Dobroczynność 3 w 1

Dobroczynność 3 w 1
7
Pożenić pasję z dobroczynnością i dorzucić jeszcze naturalny team building – ciekawa sprawa, zwłaszcza gdy na co dzień prowadzi się regularny biznes na trudnym rynku. Udało się to właścicielom spółki Jet Line, która założyła Fundację Rejs Odkrywców.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2016 (5)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Bezinteresowny altruizm nie istnieje. Jak dowodzą psycholodzy, biolodzy i antropolodzy, zawsze chodzi także o własny interes albo przynamniej interes tego, z kim (lub czym) czujemy istotny związek, choćby miała to być lokalna społeczność, cała planeta czy wręcz „samolubny gen”. Pomagamy innym, bo tego potrzebujemy, i to jest zdrowe. O współzależności między jednym a drugim Michał Ciundziewicki i Marcin Maszewski, właściciele i szefowie firmy Jet Line, zajmującej się reklamą zewnętrzną, wspominają w rozmowie ze mną niejeden raz. 

Znają się jeszcze z czasów licealnych na warszawskim Żoliborzu. 20 lat temu założyli wspólny biznes, a od 2012 r. prowadzą fundację charytatywną, która z kolei narodziła się w ich firmie. Do narzuconych sobie przez to obowiązków podchodzą z entuzjazmem. – Skąd się to bierze? – zastanawia się głośno Marcin Maszewski. – Podejrzewam, że ze środowiska, w którym się wychowaliśmy. Po prostu zawsze uważaliśmy, że ludziom trzeba pomagać.  

Młodzież płynie w rejs

Zaczęło się od spontanicznych akcji. Komuś powódź zniszczyła dom? Zdolne dziecko potrzebuje finansowego wsparcia? Pomożemy. W końcu postanowili te akcje sformalizować. – Skala działania była coraz większa, a ponadto chcieliśmy robić to systematycznie, a nie ad hoc – tłumaczy Maszewski. Tak powstała Fundacja Rejs Odkrywców. 

Wybór jednego z jej głównych zadań statutowych,  jakim jest organizowanie rejsów po Morzu Bałtyckim, był oczywisty. Fundatorzy to zapaleni żeglarze, trochę nawet zwariowani na tym punkcie. W ich firmie już na wejściu wita makieta żaglowca, a elementy marynistyczne widać w całym biurze, można je też dojrzeć na stronie internetowej Jet Line. Lecz nie o rozrywkę tu chodzi, tylko o kształtowanie charakteru. Motto fundacji to „Zrób coś dla siebie, zrób coś dla innych”. – Największa atrakcja, czyli sam rejs, jest nagrodą. Trzeba na nią zapracować przez cały rok szkolny  – wyjaśnia Michał Ciundziewicki. 

Wygląda to tak: dzieci i nastolatki zagrożone wykluczeniem społecznym, zazwyczaj z ośrodków wychowawczych na terenie Warszawy i okolic, zgłaszają się do programu. Następnie muszą coś obiecać i tego dotrzymać. Poprawić stopnie w szkole czy np. zaangażować się w jakąś akcję jako wolontariusze. Jeśli nie oszukują (niestety, niektórzy próbują, ale są sprawdzani), to czeka ich... dalsza praca. W drużynie, ale i nad sobą. 

Żeglowanie po morzu wymaga bowiem samodoskonalenia, stawiania czoła trudnościom, których nie szczędzą Bałtyk oraz własne słabości i organizm. Choćby chorobie morskiej i niewyspaniu. I o to chodzi: że można się zmobilizować i coś osiągnąć. – Młodzi uczą się kooperacji, pomagania, stawiania sobie wyzwań i ich realizacji. Wierzymy i widzimy, że dzięki temu stają się lepsi – mówi Ciundziewicki. 

Rejs trójmasztową Pogorią, zawinięcie do portu na Bornholmie, Gotlandii czy w Kopenhadze byłyby wspaniałą przygodą dla większości nastolatków. Ci z trudnego środowiska, gdyby się nie postarali, pewnie nigdy nie mieliby okazji czegoś takiego doświadczyć. Dziś część z nich połknęła bakcyla, zdobywa stopnie żeglarskie i sama pomaga w fundacji.  

Team building 

A jest co robić. Latem organizowane są dwa rejsy, co oznacza mnóstwo przygotowań. Do tego dochodzi praca z młodzieżą u podstaw, by wybrać tych, którzy się starali. Tymi wyprawami i przygotowaniami żyje zresztą cała firma – angażuje się w nie większość z 30 jej pracowników, choć nikt tego od nich nie wymaga. Ale właściciele Jet Line jakoś przyciągają podobnych sobie. – Opiekujemy się siedmioma ośrodkami, więc naprawdę mamy z tym pełno roboty. Wysiłek rekompensuje przygoda – twierdzą, mając także na myśli dwutygodniowy rejs dla pracowników. 

Na statku nie ma prezesów czy accountów. Jest profesjonalna załoga wynajmowana razem z żaglowcem i pozostali załoganci. Praca ramię w ramię, wachty według grafiku i wzajemna pomoc, która wzmacnia więź. Chcąc nie chcąc, robi się z tego korporacyjny team building. – Integracja, sprawdzian różnych umiejętności, przygotowanie do trudniejszych sytuacji. To bardzo ludzi nakręca i jednoczy. Większość uczestników mówi, że inaczej patrzą później na swoich współpracowników, na firmę – zapewnia Ciundziewicki. 

Najpierw misja

Choć ich firmie daleko do korporacji, Ciundziewicki i Maszewski angażowali się też w wyznaczanie standardów dla fundacji korporacyjnych. Uczestniczyli np. w projekcie „Podwyższanie jakości realizacji zadań publicznych przez fundacje korporacyjne w Polsce” zorganizowanym przez Forum Darczyńców. Ich spółka była najmniejsza w gronie 42 członków tego stowarzyszenia. Podkreślają, że w dużych firmach CSR, czyli społeczna odpowiedzialność biznesu, to zwykle odgórnie wyznaczony kierunek, część planu marketingowego. – My o tym, iż CSR jest korzystny marketingowo i, generalnie, dla biznesu, dowiedzieliśmy się dopiero, gdy od jakiegoś czasu już to robiliśmy. Lektura „Marketing 3.0” Kotlera miała miejsce trzy lata po tym, jak zaczęliśmy organizować pierwsze rejsy – zauważa Ciundziewicki. 

Panowie przyznają, że ich pomoc, na tle tego, co robią duże organizacje, pozostaje w skali mikro (jeden rejs dla 20 młodych ludzi kosztuje 80–90 tys. zł, niemniej, gdy roczne przychody firmy to 16–18 mln zł, jest to całkiem sporo). Cieszy ich, że „zarażają” innych, np. 10 tys. zł od Fundacji Lotto Milion Marzeń pozwoliło im zorganizować szkółkę żeglarską dla dzieci. Czasem dostają też darowizny od zaprzyjaźnionych firm i osób. 

Ich dzieci również pomagają w fundacji, znają jej podopiecznych, uczestniczą w rejsach. – Zobaczyły, w jak przyjemnych warunkach żyją. Bez punktów odniesienia tak się tego nie docenia – słyszę od właścicieli Jet Line. Czyli właściwie to dobroczynność 4 w 1.

 


Rejsy w pigułce

Jak dotąd w morskich wyprawach zorganizowanych przez Fundację Rejs Odkrywców wzięło udział 120 młodych ludzi w wieku od 10 do 18 lat. W 2016 r. zaplanowane są dwa rejsy: weekendowy dla młodych odkrywców (dzieci do 15. roku życia) na kultowym Zawiszy Czarnym i dla starszej młodzieży – na pokładzie Pogorii, z Bremerhaven do Gdańska. Już pierwsze „Rejsy Odkrywców 2012 – w maju na Zawiszy” zostały wyróżnione w konkursie Kampania Społeczna Roku 2012 w kategorii „Kampanie społeczne firm i fundacji firm”. Jury podkreśliło wtedy zaangażowanie pracowników Jet Line w ich organizację. 

baner 970x200
My Company Polska wydanie 2/2016 (5)

Więcej możesz przeczytać w 2/2016 (5) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie