Chirurgiczna precyzja

łuczak
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowe
„Zamknięte z powodu mafii” – tak zatytułowano artykuł, który pojawił się na łamach „Expressu Wieczornego” w 1994 r. Tekst dotyczył strajku restauratorów na warszawskiej starówce, których nękali gangsterzy wymuszający haracze. Bezsilni przedsiębiorcy, pozbawieni wsparcia policji, postanowili w taki właśnie sposób zwrócić uwagę opinii publicznej na swój problem.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2023 (94)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Teraz natomiast urzędy skarbowe wysyłają do lokali gastronomicznych w całej Polsce wezwania w sprawie obowiązku wnoszenia opłat od niezwykle wątpliwych usług dotyczących reklamy napojów alkoholowych. Nazywając rzecz po imieniu, w tym wypadku to także chęć miękkiego wymuszenia haraczu, jednak już nie przez gangsterów, lecz państwo.  

Schemat działania mafii zastosowany w latach 90. był bardzo prosty. Najpierw do lokalu wypadali agresywni młodzi mężczyźni, którzy atakowali personel i klientów. Komuś „dali z liścia”, głośno przeklinali, potłukli trochę szkła i rozlali kufel z piwem. Jednocześnie dawali do zrozumienia, że nie jest to wcale ich ostatnia wizyta. Wkrótce potem zjawiali się ubrani w eleganckie garnitury przedstawiciele firmy Eskorta, którzy proponowali spokój i bezpieczeństwo, a konkretnie zawarcie umowy ochroniarskiej. Opłata za świadczenie takiej usługi była właśnie haraczem. Lokali z naklejką Eskorty, mogło być w Warszawie ponad 1000.

Nasze państwo wymyśliło natomiast art. 13(2) ust. 1 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi stanowiący, że „podmioty świadczące usługę będącą reklamą napojów alkoholowych wnoszą opłatę w wysokości 10 proc. podstawy opodatkowania podatkiem od towarów i usług wynikającej z tej usługi”. Co najciekawsze ta sama ustawa zasadniczo w ogóle zakazuje reklamy alkoholu z wyłączeniem – pod wieloma warunkami – promocji piwa! 

Na trzeźwo trudno to zrozumieć. Ale po dwóch setkach wszystko staje się trochę jaśniejsze. Mamy bowiem wzór „zbiorczej deklaracji miesięcznej dotyczącej opłaty wnoszonej przez podmioty świadczące usługę będącą reklamą napojów alkoholowych”. Płaci się ją do 20. dnia następnego miesiąca, w którym wystawiono fakturę VAT za te usługi. Wczytując się dobrze w przepisy znajdziemy i taki, z którego wynika, że zakaz reklamy i promocji alkoholu nie obowiązuje wewnątrz „pomieszczeń hurtowni, wydzielonych stoisk lub punktów prowadzących wyłącznie sprzedaż napojów alkoholowych oraz na terenie punktów prowadzących sprzedaż napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia w miejscu sprzedaży”. 

W porządku. Bierzemy kolejnego drinka. Mamy bowiem do rozstrzygnięcia ważne kwestie. Ostatecznie można się zgodzić, że w pubie pije się piwo i wódkę na miejscu, jednak czy eksponowanie logo producenta napojów wyskokowych na barze, podstawce pod szklankę lub parasolu stanowi już taką usługę, od której należy zapłacić 10-procentowy podatek? Przecież restaurator nie uzyskuje tutaj żadnych przychodów z tytułu reklamy produktów alkoholowych, nie podpisuje umów, które dotyczą takich usług, a w konsekwencji nie wystawia też żadnej faktury VAT. Orzecznictwo sądowe za reklamę traktuje jednak praktycznie każde publiczne prezentowanie znaków towarowych i nazw. Co więcej, jeśli brak finansowych konkretów takiej działalności, to wysokość uzyskanych korzyści należy po prostu szacować. Takie przedmioty, jak szklanki, podkładki, specjalne lodówki czy parasole są często przekazywane do lokali nieodpłatnie w związku ze złożonym zamówieniem związanym z daną marką alkoholu. To fakt.

Czy w konsekwencji należy więc odprowadzić 10-procentowy podatek od rynkowej wartości takich firmowych gadżetów? Nie ma faktury VAT, to kto ma dokonać szacunku? Tego nie wiadomo, bo powiedzenie, że przepisy nie zostały uchwalone z chirurgiczną precyzją, jest bardzo ułomnym eufemizmem. Chociaż nie do końca, bo przecież zdarzają się lekarze wchodzący na salę operacyjną po wypiciu paru drinków. Powód jest prosty – nie trzęsą się im wtedy ręce. Przy wprowadzeniu – notabene 1 kwietnia 2021 r. – nowych regulacji i wzoru druku do zgłaszania przychodów uzyskiwanych z tytułu reklamy alkoholu szacowano, że deklarację DRA-2 składać będzie ok. 900 podmiotów, takich jak telewizje, supermarkety, wydawnictwa, radia, a przede wszystkim agencje reklamowe. Restauratorów w tym zestawieniu jakoś nie było. A powinni. Kiedyś nazywano taką daninę domiarem! Skarbówka zatem uznała, że skoro niewiarygodnie mało przedsiębiorców samodzielnie się opodatkowało i płaci ten podatek, to należy ich do tego przymusić. Przecież mówimy o możliwości popełnienia przestępstwa karnoskarbowego z art. 54 § 1 k.k.s. Stąd też wezwania do złożenia wyjaśnień oraz groźby nałożenia sankcji. Jedni zatem bardzo pokornie płacą, inny butnie odmawiają, ale wszyscy są trzymani w szachu i się boją. Podobnie jak przed laty restauratorzy na warszawskiej starówce.

My Company Polska wydanie 7/2023 (94)

Więcej możesz przeczytać w 7/2023 (94) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ