Jeszcze w zielone nie gramy
Kombinat Konopny, fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2021 (66)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Kanada. Kraj, który zamieszkuje ok. 40 mln mieszkańców. Sportem narodowym jest hokej na lodzie, a ukochanym przysmakiem „ogon bobra”, czyli deser robiony z ciasta pszennego z dodatkiem syropu klonowego lub nutelli. Ponoć marzeniem każdego Kanadyjczyka jest posiadanie domku letniskowego nad jeziorem.
Ale to również kraj, który ma inne, mniej znane oblicze. – Strasznie często mówi pan o tej Kanadzie – zwracam uwagę Zbigniewowi Pisarskiemu, przewodniczącemu rady nadzorczej CanPoland, a więc spółki zajmującej się produkcją wyrobów leczniczych na bazie konopi, gdy ten po raz kolejny porównuje Polskę właśnie do Kanady. – Jeśli chodzi o rynek konopny, to w zasadzie łączy nas jedynie liczba mieszkańców. Kanada ma dużo bardziej liberalne prawo, wiele tamtejszych spółek zajmujących się konopiami jest notowanych na światowych giełdach. Jeden z naszych inwestorów pochodzi z Ameryki Północnej – tłumaczy przedsiębiorca.
A więc jeszcze jeden początek tekstu, bardziej adekwatny.
Kanada. To pierwszy członek grupy G7, który zalegalizował marihuanę na użytek rekreacyjny w całym kraju. Rząd sprawuje ścisły nadzór nad firmami działającymi na rynku konopnym, a samą jego wartość szacuje się tam na kilkadziesiąt miliardów dolarów. Choć nie wszystko poszło zgodnie z planem – wiele lokalnych spółek, na czele z wiodącą
Canopy Growth Corporation, zanotowało w ostatnich latach spore spadki wartości – to polscy przedsiębiorcy wciąż z zazdrością spoglądają na flagę z czerwonym liściem klonowym na białym tle.
Bo w Kanadzie – jak słyszę – nikt firmom nie przeszkadza. A w Polsce podobno tak.
Polskie konopie. Rozpędzający się samochód
– Czy branża konopna w Polsce przeżywa właśnie swoje momentum? Nie, bo to proces, który trwa od kilku lat – tłumaczy Maciek Kowalski, szef i założyciel Kombinatu Konopnego. Z tym rynkiem związany jest od dawna: był rzecznikiem stowarzyszenia Wolne Konopie, a także kierował „Spliff – Gazetą Konopną”, której ok. 25-tysięczny nakład trafiał głównie do skate shopów.
Jak sam o sobie mówi, przedsiębiorcą został w 2014 r., kiedy założył spółkę HemPoland produkującą przede wszystkim olejki CBD. Firmę jesienią 2018 r. przejął kanadyjski, a jakże!, holding The Green Organic Dutchman, wyceniając ją jednocześnie na 100 mln zł. Kowalski niedługo potem przestał być prezesem HemPoland, ale już po kilku miesiącach ruszył z nową inicjatywą – Kombinatem Konopnym. W wywiadach podkreśla, że pomysł na nową firmę był taki, żeby wykorzystać nie tylko kwiaty konopi, ale również pozostałą część rośliny.
Dziś jest nazywany „królem polskiego crowdfundingu”, bo emisja akcji, jaką w listopadzie 2020 r. przeprowadził jego Kombinat okazała się spektakularnym sukcesem – w niespełna 40 min zebrano ponad 4 mln zł. – Konopie nie są przemijającą modą – mówi Maciek Kowalski, który rynek konopny w Polsce porównuje do rozpędzającego się samochodu. I rzeczywiście coś w tym jest, gdyż po czarnym okresie branża powoli znów staje się zielona.
Jeszcze w latach 60. i 70. XX w. nasz kraj był eksportową potęgą w produkcji konopi, głównie na potrzeby wyrobów włókienniczych. Wraz z pojawiającymi się na rynku syntetycznymi zamiennikami, rynek zaczął podupadać, mimo że eksperci podkreślają, że Polska – pod względem klimatu – jest dobrym miejscem do uprawy tej rośliny. Chwilowym gwoździem do trumny okazały się rządy AWS, za których czasów, w 2000 r., zaostrzono przepisy dotychczas dopuszczające posiadanie nieznacznej ilości marihuany. Wszystko co było produkowane na bazie konopi zaczęto wrzucać do jednego worka ze szkodliwymi substancjami psychoaktywnymi.
Sytuację próbował zmieniać Maciek Kowalski, który razem z innymi aktywistami kilka lat temu składał projekty dekryminalizacji, ale nad nimi nawet nie debatowano, ponieważ Ewa Kopacz – ówczesna premier – trzymała je w sejmowej „zamrażarce”.
Więcej o tym, co dzieje się na rynku polskich konopi
Uniwersytet a firma szkoleniowa
Obecnie w Polsce można uprawiać konopie siewne o stężeniu THC do 0,20 proc., co mocno obniża konkurencyjność rodzimych rolników – w krajach Europy Zachodniej granicę dopuszczalnego stężenia THC ustala się między 0,3 a 1 proc (tak jest w Szwajcarii). Ewa Melania Gryt z General Hemp Marketing zauważa: – Ekstrakty konopne najczęściej rejestrujemy jako suplementy diety. Jedna ustawa pozwala nam uprawiać rośliny do 0,2 THC, a inna nie. Od lat prosimy różne instytucje, by lepiej uregulowały rynek, ale zmiany nie są na rękę politykom, które często idą ramię w ramię z koncernami farmaceutycznymi.
„Legalne konopie” w Polsce wykorzystuje się przede wszystkim w medycynie oraz przemyśle. Pozyskiwanym z ich kwiatów olejkiem CBD leczy się m.in. chorych na padaczkę. Jeśli chodzi o medyczne wykorzystanie konopi, to rynek jest dokładnie określony – taka branża. – Żeby wykonać jakikolwiek obrót surowcem farmaceutycznym, trzeba posiadać szereg zezwoleń, dysponować infrastrukturą, zatrudniać przeszkolony personel. To nas odróżnia od tej części branży, która stosuje konopie w celach nieleczniczych. To tak jakby porównać firmę szkoleniową do uniwersytetu. I tu, i tu jest charakter edukacyjny, ale firmę możemy zacząć prowadzić w zasadzie od razu, a uczelnia wyższa musi mieć kadrę, budynek, licencje – tłumaczy farmaceuta Bartłomiej Wasilewski, współzałożyciel CanPoland SA. To spółka posiadająca zezwolenie na obrót medyczną marihuaną w Polsce, już dziś należąca do jej wiodących krajowych eksporterów.
Jeśli przyjrzymy się temu, co dzieje się w Europie i na świecie, to dostrzeżemy jednoznaczny trend liberalizacyjny, jeśli chodzi o branżę konopną. Kilka tygodni temu Organizacja Narodów Zjednoczonych zastosowała się do zaleceń WHO i pośrednio uznała medyczne właściwości konopi indyjskich (a więc tych zawierających znacznie większe stężenie THC odpowiedzialnego za odurzające działanie rośliny). Zmiana polega na tym, że przestano klasyfikować marihuanę jako niebezpieczną i silnie uzależniającą substancję stawianą w zasadzie na równi np. z heroiną.
Kiedy jakiś czas temu w Londynie organizowano konferencję poświęconą konopiom, minister gospodarki Malty zapewnił, że jego kraj tak dostosuje przepisy, by europejskie firmy mogły się u nich rejestrować i legalnie sprowadzać do Unii konopie spoza Europy. – Do Polski wszystko dociera z opóźnieniem. Jestem zaskoczony, jak bardzo nie potrafimy wykorzystać gospodarczej szansy, jaką dają konopie – żali się Zbigniew Pisarski.
A szansa ta jest wyceniana na 4 mld euro w ciągu najbliższych siedmiu lat. Taką wartość rodzimego rynku konopnego podała londyńska firma konsultingowa Prohibition Partners. I są to ostrożne szacunki, bo organizacja Euromonitor International szacuje, że w 2025 r. będzie on warty 5 mld zł. Niechęć do legalizacji marihuany do celów rekreacyjnych jest wśród rządzących doskonale znana, nieco przychylniej traktuje się jednak konopie siewne. W końcu stycznia br. odbyło się posiedzenie Podkomisji ds. biogospodarki i innowacyjności w rolnictwie. Choć sekretarz stanu Ryszard Bartosik podkreślał wówczas znaczenie upraw konopi włóknistych dla rozwoju polskiego rolnictwa, nie odpowiedział na naszą prośbę o wywiad.
– Sami Polacy dojrzeli do zmiany. Gdybym mógł oferować produkty z większym stężeniem THC, a technologicznie wszystko mam ku temu gotowe, nie miałbym problemu ze znalezieniem zbytu oraz inwestorów. Chętnie płaciłbym te milionowe podatki co miesiąc – twierdzi Maciek Kowalski.
Konopie jak gry
Wróćmy znów na chwilę do Kanady. Tam swego czasu powstawało wiele przedsiębiorstw „wydmuszek”, które na konopiach chciały wyłącznie zarobić. Powstawały wątpliwej reputacji spółki mające wywrzeć dobre wrażenie na potencjalnych inwestorach.
– Po sukcesie emisji akcji Kombinatu Konopnego pojawiło się kilka firm, które mówią: „my też!”. Niektóre są uczciwe, ale są też i takie uszyte stricte pod crowdfunding. Robi się bańka, co może doprowadzić do tego, że rynek konopny podzieli los gamingu, gdzie często autentyczna zajawka na gry wideo i frajda z ich tworzenia zmienia się po prostu w pragmatyczny biznes – tłumaczy Kowalski. W sieci można znaleźć kilka spółek, które ewoluowały z innych branż, np. właśnie z gamingu czy marketingu.
Dlatego Kombinat zdecydował się na wypuszczenie akcji właśnie w takim momencie. – Rozpoczęliśmy emisję, bo wiedziałem, że prędzej czy później ktoś to i tak zrobi. Nie chciałem, żeby w branży inwestycyjnej panowało przekonanie, że rynek konopny to ściemniacze – dodaje założyciel Kombinatu Konopnego. – Rozwój rynku wkrótce się ustabilizuje. Przemysł konopny będzie rozwijał się w coraz to nowych kierunkach, np. w przemyśle papierniczym, więc może się okazać, że ten, kto odpowiednio wcześnie zainwestował w tę branżę, na pewno na niej nie straci – zauważa Ewa Melania Gryt.
Inną sprawą jest, że bariera wejścia na ten rynek bywa nie do przeskoczenia dla wielu przedsiębiorców. Pisarski i Wasilewski zainwestowali w firmę już ponad 7 mln zł. Nie tak dawno musieli sprowadzić z Azji specjalną wagę do precyzyjnego odmierzania suszu wpadającego do opakowań. – Kosztowała nas kilkaset tysięcy złotych, a wygląda jak ruletka – zdradza Pisarski.
Talerze i wybiegi
Ale konopie siewne to nie tylko leki, rekreacja i przemysł. To roślina, która coraz odważniej wkracza również na szeroko rozumiane lifestyle’owe salony. NAGO to polska marka, która w zasadzie od początku działalności udowadnia, że możliwe jest szycie ubrań bez szkodliwego wpływu na naszą planetę. Kilka miesięcy temu firma zaprezentowała kolekcję uszytą z lekkiej, przyjemnej dla skóry dzianiny z domieszką konopi, a Julia Turewicz – założycielka marki – tak wypowiadała się na temat nowych ubrań na łamach Avanti24.pl: – Nieustannie pracujemy nad zminimalizowaniem naszego wpływu na środowisko. Wprowadzenie hempu do oferty poprzedziło również jego testowanie „na nas”. Chcieliśmy mieć pewność, że ubrania, które zamierzamy sprzedawać klientom są możliwie najwyższej jakości.
Charakterystyka włókien konopnych sprawia, że materiał nie zużywa się tak jak inne, a z każdym praniem zyskuje na miękkości i wytrzymałości.
Małgorzata Szakuła to z kolei blogerka kulinarna, która przekonuje, że konopie z powodzeniem może być użyte również w kuchni. Swoimi przepisami od dawna dzieli się na swoim blogu Smiling Spoon, dostępne są też książki. Szakuła poleca np. z konopnym akcentem wegańskie tiramisu czy orkiszowe cebularze. Łodyga zamiast kwiatów
To, że rodzimy rynek konopny nadal będzie się rozwijać jest raczej pewne; tak przynajmniej twierdzą nasi rozmówcy. Sami mają wiele planów. Kombinat Konopny rozważa przeprowadzenie w przyszłym roku kolejnej emisji akcji – jej ewentualny sukces być może przyspieszy giełdowy debiut, który obecnie jest zapowiadany na 2025 r. – Żeby w ogóle rozmawiać o wejściu na giełdę, to kapitalizacja spółki musi wynosić co najmniej 12 mln euro. Tyle teraz nie wynosi, ale być może przeskoczymy ten pułap po drugiej emisji. Nie mam zamiaru debiutować na NewConnect, bo tam są niższe wymogi, więc duża część podmiotów to spółki o wątpliwej reputacji. Nie chcę być w takim towarzystwie – deklaruje Maciek Kowalski.
Oczywiście nie wszystkie spółki są – jak ocenia Kowalski – wątpliwej reputacji. Tego typu wizerunek odkłamuje CanPoland, które już teraz poczyniło odpowiednie kroki prawne, by znaleźć się na NewConnect. Ludzie nieprzychylni rynkowi farmaceutycznemu lubią pytać o moralność jego przedstawicieli. – To obłudne pytania, bo z jednej strony chcemy mieć dostęp do terapii, a z drugiej ganimy firmy, które dostarczają lek. Prowadzimy firmę, więc bilans zysków do strat musi być dodatni. Nie zapominajmy, że medyczna marihuana jest teraz objęta 23-procentowym podatkiem VAT, podczas gdy inne leki zaledwie 8-procentowym. To karanie ludzi, którzy muszą korzystać z tego specyfiku – podkreśla Bartłomiej Wasilewski.
Krytycznie o branży farmaceutycznej wypowiada się Ewa Melania Gryt, która uważa, że w jej interesie jest, by ludzie nie leczyli się naturalnie. – Kannabinoidy są intratne, bo działają. Koncern farmaceutyczny, żeby wyprodukować lek, musi zrobić patent. A żeby zrobić patent, musi wyciągnąć odpowiednią substancję, a najlepiej ją lekko zmodyfikować. Tymczasem każda taka ingerencja sprawia, że dana substancja nie ma już tak szerokiego zastosowania jak w warunkach naturalnych. Warto zauważyć, że w samym tylko ekstrakcie konopnym jest ponad 1400 różnych związków.
---------------------------------------
Trzeba dobrych regulacji
Piotr Kochański, partner zarządzający, założyciel firmy prawniczej Kochański & Partners
Światowy rynek konopi jest jednym z najszybciej rosnących sektorów, a w wielu krajach UE konopie siewne stanowią siłę napędową gospodarki. Roślina może być uprawiana praktycznie na każdym gruncie, niezależnie od warunków klimatycznych. Skąd więc na razie marginalny udział branży konopnej w polskiej gospodarce? – Fundamentalną barierę dla jej rozwoju stanowią aspekty regulacyjne. Chociaż konopie przemysłowe charakteryzują się niską zawartością substancji psychoaktywnej THC (co znacząco różni je od tych indyjskich), to ich uprawa w Polsce obecnie wiąże się z licznymi obostrzeniami. Oprócz zezwolenia na uprawę producent konopi włóknistych musi także mieć umowę kontraktacyjną. Prowadząc taką plantację, trzeba się liczyć z ciągłymi kontrolami, niezastosowanie się do przepisów może skutkować karą grzywny lub pozbawienia wolności nawet do lat 8. Rygorystyczne regulacje oraz niejasności interpretacyjne mogą prowadzić do wypierania krajowego przetwórstwa przez import produktów z krajów unijnych, w których status branży został w pełni uregulowany.
Musimy uporządkować stan prawny i skonsolidować przepisy dotyczące konopi przemysłowych. W USA trwa obecnie konopna hossa, która dotarła już także na warszawską GPW. Eksperci Euromonitora prognozują, że rynek CBD w Polsce może osiągnąć do 2025 r. wartość 5 mld zł. To niebagatelna kwota, którą rodzimi przetwórcy mogliby wygenerować dla gospodarki, jeśli tylko będą mieli możliwość funkcjonowania w sprzyjającym otoczeniu regulacyjnym.
---------------------------------------
Jakie największe wyzwania czekają obecnie branżę konopną?
Maciek Kowalski
Największym wyzwaniem są niezmiennie regulacje prawne, ich nieprecyzyjność, zależność od widzimisię pojedynczych urzędników. Siedzi pani Sylwia w mazowieckim urzędzie i mówi, że nie można w tej gminie uprawiać konopi. Oczywiście panią Sylwię można podać za to do sądu i będzie kobieta płacić odszkodowanie do końca życia, ale jej decyzja opóźni proces zasiewu, bo nie dostaliśmy pieczątki z orzełkiem.
Ewa Melania Gryt
Obecnie największym problemem jest to, że nie potrafimy tej rośliny zebrać z pola i w całości jej wykorzystać. Jeśli zbieram kwiaty, to łodygę muszę zostawić na polu, bo nie mam firmy, która przetworzy ją na produkty wytwarzane ze słomy, jak np. beton konopny. Muszą powstawać lokalne kompleksy zajmujące się tego typu sprawami, bo transport łodygi np. do Niemiec jest nieopłacalny. Choć polski rynek konopny stale rośnie, czeka go jeszcze wiele przeszkód. Jeszcze w zielone nie gramy, ale wiosenne deszcze już budzą ruń zieloną.
Więcej możesz przeczytać w 3/2021 (66) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.