Giełdowy brydż, warcaby oraz wilki i owce

Giełdowy brydź
Giełdowy brydź, fot. Shutterstock
Wzrost inflacji, kosztów odsetkowych, przerwane łańcuchy dostaw, spadek nowych zamówień – sygnałów zapowiadających spowolnienie nie brakuje. Jak przygotować się do bessy?

Hossa wchodzi po schodach, bessa jedzie po poręczy – to stare giełdowe porzekadło ilustruje zachowanie inwestorów w czasie dwóch głównych trendów giełdowych. Proces kupowania akcji jest rozłożony na wiele grup inwestorów i na wiele lat. Bywa, że w jej trakcie wchodzi na rynek całe nowe pokolenie. Ktoś, kto inwestuje w akcje od dna ostatniej bessy (zima 2009 r.) może mieć się za doświadczonego inwestora (13 lat obecności na rynku) i mógł nie zaznać prawdziwego trendu spadkowego, choć przecena z marca 2020 r. (wybuch paniki związanej z pandemią COVID-19) spełniła techniczne wymogi bessy. I perfekcyjnie opisuje działanie wyżej przytoczonej zasady – bessa, która zabrała połowę kapitalizacji rynku, trwała zaledwie pięć tygodni. Bo w czasie gwałtownych spadków chętnych, kiedy skłonnych do sprzedawania jest więcej niż kupujących, drzwi robią się zbyt wąskie i do głosu dochodzi najstarsza ludzka emocja – strach.

Na odrobienie strat po tamtej panice potrzeba było pięciu miesięcy. Zaledwie.

Supermoce banków centralnych

Choć technicznie rynki doświadczyły bessy zarówno w marcu 2020 r., jak i – większość z nich – dwa lata później (za bessę uznaje się spadek indeksów o 20 proc. lub więcej), to, jak zauważają analitycy ZeroHedge, serwisu internetowego znanego ze swoich tyleż racjonalnych, co i demaskatorskich publikacji – rynki nie przeszły przez porządny kryzys od… lat 30. ubiegłego wieku. Wielki Kryzys był ostatnim, nad którym nie usiłowały zapanować banki centralne i rządy (jest też uznawany za jedną z przyczyn dojścia Hitlera do władzy i wybuchu II wojny światowej). Mówiąc krótko, prawie 94 lata temu rozpoczęła się ostatnia wyniszczająca, ale i oczyszczająca recesja (to opinia publicysty ZeroHedge), która S&P 500 zabrała 85 proc. wartości.

Oczywiście w kolejnych dekadach bessy także się zdarzały, jednak z reguły trwały znacznie krócej (a nawet coraz krócej) i odbierały indeksom sporo punków, z reguły mniej więcej dzieląc wartość indeksu ze szczytu hossy przez dwa. Takie kryterium spełniły trzy największe w powojennej historii trendy spadkowe: z początku lat 70. (pierwszy kryzys naftowy), z przełomu wieków (pęknięcie bańki internetowej) i ten z lat 2007–2009 (kryzys kredytowy). 

Jednak tylko z Wielkiego Kryzysu S&P wygrzebywał się przez… 25 lat. Odrobienie strat z każdej kolejnej bessy przychodziło inwestorom znacznie łatwiej, aż w końcu w 2020 r. zajęło to zaledwie pięć miesięcy.

Problem w tym, że choć trudno odmówić racji zwolennikom unikania recesji, takie zachowanie „uczy” inwestorów polegania na bankach centralnych oraz rządach i jednocześnie oducza obywateli ponoszenia konsekwencji własnych decyzji, czego przejawem na krajowym podwórku jest choćby chęć niesienia pomocy kredytobiorcom, którzy zbyt lekkomyślnie zadłużyli się, kiedy kredyty były oprocentowane najniżej w historii. 

Czas się zabezpieczyć

Jednak obecna sytuacja wydaje się zupełnie inna niż te z minionych dekad, głównie ze względu na konsekwencje wieloletniego prowadzenia polityki monetarnej na podstawie ujemnych realnych stóp procentowych, czego skutkiem jest wymykająca się spod kontroli inflacja. To z jej powodu zdolność banków centralnych do pomagania gospodarce jest znacznie słabsza. Zamiast obniżać stopy procentowe trzeba je podnosić, i to szybko, jeśli tempo wzrostu cen ma zostać wyhamowane. To z kolei oznacza dla rządów wyższe koszty obsługi zadłużenia, a więc konieczność ograniczania wydatków, a nie ich powiększania. Dla przykładu – wzrost kosztów obsługi zadłużenia z 2 proc. do 6 proc. oznacza w przypadku Polski ponad 40 mld zł dodatkowych kosztów rocznie. Nawet licząc bardzo zgrubnie, prawie 12 proc. budżetu trzeba będzie przeznaczać na odsetki (w ostatnich latach mniej niż 5  proc.). Rządy będą szukać oszczędności.

Perspektywa recesji dla nikogo nie jest przyjemna, ale tylko pozornie dylemat „to w co ulokować pieniądze” jest najprzyjemniejszym z możliwych. W ostatnich latach stał się przecież realnym problemem posiadaczy oszczędności. Te zdeponowane na rachunkach bankowych podgryza inflacja, te ulokowane w funduszach dłużnych tracą z powodu wyprzedaży obligacji (teraz także niemieckich i...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 6/2022 (81)

Więcej możesz przeczytać w 6/2022 (81) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ