Niedoceniane fundusze

© Shutterstock
© Shutterstock 90
Wolna gotówka przeciętnej polskiej firmy leży zazwyczaj na ROR lub na lokacie overnight, rzadziej na innej, nadal jednak najwyżej dwutygodniowej. Niedoceniane są natomiast fundusze – pieniężne, inwestycyjne – w których też przecież można pomnażać majątek, nieraz z lepszym efektem.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2016 (6)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Przedsiębiorcy chcą mieć szybki dostęp do swoich pieniędzy, gdyby niespodziewanie musieli na bieżąco z nich skorzystać. Wolą więc rolować lokaty niż powierzyć gotówkę np. funduszowi inwestycyjnemu, choć przecież taka decyzja nie ograniczyłaby ich dostępu do kapitału. – W efekcie pieniądze sporadycznie są umieszczane nawet na średni okres w jakimkolwiek produkcie inwestycyjnym. Głównie z tego powodu, że fundusze wciąż postrzegane są u nas jak produkty inwestycyjne, a nie lokacyjne – mówi Adam Lipka-Bebeniec, ekspert ds. klientów instytucjonalnych w Union Investment TFI. 

Powodem takiego zarządzania gotówką jest też fakt, że w dużej części przedsiębiorstw bieżące decyzje podejmują nie właściciele, ale wynajęci menedżerowie. – Myśląc o zagospodarowaniu firmowych pieniędzy, dbają przede wszystkim o ich bezpieczeństwo. Dyrektorowi finansowemu zależy bowiem głównie na tym, by nie stracić, a dopiero potem, żeby zyskać – wyjaśnia przedstawiciel UI TFI i dodaje, że to zasadniczo ogranicza pole manewru, bo ci menedżerowie zawsze na pierwszym miejscu stawiają instrumenty bankowe. Czy słusznie robią? Niekoniecznie.

Np. fundusze rynku pieniężnego, zwane też gotówkowymi, również inwestują w lokaty, tyle że na rynku międzybankowym, a poza tym, choć znacznie rzadziej, w bony skarbowe czy obligacje z terminem zapadalności nie dłuższym niż rok. – W efekcie takie inwestycje są bardzo płynne, przez co obarczone mniejszym ryzykiem, a inwestor w ciągu najwyżej trzech dni może mieć swoje pieniądze z powrotem – mówi Piotr Krawczyński, analityk TFI PZU.

Firmy mogłyby więc, bez zwiększania ryzyka, inwestować część wolnych środków nie w lokaty, ale właśnie w fundusze. Przy instrumentach pieniężnych, czy nawet dłużnych, można zarobić choćby 1 proc. więcej niż na bankowym depozycie. I faktycznie, jeśli już zarządy polskich spółek decydują się na fundusz, to, jak szacuje Adam Lipka-Bebeniec, ich wybór w 90 proc. przypadków pada właśnie na fundusze rynku pieniężnego, a w 10 proc. na inne. Co mieści się w tych pozostałych 10 proc.? Prezesi i dyrektorzy finansowi czasami decydują się na fundusze dłużne, zupełnie sporadycznie na mieszane, a na akcyjne tylko wyjątkowo. Spoza oferty bankowej skłonni są też wybierać inwestycje w obligacje skarbowe i, znacznie rzadziej, w korporacyjne.

Kiedy właściciel decyduje

– Inaczej wygląda sprawa, gdy decyzje podejmuje właściciel firmy – mówi Adam Lipka-Bebeniec. – Taka osoba myśli strategicznie o rozwoju przedsiębiorstwa, planuje wydatki często w średnim lub długim horyzoncie inwestycyjnym. Dlatego jest dużo bardziej skłonna rozszerzyć paletę wykorzystywanych instrumentów.

Właściciel często ma do firmowych pieniędzy podobne podejście, jak do własnych i pozwala sobie na większe ryzyko inwestycyjne. Tu, jak wynika z doświadczeń przedstawicieli TFI, w grę wchodzą również fundusze bardziej agresywne, np. mieszane, a zdarza się, że i akcyjne czy fundusze wierzytelności. – Nigdy nie doradzamy jednak klientom lokowania w akcje, jeśli pieniądze miałyby być inwestowane na krócej niż pół roku czy rok. To byłoby zbyt duże ryzyko – przestrzega Adam Lipka-Bebeniec.

Polscy biznesmeni nie są natomiast zbyt zainteresowani funduszami hedgingowymi. Nawet importerzy i eksporterzy dla zabezpieczenia swoich transakcji chętniej wybierają innego rodzaju instrumenty. Prawdopodobnie dlatego, że fundusze te pobierają bardzo wysokie opłaty za zarządzanie powierzonym majątkiem, są nastawione tylko na dużych klientów, a do tego nie da się szybko wycofać z nich pieniędzy. Są też przereklamowane. Na Zachodzie mają nie najlepszą opinię. Pobierając horrendalne opłaty od inwestorów (pożerające sporą część zysków), dostarczając w zamian (z nielicznymi wyjątkami) zwroty nie wyższe, niż tzw. szeroki rynek, a często niższe. Innymi słowy, już lepiej zainwestować w tani fundusz indeksowy (którego aktywa, a więc i zwroty, naśladują wybrany indeks, np. giełdowy).

Zatrzymajmy się jeszcze przy funduszach alternatywnych specjalizujących się w aktywach spoza klasycznej triady (akcje, obligacje, gotówka). Uważa się, że aktywa te stanowią dobrą odpowiedź na obecne zawirowania na rynkach. Jednak zainteresowanie nimi ze strony biznesu jest niewielkie (choć z tego schematu zaczynają się wyłamywać dzieła sztuki). Przedstawiciele Wealth Solutions, największego polskiego funduszu alternatywnego, tłumaczą, że tego rodzaju inwestycje są, z pewnymi wyjątkami, zbyt długoterminowe w sytuacji, gdy wiele firm szuka po prostu szybkich okazji do zarobku. Alternatywna oferta jest zatem na razie skierowana głównie do inwestorów indywidualnych, w tym przedsiębiorców.

Wybór funduszu

Adam Lipka-Bebeniec radzi, by przy wyborze produktu, jakim jest fundusz, brać pod uwagę przepływy finansowe w swojej firmie, przy czym nie tyle ich wielkość, co częstotliwość. Inny produkt będzie odpowiedni dla firmy handlowej, która ma cykliczne, nierównomierne, częste wpływy i wypływy gotówki, a inny w przypadku np. przedsiębiorstwa budowlanego, gdzie są one rzadkie, ale za to duże.

– W pierwszym przypadku nie sposób myśleć o produktach ryzykownych, takich jak fundusz akcyjny czy nawet mieszany, które co do zasady wymagają dłuższego horyzontu inwestycyjnego czy większej cierpliwości inwestycyjnej, bo są bardziej zmienne – wyjaśnia Lipka-Bebeniec. – W drugim istnieje możliwość postawienia na tego typu fundusze. Jeśli wiem, że gotówka może poleżeć pół roku, rok, a czasami nawet i dwa lata, to mogę ją zainwestować w coś bardziej ryzykownego, co potencjalnie przyniesie wyższą stopę zwrotu, ale cechuje się większymi wahaniami.

Lipka-Bebeniec radzi też, by np. do bardziej ryzykownego funduszu (jak choćby akcyjny), przekazać 10–15 proc. swoich środków. – Formalnie oczywiście żadnych limitów nie ma, jednak uważam, że generalnie w całym majątku udział akcji powinien być nie wyższy niż 30 proc. To jest zdrowy poziom – mówi.

Rzecz jasna, indywidualne sytuacje są różne, ale gdyby wziąć modelowego klienta, najlepiej, by korzystał on z usług jednego, dwóch, lecz raczej już nie większej liczby banków. I właśnie to bank powinien, zdaniem eksperta UI TFI, dominować w zagospodarowywaniu naszej wolnej gotówki. Natomiast w funduszach należałoby ulokować do 40 proc., maksymalnie do 50 proc. aktywów.

Z kolei Piotr Krawczyński podkreśla, że o wyborze funduszu (i aktywów) powinny w pierwszym rzędzie decydować dwa czynniki: wielkość kwoty, jaką się inwestuje oraz okres, na jaki się to robi. – Istnieje podstawowa zasada, która ma zastosowanie na rynku finansowym: im krótszy okres, na który można zamrozić środki, tym bardziej bezpieczne i płynne powinny być aktywa. A im ten okres dłuższy, tym inwestycje mogą być bardziej agresywne i mniej płynne. Nieco bardziej ryzykowne, ale w konsekwencji dające też potencjalnie większy zysk – mówi.

Na co jeszcze patrzeć? Zawsze warto sprawdzić, czy strategia danego funduszu jest prosta, łatwa do wytłumaczenia i uzasadnienia, czy też zawiła i skomplikowana. Jeśli klient nie jest w stanie jej z miejsca zrozumieć, w tym także poszczególnych argumentów przytaczanych na jej rzecz, powinien się zastanowić, czy powierzyć takiemu funduszowi swoje pieniądze. Jak dowiodły niezliczone badania, proste, konsekwentnie przestrzegane strategie skuteczniej odcinają inwestujących od rozmaitych rynkowych zakłóceń, łatwiej również podejmować trafne decyzje. Orientacja na prostotę ustrzeże nas też przed firmą inwestycyjną, której prawdziwe cele mogą być w gruncie rzeczy zupełnie nieprzystające do naszej sytuacji i potrzeb, nie wspominając już o możliwości jak najszybszego zorientowania się, że pieniędzmi zarządza nieudolny menedżer albo zmieniła się strategia.

Czym natomiast nie warto się za bardzo sugerować? Przeszłymi wynikami – bo nigdy nie gwarantują one przyszłych zwrotów. Oczywiście to, jak fundusz sobie dotąd radził (zwłaszcza regularnie, powtarzalnie, a nie w ostatniej „pięciolatce” czy „trzylatce”), ma znaczenie. Lecz wyłącznie wtedy, gdy jego przedstawiciele potrafią jasno i przystępnie wytłumaczyć, skąd się wzięły jego rezultaty, jaka filozofia i strategia inwestowania za tym stała, co tu było jej udziałem, a co, jakże częstym, szczęśliwym (lub nieszczęśliwym) przypadkiem. A i wtedy można mówić tylko o prawdopodobieństwie przyszłych sukcesów czy porażek.

A może inwestować samodzielnie?

Generalnie nie warto przeceniać swoich sił. Nawet jeśli ktoś odnosi sukcesy w biznesie, niekoniecznie poradzi sobie jako samodzielny inwestor dobierający aktywa, handlujący nimi, poddawany ogromnemu ciśnieniu i emocjom. Jako przestrogę przytacza się czasem przykład multimilionera Thomasa Endicotta, który dorobił się jako znakomity menedżer, a potem  postanowił na własną rękę pomnożyć zgromadzony majątek. Niewątpliwie się starał – spędzał średnio po sześć godzin dziennie na aktywnym inwestowaniu. Liczba zawieranych przez niego transakcji szła w tysiące, a obroty w dziesiątki milionów dolarów. Rezultat: w zaledwie trzy lata osiągnął... 1,1 mln dol. strat.

Dlatego lepiej jednak skorzystać ze wsparcia sprawdzonego doradcy inwestycyjnego, który nie tylko pomoże nam wybrać strategię inwestycyjną zgodną z potrzebami i celami naszego biznesu, ale też odwiedzie (oby) od nadmiernego handlowania (opłaty od transakcji pożerają zyski) i popełniania innych błędów w grze rynkowej, gdzie za przeciwnika mamy  zawodowych inwestorów uzbrojonych w ogromną wiedzę i nowoczesne narzędzia. 

Polskie warunki

Polski rynek różni się od bardziej dojrzałych pod wieloma względami. Weźmy taki czynnik, jak rodzaj prowadzonej działalności. – U nas paleta dostępnych funduszy jest uboższa. O ile na Zachodzie producenci ze specyficznych branż mogą znaleźć produkty inwestycyjne, które będą w stanie zabezpieczyć ich przed ryzykiem, które jest nieodłączną częścią ich biznesu, o tyle w Polsce o takie fundusze jest trudno – tłumaczy Piotr Krawczyński.

Np. dla importera, który jest producentem wyrobów z danego surowca, wzrost ceny tego ostatniego oznacza też automatyczny wzrost kosztów. Kupując jednostki odpowiedniego, specjalistycznego funduszu surowcowego, zabezpiecza się, bo ich cena też będzie szła w górę, gdy surowiec podrożeje (i w dół, gdy potanieje, ale wtedy spadną też jego koszty, jako importera). To może dotyczyć wytwórców wyrobów z miedzi, pasz czy firm jubilerskich. Choć czasem istnieje ryzyko, że jednostki funduszu okażą się mało płynne, w przeciwieństwie do ich „fizycznej podstawy”. Tak jak to się jakiś czas temu przydarzyło tzw. złotym ETF-om (ETF to fundusz, którego udziałami handluje się na giełdzie).  

Warto też pamiętać, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny obejmuje tylko kwoty nieprzekraczające równowartości 100 tys. euro. To oznacza, że dla kogoś, kto zainwestował kilkadziesiąt milionów złotych, istnienie BFG nie ma właściwie znaczenia. Cóż, duże pieniądze, duży problem.

 


Jak wybrać fundusz inwestycyjny albo ETF

Są to podstawowe wskazówki. Każdy inwestor, np. firma, może dorzucić coś od siebie – wraz z nabywanym doświadczeniem. 

1. Odpowiedz sobie na pytanie, dlaczego chcesz w ogóle zainwestować w fundusz lub dodać nowy do swego portfela.

Unikaj impulsywnych ruchów niepasujących do twojej szerszej strategii biznesowej i inwestycyjnej. Zastanów się, czy chodzi o dywersyfikację ryzyka twoich inwestycji, stabilny przychód, a może o szybki zysk? To pozwoli generalnie określić klasę aktywów odpowiednią do twoich potrzeb i celów (akcje, gotówka, obligacje, aktywa alternatywne – tylko jakie?).

2. Szukaj funduszy specjalizujących się w odpowiadających ci klasach aktywów, ale spełniających też inne twoje potrzeby.

Np. takich, które pobierają opłaty niższe od średniej, z menedżerami z odpowiednio  długim stażem, akceptujące wielkość kapitału, jaki możesz wnieść itd.

3. Poznaj historię wyselekcjonowanych kandydatów.

Musisz się upewnić, że warto im zaufać (na plus: doświadczenie zarządzających, zrozumiała stra­tegia inwestowania; zdecydowanie na minus: wpadki w rodzaju nadmiernej zapaści w wynikach w stosunku do porównywalnych funduszy w trudnym okresie na rynku, przypadki łamania reguł opisanych w prospekcie funduszu). Dobrze jest czytać raporty danego funduszu, sprawdzić, jak komunikują się jego menedżerowie z obecnymi i potencjalnymi inwestorami. Niektórzy zalecają kierowanie się zasadą:  to, że zaufaliśmy temu funduszowi powinno  dać się sensownie wytłumaczyć nawet dziecku.

4. Porównaj „zaufanych” ze sobą: sprawdź zwroty.

Jeśli kandydatów nadal jest sporo, przyjrzyj się jednej czwartej tych z najlepszymi wynikami i sprawdź, czy były one spójne w dłuższym okresie niż ostatnie trzy lata czy nawet pięć. Zwłaszcza kiedy jesteś gotów poświęcić  trochę potencjalnego wzrostu w zamian za mniejszą zmienność.

5. Jeśli na tym etapie jest nadal kilka  funduszy, dalej sprawdzaj.

Uważnie zapoznaj się z ich prospektami, strategią, filozofią inwestowania, zorientuj się, w co im wolno inwestować i w co inwestować nie chcą, bo od tego zależy, jak będzie się kształtował ich portfel. Ewentualne oficjalne rankingi funduszy traktuj tylko jako narzędzie do potwierdzenia swojej decyzji.

6. Rozstrzygające kwestie.

Na tym etapie z grona kandydatów wybierz tych, którzy są lepsi pod względem: opłat dla funduszu, efektywności podatkowej, mniejszego pokrywania się z inwestycjami, które już masz.

7. Wybierz zwycięzcę i zapisz sobie, dlaczego wygrał. Za jakiś czas zweryfikuj, czy dalej spełnia  te kryteria. 

My Company Polska wydanie 3/2016 (6)

Więcej możesz przeczytać w 3/2016 (6) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie