Krótkie inwestycje w świecie niskich stóp

KAROL SEREWIS/EAST NEWS
KAROL SEREWIS/EAST NEWS 98
Trudno dziś zainwestować na chwilę nadmiar firmowej gotówki – a przynajmniej z sensem. Oprocentowanie lokat bankowych wręcz do nich zniechęca. Fundusze pieniężne są nimi tylko z nazwy. Wielu korci, by w poszukiwaniu dochodu grać niebezpiecznie. Jak w tych warunkach zarabiać na krótkoterminowej lokacie kapitału i czego się spodziewać?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2015 (2)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Prowadzący działalność gospodarczą są, do pewnego stopnia, wolni od tego rodzaju zmartwień. Firmową gotówkę mogą po prostu przelać na prywatne konto, a pomysły na jej wydanie zawsze się znajdą. Inaczej jest w przypadku podmiotów posiadających osobowość prawną. Lecz ten artykuł nie jest o tym, jak legalnie wydostać z nich pieniądze i umieścić na prywatnym rachunku, ale o tym, w jaki sposób sensownie zagospodarować „wolną” gotówkę, zanim skończy się rok obrotowy i będzie można podjąć uchwałę o wypłacie dywidendy.

0,00 procent...

... to wysokość oprocentowania większości bieżących rachunków bankowych, obojętne, czy należą do osób fizycznych czy prawnych. Trzymanie na nich środków większych, niż jest to absolutnie niezbędne, można uznać za marnotrawstwo. Niestety, przeniesienie pieniędzy na rachunek oszczędnościowy albo nawet na lokatę bankową da niewiele lepszy rezultat.

Wystarczy przejrzeć oferty dziesięciu największych banków w Polsce (w tym jednego wyłącznie dla przedsiębiorców), by przekonać się, że większość z nich za miesięczny depozyt o wartości do 10 tys. zł oferuje grosze. I to niemal dosłownie. Na przykład 0,65 proc. w PKO BP, przy powyższej kwocie, pozwala zarobić 5,42 zł miesięcznie. To za mało, by zaprosić kontrahenta choćby na kawę. Nic dziwnego, że wielu przedsiębiorców, słysząc „lokata”, wzrusza ramionami – zysk jest zbyt nikły, by wynagrodzić choćby „wysiłek” związany z jej założeniem.

Banki są jednak skłonne płacić wyższe stawki za większe środki złożone na dłuższy termin. Co ciekawe, w niektórych przypadkach oprocentowanie rocznych wkładów jest niższe niż np. półrocznych czy kwartalnych. Również banki mają bowiem problem z ulokowaniem gotówki, a nie chcą się wystawiać na ryzyko przepłacenia za depozyty. Tak czy owak, uzyskanie ponad 1 proc. w skali roku za wkład na trzy lub sześć miesięcy nie stanowi problemu już przy kwocie 50 tys. zł, która daje np. 250 zł zysku z półrocznej lokaty. Wystarczy na opłacenie kilku rachunków telefonicznych, więc można ewentualnie poświęcić parę minut na jej znalezienie i założenie.

Dodajmy, że różnice między poszczególnymi bankami bywają spore (patrz tabela). Od 0,1 proc. w Pekao (które deklaruje gotowość do negocjowania wysokości stawek) do 1,5 proc. w Idea Banku. Wprawdzie przy 10 tys. zł, ulokowanych na miesiąc, różnica między największym a najmniejszym zarobkiem wynosi tylko i aż 12 zł (12,5 zł minus 83 gr), ale przy większych kwotach i dłuższych okresach rośnie. W przypadku depozytu w wysokości 100 tys. zł na pół roku sięga 1 tys. zł. Najwyższe stawki płaci wspomniany już Idea Bank, dla którego atrakcyjna lokata jest jednak tylko wstępem do budowania relacji z przedsiębiorcami. „Ceną” jej założenia jest otwarcie również rachunku firmowego. Najmniej płacą zaś te banki, które depozytów i tak mają w bród.

Tradycyjna alternatywa dla lokat...

... to fundusze pieniężne, inwestujące środki klientów w tzw. instrumenty rynku pieniężnego. W teorii – przede wszystkim w krótkoterminowe papiery dłużne, jak bony i obligacje skarbowe o bliskim terminie wykupu, oraz w lokaty bankowe. Tego rodzaju fundusze przeznaczone są przede wszystkim dla przedsiębiorstw, które chcą elastycznie zarządzać gotówką. Dlatego lokują one środki w instrumenty o dużej płynności, by pieniądze mogły w razie potrzeby prędko wrócić do inwestora.

Od lokat różnią się głównie brakiem wyznaczonego terminu inwestycji. A zatem, jeśli ktoś nie wie, czy na pewno nie będzie potrzebował pieniędzy przez trzy lub sześć miesięcy, powinien zdecydować się na fundusze – wycofując środki, nie straci odsetek, jak w przypadku lokaty bankowej. O stopie zwrotu z inwestycji decyduje zmiana wartości jednostki uczestnictwa, a ta z kolei zależy od zmiany wartości posiadanych przez fundusz instrumentów finansowych i naliczanych od nich odsetek.

Tabela na następnej stronie pokazuje, że fundusze rynku pieniężnego zapewniają inwestorom nie tylko większą elastyczność niż lokaty bankowe, lecz także wyższe zyski. Ale już nie mówi, że wyższe jest też podejmowane ryzyko.

Raptem 40 dni upłynęło między stworzeniem pierwszej wersji tego zestawienia i napisaniem niniejszego artykułu, a stopa zwrotu z trzech miesięcy stopniała w przypadku ówczesnego lidera tabeli, Opera Pecunia, z 1,0 do 0,0 procent. Z kolei Eques Pieniężny poprawił swój wynik z 0,8 do 1,0 proc. Nawet laik zauważy, że te zmiany nie mogą wynikać wyłącznie z notowań bonów i obligacji skarbowych o krótkim terminie zapadalności, których wrażliwość na wszelkie perturbacje na światowych rynkach jest przecież bardzo niska.

I rzeczywiście. Rzut oka na skład portfeli funduszy pozwala się zorientować, że np. Eques i Opera nie stronią od obligacji korporacyjnych, także tych bardziej ryzykownych. Eques zainwestował choćby w obligacje spółki Hawe. Pod koniec 2014 r. (data sprawozdania funduszu) stanowiły one 2,4 proc. jego aktywów. W sierpniu Hawe przestała obsługiwać papiery dłużne (nie wykupiła ich w terminie) i jeśli fundusz nadal je trzyma, a spółka ich nie spłaci, będzie zmuszony spisać tę inwestycję na straty, ze szkodą dla klientów. W portfelu Opery obligacje stanowiły pod koniec 2014 r. ponad 65 proc. aktywów, w tym także papiery, których oprocentowanie wynosiło 12 proc. Choć nie znaczy to jeszcze, że chodzi o zły interes.

Również pozostałe fundusze pieniężne z tabeli (dziewięć na dziesięć), chcąc znaleźć się w czołówce stóp zwrotu, podjęły ryzyko inwestowania w obligacje korporacyjne o najróżniejszej kondycji. Spora część z nich poprzestała jednak na papierach firm o dobrym standingu finansowym.

Żeby jednak mieć pewność, iż za kilka tygodni czy miesięcy zainwestowana gotówka wróci do nas w nienaruszonym stanie, warto przejrzeć statuty funduszy oraz to, w jaki sposób konstruowały one dotąd swoje portfele. Niestety, potrzebna by tu była pomoc specjalisty, gdyż laik raczej nie będzie w stanie ocenić, które pozycje w portfelach są bezpieczne, a które wiążą się z ryzykiem utraty wartości aktywów. Do tego wybór funduszy rynku pieniężnego jest spory: jest ich prawie 50, przy czym część to fundusze zamknięte, co wyklucza krótkoterminowy charakter inwestycji. Innymi słowy, ryzyko może łatwo zostać niedocenione, a pokusa sięgnięcia po maksymalne 4 proc. może nie być trudna do zwalczenia.

A może samodzielnie dobierać obligacje firm...

... skoro fundusze pieniężne tak chętnie je kupują i sprawować nad tego rodzaju inwestycjami bezpośrednią kontrolę? Cóż... W przeciwieństwie do klasycznych instrumentów rynku pieniężnego, obligacje korporacyjne nie są lokatą płynną, zwłaszcza w przypadku rynku pierwotnego. Terminy ich zapadalności wynoszą zwykle co najmniej trzy lata. Co prawda, można będzie je sprzedać wcześniej, jeśli zaczną być notowane na giełdzie, ale, po pierwsze, nie wiadomo, kiedy to nastąpi (może w ciągu niecałego miesiąca, lecz zdarzają się papiery, które trafiają do obrotu nawet po roku od przeprowadzenia emisji), a po drugie – nie wiadomo, jaka będzie wtedy ich cena (choć całkiem prawdopodobne, że będzie bliska nominalnej, co pozwoli zachować zyski z inwestycji).

Z tego samego powodu, szukając możliwości chwilowego ulokowania swego kapitału, możemy wykluczyć obligacje kupione i sprzedane później na rynku wtórnym. Handlując nimi, trzeba zapłacić prowizję maklerską (zwykle 0,19 proc. wartości transakcji), a zwrot z inwestycji nie jest pewny, nawet w przypadku papierów najlepszych firm. Na cenę obligacji na rynku wtórnym wpływa bowiem wiele czynników, nie zawsze zależnych od kondycji ich emitenta, takich jak choćby płynność obrotu.

Należałoby się zatem skupić na spółkach, w przypadku których inwestor może mieć pewność co do ceny, jaką uzyska przy sprzedaży. Taką gwarancję dają papiery, które wygasają za kilka tygodni lub miesięcy – emitent musi je wykupić w ustalonym dniu, płacąc pełną ich wartość nominalną plus naliczone odsetki. Zdecydowanie zawęża to wybór potencjalnych inwestycji, ale, na szczęście, chętnych do tego rodzaju transakcji również nie ma zbyt wielu.

Potrzebna jest jednak wiedza o kondycji emitentów obligacji. Ich dobra sytuacja finansowa to rękojmia terminowej obsługi zadłużenia, lecz wiąże się z tym stosunkowo niska rentowność papierów (patrz tabela). Naturalnie, można wybrać także obligacje firm o wyższym tzw. profilu ryzyka, nawet takie z dwucyfrową rentownością, ale odpowiednio zmniejszy się poziom bezpieczeństwa.

Świadomość, że z zainwestowania 100 tys. zł można po roku uzyskać 1 tys. zł bankowych odsetek, może być frustrująca. Z gotówką coś trzeba jednak począć. Albo zgodzić się na niski kupon (wypłacane odsetki), albo podjąć ryzyko sięgnięcia po wyższy dochód. Trzecią drogą jest wydłużenie terminu inwestycji, co znacznie poszerzy zestaw możliwości.

baner 970x200
My Company Polska wydanie 2/2015 (2)

Więcej możesz przeczytać w 2/2015 (2) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie