – Ale systematycznie, bez szarżowania – zaznacza Łukasz. 

Do ANRO wniósł swoje spojrzenie z dystansu. Unowocześnił firmę dzięki usprawnieniu w niej obiegu informacji, stworzeniu jej tożsamości wizualnej oraz strategii dla marek ANRO i Proofanacja. Przyjrzał się też zatrudnieniu. – Warto czasem podjąć ryzyko i zaufać komuś nowemu, kto może dać firmie dużo z siebie. Uzasadnione zmiany w kadrze są naturalne. Stawiamy jednak przede wszystkim na osoby, które są z nami najdłużej. W dzisiejszych czasach jest to wartość, którą należy podkreślać – mówi. 

Choć Stefan Rotarski jest silną osobowością, docenia to, co może dać firmie młode pokolenie. Ale dodaje: – Młodzi muszą mieć świadomość, że wraz z naszym dorobkiem dziedziczą odpowiedzialność. 

Brzmi to jak krótki kurs pokory od przedsiębiorcy, który zapracował na swoją pozycję. 

-------------------

Anna i Stefan Rotarscy

Twórcy, właściciele i szefowie firmy ANRO Sp. z o.o. z Zawiercia-Kromołowa na Śląsku założonej w 1985 r. jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Firma specjalizuje się w systemach bezpieczeństwa oraz technologii druku i zatrudnia ponad 80 osób. W zeszłym roku jej sprzedaż wzrosła o 14 proc.

2011 – Stefan Rotarski wybrany Menedżerem Zagłębia.

2016 – Łukasz Rotarski, syn Stefana i Anny oraz wiceprezes ANRO, został prezesem Oddziału Śląskiego stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych.

My Company Polska wydanie 4/2017 (19)

Więcej możesz przeczytać w 4/2017 (19) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie