Idzie na Maksa

© Piotr Woźniakiewicz
© Piotr Woźniakiewicz 64
Kiedyś poważny dzieciak, dziś konsekwentny inwestor, ale w tym jest zero nudy i tylko trochę zapatrzenia w siebie. Działa niestandardowo, szeroko, ma plany na przynajmniej sto kolejnych lat – dla swojej rodziny i polskiego biznesu.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2016 (10)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Maciej Gnyszka nie snuje jednak irracjonalnych wizji. Przyszłość widzi etapowo. Stawia krok za krokiem, choć to kroki milowe. Najbliższą przełomową linię na horyzoncie widzi za jakąś dekadę. – Wtedy w pierwszej setce najbogatszych Polaków powinien pojawić się ktoś z Towarzystw Biznesowych – mówi. 

To przekonanie opiera na obserwacji tempa rozwoju firm zrzeszonych w stworzonych przez siebie towarzy­stwach, a także globalizacji. – Dziś mieszanie na szczytach zajmowanych przez najbardziej zamożnych jest znacznie łatwiejsze niż kiedyś. Jako przedsiębiorcy nie zależymy już tak bardzo od lokalnych patologii czy ich braku, ani od polityków. Możemy śmiało rozwijać inte­resy na całym świecie – wyjaśnia. 

W etycznej sieci

Towarzystwa Biznesowe działają dziś w 12 miastach Polski. Orężem ok. 300 ich członków jest wzajemne zaufanie. W mniejszych gronach spotykają się często, a raz w roku na ogólnopolskiej konferencji „Żyj w obfitości”. Wymieniają się doświadczeniami w prowadzeniu biznesu, rekomendują siebie nawzajem, pomagając sobie w zdobywaniu nowych rynków. Ich nazwiska mają świecić dobrym przykładem. Rzetelności i uczciwości, a jednocześnie umiejętności bogacenia się przez osoby wierzące (przeważnie katolików) i respektujące etyczne reguły. 

Gnyszka planuje ekspansję zagraniczną towarzystw. Między innymi w tym celu zbiera kapitał poprzez emisję ich akcji. Pod auspicjami towarzystw ma być też wyprodukowany film o św. Maksymilianie Kolbe, który stał się ich patronem. – Przed II wojną, inwestując w zakon, w centrum w Niepokalanowie, w media, nadał polskiemu katolicyzmowi nowy, dynamiczny charakter. Porównując się z nim, z tym – nawiązując do jego imienia – „przedsiębiorcą na Maksa”, muszę powiedzieć, że jestem jeszcze w lesie – mówi Gnyszka. Dodaje nawet, że nieco mu wstyd z powodu nadal niedużych osiągnięć. 

Status milionera

Przesadza, może nawet lekko kokietuje, bo od wczesnego dzieciństwa nie odpuszcza, nieustająco wzmacnia siebie, z każdego doświadczenia pobiera lekcję i tworzy prężne biznesowe środowisko. Rozbudowuje je i mu doradza. Służy temu jego kolejne przedsięwzięcie, Pracownia Synergii – swoiste S.O.S. dla biznesu. Świadczy usługi przedsiębiorcom w szerokim zakresie, także w najbardziej nietypowych sytuacjach, w dowolnej dziedzinie. Doradztwem dla organizacji pozarządowych zajmuje się natomiast firma Gnyszka Fundraising Advisors. Sam Gnyszka wydał zaś niedawno „Fundraising. Pierwszy polski praktyczny podręcznik” na temat pozyskiwania funduszy lub darowizn na cele społeczne. 

Firmy skupione w „Gnyszkogrupie”, według informacji jej założyciela, z roku na rok zwiększają przychody o 220–250 proc. W 2015 r. sięgnęły 2 mln zł, a na koniec 2016 r. spodziewanych jest już pięć. – A pana pierwszy własny milion? – pytam, bo przecież w tej misji na rzecz polskiego biznesu musi też być miejsce na tego rodzaju satysfakcję. – Chciałem mieć pierwszy milion przed trzydziestką, ale jestem jeszcze od tego daleki. Z drugiej strony, gdy przyglądam się swojemu pokoleniu, to nie mogę narzekać na stopień moich oszczędności – odpowiada. 

Głowa do interesów

Przedsiębiorczości uczył się od rodziców. Oboje z Lubelszczyzny, rozkręcili biznes budowlany pod Warszawą. – Dzięki zdrowemu rozsądkowi, rzetelności, ale też wyobraźni, osiągnęli wielką stabilność – opowiada. Wspomina, jak na ulicach rozklejał z mamą informacje o firmie taty. Kiedy rówieśnicy marzyli o sprzęcie do gier wideo, on pragnął mieć samochód ciężarowy Kamaz, żeby wozić nim piasek na budowę ojca. 

Samodzielne interesy robił zaraz po ukończeniu przedszkola. Podczas obozu harcerskiego wypadły jego urodziny. Rodzice odwiedzili synka i podarowali mu kilka kilogramów cukierków. Maciuś nie poczęstował kolegów, ale sprzedał słodycze „z wielką przebitką”. – Tam, w środku mazurskiego lasu, byłem monopolistą – wspomina rozmarzony. 

Nauczył się walczyć o pozycję w grupie, co nie było łatwe z kilku powodów. Nie wszyscy podziwiali fakt, że był zaangażowanym ministrantem, uczył się świetnie, a do tego się jąkał. – Nie dałem się zepchnąć na pozycję kujona, bo trzymałem ze wszystkimi, także z największymi klasowymi chuliganami. Przyznaję się, że w III klasie podstawówki już popalałem z nimi papierosy – opowiada. Potem już nigdy po fajki nie sięgnął. 

Miał być habit

Wiarę i szacunek do rodziny, ojczyzny, historii też wyniósł z domu. Przywołuje pradziadka Stanisława, który wsławił się ucieczką z Syberii i udziałem w wojnie polsko-bolszewickiej. Maciej nie miał chyba nawet 10 lat, gdy rozczytywał się w żywocie św. Ojca Pio, zachwycił się sanktuarium na Świętym Krzyżu w Górach Świętokrzyskich i napisał listy do papieża i prymasa Polski, by pozwolili mu założyć zgromadzenie zakonne. – Pamiętam, jak przyklejałem fioletowy znaczek za 6 zł na kopercie do Watykanu – mówi. Odpowiedzi nie nadeszły. 

Po latach, zamiast do zakonu, poszedł na architekturę i socjologię, odbył też w trakcie studiów dwumiesięczny Kurs Szkolenia Rezerw i... został kapralem artylerii. – Odebrałem wtedy niesamowitą lekcję pokory, przydatną także w biznesie. Moimi przełożonymi nie były tuzy intelektu. Musiałem wiele razy prosić sierżanta, by pozwolił mi wyjść do koszarowego kiosku po gazetę. Ale poszedłem do armii z własnej woli, z poczucia odpowiedzialności za rodzinę i naród – mówi. W razie wojny ma przydział do Sztabu Generalnego. 

W wojsku, z obiektu drwin z powodu wypełniania religijnych praktyk, w krótkim czasie przeistoczył się w lidera, pokonując wcześniejszych przywódców grupy, bardziej skorych do bójki niż modlitwy i rozmowy. – Postanowiłem zarządzić sytuacją, w której się znalazłem. Uznałem, że jeśli mój przeciwnik uzna, iż mam mocny kręgosłup, nie będzie miał wyjścia i poczuje respekt. Odrobiłem tam lekcję z przywództwa – wspomina. 

Chciałby, żeby za kilka lat (poza tym pierwszym milionem oszczędności) na dźwięk nazw Gnyszka Fundraising Advisors, Towarzystwa Biznesowe czy Pracownia Synergii oraz kolejnych inicjatyw – na razie w fazie projektów – w słuchaczach uruchamiał się jednakowy tok myślenia. I aby sprowadzał się do stwierdzenia, że mają do czynienia z człowiekiem i jego zespołem, dla których uczciwość w biznesie jest jedynym drogowskazem prowadzącym do życia w obfitości. 


Maciej Gnyszka

Przedsiębiorca, fundraiser (czyli specjalista od pozyskiwania funduszy), doradca, bloger, organizator konferencji „Żyj w obfitości”. 

Założyciel podmiotów tworzących nieformalną „Gnyszkogrupę”:

1. Gnyszka Fundraising Advisors – pierwszej polskiej agencji fundraisingowej, doradzającej organizacjom pozarządowym,

2. Towarzystw Biznesowych – klubów networkingowych skupiających konserwatywnych przedsiębiorców, 

3. Pracowni Synergii, jak twierdzi, „pierwszej polskiej agencji 360°” (m.in. PR, marketing, IT, kreacja, lobbing).

Absolwent architektury na Politechnice Warszawskiej i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. 

We wczesnej młodości pierwszy broker legalnych usług korepetytorskich PogotowieNaukowe.pl.

Stworzył system finansowania dla portalu Fronda.pl, gdy ten powstawał.

Szczęśliwy mąż i ojciec dwóch synków.

Warszawiak w pierwszym pokoleniu, tuż przed trzydziestką. 

My Company Polska wydanie 7/2016 (10)

Więcej możesz przeczytać w 7/2016 (10) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie