Polski startup i niezwykły cel. Czy Smartschool odmieni amerykański rynek edukacji?

Agata Mroczkowska i Konrad Howard
Agata Mroczkowska i Konrad Howard
Chcemy stworzyć rozwiązanie, które będzie podstawowym narzędziem pracy dla amerykańskich nauczycieli, a co za tym idzie, także elementem wsparcia rozwoju dzieci i młodzieży - tłumaczy w rozmowie Agata Mroczkowska, jedna z założycielek Smartschool. O tym, jaki potencjał ma firma, mówi też inwestor - Konrad Howard.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zamknęliście niedawno rundę finansowania, sześć milionów złotych. Nowy samochód już kupiony?

Agata Mroczkowska: Oczywiście, że nie! W głównej mierze pieniądze przeznaczymy na rozwój naszego produktu, umocnienie oraz ekspansję rynkową. Wiemy, że działa, że jest lubiany przez uczniów, ale teraz musimy go rozwinąć.

W jaki sposób?

AM: W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że do tej pory udowodniliśmy, iż tutor AL YOKO potrafi przygotować do amerykańskiego egzaminu SAT. Uczniowie chętnie korzystają z Smartschool i preferują go bardziej niż inne narzędzia, w tym filmy wideo. Teraz chcemy rozwinąć nasz produkt na dużą skalę, a przede wszystkim wejść z nim do szkół.

Czyli zamiast B2C, chcecie skorzystać z promocji przez nauczycieli?

AM: Tak, naszym celem jest stworzenie ze Smartschool narzędzia do pracy dla nauczycieli. Rozwijamy więc jego część B2B, czyli tę łączącą ich z uczniami. Chcemy stworzyć rozwiązanie, które będzie podstawowym narzędziem pracy dla amerykańskich nauczycieli, a co za tym idzie, także elementem wsparcia rozwoju dzieci i młodzieży.

Konrad Howard: Właśnie to podejście skłoniło mnie do większego zaangażowania się w ten projekt. W USA, tak jak i w Polsce, dużym problemem szkolnictwa jest „spłaszczenie edukacji”. Nauczyciel ma w klasie wielu uczniów, nie może poświęcić czasu każdemu z nich. Oznacza to, że nie mają oni możliwości, by rozwijać się tak jak dzieci i młodzież uczęszczająca do małych, prywatnych szkół, gdzie klasa liczy kilka lub kilkanaście osób. Smartschool ma być asystentem, który każdego traktuje indywidualnie, korzysta z dużo szerszej wiedzy, niż ta, którą ma przeciętny nauczyciel. Dodatkowo system jest cierpliwy, nie męczy się i potrafi „prowadzić ucznia za rękę” – wyjaśniać, wskazywać odpowiedzi i sposoby na dotarcie do nich. Już teraz, np. w branży medycznej, badania potwierdzają, że asystenci AI są bardziej empatyczni niż lekarze. Smartschool to taki miły, wyrozumiały nauczyciel, który zawsze ma czas i dostosowuje się do poziomu wiedzy ucznia. Jest też znacznie tańszy niż prywatne lekcje.

Czym różni się Smartschool od tego, co dziś można dość prosto osiągnąć korzystając np. z modeli LLM (dużych modeli językowych) i innych narzędzi AI?

AM: Przygotowanie do egzaminu SAT przy użyciu GPT można porównać do przygotowania się do matury z Wikipedią. To, że znajdziesz tam wszystkie odpowiedzi, nie oznacza, że będziesz przygotowany do radzenia sobie z różnymi pytaniami. U nas działa to w następujący sposób: zakładasz konto i od razu nasz system sprawdza, na jakim poziomie wiedzy jesteś. Dodatkowo ustawiasz, ile czasu masz do egzaminu i jakie wyniki chcesz osiągnąć. Nasz system ma wbudowane duże modele dostosowane do nauki SAT. Na bazie tych informacji Smartschool sprawdza, gdzie masz największe braki i co musisz poprawić, by ten wymarzony wynik osiągnąć i dostać się na wymarzone studia. W ten sposób powstaje zindywidualizowany plan, a tego nie potrafi żaden ChatGPT. Warto dodać, że nasz system opiera się na faktach - jest poprawny i nie tworzy wprowadzających w błąd historii, co często ma miejsce w przypadku popularnych chatów. Smartschool to także indywidualne, psychologiczne podejście. GPT odpowie na pytania, ale nie będzie wspierał ucznia, przypominał mu o wykonywaniu zadań czy obliczał czasu na naukę. Pracujemy nad tym z doświadczonym amerykańskim psychologiem, który wcześniej m.in. przez dekadę rozwijał Noom, popularną platformę wellbeingową. Teraz pomaga nam rozwinąć nasz model AI. W efekcie mamy jeden z najlepszych systemów tutoringowych na świecie.

KH: Dokładnie. Smartschool nie daje gotowego rozwiązania. Najważniejszą wartością systemu jest wiedza, jak przeprowadzić ucznia przez cały proces nauki przygotowującej do SAT/egzaminów. Pamiętajmy też, że Smartschool to będzie narzędzie dla nauczycieli. W USA borykają się oni z dużymi problemami, bo bogatsze dzieci chodzą do prywatnych szkół, a szkoły państwowe są niedofinansowane i po prostu słabsze. Smartschool wyrówna szanse na lepszy start tych biedniejszych dzieci.

Czyli prywatny nauczyciel dla każdego ucznia?

AM: Tak! Dziś nie ma problemu z dostępem do wiedzy, bo ona jest wszędzie, nie jest to jednak edukacja. Potrzebne są jakościowe procesy, równe dla wszystkich. Tymczasem, jeśli chodzi o SAT, to wynik 1300, czyli bardzo dobry, w 70 proc. osiągają uczniowie z 1 proc. najbogatszych rodzin w USA! Jeśli nie należysz do grona TOP1 proc. najbogatszych Amerykanów, twoja szansa na osiągnięcie zadowalającego poziomu z najważniejszego egzaminu w procesie edukacyjnym jest siedmiokrotnie niższa.

KH: System jest dysfunkcyjny i takie firmy jak Smartschool mogą to zmienić. To jest taki „disruptor”. Dlatego inwestujemy w rozwój tego projektu - żeby mieć nie tylko najlepszy produkt na rynku, ale także żeby go promować. Chcemy, by coraz więcej osób mogło uwierzyć w naszą misję.

Tylko pytanie, czy z takich narzędzi i tak będą korzystali ci bogatsi, a wykluczeni jeszcze bardziej zostaną w tyle?

AM: Dokładnych danych nie zbieramy, ale mamy bardzo zróżnicowanych uczniów. To na pewno nie są dzieci, które mają świetne wyniki, bo one naszego narzędzia nie potrzebują. Korzystają jednak ci, którzy są zmotywowani, by osiągnąć dobry poziom, a nie mają środków na prywatnych nauczycieli. Mamy rekordzistów, którzy tygodniowo spędzają z aplikacją po 40 godzin! Ciekawe jest to, że praktycznie każdy uczeń, który instaluje aplikację, ma tzw. „learning gap” w jednym lub w kilku kluczowych tematach. Rozmawiałam z jednym z takich uczniów. Powiedział mi, że przez lata słyszał, że jest za głupi, by coś zrozumieć. Przez pewien czas nie mógł chodzić do szkoły, z tego powodu nie opanował podstaw matematyki i miał trudności ze zrozumieniem bardziej skomplikowanych rzeczy. Kiedy się ich nauczył, zrobił szybki progres i zdał w 90. centylu SAT! Takie historie pokazują, że nasz system jest potrzebny.

Jak, pod względem wyników, sprawdza się Wasz system?

AM: Dane czerpiemy głównie z komunikacji z uczniami. Na bazie informacji zwrotnych od nich na bieżąco udoskonalamy aplikację. Do tej pory skorzystało z niej kilka tysięcy osób, z czego kilkaset już skończyło cały kurs. Wiele z nich wraca, nawet po zdaniu egzaminu, by dalej rozwijać swoją wiedzę. Mogę przedstawić historię jednego z uczniów, który, kiedy zaczynał, znajdował się mniej więcej pośrodku, czyli około sześćdziesiątego centyla. Po dwóch miesiącach regularnej nauki z naszą aplikacją osiągnął wynik na poziomie 96. centyla z matematyki! Taki wynik pozwala na dostanie się na naprawdę topowe uczelnie w USA. Mamy też wiele wiadomości od uczniów, którzy korzystali z naszej aplikacji, sprawdzili konkurencję i w końcu wrócili do nas. Jeden z takich powracających użytkowników zrobił postęp o 150 punktów przez dwa tygodnie, pracując ze Smartschool, a z inną aplikacją tylko o 50 przez dwa miesiące. Co dla nas równie ważne – wielu uczniów staje się naszymi ambasadorami i opowiada o Smartschool swoim znajomym. To buduje naszą rozpoznawalność.

KH: Patrząc na historię czy to Booksy, czy Brainly, można dojść do wniosku, że to właśnie droga „od użytkownika do użytkownika” daje wielką szansę na rozwój. W Dolinie Krzemowej łatwo jest wydać mnóstwo pieniędzy na reklamę, ale niekoniecznie takie produkty utrzymują się na rynku. Z perspektywy polskiego startupu potrzebne jest zbudowanie dobrego rozwiązania, które rozchodzi się organicznie. Tak rozwinęło się Booksy i w ten sam sposób rośnie Smartschool.

Konradzie, jakie są Twoje największe obawy, jeśli chodzi o rozwój Smartschool?

KH: Smartschool mierzy się z bardzo ważnym społecznie problemem i jego rozwój może naprawdę doprowadzić do dużych zmian w edukacji. Jest też „early adopterem”, czyli ma rozwiązanie będące w awangardzie technologii. To nie jest kolejny pomysł bazujący na gotowych modelach GenAI, tylko coś zupełnie nowego. Konkurentami są firmy, które też eksperymentują, więc Smartschool ma szansę na zabłyśnięcie. Potrzeba jednak czegoś, co zrobi różnicę. Mowa tutaj o finansach. Jeśli uda się pozyskać większe pieniądze na rozwój, na wsparcie R&D oraz na masowe dotarcie do szkół i uczniów, to będzie spory sukces.

Czyli pieniądze?

KH: Bardzo wierzę w tę firmę, dlatego w nią zainwestowałem. Potrzebni są kolejni inwestorzy i partnerzy, którzy pomogą w rozwoju na kolejnych etapach. Sam pomysł nie wystarczy. Widziałem wiele świetnych produktów, o których nikt nie usłyszał, ponieważ zostały one schowane do szuflady. Smartschool ma pomysł i uważam, że trafił na rynek w dobrym czasie. Jest bardzo obiecujący, tylko musimy zaangażować mnóstwo ludzi, by z projektu mogli korzystać uczniowie. Czy to osiągniemy? Zależy od tego, czy inni uwierzą w Smartschool tak samo jak ja.

Agato, jakie są w takim razie Wasze plany, by tę wiarę przekuć w rzeczywistość?

AM: To, co mogę powiedzieć w tym momencie, to że przygotowujemy coś innowacyjnego, czego jeszcze nie było na rynku. Wcześniej nie było to możliwe, ponieważ nie mieliśmy tak rozwiniętej sztucznej inteligencji. Bazujemy na gruntownej analizie rynku, sprawdziliśmy, co się udało, a co się nie udało na rynku edtechów – i dlaczego. Generalnie są trzy główne bariery. Pierwsza to sam produkt – technologia, która będzie się podobać użytkownikowi. Edukacja to nie jest coś „sexy”, bo musimy przekonać młode osoby do tego, by odstawiły TikToka czy Instagrama i usiadły do nauki. To wymaga świetnego „user experience”. Druga kwestia to AI. Rozwój tych technologii jest gigantyczny. Ludzie, którzy tworzą startupy w tym obszarze, dopiero się jej uczą. GenAI pojawiło się półtora roku temu i tak naprawdę nie wiemy, co wydarzy się w następnych miesiącach. Dlatego wiele osób rezygnuje z rozwoju własnych pomysłów, bo przecież zaraz ChatGPT zrobi to lepiej. Trzecia bariera to zrozumienie, jak działa świat edukacji. Kto podejmuje decyzje, kto za co płaci, jak ten system funkcjonuje i kto decyduje o tym, czego i jak się naucza, z jakich materiałów korzystają uczniowie… W USA to działa zupełnie inaczej niż na rynkach europejskich. Dużo większe znaczenie ma dotarcie do instytucji oświatowych, które są obudowane przepisami i przyzwyczajeniami oraz umiejętność rozmowy z przedstawicielami szkół. To są trzy główne ryzyka, oprócz, naturalnie, codziennego budowania biznesu. Myślę natomiast, że weszliśmy już na tyle głęboko w ten temat, że chyba żadna z dodatkowych barier nas nie zaskoczy.

Czyli co szykujecie w najbliższym czasie?

AM: Chcemy zrobić ze Smartschool asystenta dla nauczyciela. Będziemy eksperymentować, by funkcję tę wykonywał jak najlepiej – także angażując osoby uczące. W ciągu ostatnich miesięcy rozmawialiśmy z setkami nauczycieli, poświęciliśmy na to tysiące godzin. Staraliśmy się zrozumieć, czego oni potrzebują i co możemy im zaoferować. Smartschool ma trzech founderów, co pokazuje skalę wyzwania, z jaką się mierzymy. Dziś jesteśmy na etapie testowania prototypów tych aplikacji i widzimy, że reakcje nauczycieli są bardzo pozytywne. Matt, nasz cofounder, codziennie odwiedza szkoły, organizuje spotkania z nauczycielami oraz uczniami i dosłownie po każdej takiej wizycie, wieczorami, ulepsza aplikację.

Czyli zmieniacie pierwotny plan dotarcia do uczniów – i będziecie docierali do nauczycieli?

AM: Tak, dokładnie. Pamiętajmy, że w amerykańskiej szkole publicznej klasy mają od 35 do 40 uczniów, czyli więcej niż w Polsce. Ci uczniowie są na różnym poziomie – nauczyciele rozróżniają trzy grupy: „low”, „medium” i „high”. Osoba ucząca musi w czasie lekcji dotrzeć do każdej młodej osoby. To praktycznie niemożliwe – dlatego pomoże im w tym nasz asystent, który np. przygotuje zadania dla poszczególnych grup i podpowie uczniom, jak je zrealizować. Nauczycielowi natomiast da informację zwrotną dotyczącą poziomu wiedzy podopiecznych.

A jak wygląda harmonogram rozwoju tego asystenta?

AM: W planach mamy kontynuacją pracę naszej technologii SAT oraz rozbudowę modelu, który pozwoli nam na obecność w szkołach. I już dziś przygotowujemy się do wprowadzenia tego rozwiązania do pierwszych szkół od nowego roku szkolnego. Dlatego tak ważna jest dla nas kwestia współpracy z nauczycielami.

KH: Plany są bardzo ambitne, ale już teraz cieszymy się, że rynek dobrze przyjął Smartschool, jesteśmy więc nastawieni na sukces.

Rozumiem, że szukacie nie tylko inwestorów z USA?

KH: Dokładnie, jesteśmy otwarci na każdego inwestora, który chce zmienić rzeczywistość, w której działamy. Oczywiście Smartschool jest nakierowany na rynek amerykański, bo po prostu jest on wielki i ma zupełnie inne możliwości wsparcia innowacji. Natomiast polscy inwestorzy mogą jak najbardziej nas wesprzeć.

AM: Kraj nie ma dla nas znaczenia. Na pewno chcemy szybciej rosnąć, ale potrzebujemy też kontaktów i możliwości rozwoju.

Czy Wasz algorytm może w ogóle działać na innych rynkach niż tylko w USA? Przykładowo, w Europie?

AM: Smartschool jest przede wszystkim zintegrowany z amerykańskim systemem edukacji i dostosowany do potrzeb uczniów zdających SAT. Natomiast nie zamykamy się na inne rynki - nasza platforma jest dostępna na całym świecie. Choć ponad 95 proc. użytkowników Smartschool pochodzi z USA, to zdarzają się także uczniowie z innych krajów. Mieliśmy np. uczennicę z Maroka, która przygotowywała się do SAT, ponieważ chciała studiować w Stanach. Z naszą pomocą takie osoby uzyskają wynik, który pozwoli im spełnić marzenia. Stany Zjednoczone to odpowiedni dla nas rynek także ze względu na digitalizację szkolnictwa i zrozumienie, że technologie są bardzo istotne w pracy nauczycieli.

ZOBACZ RÓWNIEŻ