Czy w Polsce pojawią się kredyty o stałym oprocentowaniu?

© Shutterstock
© Shutterstock 11
Intuicja podpowiada, że w środowisku rekordowo niskich stóp nie brakowałoby chętnych na kredyty o stałym – niskim – oprocentowaniu. Dlaczego więc powszechny na Zachodzie kredyt o stałej stopie w Polsce nie może się przyjąć?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2016 (11)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Stałe oprocentowanie kredytu jest postrzegane jako lepiej chroniące konsumenta przed zmianą stóp procentowych. Zmniejsza ryzyko systemu finansowego związanego z niewywiązaniem się klienta ze zobowiązań kredytowych” – napisano w rekomendacji przyjętej podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w połowie czerwca br. W treści rekomendacji ujawniono, że już na początku roku 20 banków działających w Polsce przystąpiło do firmowanej przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową inicjatywy „wypracowania standardowych zasad, które byłyby oferowane w kredytach hipotecznych”. 

Wszystko wskazuje na to, że obecnie niska popularność kredytów o stałym oprocentowaniu w Polsce wynika przede wszystkim z lenistwa banków i braku odpowiednich narzędzi księgowych. Argument, że banki nie są chętne do udzielania kredytów o stałym oprocentowaniu ze względu na niedopasowanie okresu i formy finansowania, jest chybiony. Co prawda finansują one działalność – w tym długoterminowe kredyty – głównie z krótkoterminowych (do trzech miesięcy) lokat i osadów, czyli niewykorzystanych środków na ROR, ale nie przeszkadza im to w kupowaniu długoterminowych obligacji skarbowych, które mają przecież stałe oprocentowanie. Rynek kontraktów na stopę procentową, umożliwiający zarządzanie ryzykiem związanym ze stopami procentowymi, jest zaś najpłynniejszym ze wszystkich rynków, płynniejszym nawet niż obligacje skarbowe. 

Przeszkód innych niż wola banków więc nie ma, choć istotnym aspektem są również standardy księgowe. O ile bowiem marża odsetkowa banków (różnica między kosztem, po jakim bank zdobywa pieniądze np. przez oferowanie lokat, a przychodem z oprocentowania udzielonych kredytów) jest rozkładana w czasie i tak jest prezentowana w rachunku wyników, o tyle zyski lub straty z otwartych pozycji na rynku stopy procentowej księgowane są „od razu” (np. co kwartał), co w pewnych sytuacjach mogłoby – przy dużej skali tego rodzaju kredytów – wpływać na wyniki banków. 

Kredyt hipoteczny o stałym oprocentowaniu dostępny jest w pięciu bankach. Stałe oprocentowanie obowiązuje od roku do pięciu lat (jedynie Getin Noble Bank oferuje kredyt 10-letni), po czym kredyty przechodzą na oprocentowanie zmienne, oparte na stawce WIBOR. PKO Bank Polski deklaruje, że po dwóch latach stałego oprocentowania może przedłużyć (ale już z nowymi warunkami) sposób ustalania rat o kolejne dwa lata. Prolongatę stałego oprocentowania w okresie od roku do pięciu lat deklaruje także Deutsche Bank. 

Kontrakt na stałą stopę

Banki, które udzielają kredytów ze stałym oprocentowaniem, decydują się na taki krok ze względu na możliwość zabezpieczenia finansowania stałego kosztu na rynku terminowym. Wykorzystują do tego kontrakty na stopę procentową (IRS – Interest Rate Swap), których cena „przewiduje” średnią wysokość stóp procentowych (WIBOR) w danym okresie, np. dwóch, pięciu czy dziesięciu lat. Dłuższy horyzont czasowy nie wchodzi w grę, ponieważ kontrakty na IRS powyżej 10 lat są mniej płynne. Banki zabezpieczają nimi głównie pozycje na rynku obligacji skarbowych, zaś skarb państwa nie wychodzi z reguły poza emisje 10-letnich obligacji. 

Po drugie, im dalsza jest przyszłość, którą należy wycenić, zawierając taki kontrakt, tym wyższe jest ryzyko ponoszone przez obie strony. I tak na przykład  w momencie powstawania tego artykułu, czyli na przełomie pierwszego półrocza 2016 r., 10-letni kontrakt na stopę procentową WIBOR wyceniano na poziomie 2,2 proc., podczas gdy sam WIBOR 3M – na 1,7 proc. 

Koszt ryzyka kredytowego nie zmienia się, dlatego wzór na ustalenie stałego oprocentowania kredytu jest taki sam jak w przypadku kredytów o zmiennym oprocentowaniu. Po prostu zamiast „WIBOR plus marża” oblicza się go jako „IRS plus marża”. A ponieważ stawki IRS znajdują się powyżej WIBOR, kredyty o stałym oprocentowaniu są „droższe” dla kredytobiorcy niż te o zmiennym oprocentowaniu. Jeśli przyjmiemy, że marża banku wynosi 2 pkt. proc., to za kredyt o zmiennym oprocentowaniu kredytobiorca zapłaci 3,7 proc. odsetek, a za kredyt o stałym oprocentowaniu przez dziesięć lat – 4,2 proc. Ale już dla kredytów pięcioletnich różnica ta spadłaby do 20 pkt. bazowych (3,9 proc. w miejsce 3,7 proc. przy zmiennym oprocentowaniu). 

Możemy jednak zakładać, że nie tylko banki nie są zainteresowane wprowadzaniem kredytów o stałym oprocentowaniu. Raczej nie będą ich chcieli także kredytobiorcy, ponieważ tego rodzaju kredyty są po prostu „droższe”, a dobrze wyedukowani klienci banków, którzy zrozumieją, że dzięki kontraktom na stałą stopę procentową będą lepiej zabezpieczeni przed ewentualnym wzrostem stóp procentowych, w sytuacji, gdy nic takiego wzrostu nie zapowiada, stanowią zapewne nawet nie mniejszość, lecz margines. 

Prawdopodobnie świadomość ta wzrośnie dopiero wówczas, gdy stopy procentowe pójdą w górę, ale wówczas koszty zabezpieczenia się przed ryzykiem zmiany stopy procentowej będą znacząco wyższe. Dość powiedzieć, że po ogłoszeniu wyników brytyjskiego referendum kontrakt IRS na dziesięć lat, poszedł – w ciągu kilku godzin – w górę o 50 pkt. bazowych (0,5 pkt. proc.), co dla decydującego się na zawarcie kontraktu (wzięcie kredytu) oznaczałoby wzrost kosztów odsetkowych w tej samej skali lub, licząc inaczej, o 12 proc. na 10 lat. Rynek terminowy zmienia wartości szybciej niż WIBOR, ponieważ inwestorzy starają się przewidzieć zmiany WIBOR w horyzoncie kilkuletnim, zaś WIBOR dyskontuje decyzje Rady Polityki Pieniężnej co najwyżej w najbliższych trzech-sześciu miesiącach. Z tego powodu można być pewnym, że gdy RPP zdecyduje się kiedyś na zacieśnienie polityki pieniężnej i podwyżki stóp, kontrakty na IRS będą dyskontowały od razu kilka podwyżek do przodu. A to oznacza, że kredyty o stałym oprocentowaniu będą różnić się od kredytów o zmiennym oprocentowaniu nie 0,2–0,5 pkt. proc., jak obecnie, ale od razu o 2–3 pkt. proc. Dlatego wówczas liczba chętnych do ich zaciągania może okazać się jeszcze mniejsza. 

Nadzieja w bankach hipotecznych

Banki hipoteczne w Polsce istnieją od ładnych paru lat, ale dopiero od stycznia tego roku zmieniono ustawę w taki sposób, że emitowane przez nie listy zastawne mogą nabywać, bez przeszkód podatkowych, inwestorzy zagraniczni. To ogromna zmiana jakościowa, która może odmienić obraz rynku kredytowego w Polsce, poczynając od kredytów hipotecznych. Dlaczego?

Listy zastawne to nic innego jak papiery dłużne emitowane przez banki hipoteczne; właściwie są one rodzajem obligacji. Obligacji zabezpieczonych specyficznie, bo na portfelu ich kredytów, a ponieważ banki hipoteczne mogą udzielać tylko kredytów zabezpieczonych hipotekami, to i zabezpieczeniem listów zastawnych są de facto hipoteki klientów banków. 

O jakości listów zastawnych decyduje szereg warunków dodatkowych: wartość kredytu nigdy nie może przekraczać wartości hipoteki zabezpieczającej kredyt, wartość emisji listów zastawnych musi być mniejsza niż wartość udzielonych przez bank kredytów etc. Mówiąc krótko, na całym świecie i również w Polsce listy zastawne uchodzą za najbezpieczniejszy instrument finansowy, w pewnych sytuacjach ceniony wyżej nawet niż obligacje skarbowe, ponieważ te ostatnie nie są zabezpieczone konkretnym majątkiem. Z tego też powodu listy zastawne udaje się emitować po niskim koszcie. W Niemczech jeden z banków hipotecznych uplasował w tym roku listy zastawne z 10-letnim terminem wykupu po ujemnej rentowności (inwestorzy po dziesięciu latach inwestycji otrzymają mniej środków niż włożyli w inwestycję). Dlaczego? Trzymając je w bankach, ryzykowaliby więcej. 

W Polsce podobna sytuacja nie może się jeszcze zdarzyć, ale w czerwcu PKO Bank Hipoteczny uplasował emisję pięcioletnich listów zastawnych wartych 500 mln zł, oferując inwestorom 0,59 pkt. proc. marży ponad WIBOR, co daje łącznie mniej niż 2,4 proc. odsetek. W tym samym czasie pięcioletnie obligacje skarbowe osiągały 2,6 proc. rentowności, co potwierdza tezę o przewadze listów zastawnych nad obligacjami skarbowymi, gdy chodzi o ocenę prawdopodobieństwa spłaty zobowiązań. 

Dla kredytów hipotecznych ta emisja (oraz inne emisje banków hipotecznych) ma o tyle duże znaczenie, że w ten sposób banki pozyskują długoterminowe finansowanie dla własnej działalności i mogą finansować kredyty hipoteczne z mniejszym poziomem ryzyka płynności.

Już w marcu Zbigniew Jagiełło, prezes PKO Banku Polskiego, zapowiadał, że największy polski bank zamierza zdecydowanie poszerzyć ofertę kredytów o stałym oprocentowaniu, uzależniając jednak ten krok od powodzenia emisji listów zastawnych (obligacji) o stałym oprocentowaniu. Jak dotąd emisje listów zastawnych PKO Banku Hipotecznego miały zmienne oprocentowanie, ale na drugą połowę roku planowana jest emisja nominowana w euro. Papiery emitowane w euro co do zasady mają stałe oprocentowanie (na rynkach rozwiniętych obligacje o zmiennym oprocentowaniu są rzadkością), można zatem mieć nadzieję, że w II połowie roku deklaracje prezesa zostaną spełnione. A  gdy tylko klienci naszego największego banku detalicznego uzyskają możliwość inwestowania w listy zastawne o stałej stopie, za jego przykładem pójdą kolejne polskie instytucje finansowe. 

Oferta dla przedsiębiorców

Duże i średnie przedsiębiorstwa już teraz mogą zabezpieczać się przed wzrostem stóp procentowych w Polsce przez zawieranie kontraktów IRS. Możliwość zawarcia takiego kontraktu pojawia się przy okazji zaciągania kredytu bankowego, a w przypadku wielomilionowych kredytów konsorcjalnych czy projektowych jest wręcz wymogiem banków. Oczywiście sytuacja każdego klienta jest oceniana indywidualnie, ale zwyczajowo wartość transakcji na rynku IRS nie schodzi poniżej 20 mln zł. Takiej wartości powinien być też kredyt, który jest zabezpieczany przed zmianą stopy procentowej, choć istnieje możliwość zabezpieczania także i mniejszych kredytów, rzędu 0,5–1 mln zł. Banki niechętnie przeprowadzają tego rodzaju małe transakcje, ponieważ oznacza to więcej wysiłku z ich strony. Sam rynek kontraktów IRS jest jednak niezwykle płynny i przeprowadzenie jednego dnia transakcji zabezpieczającej dla kredytów wartych nawet kilkaset milionów złotych nie powinno nastręczać problemów. 

W przypadku mniejszych transakcji banki mogą wymagać depozytów zabezpieczających na rynku terminowym i jest to główna przeszkoda, dla której tego rodzaju transakcje należą do rzadkości. Nauczone doświadczeniem związanym z transakcjami opcyjnymi (banki musiały zwracać przedsiębiorstwom część strat poniesionych na opcjach walutowych w następstwie nagłego spadku kursu złotego w latach 2008–2009) oraz kredytami walutowymi, nie są chętne do wprowadzania klientów – zwykle laików – w świat ryzyka pochodnych instrumentów finansowych, czemu nie można się dziwić. 

Do pewnego stopnia alternatywą dla przedsiębiorców może być emisja obligacji o stałym oprocentowaniu, jednak w praktyce tego rodzaju obligacje mają zazwyczaj relatywnie krótkie terminy wykupu (dwa, góra trzy lata). Co prawda istnieje grupa przedsiębiorstw, która jest w stanie pozyskiwać finansowanie przez emisję pięcio-, a nawet sześcioletnich obligacji o stałym oprocentowaniu na poziomie 5 proc., ale są to wyjątki ograniczone właściwie do dużych firm o miliardowych aktywach (PKN Orlen, PCC Rokita, Kruk). 

Podsumowując, nie istnieje dobry powód, dla którego kredyty o stałym oprocentowaniu na pięć, a nawet dziesięć lat (ale nie więcej) nie miałyby stać się w Polsce standardem. Warunki do ich zaciągania wydają się wyjątkowo korzystne ze względu na niewielkie różnice w oprocentowaniu w porównaniu do kredytów opartych na stawce WIBOR. Potrzebna jest jednak wola banków. Deklaracje w tej sprawie zaczynają się już pojawiać i można mieć nadzieję, że w perspektywie kilkunastu miesięcy tego rodzaju kredyty wejdą na stałe do oferty banków. Pytanie tylko, czy warunki ich oferowania będą wciąż równie korzystne jak obecnie. 

My Company Polska wydanie 8/2016 (11)

Więcej możesz przeczytać w 8/2016 (11) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie