Ten straszny dług

Dług technologiczny
Dług technologiczny, fot. Shutterstock
Niemal rok temu opublikowaliśmy obszerny raport poświęcony długowi technologicznemu. Nasi rozmówcy przestrzegali wówczas, ŻE to odpowiedni moment, by bić na alarm, ponieważ dług cyfrowy w przedsiębiorstwach staje się coraz powszechniejszy, hamując tym samym rozwój gospodarki. Jak wygląda obecny stan?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2023 (94)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

No więc przypomnijmy. Z długiem technologicznym jest jak ze sprzątaniem. Jeśli robisz to na bieżąco, czynność zajmuje ci raptem kilka minut dziennie. Natomiast jeśli odkładasz nawet mycie naczyń i odkurzanie, później przez cały weekend musisz odgruzowywać mieszkanie. – Kiedy jesteś właścicielem samochodu, natychmiast powinieneś się zajmować każdą usterką, w innym wypadku auto w końcu się rozkraczy – opisał istotę długu technologicznego jeden z naszych rozmówców.

Pojęcie cyfrowego zadłużenia wprowadził amerykański programista Howard G. „Ward” Cunningham, pionier wzorców projektowych oraz autor pierwszego systemu typu wiki. Programista opisał dług technologiczny jako coś, co powstaje podczas budowania rozwiązań informatycznych „na skróty”, gdy ma się jednocześnie świadomość, że do wykonywanego zadania konieczny będzie powrót w przyszłości. Jeśli taki tok myślenia towarzyszy pojedynczym zmianom w kodzie, dług okaże się niewielki – większym problemem stają się gruntowniejsze decyzje architekturalne, mogące pociągnąć za sobą konieczność przerabiania całych systemów.

Co wynika z powyższych definicji? Że dług technologiczny wcale nie różni się od długu finansowego. Bo z jednej strony dzięki pożyczce możemy kupić rzeczy, które chcemy w danym momencie mieć, ale z drugiej – jeśli nie spłacimy zobowiązań na czas, dług staje się niebezpieczny.

Byle szybko

Jednym z głównych powodów powstawania długu cyfrowego jest złe zarządzanie projektami. Według raportu PMI (Project Management Institute) aż trzy na pięć firm otwarcie przyznaje, że nie rozumie wartości zarządzania projektami, co przekłada się na zmarnowanie średnio nawet 12 proc. budżetu przeznaczonego na daną aktywność. Dodatkowo – jak wynika z opracowań PwC – zaledwie niespełna 3 proc. przedsiębiorstw kończy wszystkie zaplanowane projekty, a średnio jeden na sześć projektów przekroczyło koszty o 200 proc. lub więcej. 

Jeśli lider niepewnie zarządza i nie rozumie potrzeb zespołu, pracownicy są mniej wydajni i popełniają błędy. Już w 2018 r. eksperci Stripe’a stwierdzili w raporcie, że każdy programista tygodniowo spędza minimum 13 godz. na zadaniach związanych z długiem technologicznym. Z kolei w ankiecie firmy doradczej McKinsey z 2021 r. menedżerowie IT oszacowali, że nawet do 20 proc. budżetu przeznaczanego na technologie i innowacje jest „przepalane” na rozwiązywanie właśnie problemów związanych z cyfrowym zadłużeniem.

Złe zarządzanie oznacza najczęściej presję czasu. Szefowie projektów – nierozumiejący w pełni potrzeb działów IT – wymuszają na zespole trudne do dotrzymania terminy, dlatego specjaliści są zmuszeni opracowywać pewne rozwiązania pobieżnie. – Z tym wiąże się kolejny bardzo powszechny błąd. Niestety raczej niewielu przedsiębiorców zdaje sobie sprawę z możliwości, jakie dają gotowe, dostępne na rynku rozwiązania. Menedżerowie naciskają na informatyków, by ci pracowali nad czymś, co można bez problemu wdrożyć za odpowiednią opłatą. Naprawdę nie wszystko powinniśmy wynajdować na nowo – mówi nam przedstawiciel dużego polskiego software house’u. Do tego punktu jeszcze wrócimy.

Eksperci lubią porównywać tę współpracę – i wzajemne zrozumienie kadr – do małżeństwa, w którym potrzeba przecież prawdziwego zaangażowania obu stron, żeby udało się stworzyć trwały i dobry związek. Nie zapominajmy, że programistom też zależy na tym, żeby tworzyć aplikacje, które są użyteczne.

Hamulce

Stawianie tezy, że to coraz powszechniejszy dług technologiczny jest głównym hamulcowym rozwoju polskich MSP byłoby zbyt odważne. Na pewno sam biznes zaczął wreszcie dostrzegać, że to zjawisko, którego nie wolno lekceważyć. W raporcie Polcomu i Intela pt. „Inwestycje IT w kierunku rozwoju polskich firm w latach 2021-2022” aż 65 proc. przedsiębiorców wskazało dług cyfrowy jako przeszkodę, która w znaczącym stopniu utrudnia rozwój ich organizacji.

Konsekwencje cyfrowego zadłużenia nie zawsze są oczywiste. Wszelkie raporty dowodzą, że na rynku brakuje specjalistów IT – w samej tylko Unii Europejskiej ten niedobór szacuje się na kilkaset tysięcy fachowców. By zatrzymać przy sobie największe talenty – które przecież mogą pracować dla międzynarodowych korporacji z dowolnego miejsca – nie wystarczą już wyłącznie zachęty finansowe (choć te oczywiście wciąż są bardzo ważne!). Z danych wynika, że ponad 50 proc. deweloperów zrezygnowało lub rozważało odejście z pracy z powodu długu technologicznego. – Wszystko, co mówią o rotacji w branży, to prawda. Mam ogromne doświadczenie i niemałe umiejętności, więc raczej bez problemu otrzymuję kolejne zlecenia. Może nie analizuję firm do potencjalnej współpracy pod kątem tego, czy występuje u nich dług technologiczny, ale na pewno zwracam ogromną uwagę na to, czy projekt menedżerowie rozumieją moje potrzeby. Jeśli nie, to w 9 na 10 przypadków negatywnie odbije się to nie tylko na konkretnym projekcie, ale również na całą organizację. Nie chcę pracować dla takich firm – tłumaczy zaprzyjaźniony deweloper.

Może więc to widmo kosztownych rekrutacji sprawi, że przedsiębiorcy zaczną efektywniej zarządzać długiem technologicznym? – Czytałam niedawno raport, którego autorzy przekonywali, że w branży IT zatrzymanie pracownika na dłużej niż dwa lata jest sporym sukcesem. Nie zazdroszczę HR-owcom, bo w obecnych kryzysowych czasach zatrzymanie pracowników to ogromne wyzwanie – wskazuje Aleksandra Bis, współzałożycielka Dare IT. To chyba bardzo ważne, ponieważ we współczesnych, niepewnych czasach każda optymalizacja wydatków może być na wagę złota. Należy przy tym wspomnieć, że wiele przedsiębiorstw zatrudnia deweloperów wyłącznie w celu wyszukiwania ewentualnych błędów. O tym, jak sporo czasu zajmuje firmom zarządzanie długiem technologicznym, rozmawialiśmy kiedyś z założycielami startupu RevDeBug, który opatentował technologię ułatwiającą wykrywanie i naprawianie błędów w oprogramowaniu. Jak wskazywali inżynierowie, w większości przypadków naprawa błędu jest prosta i finalna poprawka ogranicza się do poprawienia kilku linijek kodu lub zmiany nazwy jakiegoś pliku. Jednak znalezienie źródła kłopotów może zająć tygodnie, miesiące, a w skrajnych przypadkach nawet lata…

Na dobre i na złe?

Padło już w tym tekście hasło „małżeństwo”, które – zdaniem naszych rozmówców – dobrze opisuje relacje, jakie powinny funkcjonować na linii kadra zarządzająca – dział IT. Oczekiwania menedżerów wymienialiśmy w poprzednich materiałach z cyklu „Technopolis”. A czego potrzebują deweloperzy i programiści? 

Po pierwsze: otwartości. – Bardzo często zdarza się, że przychodzi do mnie prezes firmy, dla której wykonuję usługę. Opowiada, że podpatrzył u konkurencji jakieś „superinnowacyjne” rozwiązanie, więc koniecznie chciałby wdrożyć je również u siebie. Tłumaczę, że nie każda technologia znajdzie zastosowanie również w jego organizacji, ale skoro konkurent je ma, to on przecież także „musi” – zdradza nam jeden z rozmówców. 

Przykład? Przychodzi prezes do działu IT i mówi: „Mam takie nowe narzędzie, wszyscy je chwalą, wdrażamy!”. Później okazuje się, że rozwiązuje ono problemy wyłącznie w 60 proc., a w 40 proc. je mnoży. Ale prezes wymaga, więc cóż zrobić… Wyważenie obu racji jest bardzo trudne.

Po drugie: koło już wynaleziono. – Pod koniec zeszłego roku otrzymałem polecenie stworzenia narzędzia, które automatyzowałoby pewną część firmowych operacji. Mam dość spore rozeznanie w rynku, więc wiedziałem, iż dokładnie takie narzędzie jest już dostępne – jako SaaS. Zarekomendowałem skorzystanie z już gotowego rozwiązania, dzięki czemu przedsiębiorstwo zaoszczędziłoby czas i pieniądze. Niestety jednak projekt menedżer wyszedł z założenia, że coś, z czego korzystają inni, będzie gorsze. Zrezygnowałem ze zlecenia – wspomina.

O tym opowiadał kiedyś na naszych łamach – choć z innej perspektywy – Marcin Żuchowicz, CEO e-point SA, który zauważył w tym kontekście, że to sami inżynierowie bywają zbyt ambitni. – Dlaczego tak często robi się coś od zera, skoro w wielu przypadkach można po prostu skorzystać z gotowych szablonów? To wynika z pewnej pasji i miłości do technologii programistów. Do organizacji zgłasza się osoba po studiach technologicznych, która chce tylko i wyłącznie programować, bo to rozwija ją zawodowo – tłumaczył ekspert. 

I w końcu po trzecie: nie zawsze warto oszczędzać. – Z branżą jestem związany od wielu lat, więc widzę, że obecna sytuacja 

– co nie będzie bardzo odkrywcze – wymusza pewne zmiany w modelach biznesowych. Firmy tną budżety, siłą rzeczy tną również fundusze przeznaczane na zatrudnianie zewnętrznych specjalistów IT. W długofalowej perspektywie takie działanie się nigdy nie opłaci.

Dług ukryty w chmurze

Praktyczne porady są zwykle najlepsze! Efektywne prowadzenie biznesu jest niemożliwe bez możliwości zdalnego sprawdzenia poczty, wglądu do systemu CRM podczas wizyty u klienta, analizy zamówień wprost z magazynu czy zorganizowania zdalnego spotkania. Technologią, jaką eksperci wskazują jako kluczową w walce z długiem cyfrowym w organizacji – bez spadku wydajności operacyjnej – jest chmura.

Zmiany w przedsiębiorstwach, jakie w kontekście pracowniczym wymusiła pandemia (np. zwrot ku pracy zdalnej), technologiczna rywalizacja firm, a także rosnąca konkurencja na rynku pracy, to wyzwania, z którymi dzięki rozwiązaniom chmurowym można sobie sprawniej poradzić. Ponadto cloud computing oznacza także oszczędności związane z personelem – dzięki wyborowi usług chmurowych obniża się zapotrzebowanie na fachowców IT specjalizujących się w zarządzaniu oraz utrzymywaniu systemów informatycznych. Chyba jeszcze pamiętacie, co na początku pisaliśmy o rekrutacjach do IT. Zainteresowanie chmurą rośnie w zasadzie z tygodnia na tydzień. Do tej technologii przekonują się zarówno klienci na samym początku transformacji, jak i ci, którzy mają już pierwsze kroki za sobą i potrzebują np. kompetencji zespołu DevOps budującego zaawansowane środowiska i procesy umożliwiające rozwijanie aplikacji w modelu mikrousługowym. Zaufany partner technologiczny to najlepsze remedium na cyfrowe zadłużenie.

W walce z długiem pomagają również usługi SaaS, które w minionych miesiącach rozwijały się niezwykle dynamicznie. Niech o rosnącym znaczeniu tego typu rozwiązań świadczy jeden z ostatnich raportów amerykańskiego dostawcy oprogramowania BetterCloud, z którego wynika, że liczba programów SaaS w przedsiębiorstwach wzrosła średnio o kilkaset procent. Jak szacują eksperci, już ponad 70 proc. firm korzysta wyłącznie z oprogramowania SaaS, w skład którego wchodzą różne narzędzia: systematyzujące komunikację wewnątrz organizacji, ułatwiające sprzedaż czy umożliwiające znaczące zwiększenie obecności firmy w internecie.

SaaS to kompletna zmiana podejścia do sprzedaży oprogramowania. Zamiast licencji i programu gotowego do zainstalowania na komputerze klient wykupuje jedynie dostęp do funkcjonalności interesującego go oprogramowania. Korzyści płynące z takiego rozwiązania są oczywiste – począwszy od zaoszczędzonych funduszy, na większej mobilności skończywszy. No i przede wszystkim – użytkując zewnętrzne systemy, w mniejszym stopniu narażamy się na błędy popełniane przez własne zespoły. W SaaS zakochały się przede wszystkim małe i średnie przedsiębiorstwa, zwłaszcza te o rozproszonych strukturach. 

Dlaczego akurat MSP? Te najmniejsze podmioty niejako z automatu startują z gorszej pozycji w porównaniu do wielkich korporacji, gdyż talenty informatyczne zwykle wolą pracować dla dużych graczy. Cyfryzacja w MSP jest utrudniona, a dług cyfrowy tylko te trudności zwiększa. Nie bez powodu w średnich firmach jest większy procent nieudanych projektów – one często po prostu nie są w stanie przełamać własnych wewnętrznych ograniczeń organizacyjnych i technologicznych.

A dług technologiczny tylko te ograniczenia pogłębia.

Co dalej?

Świadomość oczywiście rośnie, jednak przedsiębiorcy wciąż nie przykładają należytej uwagi do kwestii długu technologicznego. Trochę jak z cyberbezpieczeństwem – to temat, który pojawia się na wszystkich branżowych konferencjach, jest szeroko opisywany przez media, ale nie można jednoznacznie stwierdzić, że jest bezpieczniej, wręcz przeciwnie. Poza tym, co podkreślają eksperci ds. cyberbezpieczeństwa, nigdy nie będziemy w pełni bezpieczni.

Podobnie jest z cyfrowym zadłużeniem – choć temat stał się wreszcie obecny w przestrzeni publicznej, wciąż jest dużo pracy do wykonania, by go spopularyzować. Bo jeśli masz biznes, który w dużym stopniu zależy od technologii, to dług cyfrowy może sprawić, że twoja firma przestanie sprawnie działać, a konkurencja zyska wielką przewagę.

Zarządzanie długiem cyfrowym to w pewnym sensie ciągłe dopasowywanie się do potrzeb nowych grup użytkowników. Trzeba rozumieć trendy i rozpoznawać nowe technologie mogące przekonać konsumentów do wybrania akurat naszych usług. Jednocześnie organizacja powinna być otwarta na wprowadzenie zmian – również na poziomie operacyjnym – jakie te nowe trendy ze sobą niosą. 

Zastanawiając się nad przyszłością branży, należy wziąć pod uwagę, iż niektóre branże są bardziej narażone na wystąpienie długu technologicznego. Generalnie jest tak, że im bardziej skomplikowany produkt (bądź usługa), tym ścieżka klienta jest dłuższa, zwiększają się przy tym jego potrzeby. Jakie to dziedziny? Z pewnością branża usług medycznych, gdzie potrzeby cyfryzacji gwałtownie wzrosły w czasie pandemii, ale złożoność usług oraz interakcji z pacjentami nie pozwala na szybkie zniwelowanie długu cyfrowego.

Najbardziej „nowocześni” programiści przekonują wręcz, że obowiązki związane z cyfrowym długiem powinny stanowić podstawę pracy ekspertów IT i to wyłącznie od skuteczności utalentowanych informatyków i ich umiejętności reagowania na zdarzenia kryzysowe będzie zależało osiągnięcie przewagi rynkowej. To chyba jednak zbyt odważna teza. Najważniejsze, by menedżerowie chcieli rozmawiać i próbowali zrozumieć, co działy IT chcą im przekazać. A po stronie IT stoi natomiast umiejętne argumentowanie własnych prognoz, gdyż przedsiębiorca powinien możliwie jak najdokładniej poznać ewentualne konsekwencje podjęcia takiej, a nie innej decyzji.

Jak napisaliśmy na wstępie, dług cyfrowy przypomina ten finansowy. Tu jednak różnica jest taka, że drugiej szansy możesz już nie dostać. 

My Company Polska wydanie 7/2023 (94)

Więcej możesz przeczytać w 7/2023 (94) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ