Wzrost gospodarczy na świecie i w UE nabiera tempa
SHUTTERSTOCKDane płynące zarówno z gospodarki strefy euro, jak i amerykańskiej są wyższe od oczekiwań. To jednak nie przekłada się na szybszy wzrost płac, a więc i cen. Jak podkreśla analityk Templeton Asset Management TFI, to duża zagadka dla ekonomistów. Polska wypada korzystnie nawet na tle dobrych wyników globalnej gospodarki. Płace w naszym kraju rosną w tempie 5–6 proc. rocznie.
– Gospodarka światowa rozwija się w zadowalającym tempie, przede wszystkim pozytywnie zaskakuje gospodarka europejska, gdzie odczyty wzrostu gospodarczego znacząco przewyższają oczekiwania, które mieliśmy jeszcze parę miesięcy temu – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Krzysztof Musialik, zarządzający portfelem, członek zarządu Templeton Asset Management TFI. – Mamy pozytywne trendy na rynku pracy, spadające bezrobocie i rosnące zatrudnienie.
W drugim kwartale 2017 roku gospodarka eurostrefy urosła o 2,1 proc., a w pierwszych trzech miesiącach roku o 1,9 proc., choć oczekiwano wzrostu o 1,7 proc. Średnia dla krajów Unii Europejskiej wyniosła 2,2 proc. rok do roku w drugim kwartale i 2,1 proc. w pierwszym. Co kwartał tempo staje się coraz szybsze. W Stanach Zjednoczonych po słabszym odczycie w trzech pierwszych miesiącach roku (wzrost 1,2 proc.) drugi kwartał przyniósł wzrost o 2,6 proc. w ujęciu rocznym. Rośnie zatrudnienie i spada bezrobocie.
Zdaniem ekspertów powinno się to przełożyć na wzrost płac, konsumpcji, a w konsekwencji – cen. Naturalnym skutkiem wzrostu inflacji jest zazwyczaj zacieśnianie polityki monetarnej, czyli np. wzrost stóp procentowych lub ograniczenie taniego pieniądza na inwestycje przedsiębiorstw. Tymczasem zarówno w USA, gdzie w tym roku dokonano już dwóch podwyżek stóp procentowych (a wcześniej w grudniu 2015 i 2016 roku), jak i w strefie euro ceny rosną zdecydowanie wolniej, niż określają to cele inflacyjne banków centralnych.
– Dużą zagadką dla ekonomistów jest brak wzrostu płac w gospodarkach rozwiniętych – w USA i w Europie, co powoduje, że inflacja w grupie największych gospodarek świata, czyli G20, jest najniższa od ponad 8 lat. Dlatego uważam, że zaostrzanie polityki monetarnej na świecie będzie trwało dłużej, niż obecnie przewidujemy – komentuje Krzysztof Musialik. – Mamy różne wytłumaczenia tego zjawiska. Jednym z nich jest przenoszenie produkcji do krajów takich jak Polska, to zjawisko nadal występuje i powoduje, że w Polsce nie mamy problemu braku wzrostu płac.
Średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w pierwszym półroczu tego roku wyniosło 4433,94 zł i było o 5 proc. wyższe niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Mocny wzrost odnotowały zwłaszcza płace w handlu detalicznym (o 8,1 proc.), produkcji odzieży (o 7,3 proc.), produkcji pojazdów samochodowych, przyczep i naczep oraz budowie obiektów inżynierii lądowej i wodnej (po 7,2 proc.), produkcji artykułów spożywczych (o 6,9 proc.) oraz produkcji maszyn i urządzeń (o 6,3 proc.). W czerwcu 2017 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wyniosło jeszcze więcej niż średnia dla półrocza, bo 4508,08 zł, i było jeszcze wyższe (o 6 proc.) niż przed rokiem.
– Gorący rynek pracy jest bardzo atrakcyjny dla pracownika. Płace w Polsce rosną w tempie 5–6 proc. rocznie, co poprawia sentyment konsumpcyjny Polaków. Na tym korzystają spółki produkujące dobra pierwszej potrzeby oraz dobra wyższego rzędu – tłumaczy członek zarządu Templeton Asset Management TFI. – Spadająca wartość franka szwajcarskiego jest pozytywna dla polskiej gospodarki, ponieważ obniża raty kredytu dla ponad 500 tys. polskich rodzin. Te zaoszczędzone pieniądze Polacy mogą również przeznaczyć na dodatkową konsumpcję, co jeszcze bardziej potęguje i tak wysoki wzrost gospodarczy w Polsce.
Polska gospodarka rośnie w tempie zdecydowanie wyższym, niż wynosi średni wzrost dla Europy. W pierwszym kwartale dynamika wyniosła 4 proc., a szacunki ekonomistów na drugi kwartał zakładają wzrost o 3,8 proc. Bezrobocie już drugi miesiąc z rzędu utrzymuje się na najniższym od 26 lat poziomie 7,1 proc.
Musialik zauważa, że paradoksalnie ten pozytywny trend może rodzić obawy na przyszłość. Coraz więcej przedsiębiorców boryka się bowiem z brakiem odpowiednio wykwalifikowanych rąk do pracy. Do tej pory sytuację ratowali imigranci zarobkowi z Ukrainy. Teraz jednak mają możliwość wyjazdu dalej na Zachód po jeszcze wyższe pensje.
– Brak rąk do pracy jest dużym zagrożeniem. To zagrożenie zarówno krótkoterminowe w kontekście podniesienia wieku emerytalnego, jak i długoterminowe na najbliższe 10–15 lat – ocenia Musialik.