Zbliża się koniec raju dla smakoszy. Z jakimi przysmakami możemy się wkrótce pożegnać?
Kakao może całkowicie zniknąć w ciągu ok. 30 lat / fot. FreepikSmaczliwka nie będzie długo smakować
Awokado, znane też jako smaczliwka, nie ma i nie będzie mieć prawdopodobnie łatwego “życia”. Dalsze ocieplanie klimatu ma doprowadzić do drastycznego spadku jego produkcji – nawet o 41% do 2050 r. Plantacje awokado mają jedną poważną wadę: potrzebują ogromne ilości wody, która również jest zasobem deficytowym na naszej planecie. Michoacan, region kluczowy dla uprawy awokado w Meksyku, będzie zmuszony zmniejszyć swoje obszary upraw o 59%.
- Są to bardzo wodolubne rośliny, nieprzystosowane do cieplejszej i podatnej na suszę planety, ku której zmierzamy. Awokado może być tzw. superfoodem, ponieważ zawiera witaminy i minerały niezbędne dla zdrowia człowieka i jest pożywne, ale tym, co je może wykończyć są zmiany klimatyczne - wyjaśnia w Daily Mail Mariana Paoli, rzeczniczka Christian Aid, agencji pomocy, która działa między innymi na rzecz zrównoważonego rozwoju.
Być może szybciej niż klimat wykończy awokado zmniejszające się zainteresowanie konsumentów. Jakiś czas temu powstał ruch "avokadon't", którego członkowie sprzeciwiają się spożywaniu smaczliwiki. Owoc ten doczekał się złej prasy za sprawą negatywnego wpływu na środowisko, brak poszanowania ludzi pracujących przy uprawach, a nawet działalność karteli narkotykowych. Czy taki protest może mieć jakiś wpływ na rynek? Zobaczymy.
Rano już tylko zbożowa?
W odrobinę lepszej sytuacji (ale tylko odrobinę) zdaje się być kawa. Do 2050 r. ilość kawy na świecie ma się zmniejszyć o połowę. Naukowcy tłumaczą takie prognozy przyczynami klimatycznymi, a dokładniej chorobami atakującymi rośliny kawowca. Z tego powodu jakość kawy obniża się i z każdym kolejnym rokiem jest coraz gorsza.
Tyle naukowcy. O opinię na temat przyszłości kawy zapytałam fachowców zawodowo związanych z rynkiem kawy. Filip Bartelak, CEO Grange Specialty, stwierdził, że skoro jest coraz cieplej to kawy różnie sobie radzą. Niektórzy plantatorzy, np. ci z Etiopii, uciekają w wyższe partie gór poszukując niższych temperatur, które dla arabiki są kluczowe.
W krajach tradycyjnie kojarzonych z kawą, jak Etiopia czy Kolumbia areały upraw w wyniku ocieplającego się klimatu powoli kurczą się. Z drugiej strony świat otwiera się na inne kraje pochodzenia, gatunki i odmiany botaniczne. Arabia Saudyjska już rozpoczyna uprawy. W Chinach, historia produkcji kawy w regionie Yunnan, słynącego z herbat, sięga już niemal 30 lat (I co ważne, kawa z Chin może być jakościowo bardzo dobra). Indonezja planuje być drugim największym producentem kawy w ciągu dekady. Stenophylla (gatunek podobny do robusty ale smakujący jak arabika), odkryta w krajach zachodniej Afryki, daje nadzieję na dobrą jakość przy niskiej uprawie. Robusty wracają do łask. To pocieszające.
Jak się okazuje, rynek kawy cierpi na niedobory surowca, ale tylko w pewnym stopniu wynikają one ze zmian klimatycznych. Po pandemii duża skala migracji z Gwatemali, spowodowała, że na plantacjach nie miał kto pracować. A poza wielkimi gospodarstwami w Brazylii czy Wietnamie, kawę zbiera się ręcznie.
– Największe zmartwienie mają duzi producenci, bo oni potrzebują powtarzalnych kaw w dużych ilościach, a tu zmiany klimatyczne mieszają najbardziej. Dodatkowo rosną koszty upraw – brakuje rąk do pracy, a sezon zbiorów z jednego w roku często zmienia się w dwa lub trzy, bo drzewka owocują nieregularnie. To zwiększa koszty produkcji (ktoś to musi zbierać). W takiej sytuacji masowi producenci zostają z niższą jakością, a ceną zbliżoną do rynku „specialty”. Dla nich to dramat. Małe palarnie nie martwią się aż tak bardzo. Dodatkowo pojawiają się na rynku produkty, które smakują i wyglądają jak kawa, a nie mają z nią nic wspólnego – to też jest alternatywa dla kurczących się upraw – tłumaczy Filip Bartelak.
– Obecnie najbardziej doskwierają nam problemy z Kanałem Sueskim. W efekcie podrożał transport, wydłużył się czas dostawy i pojawiły się opóźnienia. Również wojna domowa w Etiopii wpływa na nasz segment, tym bardziej, że kupujemy sporo kawy z tego kraju. Konflikt tam przekłada się na wolniejszy proces obróbki kawy w stacjach myjących, kradzieże transportów i problemy w porcie. A to wszystko wpływa na wzrost cen i niższą dostępność. To są jednak pojedyncze kwestie dotyczące części rynku, a nie jego całości. Z drugiej strony, jeżeli cokolwiek w długim horyzoncie mogę zaprognozować, to jestem przekonany, że cena kawy wejdzie w trend wzrostowy, ze względu na coraz szybciej rosnący popyt. Odczują to nie tylko małe palarnie produkujące wysokiej jakości produkt, ale również wielkie koncerny. A na koniec konsument – mówi Szymon Juszczyk, Founder Coffee Plant.
Rynek kawy prędzej zabije konkurencja?
Dla małych, rzemieślniczych producentów wyzwaniem staje się także konkurencja. Rynek małych palarni rozrósł się niewspółmiernie do popytu. Zaczyna się walka o klienta. Jedni wybierają strategie marketingowe oparte na wizerunku, inni na wartości dodanej (edukacja, udziały w konkursach, etc.), a jeszcze inni zaczynają walczyć ceną – Dla tych ostatnich to niebezpieczna droga, bo tak długo, jak przemysł jest w klinczu, to mogą sobie pozwolić na takie budowanie przewagi. Kiedy przemysł się odnajdzie w realiach, ci ostatni będą w tarapatach, bo nie wygrają kosztami wytworzenia – ocenia Filip Bartelak.
Koniec kawy to koniec świata?
Zapytałam moich rozmówców, czy całkowite zniknięcie kawy z naszej planety jest realne. Obaj uważają to za nierealne, choć z drugiej strony, przyszłość jest nieobliczalna i nie można wykluczać żadnego ze scenariuszy.
Szymon Juszczyk stwierdza, że brak kawy nie wydarzy się w najbliższym stuleciu. Co zatem w zamian? – Już teraz, głównie w Stanach Zjednoczonych, mamy farmy warzywno-owocowe wybudowane niemal pośrodku niczego, w których uprawiane są płody rolne w sztucznie stworzonych warunkach. To też jest wyjście dla kawy, jednak na dzisiaj wydaje mi się bardzo odległe – mówi Szymon Juszczyk.
– Gdyby kawy z jakiegoś powodu nagle zabrakło z pewnością od razu pojawiłyby się zamienniki. Już teraz jest kilka firm, które oferują napoje, które wyglądem i smakiem przypominają kawę, ale nie mają nic wspólnego z owocem kawowca. Inni szukaliby pobudzenia w napojach z suszów roślinnych, może kakao stałoby się jeszcze bardziej popularne – choć ostanie ceny na giełdzie skutecznie studzą takie pomysły – zastanawia się Filip Bartelak.
Czekoladowa gorączka
Czy kakao stanie się jeszcze bardziej popularne? Na pewno nie, chyba że za sprawą horrendalnych cen. Obecnie konsumenci przeżywają prawdziwą frustrację. Jeszcze kilka miesięcy temu kilogram surowych ziaren kakaowca kosztował ok. 50 zł. Teraz musimy za tę ilość zapłacić od 80 do nawet 140 zł, a eksperci rynku przewidują, że to jeszcze nie koniec podwyżek.
– Paczkę DecoMorreno można dziś włożyć do sejfu, ponieważ tak zyskuje na wartości, że można ją traktować jak lokatę. Wszystko, co zawiera kakao, kosztuje dziś absurdalnie dużo – skomentował dla portalu wadowice24.pl Krzysztof Pawiński, prezes Maspeksu – Najbardziej zdumiewające jest to, że w mojej ocenie, to efekt czystej spekulacji – zawierania kontraktów bez dostawy, tylko na samą cenę. Inwestorzy finansowi po prostu zakładają się o koszt surowca. Efektem jest to, że kontrakt bazowy wzrasta do niebotycznych wysokości, rzędu 12 tys. dol. za tonę. Przecież to absurd.
Jak podaje portal TradingView, poza spekulacjami mamy jeszcze kilka innych powodów, tak wysokich cen ziaren kakaowca:
1. Zmiany klimatyczne i warunki pogodowe:
Kakao jest uprawiane głównie w regionach tropikalnych, takich jak Wybrzeże Kości Słoniowej i Ghana. Zmiany klimatyczne, takie jak nieprzewidywalne opady deszczu, susze i wzrost temperatur, wpływają na produkcję kakao. W ostatnich miesiącach ekstremalne warunki pogodowe zmniejszyły plony, co prowadzi do mniejszej podaży na rynku.
2. Choroby roślin
Plantacje kakao są narażone na różne choroby, takie jak zaraza czarnej plamistości. Wzrost liczby zakażeń w ostatnim czasie spowodował znaczne straty w produkcji, co również wpłynęło na zmniejszenie podaży.
3. Problemy logistyczne i zakłócenia łańcucha dostaw
Pandemia COVID-19 nadal ma wpływ na globalne łańcuchy dostaw. Zakłócenia w transporcie, brak kontenerów transportowych i ograniczenia w portach zwiększyły koszty i trudności w dostarczaniu kakao na rynek światowy.
4. Wzrost kosztów produkcji
- Rosnące ceny energii, nawozów i pracy zwiększają koszty produkcji kakao. Producenci przenoszą te wyższe koszty na konsumentów, co prowadzi do wzrostu cen końcowych.
5. Polityka i regulacje rządowe
Decyzje polityczne, takie jak podnoszenie minimalnych cen skupu przez rządy krajów produkujących kakao, wpływają na rynek. Na przykład, rząd Wybrzeża Kości Słoniowej podniósł minimalne ceny kakao dla rolników, co zwiększyło koszty dla eksporterów i ostatecznie dla konsumentów. Tym samym od października wzrost ceny tego surowca wyniósł blisko 260%.
Korzystajmy, póki jest
Te informacje na pewno nie napawają optymizmem. Drugim zmartwieniem, po galopującej cenie jest zapewne realne zagrożenie, że z powodu ocieplania klimatu pożegnamy się z pysznym kakao już na zawsze. Zapasy czekolady maleją z roku na rok. Producenci czekoladowych wyrobów spodziewają się, że do 2030 r. rynek będzie się zmagać z deficytem w wysokości około dwóch miliardów kilogramów czekolady. Najgorsze prognozy wieszczą, że do 2050 r. nasiona kakao, mogą w ogóle już nie występować na Ziemi. I co wtedy?
Czy zamienniki zdołają nas przekonać?
Startupy oczywiście wyczuwają trendy i próbują zaradzić niektórym problemom już teraz. Amerykański startup Voyage Foods produkuje czekoladę bez kakao na bazie olejów roślinnych i pestek winogron. Na ewentualne braki lub nietolerancję kawy też ma radę: kawa z palonej ciecierzycy i łusek ryżu. Jeden z inwestorów trafnie nazwał produkty Voyage Foods: “ repliki podstawowych produktów spożywczych”. Takie zamienniki powszechnie lubianych smakołyków mnie osobiście nie przekonują, ale startup zdołał przekonać fundusze i ostatnio zgarnął 52 miliony dolarów (łącznie pozyskał już 94 mln dolarów).
Bardziej przekonujące zdaje się odkrycie naukowców z ETH Zurich, którzy proponują nie marnować kakaowców i wykorzystywać większą ilości materiału z ich strąków, który zwykle jest wyrzucany, w tym większej ilości miąższu oraz wewnętrznej wyściółki łuski, zwanej endokarpem. Żeby pozyskać wartościowy półprodukt miesza się je razem, do uzyskania tzw. galaretki kakaowej, która jest wyjątkowo słodka. Już 20% galaretki kakaowej ma słodycz podobną do znanej nam ciemnej czekolady.
Uzyskana czekolada zawiera także owoce i ma wyższą zawartością błonnika niż przeciętna gorzka czekolada. Zawiera również ok. 20% więcej błonnika i 30 % mniej tłuszczów nasyconych niż tradycyjna czekolada. Na razie naukowcy z ETH Zurich złożyli wniosek patentowy by zabezpieczyć prawnie swoje odkrycie, więc minie jeszcze trochę czasu zanim zobaczymy nową czekoladę w sklepach.
Ze wszystkich trzech uwielbianych przysmaków niewątpliwie największe szanse na zniknięcie w ciągu najbliższych 30 lat ma kakao. Będzie to niepowetowana strata, ponieważ prawdziwe kakao (nie ten sztuczny proszek, który znamy z dzieciństwa) jest superfoodem, który nie tylko pysznie smakuje, poprawia nastrój i wpływa dobroczynnie na nasze samopoczucie, ale także wspomaga zdrowie serca, funkcje mózgu, równowagę poziomu cukru we krwi i wspiera zdrowie skóry. To produkt, którego raczej nic nie jest w stanie zastąpić.
--> Sprawdź także: Ich klientami mogło być 80% populacji świata. Zawiedli doradcy i inwestor, więc zrobili nieoczekiwany pivot (QUUS)
Diamenty z probówki. Czy pierścionki zaręczynowe będziemy kupować w supermarkecie?
Jaśniej błyszczą, nie mają skaz. Jedyną ich wadą jest to, że powstają w laboratoriach i rynkowo zagrażają naturalnym diamentom, które tylko w 2023 r. potaniały o 17–21 proc. Czy to stały trend zniżkowy dla kamieni szlachetnych czy tylko przelotny romans z nowoczesną technologią?