Perfekcyjna wizja
Fot. Lidia Skuzaz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2015 (3)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Nie każdy salon optyczny może mieć w ofercie okulary Tag Heuer czy Chanel. Rzecz w tym, że te luksusowe marki uważnie dysponują swoimi „autoryzacjami” i są bardzo wybredne, podpisując umowy na dystrybucję swych produktów. Na przykład Chanel na całą Polskę przewidział dokładnie 33 autoryzacje. I ani jednej więcej. Jeśli w najbliższym czasie jakiś salon rozpocznie sprzedaż oprawek tej marki, będzie to oznaczać, że jakiś inny właśnie autoryzację utracił.
Małżeństwo Lucyny i Marka Przyborków ma aż dwie autoryzacje. Otrzymały je ich salony Perfect Vision: jedną ten przy Krakowskim Przedmieściu, a drugą – przy Nowym Świecie w Warszawie. Na możliwość wprowadzenia do oferty najbardziej ekskluzywnych marek trzeba sobie jednak zapracować. – Należy spełniać masę kryteriów, w tym te dotyczące lokalizacji, wystroju, oferty, obsługi klienta. Nie jest to łatwe, dlatego ogromnie się cieszymy, że nam się udało – mówi Lucyna Przyborek.
Wszystko sami
Choć oboje jak ognia unikają słowa „sukces”, ich dorobek jest naprawdę imponujący. Siedem salonów w najlepszych warszawskich lokalizacjach i mnóstwo powracających, zadowolonych klientów, także z zagranicy. To wszystko stworzone jedynie dzięki własnym pomysłom i staraniom.
– Oboje jesteśmy po studiach ekonomicznych. Ja pracowałam w branży biurowej, między innymi jako przedstawiciel handlowy Office Depot, a potem w dziale szkoleń w jednostce Ministerstwa Pracy – opowiada Lucyna Przyborek. Jej mąż to były dyrektor generalny Bic Polska.
Ciepła posadka i stała pensja często wygrywają w konfrontacji z całodobową harówką i niepewnym zyskiem, nawet jeśli jest to praca na własny rachunek. Potwierdzają to badania. W 2013 r. Interaktywny Instytut Badań Rynkowych (od lutego w Grupie IQS) wykazał, że aż 61 proc. Polaków zastanawia się nad założeniem własnego przedsiębiorstwa, lecz działalność gospodarczą (w tym jednoosobową) prowadzi tylko 10 proc. Lucyna Przyborek porzucenia etatu jednak nie żałuje. Co więcej, razem z mężem spożytkowali z nawiązką zdobyte wcześniej doświadczenie: nie korzystają na przykład z pomocy speców od finansów, marketingu czy strategii biznesowej. Wszystko robią własnym sumptem.
Pierwszy salon Perfect Vision powstał w 2010 r. przy ul. Gagarina. – Zaczynaliśmy od sprowadzania tanich oprawek z Chin, ale dość szybko musieliśmy nanieść poprawki w biznesplanie.
Okazało się, że polski klient staje się coraz bardziej wymagający. Do oferty sukcesywnie zaczęto więc włączać znane światowe marki. Wypadało się również odróżnić od salonów, które już były obecne na stołecznym rynku i posiadały bardzo mocną pozycję – czy to jako optyk z tradycjami, czy jako ekspert od szybkiej obsługi klienta.
– Chcieliśmy się wyróżnić i być bardziej trendy – wyjaśnia Lucyna Przyborek. – Postanowiliśmy, że podstawą naszego działania będą trzy filary: nowoczesny wygląd, komfort widzenia i profesjonalna obsługa.
Pierwszy filar zrealizowano poprzez eleganckie i przejrzyste wyeksponowanie okularów w salonach, w których dominują biel, czerwień i czerń. – Do naszej oferty dobieramy marki, które są dobre jakościowo. Śledzimy trendy, mamy nowości. Klienci podróżują, są coraz bardziej świadomi tego, co jest teraz modne, znają wręcz nazwy kolekcji, więc i my musimy cały czas się dokształcać.
Oprócz wspomnianych Chanel i Tag Heuer, w salonach Perfect Vision znajdziemy także okulary korekcyjne oraz przeciwsłoneczne, m.in. marek Prada, Versace, Bvlgari, Alain Mikli, Porsche Design, Dior, Miu Miu, Ray Ban, Gucci czy Marc Jacobs. Są też wykonane ze złota okulary marki Fred, których sama oprawka kosztuje kilka tysięcy złotych. Najdroższy jednak model, jaki sprzedano, pochodził z limitowanej kolekcji Tag Heuer – zauszniki były ze skóry aligatora. Mimo ceny (7,6 tys. zł) szybko znalazł nabywcę. Do oferty niebawem dołączy Tom Ford.
Poczta pantoflowa
Właściciele Perfect Vision przyznają, że nie weszli na głęboką wodę, jeśli chodzi o marketing. Od czasu do czasu prowadzone są jedynie akcje we współpracy z poszczególnymi producentami okularów – na przykład promocja nowej kolekcji oprawek, połączona z poradami stylistów.
– Uważam, że najskuteczniejszy jest marketing szeptany i to na niego stawiamy. Bardzo zależy nam, by zadowoleni klienci polecali nas innym – zdradza Lucyna Przyborek. Tu właśnie na plan pierwszy wysuwa się drugi filar – zapewnienie klientom komfortu widzenia. Dlatego Przyborkowie postawili na zaawansowane technologie z branży optycznej. W ich salonach znajdują się najnowocześniejsze urządzenia pomiarowe, jak choćby panel lustrzany z wbudowanymi kamerami, dzięki któremu soczewki są idealnie „skrojone na miarę”.
Ale tradycyjne zasady, wykorzystywane w optyce, nie są ignorowane. Założycielka firmy przyznaje, że po wyjściu klienta nawet jeszcze przez godzinę trwa analiza, jaka soczewka będzie najodpowiedniejsza w przypadku jego wady wzroku.
Wreszcie, trzeci filar, czyli profesjonalna obsługa – oczywiście, nie kończy się na uśmiechach i uprzejmości. – Ja i moi pracownicy nie jesteśmy sprzedawcami, tylko konsultantami. Musimy doskonale znać zasady stylizacji, a także optyki. Doradzać tak, żeby klient świetnie widział i świetnie wyglądał. Nigdy nie przestanę się szkolić, bo w tym jest siła – mówi Lucyna Przyborek. Jej pracownicy uczestniczą więc w szkoleniach na certyfikowanych doradców.
Pańskie oko konia tuczy
Słuszność tej strategii została również niespodziewanie potwierdzona w 2014 r. Wówczas w Perfect Vision pojawił się „tajemniczy klient”, czyli badacz przysłany incognito przez Luxotticę – międzynarodowego dystrybutora wielu luksusowych marek okularów. W wyniku tego badania jeden z salonów Przyborków zdobył II miejsce w Polsce za najlepszą obsługę.
– Lubię tajemniczego klienta, gdyż bardzo stymuluje. Kiedyś, na skutek jego słusznych zastrzeżeń, musiałam pożegnać zespół jednego z salonów. To tylko wyszło nam na dobre – wspomina Lucyna Przyborek.
Perfect Vision jest firmą rodzinną i taką ma na razie pozostać, mimo pojawiających się coraz częściej ofert od potencjalnych inwestorów czy chętnych, by przekształcić salony w sieć franczyzową. Kontrola prowadzona przez właścicieli i ich codzienne wizyty w każdej z placówek pomagają utrzymać odpowiednią jakość obsługi i osobisty kontakt ze stałymi klientami. Dlatego firma Przyborków nie ma w planach ekspansji poza Warszawę. Przynajmniej teraz.
Oczywiście, strategia tego typu powoduje piętrzenie się obowiązków. – Nigdy wcześniej tak dużo nie pracowałam. Ale nigdy nie miałam także wątpliwości, że warto było zakładać własny biznes – zauważa Lucyna Przyborek. – Mam swobodę w podejmowaniu decyzji. Gdy popełnię jakiś błąd, mogę mieć pretensje tylko do siebie. Uwielbiam swoją pracę, klientów i mój zespół. Sama też codziennie obsługuję klientów, bo sprawia mi to wielką satysfakcję, a jednocześnie pozwala weryfikować, czy droga, którą podążamy, jest prawidłowa.
Najtrudniejsze w biznesie rodzinnym?
– Podzielenie się obowiązkami z mężem. U nas musiało upłynąć dwa i pół roku, zanim to nastąpiło. Mąż zajmuje się finansami, a ja całą resztą. I staramy się w domu nie mówić o pracy – to też jest bardzo trudne, jednak konieczne, bo córki i znajomi o sprawach firmy nie mogą już więcej słuchać.
Kwestie finansowe również nie są łatwe. Każdy miesiąc jest nowym wyzwaniem, ponieważ nikt nie jest w stanie przewidzieć koniunktury na produkt luksusowy. Rzadko, ale zdarzają się miesiące, gdy sprzedaż jest po prostu beznadziejna. I choć firma zawsze była wypłacalna wobec dostawców, kredytodawców czy personelu, to nie jest jeszcze na takim etapie, by jej właściciele mogli stwierdzić: „To jest dochód, o jakim zawsze marzyliśmy”.
Jednak cały trud, zmęczenie i troski mijają, gdy wraca klient, którego nikt by się ponownie nie spodziewał. – Jak pewna starsza pani ze Szwecji, która przychodzi do nas na zakupy za każdym razem, gdy jest akurat z wycieczką w Polsce. I chwali nas, że nigdzie, choć próbowała już w kilku krajach, nie potrafią jej dobrać okularów tak dobrze jak w naszej firmie.
Więcej możesz przeczytać w 3/2015 (3) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.